Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Nowy profesjonalny telezoom, to zdaniem producenta topowe osiągi optyczne w rekordowo kompaktowym wydaniu. W nasze ręce wpadł jeden z pierwszych egzemplarzy tego wyjątkowego obiektywu. Oto, co już o nim wiemy.
Artykuł uzupełniliśmy o galerię zdjęć JPEG wywołanych z RAW na standardowych ustawieniach. Udostępniamy również paczkę plików RAW do pobrania i samodzielnej oceny.
Dlaczego M.Zuiko Digital ED 150-400 mm f/4.5 TC1.25x IS PRO jest wyjątkowy? Z kilku powodów. Po pierwsze jest to obiektyw typu zoom o stałej jasności w całym, naprawdę imponującym zakresie ogniskowych, który po przeliczeniu dla pełnej klatki można czytać jako 300-800 mm. Po drugie, w konstrukcji obiektywu umieszczono również wbudowany telekonwerter 1.25x, który wydłuża jednym ruchem kciuka zasięg aż do 1000 mm.
Po trzecie, udało się się to wszystko zamknąć w niezwykle solidnej i przede wszystkim bardzo kompaktowej obudowie, o łącznej wadze nie przekraczającej 2 kg. W połączeniu z niewielkim korpusem systemu mikro 4/3, i wydajną stabilizacją, otrzymujemy więc profesjonalny zestaw, którym wygodnie fotografujemy nawet z ręki.
Oczywiście nie jest to obiektyw tani (30 790 zł), ale optyka tej klasy zawsze była poza zasięgiem amatorów. Canon 200-400 mm f/4L EF IS USM z wbudowanym extenderem 1,4x to wydatek ok. 47 500 zł. Mniej więcej tyle samo zapłacimy dziś za konstrukcję ze stajni Nikon, czyli profesjonalny model AF-S NIKKOR 180-400 mm f/4E TC1.4 FL ED VR.
W segmencie amatorskim nie brakuje co prawda przystępnych cenowo tele-zoomów, zawsze jednak musimy pójść na większy lub mniejszy kompromis. Sony FE 200-600 mm f/5.6-6.3 G OSS, Tamron 150-600 mm f/5-6.3 SP G2, Sigma C 150-600 mm f/5-6.3 DG OS HSM, czy Panasonic 100-400 mm f/4.0-6.3 ASPH. POWER O.I.S, to wszechstronne konstrukcje, żadna z nich nie może jednak pochwalić się ani tak dużym zasięgiem ani stałym światłem w całym zakresie ogniskowych.
Prawdę mówiąc zmieści się nawet w większej torbie foto, bo właśnie tak do mnie przyjechał. W zestawie z korpusem OM-D E-M1X, dodatkowym obiektywem M.ZUIKO ED 12-100 mm f/4 IS PRO i konwerterem MC-20 2x. To dobra wiadomość, dla wszystkich, którzy w poszukiwaniu kadrów (i przygód) podróżują - obiektyw zabierzemy bez problemu na pokład samolotu w bagażu podręcznym, nie ryzykując uszkodzenia w transporcie.
Ja przez kilka dni nosiłem go ze sobą w plecaku outdoorowym F-Stop Lotus, który świetnie spisuje się również jako większy plecak miejski. Gdy byłem już w trybie pracy, przewieszałem aparat przez ramię na pasku Eupidere Sling Pro, przypinając się bezpośrednio do stopki obiektywu. W ten sposób łapałem wygodny balans - mogłem długo spacerować i w każdej chwili szybko podnieść aparat do oka.
Zestaw waży niecałe 3 kg, komfort pracy można więc porównać do operowania pełnoklatkową lustrzanką z klasycznym reporterskim zoomem 70-200 mm f/2,8. To coś o czym marzy zapewne niejeden zawodowy fotograf sportu czy przyrody.
Zawsze chwaliliśmy obiektywy Olympus z linii PRO za solidne i staranne wykonanie, ale ten model to kolejna półka w ofercie producenta. Wykonany z lekkiego stopu magnezu tubus solidnie uszczelniono i zabezpieczono zarówno przed niskimi (do -10 C) jak i wysokimi temperaturami. Specjalne powłoki odbijają promienie ultrafioletowe, dzięki czemu obiektyw ma się wyraźnie mniej nagrzewać (nawet o 30%).
Zadbano również o staranne wykończenie detali. Przyglądając się uważnie obudowie znajdziemy kilka ciekawych smaczków, jak gumowana oprawa przedniej soczewki, która amortyzuje drobne uderzenia, imitacja skóry na chwycie stopki czy wreszcie mocowanie linki Kensington, które przyda się, gdy musimy pozostawić na chwilę nasz sprzęt bez opieki np. w czatowni.
Skomplikowana konstrukcja optyczna zawiera 28 elementów rozmieszczonych w 18 grupach, w tym zaprojektowaną specjalnie dla tego obiektywu soczewkę asferyczną o dużej średnicy (Extra-low Dispersion) oraz 4 soczewki w standardzie Super Extra-low Dispersion. Blikom zapobiegać mają powłoki antyrefleksyjne Olympus X Coating Nano, a powłoka fluorynowa ułatwiać czyszczenie przedniego elementu.
