Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Gdy kilka tygodni temu, na spotkaniu w Zachęcie Krzysztof Miller komentował swój projekt 13 wojen i z dumą mówił o przetworzeniu swoich wojennych zdjęć w technice mokrego kolodionu, sensowny głos z publiczności zapytał Ale po co?. Jaki jest cel technologicznego cofania się w czasie, reprodukowania współczesnych negatywów na szklanych płytach przy pomocy kleistej i plamistej substancji, techniki z połowy XIX wieku, którą z ulgą pożegnano jak tylko udało się "osuszyć" proces przyśpieszając i ułatwiając wykonanie zdjęcia? Można również zapytać czemu nie? - skoro jest możliwość to należy z niej skorzystać. Jednak okazuje się, że sama możliwość zrobienia czegoś nie wystarcza, bo ciągle oczekujemy spójności między techniką i estetyką zdjęcia. Tak jak małżeństwa naszych dziadków, relacja negatyw - odbitka była przez wiele lat niekwestionowana i monogamiczna: czarno-biały negatyw - odbitka na barycie, slajd - cibachrome, negatyw barwny - odbitka chromogenna.
Jednak czasy przyśpieszyły, relacje fotograficzne podobnie jak uczuciowe straciły na swojej prostocie i stałości. W galopie rozwoju technologie fotograficzne łączą się i rozdzielają jak w kalejdoskopie. Niektóre stają się niedostępne i to zmusza do szukania nowych rozwiązań. Ze slajdu nie zrobimy już w profesjonalnych labach wielu krajach świata cibachromu, pozostaje jedynie skan i wydruk. Do historii odchodzi też piękny i legendarny Kodachrome. Z drugiej strony przerażająco mnoży się ilość opcji: czarno-białe negatywy mają do dyspozycji oprócz tradycyjnego barytu i "plastiku", wydruki na całej gamie podłoży: celulozowych, płóciennych i syntetycznych. Jest to logiczne, bo można zrozumieć konieczność przystosowywania anachronicznej techniki fotograficznej do skuteczności i szybkości nowych technologii.
Ale są też fotografowie idący w odwrotnym kierunku, pod prąd – którzy robią talbotypie, cjanotypie albo mokre kolodiony. Ci archetypiczni alchemicy jak georgia Krawiec lub Marek Szyryk – z pełną wiedzą i świadomością kreatywnie korzystają z całego spektrum technik szlachetnych. Dla nich praca w ciemni to nie tylko proces technologiczny - to też filozofia i tworzywo twórcze. Ale Krzysztof Miller nie jest alchemikiem. Jest fotografem prasowym. Fotografuje współczesnym sprzętem konflikty i kryzysy, sytuacje trudne, emocjonalnie i fizycznie ekstremalne. Zdjęcia publikuje w prasie i internecie i taka forma przekazu jest mocna i klarowna. Fotografie Millera są precyzyjne i wyraziste, nie potrzebują dodatkowych manipulacji formy. Więc po co współczesnemu fotoreporterowi który ma działać szybko i sprawnie, na najnowszym sprzęcie, rejestrując decydujące momenty zmieniających się w ułamku sekundy wojennych sytuacji mokry kolodion naświetlany jest przez niespecjalnie decydujące kilka sekund. Taka ekspozycja nie zarejestruje ruchu, ani naturalnego wyrazu twarzy. Nie mówiąc o tym że koncepcja decydującego momentu, podstawowa doktryna fotografii reportażowej jest wykluczona w sytuacji, gdy zrobienie zdjęcia składa się nie tylko z wycelowania obiektywu i naciśnięcia spustu migawki, ale także z przygotowania negatywu bezpośrednio przed ekspozycją - tzn. z pokrycia szklanej płyty emulsją, którą trzeba naświetlić i wywołać w stanie mokrym, czyli zanim emulsja wyschnie.
