Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Zdjęcie Warrena Richardsona, uznane przez Jury za najlepsze zdjęcie prasowe roku 2015, denerwuje i wyprowadza z równowagi. Z kilku powodów.
Warren Richardson, samouk i freelancer, przez 5 dni przebywał na granicy Serbsko-Węgierskiej. Fotografował w dzień i w nocy. W kolorze i cyfrą. W nocy towarzyszył rodzinom, które pod drutami kolczastymi rozpiętymi na granicy przemykali na drugą stronę. Nie mógł wtedy, co oczywiste, użyć lampy błyskowej. Światło zwróciłoby uwagę strażników. Podbił więc czułość do ISO 6400 i „w ciemno” fotografował przy świetle księżyca. Zrobił kilka klatek, które umieścił potem w obszernej relacji sytuacji na granicy. (Co ciekawe, zdjęcia roku wśród nich nie ma. Być może do siły jego przekazu autor „dojrzał” znacznie później). Są tam także zdjęcia walki ulicznej, która wywiązała się między węgierską policją a uchodźcami, pomocy medycznej udzielanej poszkodowanym oraz wszystkich znanych nam już i opatrzonych sytuacji: transportowania, czekania, przechodzenia. Pełna relacja z exodusu. Wszystko w czarnobieli. I to jest właśnie pierwsza denerwująca mnie kwestia. Zdjęcia z samej zadymy były już wcześniej publikowane w kolorze. Dobrym kolorze, poprawnie skomponowane, przejmujące. Bardziej nawet w kolorze, niż właśnie bez niego.
Co innego te nocne zdjęcia, które przerażają i zasmucają. Opowiadają historię dramatycznie, odpowiadając warunkom i sytuacji. Nikogo nie zdziwił fakt, że to temat uchodźców będzie dominował w tegorocznej edycji konkursu. Naturalnie – jedno z ważniejszych wydarzeń roku. Naturalnie – powstało mnóstwo zdjęć. W komentarzach do zdjęcia roku przewijają się określenia o uniwersalności przekazu, o jego prostocie oraz ogromnym działaniu na emocje. Mówi się też o smutnej kondycji człowieczeństwa, o upadku Europy, o całej sytuacji – jako trudnej i niewyobrażalnej. Temat uchodźców występuje także w nagrodzonych zdjęciach Sergey’a Ponomareva, Francisco Zizoli, Paula Hansena, Bulent Kilica i Matic Zormana. To sporo jak na 44 nagrody.
Najmocniejszy z tego zestawu jest bezapelacyjnie Ponomarev. Znakomite kadry, pełne napięcia i walki. Ogromne emocje, wielka determinacja. Mniej romantyzmu. Fotografował na Lesbos w Grecji, w Tovarniku w Chorwacji, w Dobova w Słowenii, był także w tym samym miejscu co Richardson - na przejściu w Roszke, gdzie doszło do walk. Opis całościowy, poświęcił się dla sprawy. Pierwsze miejsce w kategorii „General news” absolutnie zasłużone. Zizola fotografował zaś u wybrzeży Włoch uchodźców z Libii. Znowu materiał w czarnobieli, morze ludzi na morzu. Przejmujące i w napięciu tworzone kadry. Też jednak nad romantyzmem górę bierze opisowość, wartości czysto dokumentacyjne.
W zdjęciu roku denerwuje mnie chyba także to, że takich zdjęć mamy więcej. I moim bardzo osobistym zdaniem – lepszych. Nie tylko z tego samego przejścia w Roszke, a takie wykonał Maciek Moskwa. (Zapadające w pamięć, krzyczące do widza!) Też dlatego, że jest to pewnego rodzaju klisza – w zdjęciach uchodźców z Kosowa w 1999 także przewinęły się podobne kadry. Ujęcie Richardsona jest mroczniejsze, wywierające wrażenie, tajemnicze i budzące sprzeciw. Wszystko to, czego trzeba do zdjęcia roku. Mnie jednak uwiera jego przypadkowość, niedopracowanie, ów łut szczęścia. Faworyta mam innego – zdjęcie Paula Hansena, nagrodzone drugim miejscem w kategorii „general news”. Hansen zdobył tytuł zdjęcia roku w 2013 roku na WPP. Wtedy przez długi czas kwestionowano ułożenie świateł w jego zdjęciu. Czyżby w tym roku, by ominąć te dywagacje, nie przyznano mu pierwszeństwa? A może dlatego, że za ciemne, zbyt niedomówione, niezbyt oczywiste? Scena utrwalona przez Hansena wymaga długiej chwili patrzenia. Malarskie, z oszałamiającym światłem. Zastanawiające i tajemnicze.
Może też zdjęcie Richardsona zostało niezbyt dobrze wyjaśnione przez jurorów: ma niuanse, wymaga patrzenia, a także proste, klasyczne, symboliczne i ponadczasowe. W porównaniu z materiałami Zizoli, Ponomareva czy tą jedną klatką Hansena, zdjęcie roku jest proste i oczywiste. Tak zresztą jak większość nagrodzonych w tegorocznej edycji obrazów. Rok i dwa lata temu zachwycałam się zdjęciem roku – bo nieoczywiste, bo malarskie, wymagające od widza więcej. Oby ta edycja nie była zwiastunem uproszczeń, które nas czekają w fotografii prasowej.
Joanna Kinowska - historyk sztuki, specjalizuje się w fotografii. Niezależna kuratorka wystaw fotograficznych. Pracuje w Służewskim Domu Kultury. Wykłada w Akademii Fotografii w Warszawie. Współpracuje z "Digital Camera Polska". Autorka bloga: Miejsce Fotografii.