Nikon Z6 z adapterem FTZ - drugie życie obiektywów Nikkor AF-S?

Autor: Julia Kaczorowska

21 Sierpień 2019
Artykuł na: 17-22 minuty

Już od momentu włączenia poczułam, że polubię się z tym bezlusterkowcem. Pełne zadowolenie przyszło po zgraniu zdjęć na komputer. Skuteczność AF podczas fotografowania ruchliwych scen to odwrotność tego, do czego przyzwyczaiła mnie lustrzanka. Nikona Z6 z adapterem FTZ przetestowałam podczas weekendu w Amsterdamie oraz krótkiej sesji w Warszawie.

W Holandii aparat świetnie sprawdził się z dedykowanymi obiektywami 35 mm f/1.8 S oraz 50 mm f/1.8 S - niewielki zestaw można było przewiesić przez ramię, wsiąść na rower i zwiedzać tak całe miasto. W Warszawie porównywałam działanie tych szkieł z moimi starszymi obiektywami Nikona, podpinając je do bezlusterkowca za pomocą adaptera FTZ. Szczerze mówiąc, ciężko mi znaleźć znaczące mankamenty tego sprzętu. Ale, jako, że recenzja bez negatywów to nie recenzja, postaram się zwrócić również uwagę na jego wady.

Pierwsze wrażenie

Po włączeniu aparatu: jako wieloletnia użytkowniczka różnych aparatów Nikona uruchamiam Z6 i czuję się “jak w domu” - od razu wiem co gdzie znajdę w menu, również przyciski na aparacie rozmieszczone są intuicyjnie. Korpus uruchamia się całkiem szybko, poniżej jednej sekundy. Przyjemne w obsłudze menu z siedmioma zakładkami można obsługiwać także dotykowo na ekranie. Poprzez wciśnięcie przycisku “i” z tyłu korpusu uruchamiamy skrócone menu (również obsługiwane za pomocą strzałek oraz dotykowo), którego układ możemy dostosować do swoich własnych potrzeb.

Nikon Z6 + Nikkor 35 mm f/1.8 S

Korpus został uszczelniony przed kurzem i zachlapaniami. Sama nie miałam okazji korzystać z niego w mocnym deszczu, ale w sieci nie brakuje relacji użytkowników. Podobno działa bezproblemowo. Z6 dobrze leży w dłoni, szczególnie wygodnie korzysta się z niego z obiektywami stałoogniskowymi, zarówno tymi natywnymi jak i podpiętymi przez adapter - tworzą niewielki, zgrabny zestaw. Zoom 24-70 mm f/2.8 podpięty przez FTZ zaburza już delikatnie tę wygodę, ale wciąż użytkowanie nie sprawia trudności. Za to Nikkor 70-200 mm f/2.8, wydłużony jeszcze przez adapter, kreuje już jakiś twór o dziwnych proporcjach - nie ma się oczywiście co dziwić podpinając taką lunetę pod niewielką puszkę.

Adapter FTZ

Nikon Z6 + adapter FTZ + Nikkor 35 mm f/1,8G ED

Kadrować możemy patrząc na ekran LCD, albo przez wykonaną z miękkiej gumy muszlę oczną, która ogranicza do minimum ilość bocznego światła wpadającego do wizjera. Celownik elektroniczny z czujnikiem zbliżenia oka sprawuje się znakomicie. Ekran LCD jest oczywiście odchylany. Szczerze mówiąc myślałam, że będę częściej z niego korzystać, ale okazało się, że w reporterskich sytuacjach przyzwyczajenie robi swoje i oko automatycznie wędrowało do wizjera. Ekran świetnie sprawdził się za to przy zdjęciach portretowo-lifestylowych. Co ważne, za pomocą dotykowego panelu możemy również wybrać punkt ostrości oraz wyzwolić od razu migawkę - czyli mówiąc prościej, zrobić zdjęcie jedynie poprzez dotknięcie go w wybranym punkcie.

