Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
Narodziny Nikona D50 jako taniej lustrzanki dla wszystkich już "na papierze" budziły ogromne emocje, a nasz pierwszy kontakt z konstrukcją tylko spotęgował pozytywne wrażenia. Po wstępnych wrażeniach "na gorąco" zapraszamy do lektury pełnego testu, w którym postaramy się odpowiedzeć na licznie padające tuż po premierze pytania: Na ile będzie to okrojona wersja znakomitego D70? Jak bardzo niska cena sprzedaży odbije się na samej konstrukcji czy wreszcie jakości obrazu?
Niewątpliwe modelem D50 Nikon ponownie podjął "wojenną rękawicę" rzuconą przez Canona. Mając w pamięci wygraną batalię znakomitej "siedemdziesiątki" z konkurencyjnym 300D z olbrzymią ciekawością wyczekiwaliśmy na drugą odsłonę owej potyczki (tym razem z 350D), która poza oczywistymi profitami wynikającymi z sukcesu handlowego ma smak walki o prestiż i prymat na fotograficznym rynku.
Na polu fotograficznym Nikon wydawał się postąpić wedle starej, żelaznej zasady "nie zmieniać tego, co sprawdzone i dobre", a nowy D50 zaledwie w kilku elementach ustępuje swojemu utytuowanemu bratu. Szczególnie mamy tu na myśli nowy układ pomiaru światła i balansu bieli, duży skok czułości czy wolniejsze tempo zdjęć seryjnych. Pozostałe (jak choćby minimalny czas otwarcia migawki wynoszący 1/4000sek.) naszym zdaniem w praktyce nie odgrywają już w tej klasie sprzętu roli pierwszoplanowej. I tak, na przestrzeni testu okazało się, iż wspomniane "uszczuplające" rozwiązania nie znalazły istotnego odzwierciedlenia na zdjęciach. Nikonowska automatyka pomiaru ekspozycji nadal okazała się niezwykle precyzyjna, zapewniając wysoką dynamikę obrazu, nawet w sytuacji, gdy szerokość tonalna sceny przekracza możliwości cyfrowego zapisu. Fotografując w ustawieniu domyślnym z powodzeniem możemy też oczekiwać przyjemnie nasyconych zdjęć o dobrej gradacji, choć z dziennikarskiego obowiązku musimy wspomnieć o drobnych klopotach z kolorem czerwonym, który niekiedy "gubi" szczegóły. Dotyczy to jednak szczególnych sytuacji i ustawień aparatu. "Na zewnątrz" niemal zawsze tonacja obrazu jest trafna, natomiast niewielkie kłopoty mogą się pojawić przy fotografowaniu w pomieszczeniach (i tu sugerujemy wykonanie prostego pomiaru ręcznego lub importu wzorca bieli ze zdjęcia, które przynoszą znakomite rezultaty).
D50 naprawdę dobrze wypada także na wysokich czułościach oferując w pełni użyteczny zakres ISO200-1600 (trochę szkoda, iż brak ISO100). Aparat świetnie radzi sobie także przy długich czasach naświelteń. Można go również pochwalić za samą ostrość generowanych obrazów, jako zdolność do oddania w nim szczegółów, choć tu 6Mp sensor wydaje się odrobinę ustępować 8Mp CMOSowi Canona. W rekompensacie otrzymujemy jednak szeroką korektę parametrów obrazowych, która z powodzniem umożliwi realizację indywidualnych preferencji po względem ostrości, konrastu, nasycenia czy wreszcie samej tonacji zdjęcia.
Z jakości obrazu przejdzmy teraz do kultury pracy, na którą składają się szybkość i eronomia sprzętu. Pierwszej nie naprawdę nie można niczego zarzucić. Znakomity start, niemal doskonały czas reakcji migawki, czy wreszcie bardzo dobra praca AF oraz osiągi zdjęć seryjnych. I choć samo ich tempo (2.5kl/s) z pewnością "nie powala" na kolana, to jednak fakt, iż nawet przy najwyższej jakości JPEG nie są one ograniczone pojemnością pamięci buforowej to już potężna zaleta. Od tej drugiej - rozplanowania można by oczkiwać nieco więcej. Szkoda minowicie, iż takie ustawienia jak tryb AF, a w szczególności pomiar ekspozycji zchowane zostały do menu aparatu. Chciało by się również drugiego pokrętła funkcyjnego, podświetlenia panela roboczego, informacji o czułości w wizjerze czy choćby przycisku definiowalnego. Cóż, jak widać apetyt rośnie.... na miarę D70.
Pamiętajmy, iż testowany aparat m.in. z uwagi na cenę jest przedstawicielem nowej klasy cyfrowej lustrzanki amatorskiej (choć chyba znacznie bardziej trafne jest określenie 'przystępnej') zatem na zakończenie jeszcze dwa słowa o walorach kontrukcyjnuch. Bez wątpienia "pięćdziesiątka" sprawia ogólnie solidniejsze wrażenie niż konkurencyjny 350D. Sporną, choć bardzo subiektywną kwestię wielkości pozostawiamy ocenie indywidualnej, natomiast nad wykonaniem korpusu owych największych konkurentów dyskutować się nie da. Słowem w tej kwestii testowany D50 ma znacznie bliżej do "siedemdziesiątki" aniżeli EOS-350 do 20D. Podsumowując, nie da się jednoznacznie odpowiedzieć "który aparat wybrać" ponieważ każdy z nich ma swoje bezsprzeczne atuty, więc obie pozycje powinny z powodzeniem współistnieć na rynku. Natomiast myśląc o ocenie obecnie testowanego aparatu można by zaryzykować kolokwialne stwierdzenie, iż "to taki mały D70". Gorąco polecamy!
Oferta sklepu:
Kup ten aparat w sklepie Pstryk.pl kliknij