Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Przez dużą część swojej kariery pracowałem i pracuję przy produkcjach broadcastowych, gdzie nigdy nie było specjalnej potrzeby, żeby budować swój wizerunek w social mediach. Wydaje mi się, że praca zajmowała mi ten czas, w którym mógłbym się tym zajmować. W mediach społecznościowych oczywiście jestem - Instagram założyłem już w 2012 roku, a pod pseudonimem hobbystycznie prowadzę też tematyczny kanał na Youtube. Nieśmiało staram się doganiać trendy i być na bieżąco. Dzisiaj mamy np. TikToka, który, jeśli odfiltrować wszystkie dyskusyjne treści, jako forma staje się bardzo ciekawą platformą kreacji.
Być może dlatego, że branża profesjonalna nadal jest w Polsce dość mała. My się wszyscy znamy. Jeszcze do niedawna miarą profesjonalizmu był dorobek na portalu filmpolski.pl. Dopiero teraz zaczyna się to zmieniać. Dużo się filmuje, powstało sporo szkół, a na dodatek można się prawie wszystkiego nauczyć w internecie i nawet osoby bez wykształcenia, jeśli są kreatywne, mogą osiągać sukcesy.
Osobiście bardzo każdemu polecam przygodę ze szkołą. Dziś jest moda na kursy internetowe. Radzę podchodzić do nich ostrożnie, gdyż nie zawsze prowadzą je osoby, które posiadają rzeczywiste kompetencje i doświadczenie. Często brakuje w nich elementarnej wiedzy. Jest trochę efekciarstwa, sztuczek i tricków, ale widać braki w podstawowej szkolnej wiedzy.
Czasem złośliwie powtarzam, że w filmie, fotografii i montażu wszystko zostało już wymyślone. Plany, kompozycja, dramaturgia, podstawowe zasady - nie musimy tego odkrywać na nowo. Przede wszystkim trzeba wiedzieć, dlaczegoś coś robi się tak, a nie inaczej i dopiero od tego konsekwentnie odchodzić. To nie przypadek, że wyższe studia montażu czy operatorskie trwają 5 lat. Tak samo jak to, że operatorzy po filmówce, która może wydawać się dziś stratą czasu, są doceniani na całym świecie.
Generalnie nie musi to być nawet szkoła w Łodzi czy Katowicach. Kolejka 5-7 lat na miejsce na roku, na który dostaje się tylko 8 studentów może zniechęcać. Chodzi natomiast o to, żeby ktoś otworzył nam głowę, pozwolił zwolnić, odłożyć telefon, rozwinąć się twórczo. Popracujemy nad projektami, na które zazwyczaj brakuje czasu i co ważne zastanowimy się czy na pewno to właśnie chcemy robić w życiu.
Osobiście nie znam nikogo, kto żałowałby pójścia na filmówkę, nawet jeśli nie pracuje w zawodzie. Wiem natomiast, że większość osób, która kończyła Polibudę swoje studia wspomina raczej jako stratę czasu (śmiech).
Polecam takie podejście. Często zdarza się, że pracujesz z kamerą po 200-250 dni w roku, a do większości z tych rzeczy nie chcesz się przyznawać. Dlatego zawsze obiecuję sobie, że 2-3 razy do roku zrobię coś tylko i wyłącznie dla siebie. Poniosę koszty i zrealizuję to, na czym mi w tej chwili zależy. Czy będzie to teledysk, drobna forma dokumentalna czy sesja fotograficzna.
Wiele osób z branży potwierdza, że paradoksalnie, w poszukiwaniu pracy i budowaniu portfolio najbardziej procentują właśnie te rzeczy, które wydawały się projektami typowo artystycznymi. Podam ci zresztą swój własny przykład.
Dobrych parę lat temu amatorsko wykonałem 3 czy 4 teledyski dla Ostrego (O.S.T.R, polski raper - przyp. red). Napisałem scenariusz, zrobiłem zdjęcia i całość zmontowałem. Często przy tego typu projektach zazwyczaj realizuje się może 70% założeń i pomysłów, dużo w tym improwizacji. Tu nie ma storyboardu i scenopisu. Czy jest się zadowolonym - nie zawsze… Co ciekawe, często to właśnie ten projekt stawał się decydujący podczas zdobywania pracy przy dużych produkcjach. Zawodowiec dostrzeże kreatywne patenty, dobre oko, montaż czy pracę z aktorem mimo pewnych niedoskonałości.
