Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Sześć lat po wielkim smogu londyńskim, który zabił 12 tysięcy osób, ciężka atmosfera nadal unosiła się nad miastem. Ludzie snuli się jak duchy. Wśród nich był młody fotograf Sergio Larrain i robił niesamowite zdjęcia, które możemy zobaczyć w albumie "London. 1959", reedycji klasycznej publikacji sprzed 22 lat.
Na pewno oglądaliście “Powiększenie” Michelangelo Antonioniego. Dla przypomnienia: bohater-fotograf robi zdjęcie nieznanej parze, które po powiększeniu staje się dla niego dowodem morderstwa. Początkowa pewność fotografa z czasem rozmywa się. Kiedy zdjęcia znikają, nie wie już, czy to, co widział, było prawdą. Może to tylko złudzenie? Pierwowzorem filmu było opowiadanie “Babie lato” Julio Cortazara, a dla niego - z kolei - inspiracją były zdjęcia Sergio Larraina, jakie Chilijczyk zrobił nieznanej parze pod katedrą Notre-Dame w Paryżu.
Nic dziwnego, że ten ciąg przyczynowo-skutkowy rozpoczął właśnie Larrain. Zarówno opowiadanie, jak i film dotykały problemu niemożności poznania jednoznacznego obrazu świata, a niełatwo znaleźć fotografa, którego zdjęcia przedstawiałyby równie niejasne obrazy rzeczywistości. Nie mamy tu do czynienia z abstrakcją, która pozwala zobaczyć w obrazie wszystko, co chcemy widzieć. Różnica między tym, co jest, a czego nie ma, jest u Larraina bardziej subtelna. Tu ludzie, skryci w mroku, rozmyci, fotografowani pod dziwnymi kątami (obserwowani jakby z różnych punktów widzenia) po prostu tracą swoje kontury i stają się fantomami. W efekcie konkret (to, co jest) ulega zanikowi, a my jesteśmy świadkami tego procesu. Londyńska, mglista aura dodatkowo to podkreśla.
Owszem, cała historia fotografii jest dokumentowaniem tego, co zaraz zniknie, więc wydawałoby się, że nie ma w tym niczego wyjątkowego. Ale u Larraina wszystko dzieje się jakby teraz, na naszych oczach. Człowiek spogląda na zdjęcie i widzi, że to, na co patrzy, właśnie przemija. Jeszcze jest, ale już znika. Tak jest choćby na poruszającym, chyba najpiękniejszym, zdjęciu dziewczyny wśród gołębi.
Taki efekt Larrain osiągnął za pomocą oryginalnych wówczas zabiegów. Fotografowane postacie często "drżą", są rozmyte, co podkreśla tylko chwilową ich obecność. “Najpiękniejsze rzeczy w życiu to tylko cienie; przychodzą i odchodzą, zmieniają się i znikają” - ten cytat z Charlesa Dickensa otwiera album "London. 1959" i świetnie się tu komponuje.
Larrain przyjechał do Londynu na stypendium British Council. Spędził tu cztery zimowe miesiące na przełomie 1958 i 1959 roku. Miał wówczas 27 lat. Nie był jeszcze znanym fotografem. Dopiero tutaj poznał Henriego Cartiera-Bressona, współzałożyciela agencji Magnum, do której formalnie dołączył trzy lata później. Jego indywidualne poszukiwania były jednak już wtedy bardzo nowoczesne. Sam zresztą później stwierdził, że agencja nie nauczyła go robienia zdjęć, tylko ich archiwizacji. Wszystko już umiał. Choć przyznawał się do inspiracji fotografią Billa Brandta, trudno się oprzeć wrażeniu, że formalnie najbliżej było mu do twórczości Roberta Franka. Zarzekał się, że jego zdjęć londyńskich, ani dopiero co wówczas wydanych "Amerykanów" jeszcze nie widział, ale niektóre zdjęcia śmiało mogłyby się znaleźć w “London/Wales” Franka.
Frank wydaje się jednak pogodniejszy. U Larraina jest mniej bieli. "London. 1959", który jest nowym, poszerzonym wydaniem klasycznej publikacji z 1998 roku, to dosłownie szary album, ukazujący świat na pograniczu światła i mroku. Ma rację pisarz Roberto Bolano, pisząc w przedmowie, że Larrain nadał mglistemu miastu wymiaru uniwersalnego. Patrzcie, takie jest ludzkie życie. Dokądś zmierzamy, na coś czekamy, kogoś mijamy, niewyraźni, przytłoczeni, zatopieni we mgle niepewności. Oto my, ludzie-zjawy, którzy w jednej chwili jesteśmy, a za moment nas nie ma.
Sam Larrain to, co przedstawiał w fotografii, odzwierciedlił w życiu. W świetle był tylko przez chwilę, wybrał cień. Już na początku lat siedemdziesiątych porzucił zawód fotografa, oddał się medytacji i do śmierci żył na uboczu w chilijskich górach. Zniknął, ale… wciąż jest. Czego dowodem jest ten intrygujący album.
Album można zamówić w księgarni Bookoff w promocyjnej cenie 143.20 zł.