Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Sigmy DP1M i DP2M zostały zaprezentowane w lutym bieżącego roku. Oba aparaty zostały wyposażone w 15-megapikselową matrycę APS-C Foveon. Stąd litera "M" w nazwie?
Została dodano, aby upamiętnić Richarda "Dick" Merrilla, który zmarł w 2008 roku, współtwórcy technolegii Foveon. Sama matryca jest znana już od momentu premiery flagowej lustrzanki producenta - Sigmy SD1.
Oba aparaty zostały wyposażone w stałoogniskowe obiektywy. Sigma DP1M oferuje ogniskową 19mm f/2.8, co jest ekwiwalentem ok. 28mm, a jej bliźniaczka 30mm f/2.8, co odpowiada 45mm w małym obrazku. Pomimo niezbyt wysilonych obiektywów aparaty są nieznacznie mniejsze od Fujifilm X100. W przeciwieństwie jednak do produktu Fuji nie oferują hybrydowego wizjera.
Aparaty Sigmy wyróżniają się jeśli chodzi o wzornictwo. Minimalistyczne, czarne cegiełki nie zwracają na siebie w ogóle uwagi. Korpus jest dość gruby i niestety pozbawiony gripa. Grupy wypustek na przedniej i tylnej ściance użytkownik nie może traktować poważnie. Po kilku chwilach aparat po prostu wyślizguje się rąk, a jego obsługa staje się przez to utrudniona.
Jakośc wykonania jest rewelacyjna, jak przystało na aparat skierowany do najbardziej wymagających użytkowników. Metalowa obudowa już przy pierwszym kontakcie daje wrażenie solidności i wysokiej jakości wykonania. Wszystkie elementy ściśle do siebie przylegają. Klawisze oraz tarcza umieszczona na górnej ściance są wykonane z przyjemnego w dotyku tworzywa. Spust migawki ma odpowiedni skok. Minimalizm widać szczególnie na tylnej ściance, na której trzy przyciski nawigatora nie zostały opisane.
Ekran LCD w małych Merlill'ach o przekątnej 3-cali i rozdzielczości 920 00 punktów zrobił na nas bardzo dobre wrażenie. Daje jasny i klarowny obraz, który pozwala na ocenę zdjęcia o ile wykonujemy je na niskiej czułości. W przypadku wysokich wartości ISO kolorystyka zdjęć zmiania się drastycznie, co widzimy dopiero po zapisaniu zdjęcia. Nie jest to jednak wina ekranu LCD, a matrycy w technologii Foveon.
W DP1M i DP2M na pewno nie możemy narzekać na menu główne. Obszerne podzielone na kilkanaście czytelnych zakładek. Miła niespodzianka spotkała nas w jednej z ostatnich stron wśród języków znalazł się polski.
Warto pochwalić kompakt Sigmy za podręczne menu, które uruchamiamy przyciskiem QS. Zyskujemy wtedy szybki dostęp do podstawowych parametrów fotografowania, bez zagłębiania się w menu głównym. Jak widać obsługa aparatu nie powinna sprawiać nam najmniejszych problemów.
Niestety tak nie jest. Sigmy DP1M i DP2M kompletnie nie radzą sobie z czynnością, do której zostały zaprojektowane czyli z fotografowaniem. Autofokus nie jest nawet przeciętny. W przypadku obu wersji poprawne wyostrzenie zajmowało dłuższą chwilę, nie wspominając o błędach które się pojawiały. Reakcja na spust migawki, to jedyny aspekt rejestrowania kadru, na który nie możemy narzekać. Tuż po wyzwoleniu migawki zdjęcie na chwile pojawia się na 3-calowym monitorze LCD, aby je zobaczyć w pełnej krasie musimy poczekać chwilę. Długość tej "chwili" zależy od czułości jaką mamy ustawioną. W przypadku wyższych wartości ISO zapis trwa wyjątkowo długo. W przypadku korzystania z tandemu RAW+JPEG możemy zapomnieć o powtórzeniu kadru. DP1M i DP2M zawieszają się dopóki nie zgrają zdjęć.
Podsumowanie
Sigma DP1M i DP2M, to aparaty dla fanów marki. Poza unikatowym designem, ciężko znaleźć mocny punkt tego aparatu. Tuż przed Photokiną kilku innych producentów zaprezentowało lub zapowiedziało zaawansowane kompakty, czy bezlusterkowce. Sigma znów została w tyle. Matryca APS-C o rozdzielczości 15-megapikseli, nikogo już nie zaskakuje, zwłaszcza jeżeli sensor nie radzi sobie na wyższych czułościach. Możliwe, że nasze wrażenie zmieniłoby się diametralnie jeżeli mielibyśmy okazję fotografować DP1M lub DP2M w plenerze. Kolory na niskich czułościach są bardzo dobrze odwzorowane. Szczegółowość stoi na wysokim poziomie. W fotografii pejzażowej, przy której czas nas nie goni i zależy nam na małej wadze zestawu, prawdopodobnie jest to jedna z ciekawszych propozycji.