Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Realizowałem zlecenie komercyjne dla klienta o tematyce podróżniczo-filmowo-edukacyjnej. Ten projekt sprawił, że mogłem też kontynuować swój projekt dokumentalny „Behind the Mask”. Rozpocząłem go w 2006 r. w Peru i kontynuowałem w Meksyku i Gwatemali. W tym roku wydałem książkę, ale dorobiłem kolejne zdjęcia i zacząłem realizować film dokumentalny.
Tak, to wiele lat pracy fotograficzno-filmowo-antropologicznej. tuż przed pandemią, postanowiłem razem z rodziną przeprowadzić się tam z Warszawy, w której żyłem 20 lat. Wtedy to nie był wyjazd typowo fotograficzny czy filmowy. To miała być zmiana o 180 stopni, wyprowadzenie się z dużego miasta, sprawdzenie, czego chcemy w swoim życiu, co nam nie odpowiada. Przy okazji powstał film „I Am", etiuda emocjonalna, która zaczęła trylogię „I Am The Spirit" oraz „I Am The Planet", który dopiero przygotowuję. Niestety, jak przylecieliśmy na miejsce, pandemia ruszyła na całego. To wiele zmieniło w naszym życiu, ale o tym może innym razem.
Dokument dla mnie to opowieść o tym, co spotykam na swojej drodze, o prawdzie i ludziach. I o mnie. Zajmuję się historiami, doświadczeniami, które mnie wewnętrznie interesują. Używam aparatów do tego, aby poznać ludzi, doświadczyć pewnych przeżyć. Przez przebywanie z nimi, opowiadanie ich historii, sam zaczynam tego doświadczać. Moje dokumenty powstają na bazie mojej pasji.
Jak byłem chłopcem, chciałem podróżować, poznawać różne kultury, szczególnie te, które były dla mnie niejasne. Zastanawiałem się, jak mogę to robić. Wpadłem na pomysł, że jeśli będę mieć aparat, to będę mógł podróżować z nim i rejestrować interesujące mnie kultury. Dzięki niemu otworzę sobie również możliwość zarabiania, co z kolei umożliwi następne podróże. Ten proces całkowicie mnie pochłonął.
Aparat to dla mnie idealne narzędzie, które pozwala mi pokazać wizualnie to, co mam w swojej wyobraźni. Opowiadać historie w zrozumiały sposób.
Inicjacja mojego znajomego podczas ceremonii w jaskiniach koło Teotihuacan w Meksyku. Na fotografii Nahui jest ze swoją mamą. Fotografia wykonana aparatem Lumix S5 z obiektywem 50 mm f/1.8.
Najpierw musisz znaleźć w sobie ciekawość i pytania, na które chcesz odpowiedzieć. Jeśli będziesz chciał znaleźć odpowiedzi na te pytania, to siłą rzeczy będziesz sobie próbował odpowiedzieć na nie tak, abyś to zrozumiał. Potem pozostaje już tylko kwestia sprzętu i tego, w jaki sposób go wykorzystasz, aby opowiedzieć historię w najlepszy sposób.
W procesie opowiadania historii jest tylko jeden odbiorca - Ty. Inni odbiorcy nie powinni cię interesować. Prawdziwe opowiadanie historii to tak naprawdę opowiadanie o sobie samym. Jak poznasz odpowiedzi na swoje pytania, to będziesz mieć historię.
Zawsze było, jest i będzie miejsce na dobry dokument. Wiele oczywiście zależy od człowieka, który taki dokument tworzy. Od tego, w jakim on sam wewnętrznie jest miejscu. Obecnie możemy mieć poczucie, że twórcy nie mają gdzie publikować swoich dokumentów. Kiedyś była Polityka, Przekrój, National Geographic, czy inne magazyny, które chętnie kupowały materiały. Dzisiaj takich możliwości jest dużo mniej, ale jeśli naprawdę ci zależy, znajdziesz miejsce do publikacji swoich opowieści. Poza tym otwiera się wiele różnych możliwości tworzenia i publikowania swoich materiałów w formie wideo.
