Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Jak wszyscy moi poprzednicy wybrani do testowania Fuji X100, długo wyczekiwałem jego wejścia na rynek. Moją pasją jest dokument i reportaż, a więc najczęściej fotografuję ludzi. Od lat robię to przeróżnymi aparatami i zawsze borykałem się z tym samym problemem, albo aparat gwarantuje porządną jakość zdjęć, ale za to jest drogi, nieporęczny i zwraca uwagę, albo jest to aparat mały, który możemy wrzucić do kieszeni kurtki i zabrać ze sobą wszędzie, godząc się na pewne niedoskonałości. Starając się znaleźć coś pośrodku, na swoje podstawowe narzędzie pracy wybrałem Canona 5d mark II z obiektywem 35 mm 1.4 tego samego producenta. Jest to zestaw, z którego do tej pory byłem niesamowicie zadowolony i jedynym jego minusem była wcześniej wspomniana nieporęczność. Wydawało mi się jednak, że nie mam wyboru.
Kiedy usłyszałem o produkcie Fuji, pomyślałem, że to może być rewolucja. Mały aparat, dający możliwości pełnej manualnej kontroli wszystkich parametrów, tryb RAW, stosunkowo dużą fizycznie matrycę i stałoogniskowy jasny obiektyw o najbardziej dla mnie uniwersalnym kącie widzenia. Kiedy w końcu, długo wyczekiwany produkt wziąłem do ręki po raz pierwszy okazało się, że sprawia jeszcze lepsze wrażenie niż się spodziewałem. Świetnie wykonana obudowa, w której zamknięta jest cała elektronika nie tylko wygodnie leży w dłoni, ale jej waga jest idealnie zbalansowana. Aparat sprawia wrażenie profesjonalnego sprzętu, ale jednocześnie nie jest na tyle ciężki, żeby przeszkadzał zawieszony na szyi, czy wsunięty do kieszeni. Po prostu chce się go nosić, a to było najczęstszym powodem, który decydował o tym, że mój podstawowy aparat zostaje w domu. Sama obudowa ma jeszcze jeden plus, jej design nawiązujący do wyglądu starych aparatów dalmierzowych powoduje, że aparat nie zwraca na siebie uwagi, co przy fotografowaniu na ulicy jest bardzo ważne. W temacie budowy Fuji dostaje ode mnie same plusy, nawet elektroniczny pierścień ustawiania ostrości, który na początku wydawał mi się fatalny wymagał kilku godzin przyzwyczajenia.
A co z obsługą? X100 wyposażony jest w klasyczne kółka nastaw. Mamy pokrętło czasów, na których umieszczone są pełne wartości czasu migawki, mamy pierścień przysłony na obiektywie, także działający w skokach o pełną działkę przysłony, no i mamy pokrętło korekty ekspozycji od +2 do -2 EV w skoku o jedną trzecią. Ten sposób pracy jest bardzo wygodny i dla osoby, która kiedykolwiek pracowała z klasycznymi aparatami będzie dużym ułatwieniem. W końcu nie trzeba szukać ustawień w menu, a tego rodzaju obsługa jest bardziej intuicyjna niż wszelkiego rodzaju rozwiązania opierające się na przyciskach. Co ciekawe, wszystkie parametry można regulować w skokach o jedną trzecią działki ekspozycji korzystając dodatkowo z tylnego pokrętła i przycisków.
Niewątpliwą zaletą jest także niesamowicie duży wizjer, który może działać w trybie obrazu rzeczywistego lub wyświetlać na nim informacje o parametrach naświetlania i ramkę z korektą paralaksy, a także może być wizjerem opartym o obraz w pełni wyświetlany (pomiędzy trybami pracy przełączamy się stylowym przełącznikiem, który wygląda jak dźwignia samowyzwalacza w starych manualnych aparatach). Z poziomu menu możemy wybrać, które informacje mają być wyświetlane w okienku wizjera. Świetnym rozwiązaniem jest także możliwość przypisania ważnej dla nas funkcji przyciskowi funkcyjnemu znajdującemu się na górnym panelu. Dorzucenie tam parametru czułości powoduje, że mamy wszystko, co potrzebne pod ręką i nie musimy wcale zaglądać do menu. Tutaj właściwie też trudno o minusy. Podsumowując, aparat jest bardzo intuicyjny i wszystko co najważniejsze przy codziennym fotografowaniu mamy dostępne bez zbędnego klikania przyciskami.
Teraz to, co dla mnie najważniejsze, a więc fotografowanie. Aparat starałem się przetestować w bardzo różnych warunkach. Oczywiście najważniejsze dla mnie było to, jak sprawdzi się w fotografowaniu na ulicy, ale chciałem się też przekonać, czy można go użyć do czegoś poza fotografią uliczną. Bardzo ważne było dla mnie także, jak poradzi sobie przy pracy ze światłem zastanym w nocy, a więc czy wysokie ISO daje akceptowalny jakościowo obrazek.