Nikon Z6 + Nikkor 24-70/2.8 S

Nikon Z6 + Nikkor 24-70 mm f/2.8 S

Ostrzenie i autofokus w praktyce

Po przeczytaniu opinii, że po podpięciu do Zetki lustrzankowych szkieł zyskują one drugie życie, bardzo chciałam sprawdzić również moją starą, praktycznie nie używaną już stałkę Nikkor 50 mm f/1,8 D. Niestety taki zestaw nie gwarantuje pełnej zgodności - z obiektywami Nikkor D nie działa autofokus. (Pełną listę kompatybilnych obiektywów znajdziecie tutaj).

Postanowiłam więc sprawdzić inne, typowo manualne szkło: stary obiektyw Nippon Kogaku o jasności f/1.4. Nawet taki okularnik jak ja dał sobie radę z ostrzeniem, ponieważ w trybie ręcznego ustawiania ostrości przy pomocy ekranika pomaga nam funkcja focus peaking, która podświetla krawędzie elementów znajdujących się w płaszczyźnie ostrości.

Nikon Z6 + adapter FTZ + Nikkor 50 mm f/1.4 Nippon Kogaku

Czas poruszyć temat, który prawdopodobnie najbardziej ciekawi osoby, które rozważają zakup tego aparatu: jak się sprawuje autofocus? To oczywiście zależy od podpiętego obiektywu, ale generalizując - bardzo dobrze. Chrzest bojowy przeszedł w Amsterdamie na “Pride Walk”, marszu poprzedzającym tygodniowe obchody “Pride Week”, w które angażuje się całe miasto.

Stałam w samym środku parady, przodem do energicznie maszerujących ludzi i starałam się łapać uczestników przez obiektyw 35 mm f/1.8 S. Efekt? Zaledwie promil nietrafionych, nieostrych kadrów. Działo się naprawdę sporo, ludzie poruszali się szybko i często na mnie wpadali, flagi powiewały mi przed samym obiektywem… Jak na te warunki, autofocus spisał się na medal!

Nikon Z6 + Nikkor  35 mm f/1.8 S, ISO 1000

Nikon Z6 + Nikkor  35 mm f/1.8 S, ISO 1000

Nikon Z6 + Nikkor  35 mm f/1.8 S, ISO 1000

Nikon Z6 + Nikkor  35 mm f/1.8 S, ISO 1000

Nikon Z6 + Nikkor  35 mm f/1.8 S, ISO 1000

Nikon Z6 + Nikkor  35 mm f/1.8 S, ISO 1000

Nikon Z6 + Nikkor 35/1.8 S, 1/640 s, 2.8, ISO 1000

Podczas Parady postanowiłam też pierwszy raz sprawdzić opcję śledzenia twarzy. Przy chwilowo mniejszym tłumie sprawdziła się bez zarzutu, jednak gdy zrobiło się tłoczno aparat już trochę wariował, gubiąc “śledzoną” osobę w tłumie i w rezultacie chwilami nie robiąc żadnego (nawet źle wyostrzonego) zdjęcia.

Nikon Z6 + Nikkor 35 mm f/1.8 S, funkcja śledzenia twarzy

AF i śledzenie twarzy oraz oka sprawdzałam również wieczorem, przy ISO 8000. Dopóki w kadrze nie pojawił się nieproszony rowerzysta (o co w Amsterdamie nie trudno), wszystko było jak należy. Aby aktywować tryb śledzenia, w aparacie musimy wybrać “automatyczny wybór pola AF”. Następnie wcisnąć przycisk “OK”, ustawić punkt śledzenia poprzez wybranie umiejscowienia kwadracika, i zatwierdzić go ponownie przyciskiem OK lub wskazać go palcem na ekranie. Aby zresetować punkt śledzenia trzeba jeszcze raz wcisnąć OK. Brzmi skomplikowanie i na początku trochę się w tym gubiłam, ale można się przyzwyczaić.

