Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Wakacje. Czas podróży, egzotycznych miejsc, fotograficznych zaskoczeń. Jak Makao - dziwaczne mini państwo-miasto na wybrzeżu morza Południowochińskiego, które do tej pory kojarzyło mi się głównie z wakacyjną grą w karty. Okazuje się że jest to miejsce istniejące w realu i skojarzenie z grą karcianą jest jak najbardziej na miejscu bo hazard to główny przemysł Makao. W tym azjatyckim Las Vegas bastiony górujących nad miastem kasyn pochłaniają dziennie tysiące wielbiących hazard Chińczyków dowożonych tu autokarami prosto z promu i lotniska. Makao to miejsce kuriozalne w którym przeplatają się warstwy chińsko-portugalsko-anglosaskie. Zarządzane przez Portugalię od 1557 w 1999 wróciło na łono Chin jako jeden z autonomicznych regionów administracyjnych. Oprócz kasyn ma własne paszporty, własne sądownictwo, portugalski obok chińskiego jako język urzędowy, portugalskie nazwy ulic, ludność w 98 procentach chińską, autentyczną barokową architekturę i południowo-europejską starówkę, rezydencje w stylu kolonialnym, ruch lewostronny i kurczaka po afrykańsku jako potrawę narodową. Do tego zbudowany na odzyskanej z morza ziemi surrealistyczny, całkiem wyludniony kompleks reprodukcji cudów architektonicznych świata - małe koloseum, obok pałacu dynastii Tang, obok miasteczka z amerykańskich westernów. Myślałam że nikogo tam nie ma, bo czas sjesty, ale podobno tam tak jest o każdej porze.
W tym kuriozalnym miejscu i ponad 30 stopniowym upale najmądrzej jest poddać się tym niespójnościom niż starać się cokolwiek z tego zrozumieć. Albo znaleźć jakąś górę w nadziei że z lotu ptaka to miejsce niespodziewanie objawi swoją logikę. Taką górą okazało się Monte Fort - położona w centrum cytadela, z której w siedemnastym wieku broniono portugalskiej kolonii przed atakami Holendrów. Po kamiennych schodach, mijając co jakiś czas armaty i kapliczki z madonnami, wchodzi się na górę z parkiem, widokiem na miasto i... niepozornym wejściem do Muzeum Makao.
Samo muzeum schowane jest jak skarb w brzuchu góry - zjeżdża się do niego ruchomymi schodami. I kolejna niespodzianka, bo stała ekspozycja to wbrew moim oczekiwaniom nie kanon archeologii, ceramiki i malarstwa chińskiego - ale interaktywny kalejdoskop historii społecznej Makao: zrekonstruowane wnętrza domów mieszkalnych, zawołania obnośnych rzemieślników i handlarzy, walki świerszczy, przekrój statku załadowanego towarem przewożonym z Chin do kolonii. Wchodzi się w rzeczywistość, która uwodzi i angażuje. Powoli surrealizm tego co na zewnątrz przestaje martwić.
W skarbie jeszcze jeden skarb - "Podróż przez światło i cień" - równie przemyślana i ciekawie zaaranżowana wystawa pokazująca początki fotografii w Makao. Bardzo wcześnie, bo już w 1844, czyli zaledwie pięć lat po ogłoszeniu powstały tam pierwsze dagerotypy. To przez Makao fotografia dotarła do Chin, co podkreślane jest we wstępie do wystawy, jak również to że fotografia zapoczątkowała szerokie możliwości technologiczne rejestrowania rzeczywistości. Wystawa konsekwentnie przeplata fotografie Makao z pionierskim sprzętem fotograficznym, którego bezcenne egzemplarze jak aparat do dagerotypii, camera obscura wypożyczono ze słynnego Muzeum Niecephore Niepce we Francji.
Historia rozwoju technologii kończy się na aparacie małoobrazkowym, pozwalając prześledzić najbardziej burzliwe I trudne do zrozumienia dla współczesnego cyfrowca dzieje fototechniki. Obok każdego aparatu jest opis technologicznej obróbki zrobionych nim zdjęć i kilka przykładów lokalnej fotografii. Całość klarownie i namacalnie pokazuje ewolucję fotografii, wykraczając poza historię małej portugalskiej kolonii, mimo że przy jej pomocy zilustrowanej.
Niestety, dużo wystaw fotografii historycznej pomija aspekt technologii, a szkoda, bo pełne zrozumienie zdjęcia zawsze zahacza o technologiczne możliwości i ograniczenia użytego sprzętu i procesu. Sposób pokazania zdjęć ilustrujących poszczególne etapy technologiczne jest także niebanalny. Fotografia stereoskopowa, oprócz gabloty z aparatem, stereoskopem i kilkoma przykładami fotografii ma osobną salę. Tam w stereoskopowych okularach na dużym ekranie ogląda się projekcję dawnej fotografii w trzech wymiarach. Strategia współczesna, bo tradycyjnie oglądano takie zdjęcia w małym przykładanym do oczu stereoskopie, ale dla współczesnego odbiorcy przyzwyczajonego do IMAXów i projekcji multimedialnych na dużych ekranach sal muzealnych, taka forma prezentacji jest dużo bardziej skuteczna. Przenosi w inną, choć należącą do tego miejsca czasoprzestrzeń, w senną i kameralną rzeczywistość portowego kolonialnego miasteczka w Azji, niczym nie przypominającego dziwnego wielkomiejskiego zjawiska, jakim dziś jest Macao.
A Journey through Light and Shadow - The Invention of Photography and the Earliest Photographs of Macao, China, Macao Museum, Makao, 23.05 - 23.08.2009.
Więcej informacji i wirtualne zwiedzanie wystawy na stronie: www.macaumuseum.gov.mo
Bardzo cieszymy się, że możemy naszym czytelnikom prezentować felietony Basi Sokołowskiej - uznanej w Polsce i na świecie fotografki i krytyka sztuki. Basia Sokołowska studiowała Historię Sztuki w Warszawie, po emigracji do Australii pracowała w Art Gallery of New South Wales w Sydney, a mieszkając w Londynie pisywała recenzje wystaw fotograficznych dla magazynów HotShoe i Eyemazing. Swoje prace zaczęła wystawiać na początku lat 90-tych: Carmen Infinitum (1990-91), Interior/Mieszkanie (1993), Poza powierzchnię (1994), Cienie nieśmiertelności (1995), Ars Moriendi (1998) i Chrysalis (2004) - większość cykli była wystawiana w Małej Galerii ZPAF-CSW w Warszawie i prezentowana na ponad trzydziestu wystawach indywidualnych i grupowych w Australii i Europie, a ostatnio także w Japonii. Jej prace znajdują się w zbiorach Bibliotheque Nationale w Paryżu, Narodowym Instytucie Fryderyka Chopina w Warszawie, Muzeum Sztuki w Łodzi, a także w wielu kolekcjach prywatnych w Europie i Australii. Obecnie mieszka w Warszawie i działa aktywnie w Okręgu Warszawskim ZPAF.
Zapraszamy także na stronę sokolowska.com