Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Oj tak, zadziwiająco pracowity. Udało mi się spełnić wiele fotograficznych marzeń. W lutym pandemia dopiero majaczyła na horyzoncie, a w Dolomitach ludzie nadal bez obaw ładowali się do jednej, niewielkiej gondoli w 80 osób. Plus pies, bo właśnie tak wjechał ze mną na Secedę - miejsce, które od dawna chciałam odwiedzić. Kilka dni później byłam już w Norwegii, uczyć Opium, moją borderkę collie latać samolotem, żeby w sierpniu, już bez stresu, dostać się na szczyt wymarzonego Reinanuten.
Najbardziej bałam się zmian zasad podróżowania między krajami, ale szczęście mi sprzyjało - wleciałam do Norwegii ostatnim samolotem, którego pasażerowie nie musieli poddawać się kwarantannie. Była godzina 22 a nowe obostrzenia obowiązywały od północy. Oprócz tego odwiedziłam Dolomity w lipcu, Niemcy i Austrię we wrześniu.
W październiku pojechałam z przyjaciółką po szczeniaka na Słowenię. Nie przywiozłam wtedy zbyt wielu zdjęć, bo cały wyjazd trwał niespełna 28 godzin, ale udało mi się zrobić jedno z ulubionych ujęć 2020 roku - psiej mamy z jej dwoma szczeniakami. Oczywiście podczas wszystkich wyjazdów respektowałam obostrzenia. Nie było to zresztą trudne, bo już przed pandemią unikałam zatłoczonych miejsc, a moim hotelem był Opel Corsa lub namiot.
Na początku była Lunka, spełnione marzenie o posiadaniu golden retrievera. Obecnie już 12-letnia, poczciwa staruszka, lecz niegdyś urocza, puchata kulka, która szybko rosła. Szczenięcy okres można było zatrzymać tylko na zdjęciach. To, co udało mi się złapać przy pomocy prostej cyfrówki, wrzucałam na forum miłośników rasy. Ale zdjęcia innych były jakieś lepsze, więc stwierdziłam: też chcę takie robić! Wciąż nie wiem, jakim cudem rodzice dostrzegli w moich zdjęciach potencjał, w każdym razie kupili mi lepszy aparat - Sony NEX-3.
Z biegiem czasu zdjęcia, przestały być tylko pamiątkowymi pstrykami. Zauważyłam, że łącząc ze sobą trzy składowe: psa, lokację i światło, mam niemalże doskonałą kontrolę nad wszystkim. I jak pisała Szymborska, „Obmyślam świat, wydanie drugie, poprawione” i też „łysym na grzebień, psom na buty”, bo przecież moim modelom te zdjęcia nie są do niczego potrzebne. No, może do zdobycia smakołyków w zamian za pozowanie!
Moje psy znają aparat od szczeniaka. Dbałam o to, żeby kojarzył im się z dobrą zabawą. Goldenka już niestety ogłuchła, więc ciężko się z nią „dogadać”, za to borderka jest moją modelką do zadań specjalnych - gotowa do współpracy zawsze i w każdych warunkach, zwłaszcza, jeśli mam jakąś zabawkę w ręce. Jeśli jej nie mam, mogę wziąć z ziemi źdźbło trawy albo trochę śniegu - to wystarcza by zyskać nad nią władzę absolutną.
Jeśli chodzi o inne psy, to czasami są to zwierzaki moich znajomych, które startują w najwyższej klasie zawodów z psiego posłuszeństwa sportowego. Współpraca z nimi zawsze jest przyjemnością - zrobią wszystko, o co się je poprosi. W pozostałych przypadkach modele często znają tylko podstawowe komendy jak „siad” czy „leżeć”. Wtedy moim zadaniem jest poprowadzenie sesji tak, żeby psu jak najłatwiej było spełnić oczekiwania fotografa. I właściciela, który chce wypaść jak najlepiej, więc zaczyna się stresować, gdy coś nie wychodzi.
Zdarza się, że psy odmawiają współpracy. Trudno mi określić, czy „nie są w nastroju”, czy wynika to z tego, że są np. w nowym miejscu, więc bodźce i zapachy są bardziej interesujące niż pozowanie. To też psa męczy, więc im dłużej trwa sesja, tym trudniej mu się skupić. Dodatkowo pojawia się nowa osoba z czymś dziwnym w ręce, i jak już wspomniałam, właściciel również może być zestresowany, a pies to wyczuwa. Trzeba pamiętać, że sesja zdjęciowa to nie konkurs posłuszeństwa, więc jeśli pies nie chce czegoś zrobić, trzeba mu pomóc i maksymalnie ułatwić zadanie.
