Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
W połowie lipca z okazji światowej premiery cyfrowej lustrzanki Konica Minolta Dynax 5D opublikowaliśmy pierwsze wrażenia z użytkowania przedprodukcyjnego egzemplarza tego aparatu. Zapraszamy do lektury pełnego testu uzupełnionego m.in. oceną jakości zdjęć i przede wszystkim zdjęciami przykładowymi.
Szumy
Konica Minolta Dynax 5D oferuje szeroki zakres czułości zaczynający się przy ekwiwalencie ISO 100 i kończący przy ISO 3200. Zakres ten jeszcze rozszerzono o dwa dostępne ustawienia - Lo80 (do zdjęć low-key, czyli "czarne na czarnym") oraz Hi200 (do zdjęć high-key, czyli "białe na białym"). Pod względem szumów, czyli tzw. cyfrowego ziarna, najnowsza Konica Minolta spisuje się całkiem, całkiem. Zauważalne ziarno pojawia się dopiero wraz z czułością ISO 800, a i wtedy jest dobrze kontrolowane. Wyższe czułości szumią już bardziej, ale jak najbardziej nadają się do wykorzystania. Jeśli tylko dobrze naświetlimy zdjęcie, szumy przy ISO 1600 lub 3200 będą miały bardzo ładny, "analogowy" wygląd przypominający ziarno kolorowego filmu. Przykłady poniżej.
Jakość zdjęć
A jak jest z ogólną jakością zdjęć? Jak to w lustrzance cyfrowej - czyli dobrze. Dynax 5D radzi sobie z delikatnymi przejściami tonalnymi, ładnie oddaje niejaskrawe kolory. Trudno się do czegoś przyczepić. No dobrze - zestaw z "kitowym" obiektywem nie radził sobie najlepiej pod światło. Ale były to sytuacje ekstremalne, jak ta poniżej. Poza obniżeniem kontrastu, blikami i duszkami, da się na poniższej fotografii zaobserwować sygnał, że matryca nie wie, co zrobić z takim kontrastem (niebieska obwódka wokół konturu piramidy).
Ale jak wspomniałem - takie zdjęcie to wyjątkowa złośliwość wobec każdego chyba aparatu. W sytuacjach bardziej zbliżonych do standardu, choć też niełatwych, zarówno obiektyw, jak i aparat spisują się znakomicie, o czym może świadczyć choćby poniższy przykład.
Dynax 5D ma też taką zaletę, że mimo delikatnego obchodzenia się z kolorami w trybie Natural (bez podbijania nasycenia i kontrastu), zdjęcia prosto z aparatu są już dość ostre. Nie stwarzają problemów przy późniejszej obróbce, ale nie sprawiają też wrażenia lekko zamazanych (tak wyglądają np. pliki z Olympusa E-1). Oczywiście można je potem przed wydrukiem wyostrzyć, ale nie jest to niezbędne.
Jak zwykle wiele zależy od użytego obiektywu - tani (nie oszukujmy się) zoom przegra pod tym względem ze szkłem stałoogniskowym.