Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Temat miesiąca
Fotografia makroO trendach w makrofotografii, „malarstwie bokehowym“, poszukiwaniu własnego głosu i o tym, że tło często bywa ważniejsze niż sam obiekt zdjęć rozmawialiśmy z Magdą Wasiczek.
Na obecną chwilę, zmniejszające się populacje moich głównych modeli, czyli motyli i biedronek oraz znikające na naszych oczach łąki kwietne. Zaś z czysto technicznego punktu widzenia - złapanie ostrości, zwłaszcza, że fotografuję bez statywu i fotografuję dużo obiektywami manualnymi. Ale akurat na większości moich zdjęć, zwłaszcza tych z okresu malarstwa bokehowego, ostrość stała się elementem najmniej istotnym.
fot. Magda Wasiczek „Szkarłatka amerykańska“
10-12 lat temu, kiedy zafascynowałam się fotografią makro i zaczynałam stawiać swoje pierwsze kroki w tej dziedzinie, definicja fotografii makro była jasna: duża skala odwzorowania + ostrość + gładkie tło i to najczęściej zielone… Zaś bokeh to było samo zło. Generalnie były to zdjęcia dokumentujące życie owadów i w sposób encyklopedyczny przedstawiające ich wygląd… oto motyl… oto oko biedronki… tak kochane dzieci wygląda mrówka. Często w pogoni za technicznymi aspektami zdjęcia, zatracały się walory artystyczne. To było troszkę tak, że sam fakt pokonania trudności ze znalezieniem modela, uzyskaniu odpowiedniej ostrości czy powiększenia, miał rekompensować bądź był wymówką dla braku dbałości o artyzm.
fot. Magda Wasiczek
Ja również początkowo, skupiałam się głównie właśnie na szczegółach. Dążyłam do uzyskania jak największej skali odwzorowania, ale z czasem - po obfotografowaniu wszystkich motyli, biedronek i pajączków w moim ogrodzie - stwierdziłam, że zaczynam się powtarzać… Ujęcia stają się do siebie bardzo podobne i nie ma w nich czegoś, co odróżniałoby je od innych tego typu ujęć, które widywałam na powstających dopiero co, internetowych galeriach i portalach fotograficznych. W pewnym momencie postanowiłam więc odwrócić wszystko do góry nogami. Oczywiście pomogła mi w tym przesiadka z aparatu kompaktowego na lustrzankę. Pierwsze skrzypce na moich zdjęciach zaczęło grać bokeh… cała masa bokeh w różnych kształtach. Następnie staranna kompozycja i magiczne światło. Oczywiście kolory też. Chociaż akurat kolor, od zawsze był mocno obecny na moich zdjęciach. Wrzucając tego typu pierwsze zdjęcia na portale fotograficzne zarówno polskie jak i zagraniczne zasiałam niezły ferment. Moje kolorowe, bokehowe obrazki zyskały tyleż samo zwolenników co „wrogów”. Argumentem przeciwników było ich niezłomne, chociaż nie poparte dowodami przekonanie, że efekty na moich zdjęciach to „magia photoshopa“, co oczywiście było nieprawdą, o czym większość przekonała się później na własne oczy.
fot. Magda Wasiczek
Moja przygoda z makro zaczęła się w moim ogrodzie. Był to czas, kiedy zaczęłam nie tylko przygodę z fotografią, ale też i ogrodnictwem. Byłam dumna z wysianych bądź zasadzonych własnymi rękami kwiatów i chciałam je uwieczniać na zdjęciach. Przy okazji grzebania w ziemi i obserwacji moich roślin zaczęłam nagle dostrzegać ten jakże bogaty mikroświat pod każdym liściem czy między źdźbłami trawy. Wszystko co pełza i lata. A motyle to elita tego świata. Ale muszę jednak tu wspomnieć, że przez bardzo długi czas zajmowałam się też portretowaniem dzieci. Na tym polu też odnosiłam sukcesy w konkursach. Jedno ze zdjęć doczekało się nawet druku we włoskim Vouge w dziale New Talents. Na dłuższą metę jednak pozostawanie w takim szpagacie zaczęło mnie męczyć. Zrobiłam rachunek sumienia i doszłam do wniosku, że to co kocham najbardziej to jednak fotografia kwiatów i owadów i temu się chce oddać w pełni. W końcu podwójny tytuł International Garden Photographer of The Year do czegoś zobowiązuje (śmiech). A portfolio dziecięce zniknęło bezpowrotnie z mojej strony kilka lat temu.