Fotografując moją Opi mam zupełnie przeciwny problem - ona chce pozować aż za bardzo, przez co zdarza jej się wykonywać komendy za szybko, niedokładnie albo na swój sposób. Tutaj rozwiązaniem jest przyjście na miejsce sesji wcześniej, żeby zdążyło się jej nieco znudzić, wtedy się uspokaja. Nie chcę jednak, żeby w takiej sytuacji biegała, czym dodatkowo się pobudza. Wolę, żeby się położyła albo spokojnie poznała okolicę. To samo polecam właścicielom psów pobudliwych - unikania tego, by przychodziły na sesję zmęczone. Wtedy owszem, będą bardziej stateczne, ale wcale nie będą wyglądały lepiej.
Przede wszystkim, trzeba zabrać ze sobą smakołyki lub zabawkę jako nagrodę. Nikt przecież nie lubi pracować za darmo. Dodatkowo trzeba uzbroić się w cierpliwość i najlepiej zabrać ze sobą pomocnika - w innym wypadku pies prawdopodobnie będzie próbował podbiec do fotografującego go właściciela, gdy tylko kucnie ustawiając się do wykonania zdjęcia. No właśnie - zawsze radzę, by „zniżyć się” do poziomu psa - nie fotografować go od góry, a raczej z poziomu jego oczu, uważając też, żeby linia horyzontu nie przebiegała w dziwnym miejscu, przykładowo przez szyję, odcinając głowę od tułowia.
Warto też dobrać odpowiednio porę dnia - ja najbardziej lubię fotografować w okolicach wschodu i zachodu słońca - nie tylko dlatego, że światło jest najładniejsze, ale też jest najchłodniej, co ma znaczenie w lecie. Wtedy futrzak wolniej się męczy, łatwiej mu pracować z aparatem i nie ma ciągle wywalonego na bok jęzora. Wprawione oko doświadczonego fotografa psów zawsze pozna, czy pies „uśmiecha się” na zdjęciu, bo jest szczęśliwy, czy otwarty pysk wynika z przegrzania, zmęczenia czy stresu.
Nie należy psa do niczego zmuszać. Nic to nie da, bo nawet jeśli znajdzie się w miejscu i pozie, które chcemy uzyskać, to widać będzie, że nie jest zadowolony. A dla mnie zdjęcie, na którym model wygląda źle nadaje się tylko do kosza, nawet jeśli światło i lokacja są idealne. Jeśli pies nie daje się przekonać do współpracy wymyślam inną, łatwiejszą opcję lub po prostu odpuszczam i idziemy szukać pomysłu na inny kadr.
Jest. Zdarza się, że muszę dojść na lokację z całym sprzętem fotograficznym, często też campingowym w miejsce oddalone o kilka kilometrów od samochodu, tylko po to, żeby zobaczyć wschód i zachód słońca w wymarzonej lokacji. Na szczęście Opi jest niesamowicie zwinna i wspinanie się po górach jest dla niej o wiele łatwiejsze niż dla mnie - pamiętam, że gdy doszłyśmy na Trolltungę, ja ledwo żyłam, a ona stała przede mną z wyrazem pyska zdającym się mówić „No dobra, to rozgrzewka już była, czas na trening!”.
Podczas takich wypadów muszę dbać o jej bezpieczeństwo - większość trasy pokonuje na smyczy, żeby wykluczyć możliwość upadku z wysokości. Na kamienistych trasach ma założone buty (i to z podeszwą vibram!), żeby nie uszkodziła sobie delikatnych opuszków łap, co niestety jej się zdarza.
Po dojściu na lokację wybieram miejsce, w którym ustawiam Opi tak, żeby kompozycja zdjęcia była jak najlepsza, ale też było bezpiecznie. Zawsze, gdy w pobliżu jest jakiś klif, pies pozuje na smyczy, a obok stoi mój pomocnik, który pilnuje, żeby nie stała jej się krzywda. Jeśli nie może stanąć poza kadrem, jest wycinany w Photoshopie. Zdarza mi się też podczas obróbki przesunąć psa bliżej krawędzi, żeby zdjęcie wyglądało bardziej majestatycznie. Często też bawię się perspektywą, tworząc kadr, w którym wydaje się, że model stoi nad przepaścią, a tak naprawdę teren jest całkowicie łagodny i pies może pozować bez smyczy. Po skończeniu sesji zawsze daję jej czas na zabawę - uwielbia biegać po alpejskich łąkach czy taplać się w norweskich jeziorach.
