Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Czy wiedziałem? Na pewno czułem, że mam dobre ujęcia, przede wszystkim jednak zawsze staram się robić zdjęcia dla siebie, tak, żebym to ja był z nich zadowolony. Jak widać, przynosi to jakieś efekty (śmiech).
Zasadniczo używam zamiennie dwóch systemów. W świecie bezlusterkowców - Olympusa OMD EM-1 Mark II. Jest to sprzęt lekki i przyjemny w użytkowaniu. Świetnie sprawdza się z teleobiektywami. Wyobrażasz sobie zabranie w teren pełnoklatkowego obiektywu 600 mm, który waży 4 kg? To bardzo ogranicza poruszanie się! Natomiast 300-milimetrowe szkło Olympusa w parze z telekonwerterem daje super zasięg przy niebywałej kompaktowości. Do tego świetna stabilizacja matrycy w body, współpracująca z systemem stabilizacji optycznej, co daje możliwość strzelania przy takich ogniskowych z ręki.
fot. Rafał Nebelski, "Migration", Svalbard, Olympus OMD E-M1 Mark II, wyróżnienie w kategorii Natura / Krajobraz w konkursie ND Awards 2017
Tak właśnie zrobiłem wyróżnione bernikle białolice, czyli svalbardzkie gęsi. Zobaczyłem, że szykują się do lotu, zeskoczyłem z roweru na którym jechałem i gdy tylko wzbiły się w powietrze, puściłem panoramując serię z opcją Pro Capture (zapis 14 klatek przed wciśnięciem spustu migawki). To naprawdę działa i daje świetne efekty. Nie mam uwag.
Lubię ten sprzęt za lekkość i wygodę, ale lustrzanki jeszcze nie odstawiłem. Z początku myślałem, że aparat ten zastąpi mi cały system pełnoklatkowy i będę miał lżej. Wyszło tak, że mam dwa systemy i lekko nie jest, ale i ciężej też nie (śmiech). Jeden system uzupełnia drugi, dając mi zupełnie nowe możliwości, co jest bardzo fajne.
Zacznijmy może od początku. Zdjęcia robię już całe lata, natomiast mam taką naturę, że lubię wszystko robić dobrze i bardzo dbam o efekt końcowy, toteż zanim zdecydowałem się je w końcu pokazać szerszej publiczności, minęło naprawdę dużo czasu. Oficjalnie jako fotograf funkcjonuję od 3 lat.
fot. Rafał Nebelski, "Giant Steps", Svalbard
A dlaczego krajobraz? Odpowiedź jest prosta - krajobraz nie ucieka (śmiech). Nie wymaga lamp, nie męczy się, nie ma humorów (choć to akurat nie zawsze prawda). Poza tym daje możliwość odpoczynku i ucieczki od chaosu codziennego miejskiego życia. Kocham to i sprawia mi to frajdę.
Nawet nie wiem czy nie ważniejsza (śmiech). Dla mnie wyprawa w trudniej dostępne miejsca to prawdziwie mistyczne przeżycie. Gdy nic nie przeszkadza, nie dzwoni, nie chodzi i nie gada, można w pełni kontemplować przyrodę. Nie oznacza to jednak, że nie robię też innych rzeczy.
fot. Rafał Nebelski, "Kiara", Svalbard
Zazwyczaj staram stosować się do zakazów, jeżeli takie obowiązują. Po coś w końcu te tabliczki tam wiszą. Zwłaszcza, że często nawet w miejscach obfotografowanych tysiące razy da się znaleźć sensowną i oryginalną perspektywę. Oczywiście starajmy się nie przeginać też w tę drugą stronę.
Innym problemem jest natomiast rozwój turystyki. Tu przykład Islandii. Wspaniały kraj, ale ruch turystyczny jest tak ogromny, że zrobienie sensownego zdjęcia graniczy z cudem, jednak infrastruktura turystyczna właściwie nie istnieje. Przyjeżdżają wycieczki z Chin czy Stanów i narzekają, bo na przykład muszą korzystać ze wspólnej łazienki. Prawdopodobnie nieuniknionym jest, że w końcu powstaną tam wielkie, nakierowane na turystów hotele i w dłuższej perspektywie czasu kraj ten utraci swoje naturalne piękno.
fot. Rafał Nebelski, "Mighty Skogafoss", Islandia
Podobna historia wydarzy się pewnie także na Spitsbergenie. Cały archipelag zamieszkuje niespełna 3 tys. osób. Co ciekawe, to aż 40 nacji. Ci wszyscy ludzie żyją ze sobą w zgodzie i współpracują. Z tego co zaobserwowałem, nie ma żadnych tarć na tle narodowościowym. Fajnie się gada i pije piwo. Oni sami mówią, że mogą zawsze na siebie liczyć. Natomiast gdy podpływa statek wycieczkowy z 5 tysiącami osób na pokładzie, mają tam niemal stan wojenny. W końcu zaorzą to piękne miejsce. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że starając się robić jak najlepsze zdjęcia, siłą rzeczy przyciągam i zachęcam turystów do podróży w ten rejon świata.