Czysta reklama to lokowanie produktu, jak reklamy telewizyjne. Ja interesuję się dokumentem i nie chcę, aby marki ingerowały w opowieści, które przedstawiam, poprzez lokowanie ich produktów. Staram się przekonywać klientów, aby realizować dla nich prawdziwy dokument, który będzie potem wykorzystywany w komunikacji czy social mediach. Albo, żeby marka chwaliła się, że jest mecenasem czy producentem danego dokumentu.
To bardzo fajny model, który pozwala mi tworzyć wartościowe filmy dokumentalne na interesujące mnie tematy. Pieniądze są inwestowane w poszerzanie świadomości, wiedzy na dany temat wśród ludzi. Firma może ogrzać się przy jakościowym materiale, który daje innym pewne wartości, wiedzę. W ten sposób klient buduje świadomość marki, wzmacnia wizerunek.
Nazywam to dokumentem reklamowym, dlatego, że jednak finansująca ten materiał marka pojawia się w taki czy inny sposób w materiale, chociażby w napisach końcowych. Ważne jest jednak to, że klient nie lokuje nic w filmie, a mimo to wykorzystuje go do promocji. I to też jest w pewnym stopniu odpowiedź na poprzednie pytanie. Forma dokumentu reklamowego pozwala się rozwijać, więcej tworzyć i publikować. Trzeba tylko umiejętnie do tego podejść.
Film dokumentalny zrealizowany dla Fundacji MARE. Do filmu użyłem pełnoklatkowych bezlusterkowców Lumix S1H oraz S5.
Tak i nie. Jeśli ktoś zrobi taką transformację tylko po to, aby zarabiać więcej, to nie wróżę tu dobrej przyszłości. Co innego, jeśli film rzeczywiście kogoś pasjonuje. Jeśli uważa, że wideo otwiera przed taką osobą nowe możliwości. Wtedy moim zdaniem to się uda. Film trzeba kochać, mieć do tego pasję, a nie tylko podążać ślepo za modą. Oczywiście, cierpliwość i praca to niezbędne czynniki powodzenia.
Zależy, kogo zapytasz. Fotografowie pewnie powiedzą, że to fotografia daje więcej. Filmowcy odwrotnie. Prawda jest indywidualna. Ja czuję obie techniki: fotografię i film. To są dla mnie dwa różne media, które wybieram do różnych projektów. Dobieram je w zależności od tego, jak czuję.
Lot balonem nad stanowiskiem archeologicznym Teotihuacan w Meksyku. Fotografia wykonana aparatem Lumix S5 z obiektywem 20-60 mm f/3.5-5.6
Rzeczywiście, od kilku lat ok. 80% projektów realizuję jako wideo. Pozostałe 20 proc. to połączenie filmu i fotografii. Na przykład w projekcie „I Am The Spirit" tworzyłem zdjęcia, film i książkę. Samych serii fotograficznych na razie nie tworzę. I niczego nie zakładam, ponieważ za kilka lat może być inaczej.
Przez wiele lat fotografowałem lustrzankami, ale kiedy w 2016 r. zacząłem jeszcze poważniej zajmować się filmami, dokupiłem bezlusterkowca. Do przesiadki przekonała mnie po prostu zmiana technologii. Wszyscy wchodzili w bezlusterkowce i nowe aparaty miały w efekcie świetne parametry pod filmowanie. W tym roku przesiadłem się już całkowicie na bezlusterkowce.
Mój wybór padł na aparat Panasonic Lumix S1H, który jest zaakceptowany do produkcji filmowych dla Netflixa. Ostatnio korzystam także z Panasonica Lumix S5, który jest mniejszy, lżejszy i świetnie sprawdza się w podróży. Miałem go ze sobą w Meksyku. Używam pełnej klatki, dzięki której uzyskuję mniejszą głębię ostrości i świetną jakość na wysokich czułościach.