fot. Magda Wasiczek „Noc czerwcowa“
Hmmm… nie różni się. Motyl może pozować bez ruchu bardzo długo, a kwiaty potrafią być czasem bardziej ruchliwe od biedronek, kiedy tańczą na wietrze. Kluczem do sukcesu zarówno jeżeli chodzi o fotografowanie owadów czy roślin zawsze jest odpowiednia pora dnia, dobra, bezwietrzna pogoda i… pokłady anielskiej cierpliwości. Zarówno na motyla jak i na kwiat trzeba znaleźć pomysł jak go pokazać. To chyba zawsze jest najtrudniejsze, zwłaszcza, jeżeli chcemy uniknąć banału.
fot. Magda Wasiczek
Cała rewolucja jaka dokonała się w moim podejściu do szeroko pojętej fotografii makro, polegała na przeniesieniu ciężaru z motywu głównego na tło. Motyw główny - muszelka, motyl, kropla rosy czy kwiat - to często zaledwie pretekst do wykonania zdjęcia i ukazania bokehowego szaleństwa w tle, ferii blików, świateł, światełek i kolorów. Z kolorami zaś bywa różnie. Czasem jest tak, że fotografując w ogrodzie mam faktycznie w tle pięknie oświetlone, kolorowe kwiaty czy liście i wtedy już w postprodukcji nic nie muszę robić. Czasem jednak, mimo iż mamy światło i tworzy nam się bokeh, jednak kolorystyka nie rzuca na kolana - wtedy z pomocą przychodzą mi suwaki w Lightroomie.
fot. Magda Wasiczek „Magic Light“
Cały czas staram jakoś usystematyzować prace na moje stronie. Ponieważ z czasem zaczęło mi przybywać zdjęć właśnie w takich bardzo jasnych, pastelowych kolorach, gdzie dla odmiany ważniejsza staje się jednak kompozycja i model główny, a bokeh nie ma wcale, bądź jest bardzo oszczędny. Stąd wziął się pomysł na osobny dział Fotopasteli. Fotografuję tak zarówno rośliny jak i owady. Skąd inspiracja? Z potrzeby ducha, ale bywa też i bardziej prozaiczny powód - pogoda. O ile te rozedrgane bokehem obrazki powstają w dni, gdzie mamy piękne, niskie światło, to fotopastele tworzą się w dni raczej pochmurne, smutne i na pierwszy rzut oka nudne.
fot. Magda Wasiczek
Tak, kolorystyka moich zdjęć była od zawsze moim znakiem rozpoznawczym - nawet przed erą bokehu. Ale w mojej pracy bardzo ważne też są emocje. Zarówno podczas robienia zdjęć jak i podczas postprodukcji. Mój nastój bardzo się przekłada na to, w którą stronę pociągnę suwaczki. Czy będą to ciężkie, ciemne tony czy wręcz przeciwnie, mocno nasycone, rozświetlone, landrynkowe kolorki. Kolory są więc dla mnie bardzo ważne. Tym bardziej chcę mieć pewność, że to co widzę ja, będzie potem widziała też osoba, która np. drukuje moje zdjęcia. Czy to będzie wydawca kalendarza, książki czy osoba, która drukuje zdjęcia dla mojego klienta.
fot. Magda Wasiczek „lullaby“
Tak, prawidłowe odwzorowanie kolorów jest dla mnie kluczowe! Dlatego tak ważny jest zatem dobór właściwego monitora. Praca na laptopie czy typowym sprzęcie biurowym niestety ogranicza radosną zabawę z kolorami. Zwykłe monitory nie odwzorowują pełnej gamy barw. Przestrzeń sRGB typowego ekranu jest ogromnym ograniczeniem prowadzącym do zawężania twórczych pomysłów. Drugim problemem są przekłamania w reprodukcji barw na monitorze. Jakiś czas temu doszłam więc do wniosku, że muszę pracować w szerszym spektrum - w AdobeRGB. Potrzebny jest zatem monitor graficzny, w pełnym tego słowa znaczeniu, na którym można polegać.
fot. Magda Wasiczek „The Weaver of Light“
Potrzebna jest też jego kalibracja, najlepiej sprzętowa i stała kontrola w czasie naszej pracy. Sprzętowa kalibracja jest w moim odczuciu precyzyjniejsza i łatwiejsza w przeprowadzeniu. Okresowa kontrola - najlepiej odbywająca się automatycznie i odciążająca od technicznych czynności, których nie jestem „entuzjastką”. Wspomniana wcześniej szeroka paleta barw - najlepiej AdobeRGB - i płynne przejścia tonalne pozwalają zobaczyć obrazy tak jak je sobie wymyśliłam, bez przekłamań, paskowań czy zafarbów. Bardzo głęboka czerń i płynnie przejścia w ciemnych tonacjach są kluczowe do uzyskania głębi obrazu. Brak srebrzenia bieli wycina niepożądane efekty w jasnych partiach obrazu.