Jest łatwiej choćby dlatego, że dostęp do sprzętu i technologii znacznie obniżył barierę wejścia. Do niedawna odpowiednią jakość oferowały jedynie profesjonalne kamery filmowe. Potem pojawiły się filmujące lustrzanki, które zdemokratyzowały rynek wideo, a dzisiejsze bezlusterkowce wreszcie zbliżają się jakością do kamer. Pewnie na tych 10 pasjonatów, którzy filmują amatorsko i uczą się na własną rękę, 2-3 robi naprawdę fajne rzeczy.
Dodatkowo dziś, dzięki internetowi łatwiej jest zaistnieć. Obserwuję młodych operatorów, którzy praktycznie codziennie wrzucają świetne zdjęcia, tworzą planowane Instastories i mają spore grupy odbiorców. Już nie trzeba wysyłać filmów na festiwale i czekać miesiącami aż ktoś nas zauważy. Duże marki często zatrudniają do pracy młodych twórców, oczekując właśnie świeżości, nawet niedoskonałości. Wyrobiona ręka, rutyna, maniera operatorska - nie zawsze jest atutem.
A sam rynek? Ciągle się zmienia i ewoluuje. Dziś każdy filmuje, nie wymaga się też już tak rozbudowanych ekip filmowych, jak kiedyś. Nie tylko ze względu na mniejsze budżety, ale właśnie po to, żeby było to bardziej świeże, odkrywcze i luźne. Bardziej „tiktokowe”. Często łapię się na tym, że 10 razy przestawiam kamerę, żadne ujęcie mi się nie podoba i w konsekwencji w ogóle czegoś nie nagrywam. Dawniej spontanicznie nagrałbym te 10 ujęć i dopiero na montażu zastanawiał się, które wybrać.
W Polsce mamy dwa światy: Warszawę, długo, długo nic i resztę Polski. Cały duży rynek medialny koncentruje się wokół stolicy. Tutaj jest praca i lepsze pieniądze. Często łatwiej jest wypożyczyć sprzęt i dojechać z ekipą np. do Trójmiasta, niż szukać jej na miejscu. Pracy jest dużo, dużo więcej.
Byłbym daleki od narzekania. Wszyscy chcą dzisiaj wideo. Pojawiło się zapotrzebowanie na transmisje, streamingi. Oczywiście mamy Skype’a i Zooma, ale w momencie gdy mamy pana prezesa, który musi coś pokazać na tablicy, to okazuje się, że potrzebne są już dwie kamery i ktoś, kto jest to w stanie ogarnąć i mądrze zrealizować. Wydaje mi się, że dziś każdy, kto wykonuje swoją pracę sumiennie jest w stanie znaleźć dla siebie zlecenia.
I przewrotnie nie chodzi tu nawet o same umiejętności. Rozmawiałem ostatnio ze znajomym menedżerem, który zajmuje się gwiazdami Youtube’a. Mówił, że choć rynek jest już profesjonalny, nadal największym problemem jest „dowożenie” projektów, czyli oddawanie ich na czas. Jeśli więc jesteśmy kompetentni, wywiązujemy się z umowy i chcemy pracować, to na pewno znajdziemy coś dla siebie.
Czy widać zmiany? Podam przykład. Zdarza mi się trafić na Facebooku post, gdzie ktoś proponuje wykonanie 3 filmów za 500 zł + 1 gratis. To ekipy pracujące na gimbalu, prostym bezlusterkowcu i dwóch mieczach świetlnych. Najciekawsze jest to, że z 10 takich produkcji, 2 potrafią być naprawdę niezłe. Jest płytka głębia ostrości, film look, praca z płaskim profilem koloru, fajna stockowa muzyka - wszystko się zgadza.
Dziś rzeczywiście z mniejszych urządzeń można wyciągnąć naprawdę dobry obrazek. Ja nie jestem konserwatystą i przy wielu projektach pracuję np. serią Sony Alpha, bo jest tam choćby świetnie pracujący autofokus. Często słyszę wtedy jak kierownik produkcji mówi, żebyśmy wzięli coś większego np. model Sony FS7, bo to jednak prawdziwa kamera, a nie aparat. Branża powoli się przełamuje. Aby zrobić jedno ujęcie przyrodnicze nie musimy już brać ze sobą dużej kamery i obiektywu broadcast x42 za 70 000 dolarów, tylko możemy je zrealizować za pomocą tańszego systemu bezlusterkowego, a efekt końcowy okazuje się porównywalny.