Oczywiście trzeba starać się wynajdować miejsca obfotografowane jak najmniej, ale szczerze mówiąc, to mam wrażenie, że w każdej dziedzinie fotografii wszystko już było. Raczej nie powstrzymywałbym się od zrobienia zdjęcia tylko dlatego, że jesteśmy w popularnej lokalizacji i ktoś już podobne zrobił przed nami.
fot. Rafał Nebelski, "The Peak", Norwegia, Lofoty, 2 miejsce w kategorii Natura / Krajobraz oraz tytuł Best of Show 2016 w konkursie International Photography Awards 2016 , 1 miejsce w kategorii Natura / Ziemia w Prix de la Photographie Paris 2016 (P×3)
Weźmy na przykład moje zdjęcia z Lofotów. To właśnie dzięki serii stamtąd zdobyłem nagrodę Best of Show w konkursie International Photography Awards w 2016. Dobre zdjęcie zawsze się obroni.
Zwykle wyprawy obmyślam z co najmniej półrocznym wyprzedzeniem. Pierwszym krokiem jest znalezienie kontaktu, na przykład za pośrednictwem serwisów takich jak Facebook czy Instagram, z autochtonami, bo to od nich można zdobyć informacje z pierwszej ręki, trudno dostępne nawet w czasach internetu - jak się poruszać, jaką porą najlepiej przyjechać, na co uważać, co jeść, a czego lepiej unikać.
Potem warto obmyślić w jaki sposób będziemy się poruszać. Na przykład zdjęcie, które wygrało w ND Awards powstało na Spitsbergenie. Tam nie ma szlaków czy jakiejś zorganizowanej komunikacji, więc zwykle musisz zdać się na siłę własnych nóg i kompas lub GPS.
fot. Rafał Nebelski, "Nordenkioldbreen", Svalbard
Bardzo dobrze w tego typu wyprawach sprawdza się natomiast rower. Problemem bywa jednak to, że nie wszędzie można wjeżdżać. Mają tam hopla na punkcie przyrody i dziedzictwa kulturowego. Każde drewienko, deseczka ze starej kopalni uznawana jest za dziedzictwo i trzeba mieć na uwadze, że zjeżdżając z drogi można zarobić mandat, więc często pozostają tylko nogi.
Zimą, w czasie nocy polarnej polecam natomiast skutery śnieżne. Z ich znalezieniem nie będzie problemu - jest ich tam więcej niż ludzi. W Longyearbyen, stolicy Svalbardu, na dwa tysiące mieszkańców przypada jakieś dziesięć tysięcy skuterów (śmiech).
Bezpieczeństwo jest najważniejsze. Zawsze mam przy sobie kompas, GPS i radiopławę, która w razie potrzeby wysyła sygnał S.O.S. Zawsze trzeba też po prostu zachowywać ostrożność. Zdarza się, że lodowiec po którym wędruję jest całkowicie popękany, a szczeliny mają po kilkanaście metrów głębokości. Wizja wpadnięcia do jednej z nich jest wyjątkowo nieprzyjemna, żal byłoby jednak nie zrobić zdjęcia. Trzeba myśleć i mierzyć siły na zamiary. Ekstremalnych rzeczy nie polecam, ale czasem warto też zaryzykować. Zdjęcie, które wygrało w ND Awards – „Force of Nature” - powstało właśnie w takim miejscu.
fot. Rafał Nebelski, "Force of Nature", Svalbard, I miejsce w kategorii Natura / Krajobraz w konkursie ND Awards 2017
Natomiast z akcesoriów fotograficznych zawsze zabieram ze sobą filtry szare pełne i połówkowe oraz wężyk spustowy. Bez nich nie ruszam się z domu. No i oczywiście statyw.
Lubię te klimaty, to fakt (śmiech). Kontynuuję te wyprawy, bo mam dalekosiężny plan wydania albumu z okolic polarnych, nazwijmy to, europejskich - od Grenlandii po Norwegię. Brakuje mi właśnie Grenlandii i Wysp Owczych. Stąd te głównie zimowe lokacje.
fot. Rafał Nebelski, "The Struggle", Islandia, 3 miejsce w kategorii Natura / Woda w konkursie Prix de la Photographie Paris 2016 (P×3)
W lutym jadę ponownie na Lofoty. Później w okresie wiosenno letnim kierunek Morawy, prawdopodobnie już warsztatowo, bo sporo osób zgłasza się z pytaniem czy w końcu zdecydowałbym się to zrobić. Mam wsparcie Olympusa, zobaczymy jak to wyjdzie. Być może przed wakacjami dotrę również na Wyspy Owcze.
