Akcesoria
Camrock Live Stream - wielofunkcyjna lampka LED z uchwytem na smartfon
W zeszłym tygodniu informowaliśmy was o zaskakujących zarzutach podważających 50-letnią historię ikonicznego zdjęcia z wojny w Wietnamie. Dokument kwestionujący autorstwo znanej fotografii miał w końcu swoją premierę.
Nie ma chyba osoby, która nie kojarzy zdjęcia Terror of War, znanego szerzej jako Napalm Girl. Fotografia wykonana przez Nicka Uta stała się jednym z najbardziej rozpoznawalnych zdjęć o wydźwięku antywojennym i miałą ogromny wpływ na opinię publiczną. Sam autor zbudował na nim całą swoją dalszą karierę. Tyle że, zdjęcia wcale mógł nie wykonać fotograf, któremu od ponad 50 lat się je przypisuje.
W zeszłym tygodniu, za sprawą planowanej premiery filmu dokumentalnego The Stringer na światło dzienne wypłynęły rewelacje podważające kwestię autorstwa słynnego zdjęcia. Według producentów filmu, zdjęcie miał wykonać inny pracujący na miejscu i nieznany z nazwiska korespondent, którego fotografie trafiły tego dnia do biura AP i - w wyniku pochopnej decyzji wydawców - zostały błędnie podpisane nazwiskiem etatowego fotografa agencji.
W związku z zarzutami, swoje stanowisko w sprawie, podparte 6-miesięcznym dochodzeniem przekazało Associated Press, które w 23-stronicowym raporcie broniło Nicka Uta. Osoby odpowiedzialne za raport twierdziły jednak, że są otwarte na konfrontację z ewentualnym nowym materiałem dowodowym.
Na tamtą chwilę nie wiedzieliśmy nic więcej, gdyż film nie miał jeszcze swojej premiery, a AP nie była w stanie uzyskać od twórców filmu więcej szczegółów ze względu na umowy NDA. Teraz wreszcie poznaliśmy historię, którą opowiada nowy dokument.
Film „The Stringer” miał swoją premierę 26 stycznia na festiwalu w Sundance, gdzie widowni zaprezentowana została narracja, według której zdjęcie wykonał wietnamski korespondent Thanh Nghe, pracujący jednocześnie jako kierowca wozu ekipy NBC. Słynne zdjęcie, które trafiło tego dnia wraz z negatywami innych fotografów do biura Associated Press miało zostać następnie - pod naciskiem despotycznego szefa działu foto Horsta Faasa - przypisane fotografowie agencyjnemu. A ze względu na to, że Nick Ut był jedynym fotografem AP działającym tego dnia w terenie, padło na niego.
Fot. Nick Ut?, Terror of War, 1972 / Associated Press
Prowodyrem historii opowiedzianej w filmie jest Carl Robinson - ówczesny fotoedytor biura prasowego AP w Sajgonie. Od końca lat 70. pozostaje on jednak w konflikcie z agencją, co rodzi oczywiste pytania o prawdziwość rzucanych oskarżeń. Twórcy filmu twierdzą jednak, że doniesienia Robinsona były jedynie wstępem do trwających dwa lata poszukiwań, które obejmowały m.in. analizę kryminalistyczną oraz relacje ponad 50 osób, w tym krewnych Thanha Nghe, którzy dostarczyli filmy fotografa do biura agencji. Według nich zebrany materiał wskazuje, że Nick Ut tego dnia nie mógł znajdować się w miejscu wykonania zdjęcia.
Pytani o to, czemu Thanh Nghe nigdy wcześniej nie podważał kwestii autorstwa, producenci wskazują na trudności życia na emigracji i walkę z machiną branżową. Sam Robinson, jako motywację do opowiedzenia alternatywnej historii podaje poczucie winy chęć zadośćuczynienia nieznanemu szerzej autorowi.
Czy dokument zaprezentowany w Sundance doprowadzi do zmiany autora zdjęcia i napisze na nową oficjalną historię jednej z najbardziej znanych fotografii wszech czasów? Choć premiera została nagrodzona owacją na stojąco, spotkała się też z krytyką głównych zainteresowanych.
Associated Press wskazuje na nieprawdziwe przedstawienie kwestii kontaktu z twórcami filmu i udostępniania materiału dowodowego, prawnicy Nicka Uta zapowiadają pozwy o zniesławienie, a Kim Phuc (dziewczynka ze zdjęcia) określa całą sytuację jako „skandaliczny i fałszywy atak na Nicka Uta”, w którym nigdy nie wzięłaby udziału, gdyż wie, że jest nieprawdą.
Sama Phuc twierdzi jednak od dawna, że nie pamięta zdarzenia, a Nick Ut nabrał zaś wody w usta i do tej pory nie skomentował oficjalnie stawianych zarzutów (choć według donosów próbował powstrzymać organizatorów festiwalu przed wyświetleniem filmu). Czy więc coś jest na rzeczy? Wygląda na to, że póki co będziemy mieli do czynienia z sytuacją „słowo przeciwko słowu” i szybko nie doczekamy się pełnego rozwiązania.
Kwestię autorstwa zdjęcia będzie mógł jednak ocenić każdy z nas, gdy film trafi w końcu do dystrybucji. „Nasza historia jest tutaj, abyście wszyscy mogli ją zobaczyć” - komentują twórcy. Na chwile obecną nie znamy jeszcze harmonogramu dystrybucji, z dużym prawdopodobieństwem może on jednak trafić do tegorocznej ramówki festiwali dokumentalnych typu Docs Against Gravity czy Watch Docs.
Źródła: apnews.com, theguardian.com, latimes.com