Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Temat miesiąca
Fotografia makroKiedy najlepiej fotografować, dlaczego warto znać swoich „modeli”, jak unikać częstych błędów i wreszcie co zrobić, by tchnąć w zdjęcia nieco magii na etapie obróbki? O tajnikach makrofotografii opowiada fotograf z wieloletnim stażem w świecie makrofotografii, Sebastian Janicki.
Przyjęło się, że najlepszą porą na zdjęcia makro jest świt. Owady po nocy są zahibernowane z powodu niskiej temperatury i mało ruchliwe. Pozwalają podchodzić bardzo blisko, a nawet robić im całe sekwencje zdjęć. Zazwyczaj wstawałem o 4 rano i przed 5 byłem już na łące szukając obiektów. Rano jest dużo wilgoci więc polecam zaopatrzyć się w nieprzemakalne spodnie i buty. Problemem z jakim możemy się też spotkać jest wiatr. Wybierajmy wtedy miejsca położone niżej, bądź osłonięte. Możemy też zbudować własną osłonę. Inną porą w której robienie zdjęć również nie jest błędem to czas tuż przed zachodem słońca. Owady wtedy szukają miejsca na nocleg i również stają się coraz mniej aktywne.
Mała rada w tym miejscu jest taka: obserwujmy bacznie to, co się dzieje. Jeśli owad przed zachodem słońca spocznie w konkretnym miejscu, rano o świcie (o ile w nocy nie będzie padać) z dużym prawdopodobieństwem znajdziemy go w tym samym miejscu, na tej samej gałązce.
Motyl o świcie. Nikon D610 + Nikkor 105 mm f/2.8G Micro VR
Osobiście dużo bardziej wolę poranne plenery. Owady mimo wszystko są wtedy mniej aktywne, o świcie często jest również mniejszy wiatr. Do tego poranne światło podoba mi się bardziej niż popołudniowe, ale to już osobiste preferencje. Warto tu także wspomnieć, że aby to wszystko się udało, w nocy powinno być mniej niż 15 stopni. Najbardziej optymalne są temperatury 11-13 stopni. W środku lata gdy w dzień jest 30 stopni w cieniu, a w nocy ponad 20, z dużym prawdopodobieństwem plener nie będzie zbyt udany. Wtedy odpuszczam. Z kolei jeśli chodzi o fotografowanie z lampą błyskową to tak naprawdę każda pora jest dobra, bo błysk zamraża ruch.
Wybierając się na poranne łowy warto wcześniej zastanowić się, co chcielibyśmy sfotografować, bo właśnie od tego zależy miejsce naszych poszukiwań. Nie ma sensu wdawać się w szczegóły. Od tego są atlasy owadów. Ja powiem jedynie, że przykładowo ważki bardzo lubią okolice zbiorników wodnych. Motyle z kolei są często wabione przez zapach kwiatów lub krzewów. Niektóre gatunki roślin są sadzone właśnie po to, aby przyciągać motyle. Zaliczamy do nich między innymi: Budleję Dawida, lilaki, wiciokrzewy, lawendę, maliny, jeżyny, astry, chabry, miętę, cynie, maciejki, lebiodki, wrzosy, żagwin ogrodowy itd. Warto poczytać o konkretnych motylach i ich preferencjach. Gąsienice bardzo ciekawego motyla - pazia królowej, możemy przykładowo spotkać na koprze, zarówno tym dzikim, jak i ogrodowym.
Niektórych modeli łatwo przegapić. Na zdjęciu wałęsak zwyczajny kamuflujący się na korze drzewa.