Nikon Z6 + Nikkor 50 mm f/1.8 S, 1/125 s, f/ 2.8, ISO 8000

Praca zarówno z natywną 35-tką jak i 50-tką to sama przyjemność. AF działa płynnie, obiektywy są ciche, nie mają problemu z ostrzeniem w trudnych warunkach oświetleniowych. Nieco inaczej wygląda to przy obiektywach podpiętych przez adapter, o czym wspomnę w dalszej części tekstu, ale wciąż adapter FTZ jest sensownym rozwiązaniem ze względu na wciąż dość ubogi - choć sukcesywnie powiększający się - arsenał szkieł Z. Praca wieczorem i w nocy nie sprawiała większego problemu. Obrazek z ISO do 8000 daje naprawdę ładny rezultat. Pamiętam, że wysokie czułości świetnie wyglądały na wyświetlaczu i martwiłam się czy na komputerze będzie równie dobrze, ale nie spotkało mnie na szczęście niemiłe zaskoczenie.

Nikon Z6 + Nikkor 50 mm f/1.8 S 125, f/ 2.8, ISO 1250

Nikon Z6 + Nikkor 50 mm f/1.8 S 1/80, f/1.8, ISO 8000

Nikon Z6 + Nikkor 50 mm f/1.8 S 1/60, f/4, ISO 12800

Nikon Z6 + Nikkor 35 mm f/1.8 S 1/40, f/2.8, ISO 16000

Nikon Z6 + Nikkor 50/1.8 S 1/60, f/4, ISO 12800

Pojedyczny slot karty pamięci - czy to naprawdę wada przekreślająca aparat?

Podstawową wadą, która sądząc po reakcjach w sieci wielu odwiodła od pomysłu zakupu Z6, jest jeden slot na kartę pamięci. Profesjonalni fotografowie wiedzą jak istotny jest backup, szczególnie na zleceniach. Dziś niemalże wszystkie współczesne aparaty, zarówno profesjonalne jak i średnio-zaawansowane, mają podwójne sloty na karty pamięci. Przedstawiciele firmy Nikon podkreślają jednak, że karty XQD są zarówno większe od SD jak i grubsze, także wprowadzenie dwóch slotów zmieniłoby wielkość całego body.

Co prawda karty XQD są (ponoć, bo na szczęście jeszcze nie przyszło mi tego sprawdzić) trwalsze i mniej podatne na uszkodzenia a przy tym wydajniejsze, ale wciąż pozostaje pewny niepokój związany z brakiem możliwości robienia backupu w trakcie zlecenia. Nikon proponuje możliwość zgrywania zdjęć za pomocą WiFi/Bluetootha na telefon (nawet podczas wyłączenia aparatu), ale nie polegałabym na tym. O ile fantastycznie jest móc szybko zgrać sobie kilka kadrów, przerobić na telefonie i udostępnić od razu w swoich social mediach (z czego korzystałam podczas wyjazdu), o tyle zgrywanie RAW-ów w ilości +1000 tą metodą nie jest już dobrym pomysłem. Obawiałabym się utraty połączenia, co parokrotnie mi się przytrafiło.

Podsumowując, problem z backupem jest i nie da się tego ukryć, ale biorąc pod uwagę zapewnienia producentów kart XQD o ich niezawodności oraz możliwość zgrywania materiałów podczas zleceń/wyjazdów na komputer/dyski zewnętrzne, jest to coś na co jestem w stanie przymknąć oko, biorąc pod uwagę zalety tego sprzętu. Jednocześnie podkreślam, że rozumiem tych, dla których jeden slot skreśla z góry sprzęt.