fot. Magda Wasiczek
Musimy pamiętać, że nadając ostatni szlif naszej pracy, chcąc uniknąć niemiłych rozczarowań, np. oglądając wydruki lub wysłuchując pretensji od klienta - dobrze jest mieć pewność tego, co widzimy, a to zapewnia nam tylko dobry graficzny monitor. Osobiście mogę polecić dwa modele: 24" Eizo CG2420 lub też większy Eizo CG2730. Oba mają wbudowany kalibrator, dzięki czemu są w zasadzie bezobsługowe, głęboką czerń bez srebrzeń i szeroki gamut.
Obiektywy są bardzo istotne. Osobiście od 10 lat kolekcjonuję stare, manualne obiektywy na M42 i to one się właśnie przyczyniły do mojego sukcesu. Uwielbiam eksperymentować ze starą optyką. Ale poza tymi staruszkami, mam też współczesne obiektywy makro, które sobie bardzo cenię, np. Sigmę 150 mm f/2.8 (wersja bez stabilizacji), Tamrona 90 mm (również jedną z wcześniejszych wersji bez VR), Tokinę 100 mm, Nikkora 60 mm. Oprócz tego bawię się takimi wynalazkami jak Lensbaby czy obiektywami od rzutnika. Ostatnio też miałam możliwość testować nowy manualny obiektyw Irix 150 mm, który ma bardzo fajny bokeh.
fot. Magda Wasiczek
Cytowana wypowiedź, odnosiła się do tej zmiany stylu, czyli od klasycznej fotografii makro do malarstw bokehowego. Można też to ująć inaczej: od szczegółu (czyli dużej skali odwzorowania) do ogółu, czyli ujęć malutkiego modela z dużą ilością tła wypełnionego bokeh. Jednak moja podróż jeszcze się nie skończyła. Mam póki co nadal w sobie taką potrzebę odkrywania czegoś nowego dla siebie i wymykania się z tej szuflady z napisem makro. W dalszym ciągu szukam, eksperymentuję. Zarówno z optyką jak i tematem, a w zasadzie z ujęciem na różne sposoby tego samego tematu jakim są kwiaty. Eksperymentuję z różnymi technikami. Coraz więcej w moim portfolio znajduje się zdjęć „studyjnych”. To świetne rozwiązanie na zimowe wieczory. Ale kiedy się czasem zagalopuję lub zapędzę w kozi róg z tymi eksperymentami to znowu wracam, jak do bezpiecznego portu, do fotografii makro - przy niej odpoczywać lubię najbardziej.
fot. Magda Wasiczek
Nie, nie obserwuję i nie czerpię inspiracji. I proszę mnie źle nie zrozumieć… Oczywiście znam kilku fotografów makro i ich zdjęcia, bo znamy się wirtualnie jeszcze z dawnych czasów, kiedy jeszcze nie było Facebooka, a za to wielką popularnością cieszyły się takie portale fotograficzne jak: Obiektywni, Plfoto, Digart, itp… Są przede wszystkim genialni technicznie i ich zdjęcia jednak bliższe są klasycznej fotografii makro, gdyż raczej nie ma na nich szalonego bokeh, za to króluje niesamowita szczegółowość i ostrość, ale też wyróżniają się staranną kompozycją i pięknymi kolorami. Ponieważ sama nigdy nie miałam np. cierpliwości do metody stackowania - podziwiam ich np. właśnie za opanowanie tej metody do perfekcji. Podziwiam zwłaszcza tych, którzy stosują tą metodę w plenerze, bo już stosowanie tej techniki na oczach martwej muszki mnie mniej kręci. Kiedy więc natknę się czasem na ich zdjęcia gdzieś na Facebooku, z przyjemnością stawiam łapkę w górę. Sama jednak staram się za dużo nie oglądać zdjęć innych fotografów - właśnie po to, by zachować chociaż pozory, takie naiwne przekonanie dla własnego dobrego samopoczucia, że może coś jeszcze jestem w stanie odkryć, wymyślić, dla własnej satysfakcji. Mam też już za sobą czas konkurowania czy też potrzeby sprawdzania się w cudzych oczach i poddawania ocenie. To było fajne i może nawet potrzebne na początku drogi - później zaczęło być zabójcze dla mojej kreatywności, bo złapałam się na tym, że w pewnym momencie przestałam robić zdjęcia dla przyjemności w zgodzie z własnym ja, ale pod dyktando opinii publicznej. To nie było miłe odkrycie. Musiałam z tym zerwać - wrócić do siebie. Znowu być dla siebie sterem, żeglarzem i okrętem. Poza tym, co też od zawsze powtarzałam - jeżeli już czerpałam inspirację to z malarstwa oraz bajek... i tak jest nadal.
