Wydarzenia
Polska fotografia na świecie - debata o budowanie kolekcji fotograficznej
G5 X Mark II przeszedł kompletną przemianę. Najnowszy model z serii Canon PowerShot w niczym nie przypomina swojego poprzednika. Otrzymujemy usprawnioną matrycę i procesor, zoom optyczny o większym zakresie, szybszy system AF, a także zupełnie nowy wygląd i ergonomię z odchylanym do pozycji selfie ekranem i wysuwanym wizjerem elektronicznym.
Bez wątpienia wczorajszy dzień należał do Canona. Producent pokazał aż trzy nowości: uniwersalny zoom RF 24-240 mm f/4-6.3 IS USM do bezlusterkowego systemu R, kompakt G7 X Mark III, który jest modelem kierowanym do vlogerów i internetowych twórców, a także drugą generację G5 X Mark II, której… chyba nikt się nie spodziewał.
Kiedy pod koniec 2015 roku swoją premierę miał G5 X, Canon zaserwował nam kompakt ze średniej półki o designie i ergonomii przypominającymi „miniaturową lustrzankę“. Taka propozycja firmy spotkała się z mieszanymi reakcjami użytkowników. Jedni uważali to za „strzał w dziesiątkę“ inni za „zaprzeczenie koncepcji klasycznego kompaktu“. W efekcie spora grupa czekała na następce wysłużonego już G5 X.
Niemniej czas płynął, a o nowym modelu z tej serii nie było choćby najmniejszych wzmianek. Jednakże po prawie czterech latach Canon zdecydował się gruntownie odmienić swoją koncepcję. Gdy spojrzymy na G5 X Mark II to od razu zauważymy, że dostajemy zupełnie nowy model, który całkowicie został zaprojektowany od podstaw.
od lewej: Canon PowerShot G5 X Mark II vs Canon PowerShot G5 X
G5 X Mark II trudno porównywać do poprzednika, ponieważ oba kompakty dzieli przepaść - zarówno pod względem samego wyglądu, jak i wykorzystanych komponentów oraz oferowanych możliwości. Jednak Canon w kwestii designu nie odkrył koła na nowo. Bardziej zrezygnował z niecodziennego projektu i powrócił do dobrze znanego klasycznego wyglądu kompaktów z serii PowerShot. Jeśli więc już mamy szukać wyraźnych podobieństw - zarówno wizualnych, jak i ergonomicznych - to G5 X Mark II jest łudząco podobny do modeli z linii G7 X.
porównanie G5 X Mark II z G7 X Mark III
Podczas wczorajszej oficjalnej polskiej premiery mieliśmy okazję spędzić dłuższą chwilę z finalnym egzemplarzem G5 X Mark II i musimy przyznać, że kompakt nas niczym nie zaskoczył, ale to dobrze! Otrzymujemy solidnego „malucha“ z dobrze znanymi konstrukcyjnymi rozwiązaniami, które są jednymi z mocniejszych cech całej linii PowerShot G.
W przypadku drugiej generacji G5 X producent postawił na wytrzymałość oraz powrót do charakterystycznego i - co ważniejsze - spójnego designu. Korpus wykonano z wysokiej klasy komponentów. Przy pierwszym zetknięciu sprawiają bardzo dobre wrażenie, które z czasem zostaje umocnione. Poszczególne elementy są ze sobą dokładnie spasowane, dzięki czemu nic nie trzeszczy i nie zgrzyta - nawet podczas mocniejszego nacisku.
Na plus oceniamy także chropowatą okładzinę oraz duże przyciski tylnego panelu, które wyraźnie odstają od body, przez co są dobrze wyczuwalne. Podobać się mogą także projektowe smaczki w postaci czerwonych obrysów frezowanych pokręteł i spustu migawki. Niemnie całość utrzymana jest w stonowanej stylistyce - typowej dla „dyskretnych kieszonkowców“.
