Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Jeśli chodzi o te w Polsce to na pewno są to największe protesty antyrządowe w historii naszej demokracji. Nigdy wcześniej nie widziałem też na ulicach polskich miast takiego sposobu wyrażania własnego gniewu. Kiedy przejdziemy się ulicami Warszawy w ciągu dnia od razu widać gdzie się odbywały. W zasadzie całe Śródmieście jest w grafitti.
Myślę, że tak. Doskonale widać to w tym jak o protestach opowiadają fotografowie i fotografki związani z agencją RATS, czy takie postaci jak Agata Kubis, Adam Lach czy Rafał Milach. Cały Instagram zalany jest mocnymi, często dopalanymi lampą błyskową kadrami. Te zdjęcia momentalnie stają się elementem pop-kultury. I to mi się bardzo podoba. Wiele z protestujących osób to osoby urodzone już w XXI wieku. Myślę, że taka narracja do nich trafia.
Same protesty są też bardzo wizualne - czerwone błyskawice czy niesamowity makijaż na twarzach dziewczyn i chłopaków na ulicach, tęczowe flagi. Te snapshoty ulicznej rzeczywistości bardzo do mnie przemawiają i dobrze oddają emocje tych dni. Ja sam pracuję dla „Gazety” co wymusza trochę bardziej klasyczną formę opowieści. Mam zresztą poczucie, że nic ponad to, co zostało już opowiedziane nie umiałbym opowiedzieć. Jest nas na ulicach naprawdę dużo.
Pozwalam sobie. Mam 25 lat i zamykam już powoli etap bycia wyszczekanym dzieciakiem, ale zamierzam korzystać z tego przywileju do końca! Okres wchodzenia w dorosłość jest zawsze okresem dużych, trudnych do opanowania emocji. A fotografia i fotografowanie to dla mnie najczystsza forma emocji. Zdjęcia się czuje - sceny, które uwieczniają, barwy lub ich brak, kadrowanie, faktury, formy to wszystko są narzędzia wyrażania emocji. I kiedy fotografuję to czuję najróżniejsze emocje - zdarza mi się wzruszać, wściekać czy smucić.
Jeśli widzę, że na ulicy jakiś policjant źle traktuje którąś z protestujących osób to nie widzę powodu, dla którego miałbym nie zareagować. Jeśli widzę tysiące młodych ludzi walczących o wartości tak bardzo mi bliskie to jasne, że ściska mnie w gardle. Jesteśmy przede wszystkim ludźmi. W przeróżny sposób wyrażamy siebie - ja akurat wybrałem aparat. I zdjęcia są integralną częścią mnie - nie chciałbym się ograniczać bo kiedyś ktoś powiedział, że tak nie wypada.
Jeżeli chodzi o protesty i to co działo się później, to nie było to dla mnie specjalnie zaskakujące. Spodziewałem się, że mogą przerodzić się w pokaz przemocy ze strony białoruskiego reżimu. To pierwszy protest tego społeczeństwa od dekady, w zasadzie pierwszy tak duży protest w nowoczesnej historii Białorusi. Dla Białorusinów w moim wieku i młodszych to pierwsze takie wydarzenia w ich życiu. Myślę, że mogła ich zaskoczyć zarówno skala protestów, jak i ogrom przemocy ze strony władzy.
Na pewno zaskakująca była dla mnie dynamika tych protestów - po pierwszych dniach ulicznych walk spodziewałem się raczej wielodniowego okupowania ulic przez protestujących. Okazało się jednak, że protesty zajmowały kilka godzin tygodniowo. Ciężko mi to zrozumieć, choć mogę domyślać się z czego to wynika.
Ja nie znalazłem się w sytuacji bezpośredniego zagrożenia zdrowia czy życia. Mówię o takiej sytuacji kiedy czułbym, że milicjanci, albo specnaz [białoruskie siły specjalne] polują na mnie bo jestem dziennikarzem. Byliśmy oczywiście w miejscach, w których wybuchały granaty hukowe, był gaz łzawiący czy broń małokalibrowa w użyciu, ale po pierwsze jesteśmy przyzwyczajeni do pracy w takich warunkach, a po drugie nie miałem poczucia, żeby to było wymierzone konkretnie w dziennikarzy.