Wadą związaną z kartami jest też horrendalna cena oraz dostępność nośników XQD

Kolejną wadą, również związaną z kartami, jest ich (póki co) horrendalna cena (ok. 700 zł za 64 gb) oraz dostępność. W Polsce jest ich po prostu, na chwilę obecną, niewiele w porównaniu z innymi typami nośników. Jeśli potrzebujesz więc szybko kupić kartę ze względu na zbliżające się duże zlecenie, możesz mieć problem. Większość sklepów nie ma ich w magazynie, a na zapytanie odpowiadają “niestety karta jest obecnie niedostępna, nie wiadomo kiedy się pojawi”. Oczywiście, znajdzie się i kilka takich, które mają kartę gotową do natychmiastowej wysyłki, ale ogranicza to bardzo możliwość porównania cen i wybrania najniższej wśród, już i tak, wysokich. Mam nadzieję, że wraz z rosnącym zainteresowaniem aparatami korzystającymi z XQD, ta sytuacja będzie ulegać zmianie.

RAW o rozdzielczości 6048 x 4024 px waży średnio 25 MB. Pliki można zgrywać zarówno za pomocą czytnika kart XQD, jak i kabla podłączonego do aparatu, w tym USB-C. Warto pamiętać żeby natychmiast po zgraniu aparat odłączyć od komputera i wyłączyć - ja przyzwyczajona do lustrzanek dwukrotnie tego nie zrobiłam, zabierając się od razu za obróbkę i nie odłączając aparatu, co szybko skutkowało rozładowaniem się baterii do zera.

Zostając przy temacie baterii - nie miałam jeszcze okazji korzystać z aparatu podczas zdjęć wymagających całodziennej stałej aktywności, ale dotychczas bateria sprawowała się dobrze. Co ważne, w Z6 możemy umieścić również akumulatory EN-EL15, używane np. w lustrzankach Nikon D800, D800E, D7000 czy D610. Akumulatorem dołączonym od razu do aparatu przy zakupie jest nowa wersja, EN-EL15b. Pozwala ona na ładowanie aparatu nie tylko poprzez dedykowaną ładowarkę, ale również za pomocą kabla USB-C, który można podłączyć do ładowarki smartfona, laptopa, powerbanka czy nawet ładowarki samochodowej. To duża wygoda dla podróżujących!

Adapter FTZ i wykorzystanie lustrzankowych szkieł do pracy - czy to ma sens?

O ile podczas weekendu w stolicy Holandii ze względu na wygodę przemieszczania się wybrałam natywne obiektywy stałoogniskowe (uf, w końcu stosunkowo niewielki zestaw zamiast ciężkiej lustrzanki!), o tyle w Warszawie porównałam je również z większymi szkłami.

Na pierwszy ogień poszły Nikkor 35 mm f/1.8 Z i Nikkor 35 mm f/1,8G ED, podpięty oczywiście przez adapter. Przy tańczącej żwawo Agnieszce, natywny obiektyw sprawował się lepiej. 35-tka podłączona przez adapter nada się świetnie do zdjęć statycznych, ale autofokus działa już nieco gorzej, niż w obiektywie z serii Z. Nie zdarzył się co prawda moment zacięcia, czy całkowitego niewyostrzenia, ale znacznie więcej zdjęć z obiektywu podłączonego przez adapter było “niedoostrzonych”. Zwróciłam też uwagę na to, że dość ciężko odpina się obiektywy od przejściówki.

Nikkor 35 mm f/1,8G ED, 1/200 s, f/1.8, ISO 1600-2000, śledzenie twarzy

Nikkor 35 mm f/1.8 S, 1/200 s, f/1.8, ISO 1600-2000, śledzenie twarzy

Miałam nadzieję, że mój (serwisowany już) Nikkor 27-70 mm f/2.8, który miewa problemy z backfocusem, podpięty pod adapter cudownie ożyje, ale niestety tak się nie stało. Część zdjęć jest bez zarzutu, ale śledzenie twarzy parokrotnie zawiodło na pełnej linii, mimo braku “przeszkadzajek”. Być może fabrycznie nowy obiektyw sprawował by się lepiej.