Mimo że praca jest pewnie mniej ergonomiczna niż na dużej kamerze, to bezlusterkowcami Alpha jesteś dziś w stanie nakręcić praktycznie wszystko. Wygrywają gabarytami, parametrami i ceną. Do tego świetnie działający autofokus - to wielka zaleta. Takie rzeczy bardzo ułatwiają pracę.
Mnie bardzo cieszy, że rynek powoli nasyca się narzędziami, bo wreszcie wszyscy mamy równe szanse i startujemy z podobnego poziomu. Nie jest już tak, że wygrywa ten, kto ma lepszy sprzęt, szybszego racera. Efekciarstwo się opatrzyło. Do niedawna było tak, że całe materiały potrafiły powstawać z drona czy gimbala, gdzie jest to przecież tylko jedno z narzędzi, środek wyrazu. Sprzęt jest na tyle dostępny i dobry, że możemy się skupić już tylko na pracy twórczej.
Jeśli chodzi o bardziej zaawansowaną pracę, to oczywiście poza parametrami obrazu, polecałbym rozwiązanie pozwalające na porządną rejestrację dźwięku. Obrazek zawsze można dokupić na stocku, jedno ujęcie podmienić na drugie, natomiast jeśli nie nagramy dobrze dźwięku na planie, to już tego niczym nie zastąpimy. Dlatego do bardziej wymagającej pracy proponowałbym urządzenie oferujące porty dźwiękowe, lub umożliwiające ich podpięcie, takie jak np. kamery Sony FX3 czy FX6.
Wspomniane dwa korpusy, a mówiąc językiem telewizyjnym kamkordery, to już urządzenia typowo stworzone pod samodzielną wygodną pracę. To nie przypadek, że na obudowie kamer mamy osobne przyciski i pokrętła do sterowania peakingiem, zebrą czy wbudowanym filtrem szarym. Jest pewny chwyt, otwory na akcesoria, wejścia i wyjścia. To czysta ergonomia i wygoda. Wszystko to pozwala nam pracować pewniej i bardziej skupić się na tym, co filmujemy. Choćby z tego powodu warto zdecydować się zrobić krok w stronę kamer.
Wyświetl ten post na Instagramie
Zwróciłbym też uwagę na odpowiednio dobraną optykę, która to ostatecznie decyduje o świetnych zdjęciach. Dziś praktycznie wszystkie kamery i bezlusterkowce mają świetne przetworniki i procesory. Jest duży bitrate, wysoki klatkarz, płaskie profile koloru czy kosmiczne ISO. Natomiast optyka decyduje o charakterze otrzymanego obrazka. Dobrze dobrane szkło jest często ważniejsze niż samo urządzenie rejestrujące.
Na codzień używam obiektywów Sony i naprawdę mam w czym wybierać. Podczas zdjęć inscenizowanych pracuję głównie na obiektywach stałoogniskowych. Zaczynając od FE 14 mm f/1.8 GM, poprzez FE 35 mm f/1.4 GM, FE 50 mm f/1.2 GM i mój ulubiony FE 85 mm f/1.4 GM. A na zdjęciach reportażowych, „uciekających” najczęściej używam FE 16-35 mm f/2.8 GM, FE 24-70 mm f/2.8 GM, FE 70-200 mm f/2.8 GM i przyjemnego FE 100-400 mm f/4.5-5.6 GM OSS.
Fajnie, że jest to jeden sytem, wszystko się razem dobrze „widzi” i rozumie. Autofocus ostrzy na oko i robi robotę. W końcu odpoczywam od wiecznie niedoskonałych konwerterów, przejściówek i redukcji „zjadających” ogniskowe. Do tego, w przypadku pracy wielokamerowej otrzymuję w ten sposób spójny obrazek już na planie.