Zdarzyło mi się kilka razy wrócić bez kadru, na który liczyłam, albo w ogóle - bez żadnych zdjęć. W Saksońskiej Szwajcarii pokonała nas kilkumetrowa pionowa drabinka na trasie - sama nie miałabym problemu by ją pokonać, ale z psem było to niemożliwe. Innym razem bardzo chciałam zrobić zdjęcie z wnętrza lodowej jaskini, więc pojechałam do Niemiec zobaczyć Eiskapelle Watzman - nie weszłam do środka, bałam się, że się zawali, wydawała z siebie przerażające dźwięki ruszającego się lodowca. Ale niedawno udało się zrealizować to marzenie. Znalazlam niesamowitą jaskinię w Szwajcarii, u czoła lodowca Zinal, w zimie, kiedy wejście do środka jest najbardziej bezpieczne.
Tam też chciałam uchwycić kadr do serii zdjęć, którą mam nadzieję realizować przez lata. Nic wyszukanego, po prostu Opi wskakująca do wody w przepięknych miejscach. Ona to uwielbia, więc tam też czekała na pozwolenie na skok. Niestety ostatecznie zdjęcie nie powstało, bo już po zanurzeniu łap mokre futro zaczęło zamarzać, więc taki skok mógłby się źle skończyć.
Myślę, że psie sesje w studio dają ogromne możliwości i ciekawe efekty. Problemem jest jednak to, że nie każdego psa da się sfotografować w studio - niektóre boją się nowych pomieszczeń lub lamp. Mam niewielkie doświadczenie jeśli chodzi o oświetlenie, więc gdy wykonywałam sesje studyjne mojego psa, pomocą służyli moi koledzy z Krakowskiej Studenckiej Agencji Fotograficznej. Fotografowałam w studio tylko dwa razy, mimo to powstało tam jedno z moich ulubionych zdjęć - Opi z ananasem na głowie. Liczę na to, że kiedyś będę robić więcej sesji studyjnych, mam już nawet kilka pomysłów na ciekawe kadry.
Zaczynam od lokacji - lubię, jeśli oferuje sporo możliwości. Przykładowo zamiast umawiać się pośrodku wielkiego lasu, preferuję miejsce na jego obrzeżu - wtedy mogę wykonać klimatyczne portrety pośród drzew, a bardziej dynamiczne kadry na obrzeżach lasu, gdzie jest więcej światła. Miejsce musi być też bezpieczne, np. oddalone od ruchliwej drogi, i mało uczęszczane, żeby pies mniej się rozpraszał. Lubię fotografować w nowych miejscach, więc bardzo się cieszę, jeśli to właściciel psa zaproponuje lokację.
Staram się również dopasować miejsce do modela. I tak na przykład wystawowe yorki widzę w starych uliczkach w centrum miasta lub w towarzystwie szkła i stali, a psy ras myśliwskich - na polach i w lasach.
Gdy dzień sesji zapowiada się słonecznie, umawiam się na wschód lub zachód słońca. Zwykle chwilę przed wschodem i około 2 godziny przed zachodem. Jeśli dzień jest pochmurny, umawiam się około 4 godziny przed zachodem - jestem wtedy pewna, że przez cały czas trwania sesji będzie jasno, a jeśli słońce jednak zdecyduje się wyjść, to nie będzie już tak ostre jak w środku dnia. Raczej nie planuję też konkretnych kadrów, by uniknąć sytuacji, w której chcę zrobić je za wszelką cenę, nie dbając o komfort modela. Poza tym, często to właśnie oni mają najlepsze pomysły na to, jak zapozować i zrobią coś zupełnie nieoczekiwanego, co wygląda świetnie. Mistrzami takiej kreatywności w pozowaniu są szczeniaczki.
Nikonem D850, choć powoli myślę nad zamianą go na lżejszy bezlusterkowiec, pewnie Z6 II lub Z7 II. Do tego mam najczęściej przypiętą Sigmę Art 135 mm f/1,8, Nikkora 70-200 mm f/2,8 VR II, Sigmę 85 mm f/1,4, Sigmę Art 35 mm f/1,4, Sigmę Art 24 mm f/1,4 i ostatnio rzadko używaną Sigmę 15 mm f/2,8 Fisheye.