Jesienią z kolei rozkładające się owoce - np. śliwki czy jabłka - są doskonałą pożywką nie tylko dla motyli, ale także os i mrówek. Mnóstwo owadów można spotkać na skrajach lasów. Zacienione polanki w bliskiej okolicy stojącej wody są idealnym miejscem dla fotografii makro. Wiedza odnośnie występowania konkretnych gatunków bardzo ułatwia pracę i zaoszczędza czas w szukaniu. Warto też wiedzieć, że nie wszystkie gatunki żyją na jednym poziomie - mam tu na myśli, że niektóre żyją niżej, inne w wyższych partiach lasu. Jeszcze inne zwyczaje mają pająki oraz chrząszcze. Te pierwsze można fotografować praktycznie cały dzień, gdyż spora część z nich jest mało ruchliwa. Wiele z nich po prostu czeka na ofiarę w bezruchu i z dużą skutecznością można robić im setki zdjęć. Inne z kolei stosują niesamowity kamuflaż - bardzo łatwo je przegapić.
Atlasy owadów są skarbnicą wiedzy, ale osobiście bardzo polecam także stronę internetową, a raczej bloga - swiatmakrodotcom.wordpress.com jest tam bardzo wiele ciekawych informacji zarówno o samych owadach, ich zwyczajach, jak i miejscach, gdzie można je spotkać, a to wszystko okraszone bardzo ciekawymi zdjęciami. Szczerze polecam.
Po pierwsze nauka obsługi aparatu - nawet najlepszy i najdroższy aparat nie pozwoli nam uzyskać spektakularnych efektów, jeśli nie nauczymy się jego obsługi. Zalecam więc dokładne przestudiowanie instrukcji i popróbowania różnych ustawień jeszcze zanim ruszycie w plener. O świcie czasu jest bardzo mało. Słońce wschodzi szybko, trzeba szukać ciekawych obiektów, następnie się rozłożyć i zgrać parametry - to wszystko zajmuje czas. Bez sensu byłoby gdyby uciekały nam cenne minuty ze względu na słabe obeznanie ze sprzętem.
Kontroluj ekspozycję - to najlepsza rada, jaką mogę się z Wami podzielić bazując na swoim doświadczeniu. Dziś być może technologia poszła trochę do przodu i nie jest to aż tak mocno zauważalne jak dawniej, jednak klucz do dobrego zdjęcia to wciąż dobra jasność. Wyróbmy w sobie nawyk sprawdzania histogramu i kontrolujmy drabinkę w wizjerze. Wskaźnik powinien być na zero lub nawet lekko na plus.
Kiedyś byłem zdania, że lepiej błysnąć słabiej, a potem w obróbce podciągnąć jasność, niż wykonywać zdjęcia o dobrej ekspozycji, ale w mniejszej ilości. Niestety, bardzo się myliłem. Obecnie wiem, że lepiej nawet lekko podbić ISO w momencie robienia zdjęcia niż niedoświetlić je o 1,5 lub 2 działki EV. Sztuczne podbijanie jasności w edycji generuje potworny szum, a jego redukcja pozbawia zdjęcia detalu - wpadamy w martwe koło.
Przykład zdjęcia o małej głębi ostrości. Nikon D610 + Nikkor 60 mm f/2.8G ED Micro
Początkujący użytkownicy nie zawsze są świadomi, że im większe powiększenie chcemy uzyskać, tym więcej światła potrzebujemy. Im więcej pierścieni zastosujemy, bądź im dłużej wysuniemy mieszek makro, tym światła będzie mniej. Czasem w takim przypadku lepiej jest zastosować mniejsze powiększenie i lekko skadrować wolną przestrzeń dookoła niż na siłę starać się uzyskać nie wiadomo jaką skalę kosztem ekspozycji na minus. To samo ma miejsce z przysłoną: czasem lepiej ustawić ciut mniejszą skalę odwzorowania i mocniej domknąć przysłonę, aby głębia ostrości była większa, niż na odwrót - robić bardzo duże zbliżenia, ale z małą głębią.
Pamiętajcie, że zdjęcie wychodzące z aparatu o rozdzielczości 25 Mp ma w przybliżeniu 6000x4000 pikseli, a zdjęcie wstawiane na bloga jest zmniejszane 6 krotnie! To daje pojęcie o tym, jak wiele zapasu pikseli mamy, aby coś przyciąć. Według mojej osobistej praktyki spokojnie możemy ciąć do 4000 pikseli na dłuższym boku.