Na pewno fajnie, że zaczęło się o tym rozmawiać, bo jest to praca jak każda inna, i skoro liczymy nadgodziny kasjerom czy ochroniarzom, to także powinno to działać w takiej branży, jak nasza. Prawo pracy obowiązuje nas wszystkich. Rozumiem takie sytuacje jak amatorski teledysk, gdzie pracuje się często dla samej zajawki, ale gdy duża firma bardzo niezdrowo podchodzi chociażby do terminów płatności, warunków pracy na planie, to zaczynam się wstydzić za naszą branżę.
Tzw. duża reklama zawsze kusi. Ciekawi ludzie, klienci, duże pieniądze, wyjazdy, dokumentacje, praca często tylko kilka dni w miesiącu - fabryka snów.
Z jednej strony tak, ale pamiętajmy, że telewizja to nadal ogromne media, które mają najlepszy dostęp do informacji, sieci korespondentów i które mogą błyskawicznie wysłać na miejsce zdarzenia kompetentną osobę. Często portale czy blogerzy nie są w stanie tego udźwignąć, bo nie dysponują takimi budżetami. Poza tym wyniki oglądalności to nadal grube miliony. To nadal tu znajduje się ten duży tort reklamowy.
Oczywiście media tradycyjne uważnie obserwują rynek i przepoczwarzają się. Każdy duży gracz ma już swoją platformę streamingową. Wszystko idzie raczej w kierunku uzupełnienia oferty niż rewolucji.
Oczywiście każdy stara się szukać tej atencji wśród widzów. W amerykańskim hokeju wprowadzono chociażby tzw. power breaki, czyli niespodziewane przerwy reklamowe. Użytkownik TikToka rośnie razem z nim, za chwilę te osoby będą miały 15, 20 czy 30 lat i trzeba będzie kreować treści w dokładnie taki sposób do jakiego są przyzwyczajeni. Żyjemy w czasach konwergencji mediów i powoli będą z tego pewnie wyłaniać się nowe formy przekazu. Warto to obserwować i się tego uczyć.
Na szczęście skończyły się czasy gdy rzeczy do internetu robiło się szybciej, gorszej jakości i sześć razy taniej. Na pewno nowym zjawiskiem w internecie jest streamowanie wideo na żywo. Do tej pory nie było to popularne, ale też dopiero teraz technologia sprawia, że jest to wygodne i szybkie. Internet zaczyna wiec powoli naśladować media tradycyjne, gdzie czekamy na program Live. Na youtubie pojawiły się na przykład tzw. premiery. To wszystko oczywiście przenika się z produkcją i pracą na planie. Robi się więcej rzeczy stricte na platformy internetowe, ale też np. normą w pewnych środowiskach staje się udostępnianie podglądu video z planu producentowi, który jest w innej części Polski czy świata. Żyjemy tu i teraz, live.
Do niedawna było tak, że dokument rozumieli tylko reżyser i operator (śmiech). Oczywiście bardzo szanuję tę klasyczną szkołę, bo niejednokrotnie były to naprawdę świetne rzeczy, ale mimo wszystko są to często także trudne filmy pod względem interpretacji. Natomiast współcześnie platformy streamingowe pokazały nam, że taki dokument może być po prostu ciekawy, dobrze zrobiony, angażujący i nie nudzić przeciętnego widza. Obroni się reżyser, operator i montażysta.
Wydaje mi się, że dokument przeżywa obecnie pewien renesans. Tradycyjne media często bazują na uproszczonych emocjach i coraz częściej pojawia się wśród widzów potrzeba sprawdzenia czegoś ambitniejszego. Ludzie, którzy nigdy w życiu nie oglądali dokumentów, bo kojarzyły im się ze smutnymi czarno-białymi filmami, zaczynają wybierać je zamiast fabuł. To ewoluuje na podobnej zasadzie, jak podcasty. Mam wrażenie, że widz przesycony jest już docudramą, gdzie wspólnym mianownikiem są tylko skrajne emocje.
Dokument to z pewnością podstawa i jedna z najważniejszych, ale także najtrudniejszych form realizacyjnych. Musimy mieć dobrą historię, całość trzeba zamknąć w spójne ramy, pracujemy z człowiekiem, na żywym organizmie, nic nie jest inscenizowane. Zdjęcia są często „uciekające” niepowtarzalne. Polecam.