Panasonic S5 to dwa w jednym: świetny aparat i kamera. 24 mln pikseli i pełna klatka to idealne połączenie dla fotografa. Rozdzielczość na tyle duża, żeby sprawdzić się w wydrukach, a zarazem nieobciążająca tak bardzo komputera czy dysków. Pełna klatka gwarantuje świetną plastykę zdjęć, piękne rozmycie tła, szczegółowość.
Natomiast w filmie cenię sobie jakość, czyli 4K, 10-bit, próbkowanie kolorów 4:2:2, profil płaski V-log i stabilizację obrazu. Te paramenty otrzymuję w nagraniach na kartę pamięci, a nie zewnętrzny rejestrator.
Malinalli, kultura Mexica (Aztekowie). Fotografia wykonana aparatem Lumix S5 z obiektywem 50 mm f/1.8
Do tego Lumix S5 jest dużo mniejszy, lżejszy, więc świetnie sprawdza się w podróży, kiedy gabaryty i waga mają ogromne znaczenie. Dzięki niemu mogę podróżować z małym aparatem, ale wciąż pełnoklatkowym, który w połączeniu z dobrą, małą optyka, daje wyśmienitą jakość obrazu w każdych warunkach. Lumix S5 to idealna hybryda dla podróżnika i nie tylko.
Ani razu nie przeszło mi przez myśl, aby mieć kamerę. Powód jest prosty: ja jestem także fotografem. Kamerą nie zrobię zdjęć. Dobry, uniwersalny aparat pozwala mi natomiast robić zarówno zdjęcia, jak i filmy w świetnej jakości.
Proszę wyobrazić sobie taką sytuację. Staję przed krosnem, na którym Zapotek [przedstawiciel ludu rdzennych mieszkańców Meksyku — przyp. red.] robi dywan z charakterystycznymi wzorami. Kiedy robię mu zdjęcia, a potem chcę nakręcić wideo, wystarczy, że przełączę tryb w aparacie. Osoba, przed którą stoję, nawet się nie spostrzeże, że coś się zmieniło. Mam też gotowy kadr, ustawienia, światło, obiektyw, zarówno dla fotografii i filmu takie same.
Z kamerą nie byłoby tak łatwo, a przede wszystkim szybko i sprawnie. Kamera byłaby większą, cięższa, miała masę osprzętu. W dodatku może mieć też inną optykę, kolory. Wymiana sprzętu sprawia, że muszę także zmienić nieco swój sposób patrzenia, a tego nie chcę. Staram się również dbać o zdrowie, więc w podróże zabieram możliwe jak najlżejsze sprzęty, które nie obciążą mi tak kręgosłupa.
Wiele planów, pomysłów, o których jeszcze nie mogę rozmawia. Pierwszy wyjazd planuję w lutym lub marcu. Zapowiada się coś nowego. A zaczynam od zadania sobie kolejnego pytania. A może tego samego, ale kolejny raz. Bo przecież czasami odpowiedzi mogą się zmieniać…
fot. Anna Kaczmarek
Krystian Bielatowicz jest filmowcem i fotografem. Od 2000 roku rozwija swój język dokumentalisty, współpracując na przestrzeni tych lat m. in. z National Geographic, Polityka, Panasonic, Nikon, agencjami reklamowymi i wieloma innymi markami. Jako założyciel LIGHT KEEPER (produkcje filmowe) realizuje różne formy dokumentalne na rynku komercyjnym.
Od 2009 roku pracuje nad długoterminowym projektem BEHIND THE MASK, dotyczącym szamanizmu i fizyki kwantowej. Fotografie z Peru, Meksyku i Gwatemali zostały opublikowane w kolekcjonerskiej książce o tym samym tytule. Obecnie zbiera materiały do filmu dokumentalnego.
Jest wykładowcą w ZPAF i ambasadorem Panasonic Polska. Edukuje z filmu i fotografii od 2008 roku. Prowadzi kameralne fotoekspedycje do Ameryki Łacińskiej.
Więcej na: www.lightkeeper.pl oraz www.bielatowicz.com
Materiał powstał we współpracy z firmą Panasonic