Receptą na dobre zdjęcia jest miękkie światło. Unikajmy fotografowania w południe bądź w miejscach gdzie ostre słońce pada na modela. Jeśli już tak się dzieje, starajmy się jakoś to światło zmiękczyć, stosując białą blendę, tkaninę, bądź kartkę papieru. Należy zapamiętać raz na zawsze, że mocne słońce padające na owada zawsze jest złe. Rodzi to problemy - kontrasty są zbyt silne, powierzchnia owada błyszczy jak lustro, a sporo detali ucieka ze zdjęcia, bo jest wypalona. To samo dotyczy światła błyskowego - jeśli błysk będzie zbyt mocny, światło na modelu będzie nieprzyjemne i zbyt ostre.
Fotografując pamiętajmy, że warto stosować albo dłuższą ogniskową, która lepiej rozmywa tło, albo szeroko otworzyć przysłonę. Nie ma sensu ustawiać przysłony na f/16 czy f/20, podczas gdy tło za naszym modelem będzie wyglądało jak sieczka. Takie tło odciąga uwagę od głównego tematu naszej pracy i nie ogląda się tego zbyt dobrze.
Stosujmy dłuższe ogniskowe. Bez trudu rozmyją tło i ewentualny, znajdujący się w nim bałagan
Aby unikać takich problemów możemy wykorzystać specjalne chwytaki, pozwalające przenosić roślinkę wraz z owadem w inne miejsce tj. odsuwać go od tła. Jeśli powiększenie jest duże, a tło jest kilka metrów za owadem, to nie ma znaczenia czy przysłona jest przymknięta do f/14 czy f/20 - tło i tak zostanie gładkie. Oczywiście są fotografowie, którzy nie chcą robić tego typu trików i fotografują bez jakiejkolwiek ingerencji w naturę. Jeśli też tak macie, to polecam wyszukać po prostu inny okaz - może tam tło będzie bardziej przyjemne dla oka.
Problem poruszany notorycznie na różnych forach i blogach. Sprawa wygląda tak, że jeśli fotografujemy w dużym powiększeniu to zawsze coś utniemy - inaczej się nie da. Ale jeśli chcemy przedstawić owada w całości, a jedna z jego nóg jest ucięta końcem kadru, to powinniśmy mieć świadomość, że coś jest nie tak. Starajmy się zostawić więcej miejsca dookoła naszego modela (bardzo ciasne kadrowanie to także błąd). Zawsze lepiej później odrobinę przyciąć niż otrzymać zdjęcie z uciętą kończyną bądź czułkiem. Oczywiście jest to porada ogólna, nie zawsze się tak da. Są gatunki które mają bardzo długie czułka i wtedy nie mamy wyjścia - musimy coś uciąć. Pamiętajmy także, aby przed modelem było więcej miejsca niż za nim oraz zapoznajmy się z regułą trójpodziałów, pamiętając o mocnych punktach na zdjęciu.
Wielu początkujących ma z tym duże problemy. Prawda, której najprawdopodobniej nie wyczytacie z książek jest taka, że w makrofotografii ostrzy się ręcznie. Dla wielu to może być szokiem, ale jednak nic nie daje takiej pewności jak nasze oko. Mimo, że AF w lustrzankach działa zazwyczaj całkiem przyzwoicie, to jednak w makrofotografii potrafi się zgubić i jest to częste. Bywa tak zwłaszcza w sytuacjach, gdzie światła jest za mało lub skala odwzorowania jest za duża - wtedy obiektyw próbuje ostrzyć i na najbliższy punkt i na nieskończoność. I tak w kółko.