Zupełnie unikalną cechą jest też bardzo krótka minimalna odległość ogniskowania 1,3 metra, która jest stała dla wszystkich ogniskowych. Przekłada się to na powiększenie 0,57x (0,72x z telekonwerterem), dzięki czemu bez problemu możemy fotografować również detal (wspiera funkcję focus stacking).
Wraz z obiektywem otrzymujemy oczywiście szeroką osłonę przeciwsłoneczną wykonaną z włókna węglowego, pasek mocowany do uchwytów na kołnierzu stopki (którą możemy wygodnie obracać z przyjemnym „klikiem” co 90 stopni) i materiałowy pokrowiec osłaniający przednią soczewkę.
Pierścienie są szerokie, precyzyjne i pracują jak naoliwione. Zakres ogniskowych pokonujemy momentalnie - wystarczy mniej niż pół obrotu fakturowanego pierścienia. W praktyce, podtrzymując obiektyw za stopkę, do wygodnego zoomowania wystarczał mi w zasadzie sam kciuk.
Na tubusie znajdziemy 4 czarne przyciski funkcyjne L-Fn, które pozwalają szybko przywołać zapamiętaną odległość bez względu na to czy fotografujemy w pionie czy w poziomie. Jak to działa? Jeśli wiemy, gdzie za chwilę pojawi się nasz cel (np. pojazd na wirażu podczas wyścigu, ptak wychylający się z dziupli), możemy za pomocą przycisku SET, umieszczonego przy samym bagnecie ,zaprogramować AF tak by błyskawicznie przestawił ostrość na określoną odległość.
Poniżej przycisku umieszczono dźwignię (2*) konwertera x1,4, która momentalnie „wstawia” w tor optyczny dodatkową grupę soczewek (1*). Zwiększa jeszcze zasięg optyczny, ale jednocześnie zabiera jedną działkę światła (maksymalne f/5,6). Dźwignia ma własną blokadę co zabezpiecza przed przypadkową zmianą pozycji.
Na bocznym panelu znajdziemy jeszcze kilka przełączników: ogranicznik zakresu AF (układ ostrzy szybciej przeszukując mniejszy zakres odległości), włącznik trybu ręcznego ostrzenia, stabilizacji, dźwięku potwierdzenia ostrości, a także przełącznik funkcji programowalnych przycisków.
W praktyce AF spisywał się fenomenalnie - w połączeniu z korpusem E-M1 X ostrzenie to czysta przyjemność, silnik pracuje cicho, płynnie i pewnie.
Optycznie obiektyw jest po prostu świetny. Aberracja? Ten problem praktycznie nie występuje. Winieta? Przy otwartej maksymalnie przysłonie jest widoczna, ale nie wpływa specjalnie na odbiór zdjęć. Również dystorsja jest minimalna (delikatna poduszka), i powiedzmy to sobie szczerze - w obiektywach tego typu nie ma żadnego znaczenia.
Swoją rolę spełniają też powłoki, bo nie udało nam się uzyskać widocznych blików, a głęboka, wyciemniona osłona gwarantuje ładne przenoszenie kontrastu nawet gdy fotografujemy w kontrze. Zdjęcia są w końcu bardzo ostre i to już od „pełnej dziury” - między f/4,5 a f/5,6 nie ma zauważalnej różnicy, lepsza wyrazistość przy f/8 wydaje się wynikać co najwyżej z większej głębi ostrości.
Oczywiście schody zaczynają się, gdy światła jest mniej, lub podbijamy czułość by uzyskać wystarczająco krótki czas otwarcia migawki. W plikach JPEG na standardowych ustawieniach powyżej ISO 800 zauważamy już spadek szczegółowości a powyżej ISO 3200 drobne detale stają się miękkie i zaczynają się zlewać. W przypadku nieodszumionych systemowo plików RAW szczegółów jest zdecydowanie więcej, ale degradacja obrazu jest już widoczna.
W pewnym stopniu remedium będzie niesłychana wręcz stabilizacja. Producent deklaruje do 8 EV skuteczności przy 150 mm i nadal 6 EV przy 400 mm (w połączeniu z korpusem E-M1X). Tak duża skuteczność ma być zasługą poprawionego algorytmu i nowego systemu żyroskopowego (5x bardziej precyzyjny niż konwencjonalny), przede wszystkim jest to jednak kolejny benefit systemu Micro 4/3 - mały sensor po prostu łatwiej stabilizować niż pełnoklatkową, wysokorozdzielczą matrycę, jak np. w Sony A1.
Pierwsze praktyczne testy naprawdę robią wrażenie. Aż 90% ostrych zdjęć przy 1/10 s dla pełnoklatkowego ekwiwalentu 800 mm to wynik, na który naprawdę nas zaskoczył. W praktyce oznacza możliwość stosowania znacznie niższych czułości co, przynajmniej w statycznych sytuacjach, skutecznie zrekompensuje nam słabsze osiągi małego sensora.
Poniżej kilka zdjęć JPEG wywołanych z plików RAW (ORF) w programie Adobe Lightroom na standardowych ustawieniach. Zdjęcia dzięki uprzejmości fotografa przyrody Marcina Dobasa. Dla chętnych paczka z plikami RAW do pobrania.
Poniższe zdjęcia wykonane zostały z wykorzystaniem korpusu Olympus OM-D E-M1 X, na standardowych ustawieniach aparatu.