Wydaje mi się, że może, ale w pewnym momencie ten sprzęt już po prostu przestanie wystarczać i trzeba będzie „czegoś więcej”, żeby lepiej sprostać zamysłowi artystycznemu twórcy. Mamy przecież masę osób wykonujących niesamowite zdjęcia telefonem. Ale i oni w końcu sięgają po telefon z lepszym aparatem. Tak samo jest w fotografii psów - w pewnym momencie zaczyna się myśleć o sprzęcie z szybszym autofokusem, jaśniejszych obiektywach. I wpadamy w tę fotograficzną studnię bez dna, bo okazuje się, że jest jeszcze tyle obiektywów, które chciałoby się mieć! Jeśli jest sprzęt, który w wybranym przez nas typie fotografii sprawdzi się lepiej niż kit-owy zestaw, to nie ma co się męczyć i udowadniać sobie i innym, że ej, tym też się da!
Myślę, że nie ma jednej rzeczy, która jest najważniejsza przy fotografowaniu psów w ruchu, jest to raczej suma małych składowych. Począwszy od obiektywu, poprzez aparat i jego ustawienia, na umiejętnościach fotografa kończąc. Zaczynając od obiektywu, do dynamicznych ujęć do niedawna używałam głównie Nikkora 70-200 mm f/2,8. Po zakupie Sigmy 135 mm f/1,8 to ona stała się najczęściej używanym w tym celu obiektywem. Jest też wygodna o tyle, że nie muszę zmieniać obiektywu między ujęciami w ruchu a portretami.
Co ciekawe, świetnie sprawdza się również Sigma 24 mm f/1.4, którą wykonałam jedno z ulubionych zdjęć mojego psa, udało mi się ją złapać wyskakującą z wody wprost na obiektyw, a światło zachodzącego słońca rozświetliło rozbryzgujące na wszystkie strony krople wody. Gdy zobaczyłam, że to zdjęcie jest ostre, i to na f/1.4, miałam łzy szczęścia w oczach (śmiech).
Faktycznie przez długi czas, dysponując zestawem 70-200 mm i Nikonem D850, nie mogłam uchwycić idealnie ostrego psa pędzącego wprost na aparat. Dopiero zmiana ustawień sprawiła, że dobre zdjęcie w ruchu przestały być dziełem przypadku. Obecnie w moim Nikonie niemalże cały czas mam włączony tryb ciągły ostrzenia AF-C, i 25-punktowy pomiar AF. Do tego zmieniłam w ustawieniach reakcję na blokadę ujęcia AF na „szybką”, a ruch obiektu na „zmienny”, dzięki czemu aparat lepiej rozumie trajektorię biegu psa. Ważny jest też czynnik ludzki. Nie jest łatwo utrzymać punkt ostrości w okolicy oczu psa przez cały czas jego biegu.
Dodatkowo, modele uwielbiają obrać trasę w zupełnie nieoczekiwany sposób, co też utrudnia ostrzenie. Fotografując psy, gdzie sceny często są dynamiczne, wolę skupiać się na kadrowaniu niż czasie otwarcia migawki. Zwykle wykonuję lekko niedoświetlone zdjęcia, żeby mieć pewność, że nie prześwietliłam żadnego elementu kadru. O wiele łatwiej później odzyskać informacje z cieni, niż poradzić sobie z prześwietlonymi, białymi plamami. Jest to ważne zwłaszcza gdy fotografuję czarne psy.
Oczywiście, na wiele sposobów. Przede wszystkim sesje dla klientów. Oprócz tego współpracuję z firmami wykonującymi produkty dla psów i ich właścicieli. Robię dla nich zdjęcia reklamowe psich modeli z produkowanymi przez firmy akcesoriami - obrożami, smyczami, matami trekkingowymi. Oprócz tego zdarzyło mi się sprzedawać zdjęcia do kalendarzy i na inne produkty. Sporą część moich prac można też znaleźć na stocku. I co jeszcze przede mną, warsztaty fotograficzne. Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się zacząć dzielić doświadczeniem w ten sposób.
Lat 24. Psy fotografuje już równo połowę swojego życia. Ambasadorka portalu fotograficznego 500px. Prywatnie właścicielka dwóch psów: golden retrieverki Luny i borderki collie Opium. Studentka dwóch kierunków ścisłych z umysłem raczej humanistycznym. Gdy tylko znajdzie chwilę wolnego czasu pakuje psy, aparat i podróżuje po Europie w poszukiwaniu idealnego kadru. ig: @izalyson, fb: @IzaLysonArts