Gdy fotografujemy w dużym powiększeniu, już przy skali 1:1 obiektyw potrafi mieć problem ze zogniskowaniem, a tym bardziej gdy zastosujemy Raynoxa bądź pierścienie pośrednie. Najlepszą opcją ostrzenia w fotografii makro jest statyw i ręczne kręcenie pierścieniem ostrości, lub - gdy skala jest naprawdę duża - stosowanie sanek i przesuwanie aparatu z obiektywem w przód lub w tył. Jeśli nie mamy statywu i fotografujemy z ręki, ostrzy się bardzo podobnie. Z tym, że bujamy się całym ciałem, trzymając aparat z obiektywem w ręce. Wyjątkiem są stacki z programu lub aplikacji, gdzie aparat znajduje się na statywie i wtedy to program ogniskuje na obiekcie, a my zatwierdzając krok przesunięcia czekamy aż program wykona sekwencję ostrości - wtedy AF musi być włączony, inaczej to nie zadziała.
Czego by nie mówić o tej technice, w makrofotografii od niej nie uciekniemy. Kiedyś technika tylko dla wybranych, dziś coraz bardziej popularna ze względu na rozwój technologii w naszych aparatach, jak i automatycznych szynach robiących takie sekwencje.
Przykład stacka przy pracy z ekstremalnym powiększeniem. Nikon D610 + obiektyw Nikon BD Plan 10x
Focus stacking to technika pozwalająca zwiększać głębię ostrości na zdjęciach. Dotyczy to także dużych skal odwzorowania. Nie musimy domykać przysłony do f/20-f/30, aby zrobić zdjęcie naszego modela w dobrej głębi ostrości. Zamiast tego robimy przykładowo 7 zdjęć na f/8 i składamy to w programie. Uzyskamy w ten sposób dużo lepszą jakość, ponieważ studiując wykresy MTF możemy doskonale przeanalizować, że im mocniej domykamy przysłonę w obiektywie tym więcej tracimy na ostrości. W przypadku stackowania nie ma to znaczenia, gdyż obiektyw jest ustawiony zazwyczaj na wartość najlepszą dla niego - zazwyczaj jest to od f/5.6 do f/8. W ten sposób mamy idealną ostrość, a przy tym dobrą głębię i na dodatek ładnie rozmyte tło!
Oczywiście aby to wszystko się udało, należy pamiętać o paru rzeczach. Warunki muszą być dość sterylne, a aparat musi być na statywie i sankach nastawczych. Do tego brak wiatru. Ruszamy aparatem tylko w przód, lub w tył, i na dodatek stosujemy wężyk spustowy, aby ograniczyć drgania widoczne przy dużych skalach odwzorowania. Potem wszystko ładujemy do programu i składamy. Wybór jest duży, występują zarówno aplikacje darmowe i płatne. Ja osobiście używam Zerene Stacker, choć spora część kolegów używa również Helicon Focus.
Szczęśliwy kto nie znał Photoshopa? I tak i nie. Niestety zdjęcia makro wymagają ingerencji. Czasem mniejszej, a czasem większej. Zazwyczaj dobrym pomysłem jest trzymanie się konwencji naturalności. To znaczy retuszować tak, aby zdjęcie nadal wyglądało naturalnie. Jeśli chcemy fotografować pod światło, trzeba będzie regulować kontrasty. Czasem trzeba wyciągnąć trochę detali z cieni i jest to raczej w dobrym guście. Innym razem wypada lekko przytłumić światła. Jednym podoba się nasycona kolorystyka, innym nie. Myślę, że obróbka zdjęć to sprawa bardzo indywidualna i ciężko znaleźć w tym wszystkim złoty środek. Najważniejsze to nie przedobrzyć.
Zdjęcie przed retuszem
Zdjęcie po retuszu
Podobnie jak przy stackingu, także tu wymagana jest praktyka i doświadczenie. Istotną rolę odgrywa maskowanie i skróty klawiszowe, których znajomość znacznie przyspiesza pracę. Stosuję też wiele korekt selektywnych - przykładowo rozjaśniam wyłącznie oczy, a nie całość. Ważne są narzędzia typu pędzel korygujący i stempel. Do stacków w dużych skalach odwzorowania używam tabletu z piórkiem, dzięki czemu mam większą kontrolę nad miejscami trudno dostępnymi i mogę bez trudu usunąć ,,rozpraszacze". Warto korzystać z pełni możliwości jakie daje nam Photoshop - choćby zmiany krycia, aby efekt nie był za bardzo drastyczny. Nawet narzędzia automatyczne typu autokolor czy autokontrast działają całkiem nieźle, jeśli nie są ustawiane na 100 procent. Częstym błędem jest również źle ustawiony balans bieli.