Poza tym jak przystało na rasowy kompakt, G5 X Mark II wyposażono także we wkomponowaną w korpus niewielką lampę błyskową typu pop-up, którą zamocowano na typowym sprężynowym mechanizmie. Warto również zaznaczyć, że została ona bardzo dobrze wpasowana w body, dzięki czemu nic nie odstaje i tworzy tym samym zwartą konstrukcję o prostych liniach.
Poza tym aparat zapewnia wyjście HDMI bez kompresji (Type-D) oraz port USB Hi-Speed (USB C), przez który nie tylko podładujemy akumulator, lecz także będziemy w stanie korzystać z aparatu, gdy zostanie do niego podpięty power bank! Oba złącza umieszczono z boku, co jest logicznym rozwiązaniem. Co więcej, gumowa (i dosyć gruba) klapka pod którą się znajdują jest odpowiednio spasowana z korpusem, dzięki czemu nie ma mowy o jej przypadkowym otwarciu. Natomiast u spodu znajdziemy miejsce na baterię i kartę SD. Oczywiście o wymianie nośnika pamięci lub akumulatora możemy zapomnieć, gdy aparat jest przymocowany do statywu.
Tak naprawdę jedyne konstrukcyjne zastrzeżenia możemy mieć do stosunkowo ciasnego zespolenia pokrętła PASM z pokrętłem ekspozycji. Przy zmianie trybu fotografowania często przypadkowo dokonywaliśmy zmiany kompensacji, co było irytujące. Poza tym wyjątkiem, nie doszukaliśmy się żadnych zauważalnych niedociągnięć.
Canon odstąpił od ergonomii znanej z wcześniejszej generacji kompaktu, co nie każdemu może przypaść do gustu. Wiele osób G5 X ceniło przede wszystkim za dodatkowe pokrętło nastaw umieszczone na frontowym panelu (w okolicach spustu migawki) oraz sporych rozmiarów grip. Natomiast w przypadku nowego G5 X Mark II tracimy te cechy. Cała „guzikologia“ tego modelu jest od teraz spójna z resztą kompaktów z serii PowerShot. Ma to jednak swoją zaletę. Użytkownik kompaktów Canona nie będzie musiał tracić czasu na zapoznanie się z dostępnymi rozwiązaniami. Słowem, poczuje się „jak w domu“.
Na korpusie znajdziemy odpowiednio zarysowany, chropowaty przedni uchwyt, a także anatomiczne wgłębienie na kciuk, co znacząco poprawia komfort użytkowania. Mimo mniejszego niż u poprzednika gripa aparat naprawdę wygodnie się trzyma i pozwala na bezproblemową obsługę - nawet jedną ręką. Pomaga w tym także optymalny rozkład przycisków, które zostały umieszczone po prawej stronie korpusu. Do tego niektóre klawisze (znajdujące się wewnątrz kołowego wybieraka) wyposażono w podwójne funkcje. Ponadto główne parametry aparatu możemy regulować także za pomocą konfigurowalnego pierścienia obiektywu (niestety nie pracuje on w trybie bezstopniowym).
Nowy aparat to także nowy (dla tej serii kompaktu) system mocowania ekranu. W prekursorze mieliśmy do czynienia z odchylanym i obracanym do boku wyświetlaczem. W przypadku G5 X Mark II producent sięgnął po dobrze znane rozwiązanie z… linii Canon G7 X lub rodziny Sony RX100. Otrzymujemy więc mechanizm, który pozwala nam na odchylenie wyświetlacza o około 45 stopni w dół i o 180 stopni w górę (do pozycji selfie). Daje to więc dużą swobodę podczas kadrowania z nietypowych pozycji. Jednak czy większą niż obracany ekran w G5 X? Zwolenników obu koncepcji jest tylu co i przeciwników.
