Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
W naszej redakcji na krótko zagościła najnowsza, porażająca specyfikacją lustrzanka Nikona. Na pełen test będziecie jeszcze musieli poczekać, ale już teraz nową matrycę sprawdziliśmy zarówno w studio jak i w praktyce.
Na następcę modelu D810 czekaliśmy nieco ponad 3 lata. Było warto - nowy Nikon D850 to dużo bardziej uniwersalna, usprawniona pod niemal każdym względem konstrukcja. Jej sercem jest nowa, opracowana przez producenta 47-milionowa matryca BSI CMOS bez filtra dolnoprzepustowego, pozwalająca na pracę w zakresie czułości ISO 64 - 25600 (rozszerzane do ISO 34 - 102 400), a na pokładzie znalazł się także 153-punktowy system AF znany z flagowego modelu D5, odchylany i dotykowy ekran LCD, tryb seryjny pozwalający na fotografowanie z pełnym wsparciem autofokusa z prędkością 7 kl./s, wizjer optyczny o powiększeniu 0,75x, dwa sloty na karty pamięci czy wreszcie rozbudowany tryb filmowy, umożliwiający filmowanie w jakości 4K bez cropa i oferujący takie funkcje, jak focus peaking czy zebra.
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to ostateczna odpowiedź na zapotrzebowania zawodowych fotografów i ich ostatni zakup na kolejnych dobrych kilka lat. Często jednak diabeł tkwi w drobnych szczegółach, które potrafią przyćmić świetną specyfikację.
Ergonomii i komforcie pracy z lustrzanką mieliśmy okazję bliżej przyjrzeć się podczas premiery aparatu. I choć już w czasie pisania pierwszych wrażeń mogliśmy nim wykonywać zdjęcia, pewną zagadką pozostawało to, jak dokładnie radzi sobie 47-milionowa matryca w różnych sytuacjach, oraz czy oferuje widoczną poprawę względem i tak doskonale ocenianego sensora poprzednika. Gdy tylko aparat trafił do naszej redakcji, postanowiliśmy to sprawdzić.
Niestety z racji tego, że aparat gościł u nas tylko kilka dni, na pełen test będziecie musieli jeszcze poczekać, ale już teraz zapraszamy do zobaczenia, jak poradził sobie z procedurą testową w naszym studio i jak wypada w praktyce.