Warto pamiętać również o ostrzeniu, które powinno być przeprowadzane zawsze na sam koniec retuszu. Wstawiając zdjęcie na bloga, facebooka czy gdziekolwiek indziej, zazwyczaj zmniejszamy je kilkukrotnie, więc wypada lekko podostrzyć, ponieważ zmniejszenie rozdzielczości wpływa na ostrość. Jeśli zdjęcie wygląda dobrze na pełnym rozmiarze, nie znaczy, że będzie tak samo ostre zmniejszone do długości 1000 px.
Pamiętajmy również o możliwościach jakie daje nam internet. Na Youtube znajdziemy setki tutoriali, dotyczących różnych programów i to krok po kroku. Nie warto się zniechęcać. Większość moich znajomych uczyło się retuszu właśnie w taki sposób.
Jesteśmy nieufni i zazwyczaj boimy się nowego. Przynajmniej większość z nas. Pamiętam jak na początku swojej fotograficznej przygody siedziałem przy statywie z aparatem i przesuwałem ręcznie kawałek po kawałku cały zestaw do przodu robiąc "stacka". Czasem, gdy przedmiot fotografowany był większy niż kilkanaście milimetrów odbywało się to bardzo podobnie z tym, że zamiast przesuwać na sankach kręciłem pierścieniem od autofokusa na obiektywie. Dziś już tego nie robię. Technologia wyszła nam na przeciw i nawet w tak niszowych zastosowaniach jak focus stacking pojawiły się specjalne szyny automatyczne, dzięki którym cały zestaw przesuwa się sam.
Warto inwestować w akcesoria i wykorzystywać to, co ma nam do zaoferowania współczesna technologia
Oczywiście jest to spory wydatek, ale gwarantuje nam to maksymalną precyzję bez jakichkolwiek drgań, a przy tym dużą wygodę, bo fotografując jakąś rzecz można nastawić sekwencję i iść na kawę, po czym wrócić za kilkanaście minut. Oprócz tego, pojawiło się sporo aplikacji, które sterują aparatem poprzez kabel. Do wyboru mamy zarówno takie na komputer, jak i na telefon. Osobiście testowałem kilka z nich: Helicon Remote, ControlMyNikon oraz DigicamControl. Ten ostatni jest darmowy, a przy tym działa całkiem przyzwoicie. Za dwa pierwsze musimy zapłacić.
W przypadku zdalnej kontroli warto też wyposażyć się w zewnętrzny monitor. Łatwiej jest ustawić kadr, złapać ostrość tam gdzie trzeba, a korekta ekspozycji jest wygodniejsza. Programy mają wiele innych funkcji. Potrafią nagrywać filmy poklatkowe (niektóre z nich), tworzyć HDR-y, nagrywać filmy i oferują wiele innych ciekawych opcji i ustawień. Mamy niesamowitą kontrolę nad wszystkimi parametrami od przysłony, przez ISO oraz czas naświetlania, aż po samą sekwencję wsadową, którą możemy przeglądać strzałkami i na bieżąco ocenić czy dany stack wyszedł czy może należałoby puścić go jeszcze raz. To naprawdę duża wygoda.
