Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Następca lubianego X-Pro2 to bez wątpienia aparat wytrzymalszy i o dużo większych możliwościach. Użytkowników mogą jednak zniechęcić wprowadzone jednocześnie ograniczenia.
O modelu Fujifilm X-Pro3 plotkowało się już od jakiegoś czasu - od premiery jego poprzednika minęło w końcu ponad 3 lata. Główne założenia konstrukcji poznaliśmy jeszcze we wrześniu – prototyp aparatu pokazano podczas streamingowanego on-line Fujifilm X Summit w Tokio. Dziś wydawać się może, że producent jeszcze przed premierą chciał wytłumaczyć się z niektórych zmian, jakie zamierzał wprowadzić.
Co więc przynosi wersja X-Pro3? Dzieląc główne układy z topowym X-T3, aparat jest z pewnością jeszcze szybszy. Z tytanowymi wstawkami i zaawansowanymi uszczelnieniami będzie też bez wątpienia wytrzymalszy. Z kolei „analogowy” tylny wyświetlacz na zamykanym do środka ekranie LCD potęguje jeszcze popularny wciąż analogowy „look”. Czy X-Pro3 okaże się więc spełnieniem marzeń fanów szeroko pojętego reportażu? Dzięki Fujifilm Polska mieliśmy okazję spędzić z nim kilka godzin jeszcze przed oficjalną premierą. W nasze ręce trafił model przedprodukcyjny, ale już w pełni sprawny. Oto nasze pierwsze wrażenia.
Bryła aparatu nie uległa zmianie a różnice stylistyczne są w zasadzie kosmetyczne - na przedniej ściance nieco inaczej wyfrezowano profil górnej pokrywy, zmienił się również kształt gumowej oprawy niewielkiego uchwytu (dzięki temu grip wydaje się teraz nieco głębszy). Większe zmiany zaszły na tylnej ściance. Ekran jest tym razem odchylany, ale co wywołuje chyba najwięcej komentarzy, w domyślnej pozycji zwrócony jest panelem do środka. Do ekranu wrócimy jeszcze w osobnym rozdziale, teraz wystarczy powiedzieć, że jego konstrukcja jest sztywna i solidna a zamknięty prezentuje się świetnie - choć odchylany - nareszcie licuje się z tylną ścianką (w X-Pro2 nieruchomy ekran niezgrabnie odstawał) i dopełnia analogowy styl aparatu.
Trzeba przyznać, że korpus robi teraz niesamowicie solidne wrażenie. Magnezowy szkielet wzmocniono dodatkowo elementami tytanowymi. To materiał wyjątkowo wytrzymały ale też trudny w obróbce, co sprawiło, że stosowany kiedyś szeroko z czasem wyparty został przez bardziej elastyczne lekkie stopy oraz walcowaną stal.
Aparat będzie dostępny w trzech wariantach: Black, DR Black oraz DR Silver, przy czym dwa ostatnie mają powłoki wykonane w technologii Duratec. Zapewniają one dodatkowe utwardzenie całej konstrukcji, ale za wersje DR zapłacimy aż 1000 zł więcej. Materiał ten ponadto łatwo się „palcuje”, co można zauważyć na wykonanych przez nas zdjęciach (celowo nie czyściliśmy aparatu). Zastosowanie tytanowych elementów tylko nieznacznie wpłynęło na wagę aparatu. Cięższy o 50 gramów (497 g) nadal dobrze leży w dłoni a w połączeniu z niewielką stałką stanowi zgrabny i wygodny zestaw.
Korpus ma być też bardziej odporny na kurz i wilgoć. Delikatne układy chroni tym razem 70 uszczelek (61 w X-Pro2), producent deklaruje też niezawodność podczas pracy w niskich temperaturach do -10°C. I faktycznie wszystkie newralgiczne elementy wydają się być zabezpieczone bardzo starannie. Z prawej strony (trzymając aparat w ręku) nadal znajduje się pokrywa dwóch slotów kart SD z szeroką uszczelką. Z lewej umieszczono równie dobrze zabezpieczoną klapkę złącz USB-C i mikrofonowego. Zauważamy, że z obudowy zniknęło jednocześnie gniazdo synchronizacji błysku.