Udało mi się także użyć aparatu podczas sesji w połączeniu z fleszami studyjnymi, ale po kolei...
W słoneczny dzień przy dużej ilości światła właściwie każdy aparat cyfrowy radzi sobie dobrze z jakością obrazu, dlatego największą wagę przykładam do szybkości działania. Tutaj Fuji X100 nie zawodzi, aparat natychmiast reaguje na wciśnięcie spustu migawki, w dobrych warunkach oświetleniowych także AF radzi sobie świetnie. Jeśli zdecydujemy się na ręczne ustawienie ostrości, zdjęcie powstanie właściwie natychmiast. A trzeba wspomnieć, że po chwili przyzwyczajenia ostrzenie ręczne jest niezwykle wygodne, ze względu na podgląd odległości, na którą mamy zogniskowany obiektyw w wizjerze. Za to rozwiązanie Fuji należą się brawa. Ciekawym rozwiązaniem znanym mi raczej z kamer jest zastosowanie wbudowanego filtra ND, który pozwala skorzystać z dużo mniejszych wartości przysłony i realnej pracy z małą głębią ostrości nawet przy dosyć silnym oświetleniu. Bez niego przy dosyć wysokiej najniższej wartości ISO (wynoszącej 200) byłoby to niemożliwe. Przyzwyczajenia wymaga także ramka wyświetlana w wizjerze pokazująca krycie kadru, trzeba pamiętać, że wizjer widzi więcej i nie wszystko, co obejmuje, będziemy mieli na zdjęciu. Jednak w fotografii ulicznej to duży plus, widzimy co za chwilę znajdzie się w naszym kadrze i możemy lepiej wstrzelić się w odpowiedni moment. Zresztą wizjer, w którym widzimy obraz cały czas (w przeciwieństwie do lustrzanek, gdzie obraz znika w momencie naświetlania), daje nam jeszcze pełniejszą kontrolę nad momentem naświetlenia klatki. Wiemy, czy udało nam się trafić w decydujący moment, czy też nie, bez podglądania fotografii. Jedyny problem jaki zwrócił moją uwagę podczas pracy za dnia to dosyć wolny zapis zdjęć, seriami nie poszalejemy, ale nie o to chodzi.
Później przyszła kolej na fotografie w złych warunkach oświetleniowych. Powiem szczerze, że tego jak zachowa się testowany aparat w takich warunkach bałem się najbardziej. Okazało się jednak, że jest bardzo dobrze. Poziom szumów przy ISO 3200 jest w pełni akceptowalny, nawet w surowych plikach, a przecież programy do obróbki dzisiaj świetnie radzą z ich usuwaniem. Niestety kiedy mamy mniej światła dużo gorzej pracuje automatyka ostrości, ale nie znaczy to, że sobie nie radzi. Do dyspozycji mamy wspomaganie AF przez lampkę podświetlającą, ale ja z niej nie korzystałem - używałem trybu dyskretnego, który wyłącza jej działanie i wyłącza flesza. Taki rodzaj pracy preferuję. Dosyć dużym problemem okazał się tutaj hybrydowy wizjer. Przy fotografowaniu bardzo ciemnej sceny jego podświetlenie przeszkadza w kadrowaniu, ale już przyciśnięcie spustu migawki do połowy problem likwiduje, także jest to kwestia wypracowania sobie odpowiednich odruchów.
Trzecią sytuacją w jakiej sprawdziłem X100 była sesja studyjna, aparat okazał się świetnym narzędziem do pracy z fleszem, centralna migawka pozwala synchronizować błysk z każdym czasem naświetlania.
Obiektyw przetestowany w idealnych warunkach oświetleniowych pokazał swoje możliwości. Jest ostry jak brzytwa i obrazek z niego robi niesamowite wrażenie. Tutaj jedynym minusem okazała się bateria, która mimo wyłączonego tylnego wyświetlacza nie jest zbyt wydajna. Jeżeli planujecie używać aparatu intensywniej lub, jak ja, jesteście przyzwyczajeni do bardzo pojemnych baterii lustrzanek, możecie czuć się zawiedzeni.
Podsumowując, jest to aparat, który świetnie spisze się w sytuacjach, do których został stworzony, ale może być również bardzo dobry zapasowym aparatem do pracy w studio i sytuacjach niereporterskich. Ja zupełnie się w nim zakochałem.
Zalety:
Wady:
Oryginalne pliki do pobrania:
Tekst i zdjęcia: Łukasz Kuś