Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Fotografia dzikich zwierząt to nie sport dla wybranych. Zapierające dech w piersiach ujęcia natury są w zasięgu większości z nas. Trzeba tylko dobrze się przygotować, planować i wiedzieć gdzie szukać interesujących nas osobników. O tym, jak fotografować dzikie niedźwiedzie opowiada fotograf i podróżnik, Marcin Dobas.
Od dziesiątek lat struktura demograficzna mieszkańców Polski jest taka,że większość z nas mieszka w miastach, a nie na wsi. Niestety powoduje to, że tracimy kontakt z naturą. Gołąb na balkonie czy zapasiony pies na kanapie to często nasza jedyna więź z przyrodą. Kiedy w miejskim parku sfotografujemy wiewiórkę albo kowalika czujemy się dumni i spełnieni. Gdzie się podziały nasze młodzieńcze marzenia o wędrówkach po Czarnym Lądzie czy wizycie w kolonii fok?
Wbrew pozorom są to rzeczy dostępne i to za stosunkowo niewielkie pieniądze. Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że to czy coś jest drogie czy tanie to rzecz względna, ale widok rodzącej foki, karmiącej swoje dziecko czy młodych niedźwiedzi baraszkujących z matką wart jest każdej ceny. Ceny, za którą otrzymujemy również podziw i zazdrość tych, którym pokazujemy fotograficzny plon naszego wyjazdu. Taki wyjazd, zorganizowany przez wyspecjalizowaną firmę daje nam zazwyczaj pewność, że zrealizujemy swoje marzenia.
fot. Marcin Dobas
Dziś chcę Wam opowiedzieć o fotografowaniu niedźwiedzi. Mimo że niedźwiedź brunatny żyje w Polsce, spotkanie z nim jest trudne. Na ogół unika człowieka i schodzi mu z drogi. Znam jednak kilka miejsc na świecie gdzie fotografowałem te zwierzęta i gdzie jest to względnie łatwe i co najważniejsze - stosunkowo bezpieczne.
Często grupy pasjonatów chcących “zapolować” na niedźwiedzie zabieram do Finlandii. Wyjazd nie jest daleki, co też pozytywnie wpływa na koszty, a pewność sukcesu mamy niemal stuprocentową. Większość fotografii niedźwiedzi znanych z publikacji w takich magazynach jak GEO, National Geographic, Terre Sauvage, czy BBC Wildlife, były wykonane właśnie tam.
Istotnym elementem w fotografowaniu dzikich zwierząt jest czas jaki trzeba przeznaczyć na przygotowanie się do zdjęć na miejscu. Kiedy ekipa BBC chciała sfilmować śnieżną panterę jej uczestnicy spędzili w trudnych wysokogórskich warunkach dwa lata zanim wykonali pierwsze zdjęcie. Mało kto może sobie na to pozwolić i mało kogo na to stać.
W miejscach, które odwiedzamy jest inaczej. Zdjęcia robimy “z marszu”. Pierwsze “trofea” mamy już po pierwszej nocy spędzonej w czatowni. Fotografowanie tych zwierząt bez wielomiesięcznych przygotowań, jest możliwe dlatego, że przychodzą one w poszukiwaniu “smakołyków” i muszę tu poruszyć ważną kwestię.
Nie da się ukryć, że nęcenie dzikich zwierząt samo w sobie jest ingerencją w przyrodę. Może przyzwyczaić zwierzęta do obecności człowieka, spowodować, że będą bardziej ośmielone i zaczną częściej pojawiać się w okolicy gospodarstw. W przypadku dużych drapieżników skutki mogą być poważne. Za doskonały przykład może posłużyć młody niedźwiedź, który w Bieszczadach regularnie przychodził do jednego z domostw aby raczyć się karmą dla kur. Podchodzenie niedźwiedzi do ludzkich zabudowań w Polsce staje się coraz częstsze, a takie sytuacje powodują zagrożenie nie tylko dla ludzi, ale przede wszystkim dla zwierząt.