Widziałem natomiast nagrania, na których faktycznie dziennikarze byli celem ataku specnazu - jeden z żołnierzy celował w dziennikarkę i przestrzelił jej kolano. Mój kolega - duński fotograf Asger Ladefoged - został kopnięty przez milicjanta, gdy grupą próbowali mu odebrać kartę pamięci z aparatu. Wiedzieliśmy, że służby mogą na nas polować, zmienialiśmy miejsca zamieszkania, raz ewakuowaliśmy się z hotelu… Czuliśmy więc zagrożenie, wiedzieliśmy, że zagraniczni dziennikarze są celem, natomiast mnie ten rodzaj przemocy fizycznej nie dotknął.
Znacznie trudniej pracowało się na miejscu dziennikarzom lokalnym, Białorusinom. Moi dwaj koledzy, których poznałem w czasie pobytu w Mińsku - Uladz Hrydzin i Alyaksandr Vasyukovic - zostali niedawno zwolnieni po tym, jak białoruski sąd skazał ich na 11 dni aresztu za to tylko, że relacjonowali protesty. Choć oficjalnym uzasadnieniem wyroku był udział w nielegalnym zgromadzeniu - to oczywista bzdura.
Przede wszystkim od jakiegoś czasu szukam drogi, której będzie bliżej do dokumentu niż reportażu prasowego. Wydaje mi się, że w takiej fotografii więcej jest przestrzeni na własne emocje i oceny. Nigdy natomiast nie uważałem, że dziennikarze nie mają prawa wyrażać swojej opinii. Dla mnie jedyną rolą dziennikarza jest dawanie głosu tym, którym ten głos został odebrany, albo którym próbuje się go odebrać. Czasem wymaga to zajęcia bardzo jasnego stanowiska. Żadne z nas nie miało przecież wątpliwości, kto w Białorusi jest zły, a kto dobry.
Myślę też, że stawanie po stronie praw człowieka jest po prostu naszym obowiązkiem. Szczególnie kiedy pracujemy jako dziennikarze i mamy wpływ na kształt świata. Spotkałem się z zarzutem, że jako osoba pracująca w mediach nie powinienem np. fotografować się z tęczową flagą czy wyrażać solidarności z uchodźcami, albo narodem białoruskim. Absolutnie się z tym nie zgadzam. Redaktor Adam Boniecki powiedział kiedyś, że “dziennikarz nigdy nie klaszcze” mając na myśli niezmąconą bezstronność. Moim zdaniem to bardzo archaiczne myślenie.
Żyjemy w czasach głębokich społecznych podziałów. Dziś szczególnie mocno powinniśmy bronić tych, którym dzieje się krzywda. Staram się jednak nie traktować tych historii bardzo osobiście. To pomaga zachować racjonalność myślenia. Chroni też psychikę oraz sprawia, że można spojrzeć na wydarzenia z pewnej perspektywy. Nie bez emocji, nie bez uczuć, bo przecież jesteśmy ludźmi. I myślę, że humanizm jest punktem wyjścia dla fotografii dokumentalnej czy reportażu. Nigdy nie powinniśmy jednak dać się zepchnąć do bycia stroną. Mam głębokie poczucie, że jesteśmy wyłącznie obserwatorami - pomimo częstych zakusów różnych grup do przyciągnięcia nas do siebie.
Miałem poczucie, że dynamika tej historii nie tylko pasuje, ale zasługuje na inne spojrzenie niż frontowe. Te białoruskie historie są powolne, rzutują na psychikę moich bohaterów w dalekiej perspektywie, wymagają pewnego zwolnienia kroku, spojrzenia w spokojniejszy sposób. A już sama forma wyrazu jest tego następstwem.