To bardzo szerokie pojęcie. Jeśli zadasz pytanie czy dotykam zdjęcia Photoshopem, to oczywiście - dotykam. Robię dużo zdjęć w miastach i choć może mniej ich publikuję, to bardzo lubię ten moment, gdy po zachodzie słońca pojawiają się pierwsze miejskie światła. Nie da się w takim wypadku zrobić jednego zdjęcia. Czasem mieszam ze sobą nawet 40 klatek i robię to świadomie, by zrobić wrażenie na widzu. Czy to fotografia? Jedni powiedzą, że grafika czy twórcza interpretacja rzeczywistości. Mi wszystko jedno, bo ja to lubię. Jeśli podoba się też innym, to super. Nie mówię, że zajęło mi to pięć minut. To ciężka robota.
Gdy wywołuję zdjęcie, potrafi zająć mi to nawet cały dzień pracy. Pytanie czy komuś to odpowiada. Bo można stwierdzić: „Hurra, będę robić zdjęcia”, ale im dalej w las, tym więcej wymaga to czasu, pracy i zaangażowania. Fotografowanie wydaje się proste, a zupełnie takie nie jest.
fot. Rafał Nebelski, "Vatican Domes", Włochy, montaż z ok. 20 klatek, naświetlania w jednym miejscu przez ok. 3 godziny
Miałem kiedyś w szkole zajęcia w ciemni z Łukaszem Smudzińskim, m.in. laborantem Tomasza Gudzowatego. Łukasz to naprawdę wirtuoz powiększalnika. To w jaki sposób wywoływał zdjęcia analogowe w zasadzie nie różniło się wiele od tego co robimy w Photoshopie. Maski, szablony, nierównomierne naświetlanie różnych fragmentów tego samego zdjęcia. Czy to też jest manipulacja?
Natomiast w przypadku krajobrazu w większości nie są to zdjęcia przesadnie manipulowane. Swoje zdjęcia traktuję w kategoriach obrazu czy płótna - to chyba dobre określenie. Lubię czystość i techniczną doskonałość, staram się jednak zachować balans między obróbką a... przesadną obróbką.
fot. Rafał Nebelski, "Candies", Madera, wyróżnienie w kategorii Krajobraz w konkursie ND Awards 2016
Na przykład to zdjęcie ze wschodzącym słońcem na Maderze. Rozpiętość tonalna tak olbrzymia, że nawet z filtrami nie było szansy zrobić pojedynczej klatki. Dwa filtry szare połówkowe i pełny Little Stoper, a mimo to musiałem zrobić 5 klatek. Czy powinienem uznać, że mając przed oczami taki spektakl natury nie powinienem zrobić tego zdjęcia?
Pewnie, że tak. Pytanie tylko, czy jak się coś robi tylko i wyłącznie zawodowo, to w którymś momencie nie przestaje się mieć tego dosyć. Nieco kłóci mi się też to z pierwotną ideą odpoczynku i „czyszczenia głowy”. Ale na dziś? Chciałbym bardzo.
Moja odpowiedź będzie brutalna - nie. Oczywiście zdarzają się sprzedaże zdjęć, ale żeby z tego żyć? Prędzej na tym wszystkim, co dzieje się wokół fotografii - pisanie, sprzedaż odbitek, stocki, wszelkie warsztaty i konferencje. Można, ale nie bezpośrednio i nie jest to proste… Jeśli ktoś dopiero startuje, czeka go ciężka droga.
fot. Rafał Nebelski, "T", Polska, wyróżnienie w kategorii Krajobraz w konkursie ND Awards 2016
Uzbroić się w cierpliwość i nie zniechęcać. Inwestować w naukę, poznawać ludzi. Dlaczego planuję na pół roku wcześniej? Dlatego, że trzeba zebrać fundusze. Niefajnie gdyby plenery odbywały się na przykład kosztem rodziny. Co do samego robienia zdjęć, to choć mówi się, że najważniejsze jest to, co za aparatem, sprzęt jest w mojej ocenie nie mniej ważny i konieczny do zrobienia dobrego zdjęcia. Jeżeli chcemy mieć profesjonalne rezultaty, musimy używać profesjonalnego sprzętu. Koniec i kropka. Na pewno chcecie zaczynać tę przygodę (śmiech)?
Rafał Nebelski (ur. 1976) - fotograf, podróżnik, współwłaściciel studia projektowego Foxrabbit Designers. Jak sam mówi, fotografia towarzyszyła mu od dziecka: ojciec był fotograficznym maniakiem, to on wprowadzał mnie w ten ciekawy świat, dla małego chłopca trochę tajemniczy, magiczny. I to poczucie obcowania z czymś niezwykłym, zostało mi do dzisiaj. Laureat międzynarodowych konkursów fotograficznych oraz zdobywca licznych wyróżnień, m.in.: International Photography Award (IPA), Prix de la Photographie Paris (P×3), Neutral Density Photography Awards (ND Awards) i innych.
Więcej zdjęć fotografa znajdziecie pod adresem rafalnebelski.com oraz na profilu @toranote w serwisie Instagram.