Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Leica M typ 240 - tak brzmi pełna nazwa nowej propozycji niemieckiego producenta została zaprezentowana podczas ubiegłorocznej Photokiny. Niestety w Kolonii, mieliśmy do czynienia tylko z przedprodukcyjnym aparatem, z którego nie mogliśmy opublikować zdjęć, ale napisaliśmy nasze pierwsze wrażenia.
Dziś mieliśmy okazję fotografować już finalnym egzemplarzem. Nowa Leica M to zupełnie nowa jakość w systemie dalmierzowych aparatów. Zmiana procesora oraz matrycy umożliwiła producentowi wyraźnie przyspieszyć pracę aparatu. Cyfrowa M-ka działa szybko i sprawnie, jest gotowa do pracy praktycznie od razu po przełączeniu dźwigni włącznika.
Wraz z premierą pojawiło się dość istotne pytanie w związku z LED-owymi ramkami - czy stare obiektywy Leiki, bez 6-bitowego kodu będą współpracować z M. Sprawdziliśmy i uspokajamy nowa Leica współpracuje bez najmniejszych problemów ze starszą optyką oraz z optyką niezależnych producentów jak Carl Zeiss czy Voigtlander. Bolec, który odpowiadał za wybór ramki został na swoim miejscu jedyne co się zmieniło to, to że ramki są elektroniczne i podświetlone.
Teraz najważniejsze czyli zdjęcia. Producent zmienił przetwornik z CCD na CMOS oraz zwiększył jego rozdzielczość. Dlatego zdecydowaliśmy się na zamieszczenie plików JPEG, które są zapisane bezpośrednio z RAW-a, bez żadnej obróbki. Dzięki temu każdy z was będzie mógł ocenić potencjał matrycy oraz oddanie kolorów, które było niewiadomą. Oprócz JPEG-ów oczywiście zamieszczamy także oryginalne, surowe pliki RAW.
Zdjęcia tradycyjnie wykonaliśmy po wcześniejszym resecie ustawień na standardowych ustawieniach aparatu. Mieliśmy okazję skorzystać z dwóch obiektywów Leica 50mm f/2 Summicron-M oraz Voigtlander Nokton 35mm f/1.4.