Dzisiejszy rozwój technologii to nie tylko programy na komputer bądź aplikacje na telefon. Coraz więcej aparatów oferuje takie funkcje jak focus stacking prosto w body - bez żadnych zewnętrznych programów! Przykładem jest chociażby nowy flagowiec Nikon D850. Producenci jakby wysłuchali naszych próśb i dzięki temu stackowanie jest jeszcze prostsze. To samo dotyczy dużej części nowych bezlusterkowców. Tam mamy także bardzo pomocną funkcją focus peaking, która podświetla nam obszar zostający w ostrości. Dzięki temu wiemy, w którym miejscu mamy złapaną ostrość. Jest sporo różnych funkcji, począwszy od wyboru koloru peakingu aż po jego zakres: czy ma być mały, średni czy duży. Ponad to obecna technologia serwuje nam stabilizację matrycy i błyskawiczną szybkość ostrzenia. Praca na współczesnych konstrukcjach jest zwyczajnie znacznie przyjemniejsza i rodzi mniej błędów. Oczywiście jest to tylko wierzchołek góry lodowej. Chyba nie starczyłoby nam miejsca i czasu, aby opisać to jak dużo nowości pojawiło się przez ostatnie 15 lat. Konkluzja jest taka, aby nie bać się technologii, bo może ona faktycznie pomóc w codziennym fotografowaniu i czasem warto się przełamać, aby poznać to, co nowe.
Pora na małe podsumowanie. Po pierwsze pamiętajmy o praktyce. Nic nie przychodzi samo. Podziwiani fotografowie mający setki tysięcy obserwujących w sieci zapracowali na swój sukces ciężką pracą. Dobry fotograf cały czas szuka inspiracji i w jego głowie tworzą się nowe pomysły. Zamiast wykonywać tysięczny kadr motyla z profilu, postarajmy się wprowadzić jakieś innowacje. Może to być bokeh w tle, ramka wykonana z naturalnych roślin, bądź jakaś ciekawa kompozycja, która zapadnie w pamięć. Czasem może to być jakieś niestandardowe zachowanie modela. Zamiast fotografować spacerującą biedronkę postarajmy się wykonać zdjęcie w czasie jej odlotu, gdy rozkłada skrzydła. Starajmy się wykonywać zdjęcia, które wywołują efekt wow - są niepowtarzalne, a ich powstanie było połączeniem tak szczęścia, jak i naszych umiejętności i bystrego oka.
Po drugie, nie spieszmy się. Wiele ciekawych sytuacji wciąż rozgrywa się pod naszymi stopami. Fotografowanie makro powinno być relaksem - dokumentujemy to, co nas ciekawi. To, do czego warto się zbliżyć i poznać, pokazać światu jego niesamowitość. Jeśli będziemy poruszać się zbyt szybko, praktycznie trzy czwarte ciekawych scen zostanie pominięte. Zmieniajmy też lokalizacje. Las jest fajny, ale warto czasem pojechać nad rzekę lub jakieś tereny piaszczyste. Warto dbać o urozmaicenie aby zachować świeżość.
Oprócz tego, kombinujmy ze światłem. Jeśli zazwyczaj fotografujemy motyla czy ważkę ze światłem z przodu, tym razem ustawmy się inaczej. Oświetlenie boczne podkreśli fakturę skrzydeł, przez co zdjęcie będzie wyglądać na ostrzejsze. Z kolei najwięcej magii mają zdjęcia oświetlone z tyłu. Wtedy każdy nawet najdrobniejszy włosek na ciele owada jest widoczny. W tym miejscu też zalecam sporo ostrożności. Czasem ustawienie się delikatnie w prawo lub lewo powoduje silny spadek kontrastu.
Jeśli potrafimy już fotografować owady w całości, spróbujmy zbliżeń. Nie mówię o jakichś ekstremalnych skalach, ale choćby takich pokazujących połowę owada - zawsze to coś innego. Jeśli z kolei dobrze czujemy się w świetle zastanym i potrafimy ustawiać się względem słońca, to bardzo dobrze - teraz może pora na próbę błyskania. To wszystko wchodzi w skład praktyki i rozwoju. Dzięki takim próbom będziemy bardzo wszechstronni, a nasze portfolio zróżnicowane.
Ponad to podglądajmy innych. Internet daje niesamowite możliwości. Mamy dostęp do milionów niesamowitych prac i to z własnego domu! Polecam szczególnie serwisy jak: Juza Photo, flickr, 500px, Instagram czy 35 Photo.Pro.