Pewnie tak. Świat oglądamy przesuwając palec po telefonie, szum informacyjny na pewno nie pomaga. Wszystko już widzieliśmy, ktoś już tak zrobił jak my chcemy, ktoś nas skopiował, ktoś inny nie wstydzi się plagiatu.
Wydaje mi się jednak, że cały czas jest miejsce na własne formy, a nowe media dają dużo możliwości poszukiwań i szybkiej weryfikacji tego czy to, co robimy jest ciekawe. To czasy gdzie nie tworzy się już tylko do szuflady. W internecie każdy jest w stanie znaleźć swoją niszę. W dodatku to wszystko ewoluuje, robiąc miejsce na zupełnie nowe rzeczy.
Największą zaletą młodości jest to, że ma się więcej czasu na robienie swoich rzeczy. Do tego mamy łatwo dostępne narzędzia, więc nie musimy w depresji 5 rok z rzędu zdawać do szkoły filmowej, tylko w międzyczasie możemy cały czas działać. Róbmy więc spokojnie to, co sprawia nam przyjemność. W końcu nasza pasja zaprocentuje pracą i zleceniami. Pojawi się kilka lepszych i gorszych projektów, a teczka do szkoły filmowej zacznie się wypełniać.
Ważne żeby mieć też trochę pokory i cierpliwości. Dziś w każdej branży ludzie chcą wszystkiego na już. W przypadku filmu tak się nie da. Osobom na początku filmowej drogi polecam obejrzeć własne produkcje sprzed roku czy dwóch lat. Czy jesteście z nich zadowoleni? A czy pamiętacie jak kłóciliście się, że są takie super, gdy oddawaliście ten projekt? Trzeba na spokojnie pracować, a wszystko przyjdzie z czasem.
Współcześnie największą trudnością jest właśnie brak czasu. Często liczę na to, że wreszcie uda mi się zrealizować jakąś własną formę, o której myśle od dawna, a wtedy dopada mnie rzeczywistość i znów rzucam się w codzienny pęd. Rozterki artysty (śmiech).
Na pewno trzeba przygotować swoją rodzinę, otoczenie, a także samego siebie na to, że jest to praca mało przewidywalna. Bo gdy znajomy trzeci raz z rzędu dzwoni do ciebie z pytaniem czy przyjdziesz do niego w piątek na 18:00, a ty kolejny raz odmawiasz, to z dużym prawdopodobieństwem osoba, która nie zna realiów twojej pracy czwarty raz już nie zadzwoni.
Trzeba przyzwyczaić się, że pracuje się często w nocy czy w weekendy, ale nie to jest najtrudniejsze. Najtrudniejsza z początku jest niepewność tego, co będziemy robić w przyszłym miesiącu czy nawet tygodniu. Plany często się zmieniają i potrafi to być uciążliwe. Pewnie też nie jest zdrowe. Jak powiedział mój znajomy, w tej branży każdy powinien mieć swojego terapeutę (śmiech). Ale tak jest chyba ze wszystkim, co robimy z prawdziwą pasją. Choć z czasem zamienia się to w pracę i obowiązki, nadal pozostaje to twórcze, ciekawe i nieprzewidywalne, czyli chyba tak, jak powinno wyglądać życie.
Andrzej Rajkowski (ur. 1982) - operator i realizator wizji. Twórca filmów dokumentalnych, teledysków, reklam telewizyjnych i programów. Ukończył PWSTiF, stypendysta nauk stosowanych na uniwersytecie Vaasa w Finlandii. Specjalizuje się w pracy w trudnych i ekstremalnych warunkach zdjęciowych. Prowadził szkolenia medialne dla osób występujących publicznie przed kamerą. Laureatem kilku nagród filmowych (m.in. Telewizji Polskiej, Festiwalu Yach Film).
W najnowszym zimowym Cashbacku Sony do 15 stycznia 2022 roku kupisz ponad 40 aparatów i obiektywów z dużymi upustami. Wśród nich są także obiektywy, które sprawdzą się w filmowaniu. Więcej informacji znajdziesz w artykule "Wystartował zimowy Cashback Sony". Obecnie w Sony obowiązuje także specjalna promocja świąteczna, w ramach której 12 obiektywów z serii G Master kupimy z dodatkowym rabatem do 2000 zł. Więcej szczegółów na stronach autoryzowanych dealerów Sony.
Artykuł powstał we współpracy z firmą Sony.