Wybrałem opowiadanie o tych częściach świata, które są trochę trudniejsze - choć moim zdaniem większość historii fotograficznych, które widzę, gdzieś zawsze jest podszyta smutkiem - nawet jeśli pozornie dotyczą bardziej pogodnych miejsc czy zdarzeń. Myślę, że świat, o którym opowiadają jest po prostu smutnym miejscem. Generalnie jeżeli decydujemy się na fotografowanie ciemniejszych stron otaczającej nas rzeczywistości, to robimy to z pełną świadomością.
Wiemy, że mamy w swojej psychice takie przestrzenie, szuflady, które pozwolą nam te emocje okiełznać, czasem zrozumieć, a innym razem podejść do nich może i bez zrozumienia, ale przynajmniej zostawić je z boku. Wydaje mi się, że to jest zawód, który zajmuje się opowiadaniem historii innych i drażni mnie kiedy autorzy tych historii skupiają się zbytnio na swoich przeżyciach. Dla mnie przestrzenią, w której zamykam te emocje jest samotność, a nią ciężko jest się chyba dzielić.
Na ten moment nie chciałbym jeździć na wojny. To wynika z kilku rzeczy - moich osobistych przemyśleń, wglądu w siebie i lepszego rozumienia swojej psychiki, może większej dojrzałości niż wtedy. Nie wyobrażam sobie siebie jako fotografa frontowego, który pracuje z wojskiem czy fotografuje strzelających do siebie żołnierzy. Wydaje mi się to mało interesujące. Znacznie ciekawsze wydaje mi się to, co wojna może nieść za sobą - to jakie blizny zostawia po sobie zło. Natomiast, mimo tego, jeżeli w Białorusi sytuacja zrobiłaby się bardziej dynamiczna i wybuchł tam jakiś konflikt zbrojny czy rewolucja, to nie wyobrażam sobie żeby mnie tam nie było.
Na pewno tak. To odczuwa się na wielu różnych poziomach. Przez to, że moi rodzice byli dziennikarzami miałem na pewno jakąś taryfę ulgową. Przez wiele lat pracy byłem często traktowany jak redakcyjne dziecko, czułem się zaopiekowany. Kiedy się ma 17 lat i zaczyna się pracować z ludźmi, gdy trzeba ich fotografować, rozmawiać z nimi, to często spotyka się z sytuacjami, w których jest się traktowanym nie do końca poważnie. Czasem patrzono na mnie z przymrużeniem oka, co dla takiego młodego dorosłego, czy późnego nastolatka, było ujmą, bo wtedy wszyscy chcemy być traktowani bardzo poważnie. Ale generalnie myślę, że to szczęście móc zacząć pracować tak wcześnie.
Myślę, że takie wsparcie mentorskie, zbudowanie sobie relacji mistrza i ucznia jest ważne. Pracowanie z kimś komu możesz zaufać, kto jest znacznie bardziej doświadczony od ciebie i bardzo dobry w tym co robi - jak Piotr, który jest moim zdaniem niesamowitym fotografem - pomaga. Możliwość ciągłej pracy pod czyimś okiem, konsultowania różnych rzeczy kilkakrotnie, wracania do tych samych tematów, zatrzymania się nad nimi, to jest coś co w procesie twórczym i tworzeniu siebie jako fotografa jest istotne.
Tak, krytyka, nawet czasem dość szorstka i trudno przyswajalna, to podstawa. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której ktoś wyłącznie chwali, ale tak samo nie wyobrażam sobie sytuacji, w której ktoś stale tylko krytykuje. Musi być pewna równowaga. Jeżeli ktoś naprawdę uważa, że druga osoba nie nadaje się do tego co robi, to trzeba jej to wprost powiedzieć.