Nie ma sensu niuansować - obsługa aparatu jest po prostu mniej wygodna, a Fujifilm robi to, czego użytkownicy nie lubią - nie pozostawia im wyboru. Kontrowersje wzbudza przede wszystkim tylny ekran, który dopiero odchylony w dół pozwala kadrować, przeglądać zdjęcia czy zmieniać ustawienia aparatu na dużym wyświetlaczu. Zamknięty oferuje jedynie niewielki (1,28”) wyświetlacz prezentujący podstawowe parametry ekspozycji lub graficzny symbol stosowanej aktualnie symulacji filmu. To ciekawe rozwiązanie bezpośrednio nawiązuje do czasów analogowych, gdy w okienko na tylnej klapie wkładało się kartonik z opakowania filmu przypominający co "załadowaliśmy" do środka. Niestety sprawia to, że z ekranu wygodnie korzystamy w zasadzie tylko fotografując z niskiej perspektywy.
Intencje projektantów są oczywiście jasne - takie rozwiązanie ma zachęcić zmusić fotografa do pracy w bardziej klasyczny sposób - czyli przykładając oko do wizjera. Podejrzewamy, że dla użytkowników tej linii aparatów i tak był to najbardziej naturalny styl pracy (a ekran wyłączali z własnej woli, by oszczędzać baterię), ale uszczęśliwianie na siłę może okazać się tym razem przeciwskuteczne.
Kolejna kwestia, to rezygnacja w X-Pro3 z tylnego wybieraka kierunkowego. Obsługa za pomocą joysticka jest na tyle wygodna, że jego brak zauważyliśmy dopiero po dłuższej chwili, ale dla tradycjonalistów będzie to kolejny powód do niezadowolenia. W serii X-E jego rolę w naturalny stopniu przejął dotykowy ekran z rozpoznawaniem gestów, tutaj z oczywistych względów będzie to dużo trudniejsze.
I jeszcze jedno. Gdzie się podział przycisk usuwania zdjęć?! I tym razem okazuje się, że nie warto odrywać kciuka od joysticka - to po jego wciśnięciu wyświetla się podręczne menu w którym znajdziemy opcję „kasuj”. Biorąc pod uwagę, że do przeglądania zdjęć również używamy nawigatora, może być to nawet wygodne, szkoda jedynie, że na liście opcja ta nie została umieszczona jako pierwsza. Sprawdziliśmy - opcji kasowania zdjęć nie można też przypisać do fizycznego przycisku funkcyjnego.
Za co aparat można pochwalić? Z pewnością za hybrydowy wizjer. Tym razem otrzymujemy bowiem wybór, którego nie daje żaden z aparatów konkurencji. Lunetkowy celownik, z podświetlaną ramką kadru i korekcją paralaksy daje namiastkę pracy z prawdziwym dalmierzem z kolei cyfrowy (organiczny panel EL, 3,6 Mp) pozwala precyzyjnie ocenić ekspozycję, balans bieli i głębię ostrości. Coraz lepsze osiągi wizjera EVF (tryb boost, nowy priorytet płynności wyświetlania) sprawiają, że mało kto korzysta już z trybu optycznego, niemniej nadal cieszy możliwość samodzielnego wyboru.
Lubimy też całą filozofię obsługi stosowaną przez Fujifilm. Duże pokrętło korekcji ekspozycji, rozbudowana personalizacja, precyzyjne elementy sterowania i mnóstwo funkcji ułatwiających pracę (jak chociażby trzy programowalne tryby ISO Auto czy podręczne menu, które sami komponujemy), sprawiają, że aparatami X fotografuje się wyjątkowo przyjemnie.