fot. Marcin Dobas
Nie możemy dopuszczać do sytuacji, aby nasza chęć zdobycia dobrej fotografii wywoływała w przyrodzie tak negatywne skutki. Jednak dokarmianie dokarmianiu nie równe. Co innego gdy robi się to w kraju gdzie żyje około 200 niedźwiedzi, a na kilometrze kwadratowym mieszkają 123 osoby, zaś co innego gdy w kraju gdzie populacja niedźwiedzi to 1800 osobników, a na kilometr kwadratowy przypada zaledwie 17 osób. To właśnie podstawowy powód, dla którego zamiast czatowni w Polsce wybraliśmy te fińskie. Drugi, również kluczowy, to światło. Gdy słońce zachodzi tylko na godzinę i w “nocy” ślizga się nisko nad horyzontem “złota godzina” potrafi trwać całe 5 godzin.
Niedźwiedzie brunatne to największe europejskie drapieżniki. Samce potrafią ważyć 300 kg. Są wszystkożerne i mają dość zróżnicowaną dietę. Potrafią żywić się jagodami, ale również upolować łosia. Mimo że niesprowokowane nie atakują człowieka musimy pamiętać, że są to groźne i niebezpieczne zwierzęta.
Misie są najbardziej aktywne wieczorem i rano choć w nocy również kręcą się po okolicy. Dlatego do czatowni wchodzi się wieczorem, a wychodzi o poranku. W czatowniach mamy improwizowaną toaletę, a nawet łóżko, żeby się zdrzemnąć. Jak w przypadku większości zwierząt, fotografowanie składa się głównie z oczekiwania na moment kiedy przed czatownią pojawią się zwierzaki. Oczywiście wpływ na to gdzie się pojawią mamy niewielki. Może to być zarówno kilka jak i kilkadziesiąt metrów od fotografa. Dlatego dobrze jest mieć ze sobą obiektywy o jak największym zakresie ogniskowych. Ja zabieram do czatowni dwa korpusy. Jeden przeznaczony do fotografowania z długim obiektywem, drugi do obiektywu szerokokątnego. Takie rozwiązanie, mimo że oczywiście droższe, eliminuje konieczność wymiany obiektywów, co zawsze wiąże się z niepotrzebną stratą czasu, hałasem i ryzykiem utraty “zdjęcia życia”. Moim ulubionym obiektywem do zdjęć w czatowni jest M.Zuiko Digital ED 40-150 mm f/2.8 PRO (ekwiwalent 80-300 mm dla pełnej klatki).
Najczęstszym błędem początkujących jest ciasne fotografowanie samego niedźwiedzia tak, że prawie w całości wypełnia on kadr. Oczywiście dobrze jest mieć takie zdjęcia w portfolio, ale wyglądają one trochę jak zrobione w ZOO. Moim zdaniem warto stosować krótsze ogniskowe, żeby pokazać zwierzęta w ich naturalnym środowisku, zwłaszcza gdy jest ono piękne.
fot. Marcin Dobas
Mimo że niedźwiedzie fotografujemy przy świetnym oświetleniu, jasne obiektywy zdecydowanie pomogą nam w wykonaniu ujęć. Korzystam głównie ze szkieł M.Zuiko Digital ED 12-40 mm f/2.8 PRO, 40-150 mm f/2.8 PRO i 300 mm f/4.0 IS PRO. Tak, jak wspomniałem wcześniej, do czatowni zabieram dwa korpusy Olympus OM-D E-M1 Mark II, z kolei w pułapkach wykorzystuję model E-M5 Mark II lub E-M10 z obiektywem M.Zuiko 9-18 mm f/4.0-5.6. Aparaty w fotopułapkach mam zabezpieczone, jednak na wszelki wypadek wolę tam umieścić aparat tańszy. Wszak zawsze jakiś ciekawski miś może chcieć sprawdzić co jest wewnątrz skrzynki.
