Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Mimo, że mój współ-felietonista poświęcił swój ostatni tekst "najdroższej fotografii świata", a raczej powszechnemu zdziwieniu jakie budzi fakt, że takie banalne i łatwe do zrobienia zdjęcie, osiągnęło cenę czterech milionów dolarów i że całkowicie się z nim zgadzam, wydaje mi się że warto poświęcić jej jeszcze parę słów.
Cena jaką osiągnęło to zdjęcie, jest wynikiem konkretnych realiów artystycznych i społeczno-ekonomicznych w jakich współczesna fotografia na światowym rynku sztuki funkcjonuje. Myślę, że warto je przybliżyć, po prostu po to, aby rekordowe ceny fotografii jak cztery miliony za zdjęcie Gursky'ego czy też prawie trzech i pół miliona jakie osiągnęła kilka tygodni wcześniej dużo skromniejsza formatem fotografia Cindy Sherman nie wydawały się tak zadziwiające.
Jak wiadomo fotografia nie jedno ma imię. W dobie totalnej demokratyzacji tego medium, wszyscy jesteśmy fotografami. Duża większość fotografów po prostu pstryka zdjęcia, obrabia je w Photoshopie lub Lightroomie i wrzuca je na bloga lub fejsbooka. Albo oprawia i wiesza na ścianie lub umieszcza w albumach rodzinnych i fotobookach. I jest fajnie, bo o to w fotografi chodzi.
Są jednak tacy, dla których fotografia to technika artystyczna, taka jak rysunek, malarstwo czy rzeźba, przy pomocy której można robić zdjęcia, które są nie tylko ładne, śmieszne lub niezwykłe, ale które są wykładnią pewnej koncepcji rzeczywistości. Czasem zdjęcia amatorskie są bardzo podobne do prac artystów, którzy pokazują je w galeriach i sprzedają na rynku sztuki. Więc nie w samym zdjęciu jest tu sedno i w tym czy każdy je może zrobić, ale w intencji, która przyświecała jego zrobieniu i w kontekście w jakim funkcjonuje.
Fotografie Andreasa Gursky'ego i Cindy Sherman należą właśnie do takiej kategorii. Obydwoje należą do jednego z pierwszych pokoleń absolwentów szkół artystycznych, którzy uznali fotografię za swoje medium i wypracowali nowe sposoby inscenizowania rzeczywistości i manipulowania znaczeniami. Te nowe fotograficzne dzieła, często nie ustępujące formatem wielkim płótnom malarskim, zaczęły pojawiać się na rynku sztuki od lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. A jak wiadomo wielkie formaty przyciągają wielkie pieniądze. I tak, fotografia wkroczyła na rynek sztuki współczesnej, gdzie znalazła się w zupełnie nowym przedziale cenowym, w której milion, czy parę milionów dolarów za dobrą pracę nikogo nie dziwi.
Oczywiście rynek sztuki rządzi się pewnymi prawami i nagradza cenowo artystów, którzy konsekwentnie, przez lata realizują swoją wizję. Tak, jak robi to Andreas Gursky, który od wielu lat konstruuje swoje wielko-formatowe fotografie, które sprawiają wrażenie dokumentu, a jednak powodują że patrzymy na przedstawianą rzeczywistość w nowy sposób. I jak robi to Cindy Sherman, która niezmiennie, od początku jeszcze w szkole artystycznej, fotografuje jedynie siebie, ukazując w inscenizowanch autoportretach wielorakie aspekty kobiecości.
Rynek sztuki cenowo nagradza także uznanie, jakim cieszą się artyści, do których bez wątpienia należą i Gursky i Sherman, zapraszani do udziału w wystawach przez uznane galerie, reprezentowani w zbiorach dużych muzeów, pokazujący swoje prace na prestiżowych międzynarodowych wystawach jak Biennale w Wenecji i targach sztuki jak Art Basel w Szwajcarii. Te imprezy przyciągają najbogatszych tego świata, co było widać w tym roku, choćby po imponujących rozmiarach luksusowych jachtów przycumowanych przy nabrzeżu Weneckiego Biennale. Bywają, oglądają, a potem w galeriach i na aukcjach kupują to, co wcześniej zobaczyli. Nie koniecznie dlatego, że sztukę współczesną czy fotografię lubią, ale dlatego, że w ich kręgu towarzyskim jest to dobrze widziane, że wielkie formaty zdjęć świetnie wyglądają w eksluzywnych wnętrzach ich jachtów i rezydencji. A także dlatego, że przy wielkości finansów jakimi dysponują, parę milionów dolarów nie robi żadnej różnicy. Tym bardziej, że na Gurskym na pewno się nie straci, bo jego pozycja jest ugruntowana, więc to dobra lokata kapitału. A dodatkowym bonusem przy takim zakupie jest przyjemność czerpana ze świadomości, że jest się właścicielem najdroższej fotografii świata. Choćby miała ona trwać przez krótki czas, dopóki inna fotografia nie pobije tego rekordu