Oczywiście 3-calowy ekran TFT LCD o rozdzielczości 1 040 000 punktów został wyposażony w dotykowy panel. I jak zwykle w przypadku Canona mamy do czynienia z bardzo sprawnie działającym rozwiązaniem, do którego trudno się przyczepić. Wyświetlacz szybko reaguje na gesty, a możliwość skorzystania za pomocą ekranu z podręcznego (i konfigurowalnego) menu tylko jeszcze bardziej poprawia ogólną ergonomię. Do tego układ menu głównego inspirowany jest aparatami Canon EOS. Podobnie zresztą jak rozbudowane możliwości personalizacji, dzięki którym możemy szybko ustawić najbardziej odpowiednie parametry - np. w fotografowaniu po zmroku przyda się tryb nocny, który infografikę wyświetli w monochromatycznej odsłonie. W kontekście ekranu warto również zaznaczyć, że podczas fotografowania nie zanotowaliśmy żadnych problemów ze spowolnieniem obrazu lub podglądem zdjęć. Poza tym wyświetlacz jest kontrastowy i wyraźny, a kolory są wiernie odwzorowane. Dzięki temu jesteśmy w stanie rzeczowo ocenić ekspozycję fotografowanej sceny.
G5 X Mark II jest łudząco podobny do swojego brata G7 X Mark III. Jednak w odróżnieniu od tego modelu został on wyposażony w wysuwany (tak jak w kompaktach Sony z serii RX100), narożny wizjer elektroniczny. Naciśnięcie dźwigni z napisem finder sprawia, że celownik dosłownie wyskakuje z obudowy. Jednak, aby móc z niego skorzystać będziemy musieli go dodatkowo wysunąć, co już nie jest tak oczywiste. Dopiero wtedy obraz zostanie przesłany do wizjera. Tak więc mamy do czynienia ze starszym mechanizmem znanym z chociażby z RX100 V. W nowszym RX100 VI celownik uruchamia się już automatycznie.
Elektroniczny wizjer OLED (o wielkości 0,39 cala) o rozdzielczości 2.36 miliona punktów, około 100-procentowym pokryciu kadru i częstotliwości odświeżania 120 kl./s zapewnia jasny, klarowny i wyrazisty obraz o wiernie odwzorowanej kolorystyce. Oczywiście w trudniejszych warunkach oświetleniowych zauważalne jest pewne smużenie oraz uwidacznia się „mora“ w przypadku podglądu bardziej skomplikowanych wzorów. Niemniej celownik G5 X Mark II na tle konkurencji zaprezentował się dobrze.
Jednak nowy G5 X Mark II to nie tylko zmieniony wygląd i ergonomia, to także lepsza jakość obrazu. Kompakt Canona otrzymał nową 1-calową matrycę Stacked BSI-CMOS (o rozmiarze 13.2 x 8.8 mm). Zastosowany sensor, który zapewnia efektywną rozdzielczość 20.1-megapikseli, jest wpierany przez najnowszą generację procesora z serii DIGIC 8, co ma zapewnić odpowiednią szczegółowość i kolorystykę obrazu oraz wysoką wydajność i szybkość działania - nie tylko w porównaniu do poprzednika, ale także innych modeli z serii PowerShot G. Wspomniany duet sprawi, że będziemy w stanie fotografować z maksymalną czułością matrycy ISO 12800 i prędkością 30 kl./s (w trybie „burst“ z wykorzystaniem migawki elektronicznej) lub 8 kl./s z pełnym wsparciem autofokusa z detekcją kontrastu. System wyposażono także w funkcję AF+MF, która umożliwia doostrzenie obrazu w trybie automatycznym. Poza tym znajdziemy także wbudowany filtr ND, który przyda się podczas pracy w słoneczny dzień, obsługę formatu CR3 RAW oraz moduły Wi-Fi i Bluetooth do zdalnego sterowania aparatem.
Sporo zmian zaszło także w kwestii obiektywu. Otrzymujemy nową konstrukcję o minimalnie większym zakresie ogniskowych. U poprzednika przedział kończył się na 100 mm, zaś w G5 X Mark II możemy skorzystać z 5x zoomu optycznego o ekwiwalencie 24-120 mm i zmiennym świetle f/1.8-2.8. Na jego układ optyczny składa się 13 elementów rozmieszczonych w 11 grupach. Wśród nich są 3 dwustronne elementy asferyczne UA, 1 jednostronny element asferyczny UA oraz 1 element UD. Specjalne szkła mają mieć wymierny wpływ na jakość otrzymanego obrazu.