Tak, kiedy patrzę na swoje zdjęcia sprzed paru lat, a czasem nawet sprzed roku czy paru miesięcy, to widzę różnicę w tym jak myślę o fotografii. To normalne na początku. Rozmawiam często ze swoimi kolegami i koleżankami fotografami i oni mają tak samo. To dynamiczny proces - nasze spojrzenie szybko się zmienia. Ja przez ostatnie siedem lat miałem bardzo fotoreporterskie i prasowe podejście do fotografii. Po takim czasie pewne rzeczy wchodzą w nawyk i później bardzo ciężko jest się ich oduczyć. Jeżeli przez siedem lat musisz biegać i wysyłać zdjęcia niemalże natychmiast, to ciężko jest potem zwolnić. Tym bardziej jeżeli jest to w zasadzie całe twoje doświadczenie fotograficzne.
Poznanie w ostatnim czasie świata trochę innej fotografii (m.in. przez program stypendialny im. Ian’a Parry’ego), a także poznanie fotografów w moim wieku, którzy inaczej niż ja o niej myślą - to wszystko było dla mnie ważnym doświadczeniem. Ale nie będę ukrywał, że takie zwolnienie nie tylko w myśleniu o fotografii, ale też w pracy z aparatem, w pracy z bohaterami, jest trudne. To dla mnie nowe rzeczy.
Tak, to prawda. Nie jestem jej etatowym pracownikiem, ale od lat ściśle współpracujemy. Natomiast nigdy nie byłem najszybszy (śmiech) przez co niezbyt często bywam w Sejmie czy na konferencjach polityków. Jeżeli przez siedem lat fotografujesz protesty, widzisz przemoc policji, to potrafisz się odnaleźć w takiej sytuacji. Takich rzeczy się nie zapomina. Także pomimo tego, że próbuję teraz to spojrzenie zmienić, to te schematy we mnie zostają i dzięki temu odnajdę się też na zleceniu prasowym. Zresztą w terenie często działam pod wpływem dużych emocji, adrenaliny, która wyostrza zmysły, szybkość reakcji.
Myślę, że takie łaknienie doświadczania świata jest ważne. A jeżeli pytasz konkretnie o fotografów prasowych, to na pewno jest to praca pod dużą presją. Ważna jest umiejętność zachowania racjonalnego myślenia pomimo stresu czy strachu, także wtedy gdy znajdujemy się w sytuacjach podbramkowych. Wiem, że są osoby, które myślą, że ludzie pracujący w strefach zagrożenia się nie boją. To niebezpieczne myślenie. Każdy wrażliwy człowiek odczuwa pełne spektrum emocji - także strach. Ważne jest, żeby pomimo tego, że się boimy zachować pewną ostrość myślenia, żeby nie spanikować, żeby podjąć takie decyzje, które pozwolą nam bezpiecznie pracować.
Fotografuję na dwóch pełnoklatkowych Canonach EOS 5D Mark IV. Obiektywy to zoom 24-70 mm i dwie stałki: 50 mm f/1.2 i 35 mm f/1.4. Staram się nie zabierać ze sobą na demonstrację za dużo sprzętu. W Białorusi faktycznie pracowałem z dwiema lustrzankami zawieszonymi na ramionach, ale w Polsce przez 99% czasu pracuję z jednym aparatem.
Fotograf dokumentalny, rocznik 1995. W swojej pracy skupia się na problemach wykluczenia społecznego, praw człowieka, solidarności i niesprawiedliwości, a także kwestiach związanych z klimatem. Dobrze zna region Europy Środkowo-Wschodniej. Fotografował także na Bliskim Wschodzie. Pracował w Polsce, Białorusi, Rosji, Ukrainie, Niemczech, Serbii, Izraelu, Tanzanii, Palestynie czy Iraku. Przez ostatnich 8 lat współpracował głównie z „Gazetą Wyborczą”, dla której obsługiwał wszystkie najważniejsze wydarzenia w Polsce i wiele tematów międzynarodowych. Stypendysta stypendium im. Iana Parry’ego. Jego zdjęcia były nagradzane m.in. w konkursie Grand Press Photo czy konkursie im. Krzysztofa Millera.
Zdjęcie otwierające: 23.03.2018 Katedra na Ostrowie Tumskim, Poznań. Protest przeciwko zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej. Fot. Jędrzej Nowicki dla „Gazety Wyborczej”