Producent zastrzega, że model który nam przekazał to wersja przedprodukcyjna, ale po kilku godzinach fotografowania chciałoby się powiedzieć „lepiej nie trzeba”. Aparat jest naprawdę bardzo szybki. Pierwsze zdjęcie wykonamy zaraz po uruchomieniu, również wybudzanie odbywa się bez żadnych opóźnień (co było Piętą Achillesową pierwszych konstrukcji). Skrócił się również czas przekazywania obrazu do wizjera. W X-Pro2 próbując uchwycić unikalny moment fotografowaliśmy na ślepo - aparat wyzwalał migawkę szybciej niż był w stanie wyświetlić podgląd kadru. Tutaj ten problem już nie występuje.
W trybie seryjnym możemy liczyć na takie same osiągi, jak w przypadku modelu X-T3 - 11 kl./s w trybie migawki mechanicznej i do 20 kl./s po przełączeniu w tryb migawki elektronicznej. Oba aparaty dysponują w końcu matrycą tej samej rozdzielczości (26 Mp, w X-Pro3 jest to sensor typu BSI) obsługiwaną przez ten sam procesor X-Processor 4. To co cieszy, to fakt, że migawka nadąża za spustem również w trybie pojedynczym, buforując „na bieżąco” kolejne zdjęcia, gdy sami zdecydujemy się wciskać go bardzo szybko i raz za razem.
Największe wrażenie zrobił na nas jednak autofokus. Jak informuje producent, X-Pro3 wykorzystuje poprawiony algorytm, dzięki czemu będzie skuteczny przy minimalnym poziomie oświetlenia wynoszącym -6 EV, czyli w zasadzie w całkowitej ciemności. I musimy przyznać, że nie rzuca słów na wiatr. W połączeniu z kompaktową stałką XF 23 mm f/2, aparat przeostrza bezgłośnie i błyskawicznie nawet w mocno zaciemnionych pomieszczeniach i sytuacjach bardzo słabego kontrastu. To zdecydowanie jeden z najlepszych układów jakie ostatnio testowaliśmy.
X-Pro3 to również chyba pierwszy aparat, który wprowadza znaną z długich obiektywów funkcję ogranicznika zakresu działania AF. Pozwala wybierać spośród dwóch zaprogramowanych wartości lub skorzystać z pierścienia ostrości, aby ustawić dowolny zakres. Jego działanie podobnie jak skuteczność trybu ciągłego oraz śledzenia sprawdzimy, gdy w nasze ręce trafi egzemplarz finalny.
Aparat zasila niestety ten sam co wcześniej akumulator NP-W126S (1260 mAh). Jeśli nowy procesor nie zarządza prądem w bardziej oszczędny sposób, możemy spodziewać się wydajności na poziomie ok. 440 zdjęć z celownikiem optycznym i 370 z wizjerem elektronicznym. Na energooszczędność X-Pro3 w największym stopniu i tak wpłynie zapewne nowa konstrukcja ekranu. Tak, mówimy to z pewną ironią.
X-Pro, od początku nie był aparatem dla każdego. Designerski, stylizowany na dalmierz, z przesuniętym do krawędzi hybrydowym wizjerem, ma przyciągać głównie fanów reportażu, fotografii ulicznej oraz wszystkich tych, którzy z sentymentem wspominają czasy fotografii tradycyjnej. I nie ma wątpliwości, że X-Pro3 to najbardziej „analogowy” model w tej zaawansowanej serii.
Być może „trójka” nie jest idealnym aparatem do ciężkiej zawodowej pracy, ale tej służyć ma przede wszystkim seria X-T. Nowy bezlusterkowiec ma dawać przede wszystkim przyjemność z fotografowania. Nowy model bez wątpienia ogranicza możliwość wygodnej obsługi, ale jednocześnie pozwala fotografować jeszcze szybciej i w każdych warunkach. Z ostatecznym werdyktem wstrzymamy się do momentu przeprowadzenia pełnego testu finalnego modelu, ale nie mamy wątpliwości, że jest to aparat, który znajdzie nabywców.