fot. Magda Wasiczek
Zdanie „w dzisiejszych czasach nie jest problemem zrobienie zdjęcia poprawnego technicznie. Problemem jest zrobienie zdjęcia innego niż wszystkie“ - jak mantrę powtarzam we wszystkich wywiadach oraz wszystkim moim kursantom. Chodzi mi o to, by unikać kopiowania, powtarzalności. Wiem - to bardzo, bardzo trudne w dzisiejszych czasach. Mogę powiedzieć, że miałam dużo szczęścia, że akurat weszłam na tę ścieżkę na tyle wcześnie, że zdążyłam błysnąć, zaskoczyć i wyróżnić się moimi zdjęciami z tłumu - szalonymi kolorami, malarskim bokeh ze starych obiektywów, bajkowym, lekko infantylnym podejściem do fotografii makro. Jednak głęboko wierzę, że nadal jeszcze da się coś nowego w tym temacie odkryć, że da się odnaleźć swój styl. Pytasz: czym więc powinno wyróżniać się naprawdę dobre zdjęcie makro? Według mnie dzisiaj nie ma na to jednej, dobrej odpowiedzi. Ile ludzi tyle opinii, tyle gustów… Z gustami się nie dyskutuje - jedni wolą groszki inni kratę, jedni jazz inni disco polo. Ważne, żeby zdjęcie zatrzymywało, pozwalało się w nie zapatrzeć, wywołało uśmiech, a może wzruszyło. Jeżeli będzie czuć ze zdjęcia naszą pasję, nasz zachwyt nad przyrodą i uda nam się ją przekazać odbiorcy, to będzie sukces! A czy będzie mniej lub bardziej ostre, na gładkim czy bokehowym tle - to już chyba ma mniejsze znaczenie. Musimy być szczerzy w tym co robimy. Nie udawać kogoś innego, nie podszywać się pod styl ten czy inny, który akurat jest modny - to bez sensu…
fot. Magda Wasiczek
Najpierw muszą opanować podstawy. Doskonale poznać swój sprzęt - tak, żeby obsługa była intuicyjna. Musimy dobrze poznać możliwości posiadanego przez nas body i obiektywu, zanim zaczniemy wydawać pieniądze na kolejne zabawki, których nadal nie będziemy w stanie wykorzystać, gdyż nadal przerastać nas będzie „guzikologia” naszego aparatu. Czasem na początku, zanim na 100% nie będziemy pewni, że makro to nasz żywioł, lepiej dokupić do obiektywu, który już mam soczewki marko lub wykorzystać szkło powiększające i pobawić się takim zestawem na łące czy w ogródku. Wybrać się na warsztaty - to dobry sposób, żeby przekonać się jaki sprzęt nam rzeczywiście jest potrzebny. Zdobyć wiedzę, masę inspiracji i nowych znajomych. A potem trenować, trenować, trenować i szukać swojego punktu widzenia.
Magda Wasiczek - absolwentka filologii ukraińskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Swoje zainteresowania artystyczne realizuje w obszarze fotografii przyrodniczej oraz makrofotografii, tworząc oryginalne obrazy świata przyrody. Wypracowała sobie w tej dziedzinie własny styl, który określa mianem „malarstwo bokehowe“. W krótkim czasie stała się wpływową postacią, która wyłania nowe trendy w makrofotografii. Swoje prace prezentowała na kilku wystawach indywidualnych i zbiorowych w kraju i za granicą. Otrzymała wiele wyróżnień i zdobyła wiele nagród w konkursach fotograficznych w Polsce i za granicą, w tym konkursy pod patronatem organizacji międzynarodowych FIAP i PSA. Jest pierwszą w historii podwójną zwyciężczynią International Garden Photographer of the Year w 2012 i 2015 roku. Od 8 marca 2018 roku jest członkiem Programu Ambasadorzy EIZO ColorEdge, który promuje profesjonalnych fotografów, projektantów, filmowców oraz ludzi kreatywnych, którzy swoją pracą inspirują i edukują artystów na całym świecie.