Canon zapewniał, że nowy G5 X Mark II będzie odznaczał się wydajnością i jakością obrazu. I faktycznie producentowi musimy przyznać rację. Aparat uruchamia się błyskawicznie, a przejście przez cały zakres ogniskowych od 24 do 120 mm trwa nieco ponad sekundę, co oceniamy na plus. Podobnie zresztą jak szybkie reagowanie ekranu dotykowego na wprowadzane zmiany lub podgląd zdjęć. Operowanie najważniejszymi ustawieniami, w tym wybór punktu AF, to czysta przyjemność. W tej kwestii inni producenci mogą uczyć się od Canona.
Również autofokus oparty na detekcji kontrastu wywarł na nas dobre wrażenie. Przy dobrym oświetleniu ostrzy natychmiastowo, ale nawet w ciemniejszych pomieszczeniach nie odczuliśmy denerwującego zwolnienia. Problematyczne jedynie okazały się mało kontrastowe sceny - wtedy AF potrzebował chwili na poprawne ustawienie. Niemniej zdarzyły się także sytuacje, gdzie aparat nie poradził sobie z wyostrzeniem obrazu. Jednak były to jednostkowe przypadki.
Choć na szczegółowe pomiary jakości obrazu w naszym laboratorium DxO przyjdzie jeszcze czas, to już teraz (po wykonaniu zdjęć przykładowych w naprawdę wymagających warunkach) możemy powiedzieć, że G5 X Mark II spisał się nad wyraz dobrze. Tak naprawdę do ISO 1600 zdjęcia charakteryzują się niewielkim (i przyjemnym dla oka) cyfrowym ziarnem - oczywiście jak na sprzęt w swojej klasie. Dopiero w okolicach ISO 3200-6400 artefakty dają o sobie mocniej znać. Również kolorystyka i ogólna wyrazistość stoi na dobrym poziomie. Choć zdajemy sobie sprawę, że opieranie się jedynie na zdjęciach wykonanych w ciemnej sali nie jest odpowiednim i jedynym wyznacznikiem. Dlatego też czekamy na moment, w którym G5 X Mark II trafi do naszej redakcji na testy.
Co więcej, aparat Canona może też okazać się ciekawą propozycją dla miłośników filmowania. Nowy kompakt umożliwia nagrywanie w rozdzielczości 4K z klatkażem 30 kl./s (bez cropa) przy wsparciu elektronicznej stabilizacji obrazu oraz rejestrowanie materiału w zwolnionym tempie 120 kl./s. Do tego otrzymujemy rozbudowany tryb filmowy (w pełni manualny lub automatyczny) z funkcją filmowania w HDR ze zwiększoną dynamiką czy nową opcję nagrywania w trybie pionowym, który pozwoli utworzyć treści dostosowane do bezpośredniego umieszczenia w mediach społecznościowych.
Wygląda na to, że Canon zaprezentował bardzo wszechstronny kompakt, który może przekonać do siebie amatorów, jak i nieco bardziej zaawansowanych fotografów, którzy w podróż nie chcą zabierać ze sobą systemowego aparatu z kilkoma obiektywami. Tu właśnie pomocny może okazać się najnowszy kompakt Canona. Zakres ogniskowych 24-120 mm i dobra jasność w zupełności wystarczą na uchwycenie w różnych warunkach zarówno szerszych kadrów jak i ciekawych zbliżeń na zdjęciach lub filmach 4K. W kwestii samego designu i ergonomii, nie ma się do czego przyczepić. G5X Mark II to typowy przedstawiciel kompaktów z rodziny PowerShot. Mały i poręczny, dobrze wykonany o ciekawych konstrukcyjnych rozwiązaniach. Jednak niektórzy mogą wypunktować, że pod względem wyglądu zatracił on swój nietuzinkowy, lekko zadziorny charakter. I musimy przyznać, że jest w tym trochę racji.