Nikkor 24-70 mm f/2.8G ED, 1/160 s, f/2.8, ISO 2500, śledzenie twarzy

Zachwycona byłam za to natywnym 24-70 mm f/2.8 S, który ostrzy bardzo płynnie i świetnie sprawdzi się jako obiektyw reporterski. Przy zdjęciach portretowych/lifestylowych natomiast warto skorzystać z fotografowana z pomocą ekranu LCD - możemy skupić się na modelce, zająć ją rozmową czy rozbawić, system śledzenia oka dba o ostrość, a my nie ukrywamy się za aparatem. Irytowało mnie jednak to, że często po opuszczeniu aparatu na chwilę wykonywałam niechcący niepotrzebne zdjęcie - wystarczyło tylko, że dotknę ekranu wiszącego aparatu łokciem czy biodrem. Tego jednak nie unikniemy, taki urok korzystania z migawki wyzwalanej dotykiem.

Nikkor Z 24-70 mm f/2.8, 1/250 s, f/2.8, ISO 125

Nikkor Z 24-70 mm f/2.8, 1/250 s, f/2.8, ISO 125

Nikkor Z 24-70 mm f/2.8, 1/320 s, f/2.8, ISO 320

Podsumowanie

Jeżeli jesteśmy w stanie przymknąć oko na jeden slot karty pamięci, Nikon Z6 jest bardzo dobrą propozycją, szczególnie dla “Nikonowców”, którzy rozważają przejście na bezlusterkowce. Użytkownicy lustrzanek mogą nadal korzystać ze swojego arsenału szkieł F za pomocą adaptera FTZ - co więcej, chodzą słuchy, że niektóre obiektywy zyskują drugie życie. Dla pełnej satysfakcji pracy warto jednak pokusić się o kupienie szkieł Z, szczególnie, że niedawno dołączył do nich bardzo ciekawy obiektyw portretowy, Nikkor Z 85 mm f/1.8 S, dostępny już w przedsprzedaży.

POBIERZ SUROWE PLIKI JPEG W PEŁNEJ ROZDZIELCZOŚCI

Przyznam się, że mi aparat Nikon Z6 przypadł do gustu na tyle, że po zakończeniu testów… kupiłam sobie swój. Mam nadzieję, że po sprawdzeniu go przy najbliższych okazjach moje zadowolenie tylko wzrośnie!

{$in-article-newsletter}
Skopiuj link

Autor: Julia Kaczorowska

Studiowała fotografię prasową, reklamową i wydawniczą na Uniwersytecie Warszawskim. Szczególnie bliski jest jej reportaż i dokument, lubi wysłuchiwać ludzkich historii. Uzależniona od podróży i trekkingu w górach.

Komentarze
Więcej w kategorii: Recenzje
Jeden, aby rządzić wszystkimi? Plecaki Peak Design Outdoor w praktyce
Jeden, aby rządzić wszystkimi? Plecaki Peak Design Outdoor w praktyce
Plecaki Peak Design Outdoor mają być doskonałą propozycją na terenowe wycieczki z aparatem. O tym, co mają do zaoferowania opowiada fotograf i podróżnik Przemek Jakubczyk.
20
„Matrix” i konie w galopie. Polecamy biograficzny komiks o Muybridge’u [RECENZJA]
„Matrix” i konie w galopie. Polecamy biograficzny komiks o Muybridge’u [RECENZJA]
Fotografując galopującego konia jako pierwszy na świecie, Eadward Muybridge stawia sobie pomnik sam, jeszcze za życia. Sto lat później Guy Delisle ściąga go z piedestału i przepisuje tę historię...
9
„To była i będzie ich ziemia”. Big Sky Adama Fergusona [RECENZJA]
„To była i będzie ich ziemia”. Big Sky Adama Fergusona [RECENZJA]
Takie niebo jak na okładce książki Fergusona widziałam może kilka razy w życiu: wielkie, ale nieprzytłaczające. I niewiarygodnie rozgwieżdżone. W Big Sky australijski fotograf łączy...
24
Powiązane artykuły
Wczytaj więcej (6)