Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
Właściwości fizyczne i fotograficzne
Monitor LCD
Jak już wielokrotnie podkreślaliśmy, Olympus E-330 został wyposażony w ruchomy wyświetlacz LCD. Stworzony w oparciu o technologię HyperCrystal monitor umożliwia obserwację obrazu nawet pod dużym kątem. 2,5-calowa przekątna w zupełności wystarcza do komfortowej pracy, do czego przyczynia się jeszcze wysoka rozdzielczość - ok. 215 tys. punktów. Możemy powtórzyć to, co napisaliśmy przy okazji testowania E-500: "obraz nie blaknie, nie traci kontrastu ani nie czernieje, niezależnie od kąta, pod którym patrzymy". W przeciwieństwie jednak do poprzedniego modelu monitor jest ruchomy w pionie. Cecha ta była niezbędna do pełnego wykorzystania możliwości, jakie daje podgląd na żywo.
Użytkownik ma do wyboru dwa tryby podglądu na LCD. W trybie A na monitorze wyświetla się ok. 90% kadru, a obraz pochodzi umieszczonej w górnej części aparatu matrycy 8 Mp pochodzącej ponoć z [mju:] 800. Dzięki technologii Bright Capture nawet w słabych warunkach oświetleniowych obraz jest dość dobry - procesor uśrednia wartość 9 sąsiednich pikseli, co pozwala na uzyskanie odpowiedniej jakości. Co ciekawe, sensor jest umieszczony za matówką, dzięki czemu widzimy na wyświetlaczu punkty AF podświetlane na matówce oraz zakres pola pomiaru punktowego. W trybie B monitor wyświetla to, co widzi matryca rejestrująca LiveMOS. Następuje blokada lustra w górnej pozycji i jesteśmy skazani na ręczne ostrzenie. Ale za to widzimy 100% kadru. W precyzyjnym ustawieniu ostrości pomaga możliwość 10-krotnego powiększenia dowolnego fragmentu klatki. Po naciśnięciu spustu do zwolnienia migawki mija ok. 1 sekundy, więc tryb B jest zdecydowanie przeznaczony do pracy ze statywu i fotografowania nieruchomych obiektów.
Podgląd na żywo na ruchomym LCD przydaje się w sytuacjach, w których chcemy fotografować w trudnej pozycji (z poziomu ziemi, nad głowami tłumu itp.) i pod tym względem rzeczywiście trudno go przecenić. Osoby które kupią E-330 jako swoją pierwszą lustrzankę cyfrową będą mogły skorzystać ze swoistego okresu przejściowego i przez pewien czas nie rezygnować z przyzwyczajeń wyniesionych z pracy cyfrowymi kompaktami. Możliwość kadrowania na LCD docenią też zapewne adepci coraz popularniejszej fotografii podwodnej.
Niestety, nie obyło się bez dwóch wad - jednej dyskusyjnej, drugiej już mniej. Ta pierwsza to brak histogramu na żywo, który jest jedną z podstawowych zalet cyfrówek pozwalających na kadrowanie na monitorze. Nie jest to funkcja niezbędna, ale wielu przyszłych użytkowników E-330 już teraz za nim tęskni... Drugi minus należy się za zaskakujący sposób potraktowania podglądu efektu aktualnego ustawienia równoważenia bieli - na monitorze zawsze widzimy interpretację systemu automatycznego doboru balansu bieli. Tymczasem, jeśli nie korzystamy z ustawienia "Auto", obraz może się okazać np. niebieski, jeśli zapomnimy i nie sprawdzimy, co ustawiliśmy. Ale dowiemy się tego dopiero po wykonaniu zdjęcia. Dziwne rozwiązanie. Brak tych funkcji zastanawia, ponieważ zdawałoby się wszystkie niezbędne komponenty zostały w E-330 wykorzystane. Może sprawę załatwi pierwszy update firmware'u? Ale na to musimy jeszcze trochę poczekać.
Układ celowniczy
Pole krycia wizjera optycznego testowanego aparatu wynosi ok. 95%, a powiększenie 0,93x z obiektywem 50/2 ustawionym na nieskończoność. Wizjer jest więc dość mały, ale zapewnia odpowiedni komfort pracy - zwłaszcza osobom noszącym okulary. Punkt oczny 18 mm robi swoje. Aparat umożliwia korektę dioptryczną w zakresie od -3 do +1.
Wizjer Olympusa E-330 wyposażono we wbudowaną zasłonkę, niezbędną w trybie A (podgląd na wyświetlaczu LCD), by uniknąć zafałszowań pomiaru ekspozycji przez wpadające światło. Okular wizjera pokryto powłokami przeciwodblaskowymi. Lustro E-330 nie pracuje zbyt szlachetnie (choć zostało dobrze wytłumione), a odgłosy rozlegające się w trakcie wykonywania zdjęcia i tuż po nim mają dość wysokie, niezbyt przyjemne dla ucha brzmienie. Trzeba jednak przyznać, że sam poziom hałasu jest niski.
Zasilanie
Olympus E-330 jest zasilany litowo-jonowym akumulatorem BLM-1 (takim samym jak E-1, E-300 i E-500) lub 3 bateriami CR123A zamontowanymi w opcjonalnym koszyku LBH-1. Jeśli chodzi o wydajność, to możemy powiedzieć, że po 2,5 godziny ciągłego fotografowania na mrozie -8°C nie zauważyliśmy oznak rozładowania akumulatora, czyli jest bardzo dobrze.
Pamięć
Jeśli chodzi o nośnik pamięci, to zastosowano tu identyczne rozwiązanie jak w modelu E-500 (jak widać, tych podobieństw jest mnóstwo). Olympus postawił na standard Compact Flash (przyjęty w tej chwili w lustrzankach z wyższej półki) nie alienując jednocześnie bogatej bazy własnych klientów, którzy fotografując do tej pory kompaktami tej marki uzbierali kolekcję kart xD-Picture. Gniazda kart pamięci znajdują się za klapką bez blokady, ale ich umiejscowienie (tylna część rękojeści) sprawia, że dane są bezpieczne, bo pokrywa nie powinna się przypadkowo otworzyć. A jeśli już jakimś cudem uda nam się otworzyć drzwiczki podczas gdy aparat jest włączony, na ekranie LCD natychmiast jest wyświetlany komunikat ostrzegawczy.
Łącza
Również łącza zostały umieszczone w tym samym miejscu co w E-500 - gumowa klapka, za którą się znajdują, znajduje się z lewej strony korpusu (patrząc od strony wizjera). I znów (jak w przypadku E-500) powinniśmy użyć liczby pojedynczej, ponieważ mamy do czynienia z jednym gniazdem będącym jednocześnie interfejsem USB i wyjściem wideo. Nadal nie jesteśmy w stanie zrozumieć, czemu Olympus uparł się na USB 2.0 Full-speed, czyli niestety prędkość USB 1.1.
Regulacja balansu bieli, system pomiaru ekspozycji, migawka, system AF, struktura podziału na programy (pokrętło trybów i menu), zakres regulacji koloru i inne nie wymienione w niniejszym tekście elementy są bliźniacze w stosunku do E-500 i można o nich przeczytać w teście wcześniejszego modelu (czytaj).