Te cechy mokrego kolodionu są przyczyną dziwnie spokojnego, statycznego klimatu zdjęć pioniera fotografii wojennej Rogera Fentona, na których jest wszystko oprócz "akcji", czyli tego, co w fotografii wojennej jest najciekawsze. Jego zdjęcia to klasycznie upozowane portrety grup żołnierzy i około-bitewne scenerie, bo właśnie w taki wizualnie leniwy sposób rejestrował świat mokry kolodion. Dlatego wyjaśnienie Millera, że sięgnął po kolodion, bo chciał nawiązać do początków fotografii wojennej nie do końca mnie przekonało. W zdjęciach Millera nie czuje się kolodionowego lenistwa, jego kadry zdecydowanie należą do szybkich czasów małego obrazka. Jest pewien rozdźwięk między estetyką negatywu i pozytywu. "13 wojen" to nie są zdjęcia zrobione techniką mokrego kolodionu - to tylko współczesne negatywy jedynie zreprodukowane przez skanowanie i obróbkę cyfrową na szklanych płytach w mokrym kolodionie, ale też nie do końca zgodnie z klasyką tej technologii, bo tradycyjnie na szklanych płytach otrzymywano negatyw, a kolodiony Millera to pozytywy.
Drugi argument, że przy pomocy mokrego kolodionu fotograf chce dać nieśmiertelność bohaterom swoich zdjęć, ludziom zagrożonym przez konflikty zbrojne w których się znaleźli, jest bardziej przekonujący. Fotografując na wojnie ma się świadomość kruchości życia ludzi, których się spotyka i którzy wkrótce być może będą istnieć tylko na naszych zdjęciach. Taka intencja pasuje do Millera, który fotografuje z szacunkiem i empatią. Jak wyjaśniał na spotkaniu, bawełna strzelnicza wchodząca w skład kolodionu jest także składnikiem materiałów wybuchowych. Tak więc to, co w życiu śmiercionośne w fotografii uwiecznia, daje nieśmiertelność. Ponadto, o czym nie wspomniał, kolodion, oprócz zastosowania w fotografii, był także używany w medycynie do opatrywania ran. A więc jeszcze jeden związek między ranami wojennymi i fotograficznym ich gojeniem. Jest to myślenie alchemiczne, ale w odniesieniu do mokrego kolodionu właśnie takie wydaje się wyjaśniać najwięcej.
Zdjęcia i tekst: Basia Sokołowska
Bardzo cieszymy się, że możemy naszym czytelnikom prezentować felietony Basi Sokołowskiej - uznanej w Polsce i na świecie fotografki i krytyka sztuki. Basia Sokołowska studiowała Historię Sztuki w Warszawie, po emigracji do Australii pracowała w Art Gallery of New South Wales w Sydney, a mieszkając w Londynie pisywała recenzje wystaw fotograficznych dla magazynów HotShoe i Eyemazing. Swoje prace zaczęła wystawiać na początku lat 90-tych: Carmen Infinitum (1990-91), Interior/Mieszkanie (1993), Poza powierzchnię (1994), Cienie nieśmiertelności (1995), Ars Moriendi (1998) i Chrysalis (2004) - większość cykli była wystawiana w Małej Galerii ZPAF-CSW w Warszawie i prezentowana na ponad trzydziestu wystawach indywidualnych i grupowych w Australii i Europie, a ostatnio także w Japonii. Jej prace znajdują się w zbiorach Bibliotheque Nationale w Paryżu, Narodowym Instytucie Fryderyka Chopina w Warszawie, Muzeum Sztuki w Łodzi, a także w wielu kolekcjach prywatnych w Europie i Australii. Obecnie mieszka w Warszawie i działa aktywnie w Okręgu Warszawskim ZPAF.
Zapraszamy na stronę www.sokolowska.com
Informacje o wystawie
Ludzie, wydarzenia, przemiany. 20 lat fotografii "Gazety Wyborczej", Zachęta ,12 maja - 12 lipca 200