Większość niedźwiedzi całkowicie ignoruje naszą obecność. Nie jesteśmy dla nich pokarmem (na szczęście!) ani nie stanowimy zagrożenia. Nawet gdy usłyszą, że siedzimy w czatowni, całkowicie nas zlekceważą. Jednak niektóre, zwłaszcza młode osobniki, potrafi wypłoszyć nawet najmniejszy hałas. To powód, dla którego decyduję się na wybór elektronicznej migawki. W Olympusie E-M1 Mark II jest ona całkowicie bezgłośna, a do tego pozwala na wykorzystanie szybkich zdjęć seryjnych czy trybu Pro Capture. Polega to na tym,że naciśnięcie spustu do połowy zaczyna zapis zdjęć w buforze. Zapis w pełnej rozdzielczości RAW+JPG z prędkością do 60 klatek na sekundę. Zdjęcia zapisują się w pętli do momentu naciśnięcia spustu - mamy więc zarejestrowane ujęcia uchwycone przed wciśnięciem spustu, w momencie wciśnięcia przyciski i chwilę po. To bardzo świetna alternatywa dla zdjęć seryjnych i dość często sięgam po to rozwiązanie w fotografii przyrodniczej.
Od pewnego czasu, przy okazji wyjazdów grupowych pracuję nad zdjęciami z fotopułapek. Póki co, popełniam liczne błędy, analizuję je i wyciągam wnioski. Oczywiście sama fotopułapka to tylko kropla w morzu potrzeb. Potrzebujemy również zwierzaka, który do niej podejdzie, Niezbędna jest więc cierpliwość, i szczęście. Kilka lat temu stwierdziłem, że wykorzystam fotopułapki przygotowane własnoręcznie. W tym celu zaopatrzyłem się w pancerne skrzynie - takie, w których często transportuję sprzęt. Wybrałem Boxcase - dobra tania i pancerna plastikowa skrzyneczka. Zdecydowałem się na niewielki rozmiar, akurat taki, by mógł pomieścić aparat fotograficzny i ogniwa LiPo. Skrzynka, ze względu na swą budowę zapewnia ochronę sprzętu jak również wodoodporność. Niestety w przypadku moich konstrukcji z tym drugim nie ma co przesadzać. Wszak pierwsze, co musiałem wykonać, to okrągły otwór na obiektyw.
Stosuję dwie metody wyzwalania aparatu. Pierwsza to wyzwalanie za pomocą czujnika ruchu. Całkowicie automatyczne rozwiązanie. Gdy wykryje on obecność zwierzaka przed obiektywem, zwiera styki i wyzwala spust migawki. Rozwiązanie o tyle kiepskie, że ptaki również są w stanie wyzwolić migawkę i rano może się okazać, że na karcie pamięci mam kilkaset zdjęć… mew. To zdecydowanie nie to czego szukam. Zapewne rozwiązaniem w tym wypadku jest możliwość ustalenia wielkości stworzenia, na które czujnik reaguje. Może to być jednak okupione utratą zdjęć małych, ale interesujących zwierzęcych modeli. Na przykład rosomaka.
fot. Marcin Dobas
Drugi sposób to wykorzystanie łączności Wi-Fi i aplikacji Olympus Image Share. Plusem takiego rozwiązania jest to, że naciskając spust migawki dokładnie widzę jaki jest kadr. Panuję nad wszelkimi ustawieniami aparatu i mogę regulować punkt AF. Niestety z racji ograniczonego zasięgu, w tym wypadku muszę być najdalej kilkanaście metrów od aparatu. To rozwiązanie stosuje więc zazwyczaj stawiając pułapkę przed samą czatownią.
Jak widać możliwości fotografowania niedźwiedzi jest wiele. Nie to jest jednak najistotniejsze. Już samo spotkanie z takim “zwierzem” i możliwość obserwowania go z odległości kilku metrów, to coś, co na zawsze zapada w pamięć. Dla mnie, nawet mimo tego, że napatrzyłem się na te zwierzęta nad Jeziorem Kurylskim, każde spotkanie z nimi jest wspaniałym przeżyciem.