Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
Trzeba przyznać, że sam pomysł firmy Lytro jest niezwykle interesujący. Aparat nie posiada standardowej matrycy. Przed sensorem znajdują się mikrosoczewki, dzięki temu skupiają światło nie na pojedynczych detektorach, tylko je rozpraszają tak, by padało na wiele pikseli (w sposób zależny od tego, pod jakim kątem światło dotarło do mikrosoczewki). Dzięki temu fotograf może już po wykonaniu zdjęcia zdecydować gdzie na zdjęciu ma być płaszczyzna ostrości.
Podczas targów Photokina producent chwalił się swoim najnowszym dzieckiem - aparatem Lytro Illum. Jeśli chodzi o wygląd aparat przypomina klasyczny superzoom. Ma pękaty, dość duży korpus z wyraźnie zaznaczonym tubusem obiektywu. Na pewno nie jest to kieszonkowa propozycja. Producenta warto pochwalić za dobrze przemyślany chwyt. Nie starano się go zminiaturyzować, czy udziwnić tylko skorzystano z tradycyjnego rozwiązania, które dobrze sprawdza się w praktyce.
Na obudowie aparatu nie znajdziemy dużej liczby przycisków. Postawiono na prostotę i funkcjonalność. Dwie tarcze nastaw, przyciski blokady ekspozycji i autofokusa, jeden przycisk funkcyjny i osobne ustawienie dla nieskończoności, to wszystko, co znajdziemy na obudowie.
Tylną ściankę zdominował ruchomy ekran, który pełni istotną rolę jeśli chodzi o obsługę aparatu. Jest dotykowy i daje dostęp do wszystkich funkcji w naszym aparacie. Możemy zmieniać tryby ekspozycji, przechodzić do trybu odtwarzania ustawiać samowyzwalacz czy po prostu wejść do menu głównego.
Lytro Illum nie jest typowym aparatem - jego obsługa jest prosta, natomiast fotografowanie to już zupełnie inna kwestia. Po wciśnięciu przycisku Fn, z prawej strony ekranu pojawia się coś na kształt histogramu. Dwukolorowy wykres (część jest czerwona, część niebieska) w połączeniu ze skalą odległości pozwala nam określić w jakim zakresie będziemy mogli zmieniać głębię ostrości. Optymalne ustawienie aparatu wymaga od nas kilku prób. Za to gdy już nauczymy się poprawnie wykonywać tego typu zdjęcia, jest to ciekawa funkcja.
Aby móc obrabiać nasze zdjęcia na komputerze oprócz programu producenta, który możemy bezpłatnie pobrać z jego strony, potrzebny będzie plik kalibracyjny aparatu, który w naszym przypadku waży prawie 2 GB! Bez niego program nie będzie w stanie umożliwić zmiany głębi ostrości. Same zdjęcia są zapisywane w formacie LFR i pojedynczy plik waży około 55 MB.
Sam program jest dość prosty w obsłudze i pozwala nam swobodnie wywołać pliki. Aby zmienić punkt ostrości wystarczy kliknąć w interesujące nas miejsce. Oprócz zapisu zdjęć w formacie JPEG, pliki możemy także wyeksportować w postaci krótkiego filmiku. Poniżej prezentujemy efekt zmiany punktu ostrości na jednym z czterech zdjęć, które wykonaliśmy oraz wspomniany filmik. Jeżeli chcecie sami sprawdzić jak działa Lytro w praktyce, wystarczy kliknąć tutaj i pobrać prawie 2 GB paczkę, która wam to umożliwi.
Podsumowując, otrzymujemy niezwykle ciekawą propozycję, która umożliwia nam panowanie nad jednym z ważniejszych aspektów w fotografii, czyli ustawieniem ostrości, w procesie postprodukcji. Problem jest jednak taki, że samo ustawianie ostrości jest na tyle skomplikowane, że średnio rozgarnięty fotograf w tym czasie zdąży zrobić 3-4 zdjęcia z różnie ustawioną ostrością. Też trzeba wziąć pod uwagę, że ci, którzy świadomie posługują się głębią ostrości, decyzję o tym które elementy na zdjęciu będą ostre podejmują zanim zdjęcie zostanie wykonane. Dla nich Lytro, z taką prędkością działania jaką oferuje będzie bezużyteczne.
Teoretycznie można by się pokusić o stwierdzenie, że tego typu narzędzie świetnie sprawdziłoby się w profesjonalnej fotografii produktowej, czy modowej. Jednak w przypadku tej pierwszej, bardzo często zdjęcia są zastępowane renderami, a jeżeli nie są to aby być w 100 procentach pewnym ustawienia ostrości na nieruchomym obiekcie, korzystamy po prostu z manualnego jej ustawiania. W przypadku mody, tego typu urządzenie miałoby większy sens, ale tu spotykam się z rozmiarem matrycy. 1-cal, to na pewno nie jest sensor, który nadaje się do profesjonalnego zastosowania. Zwłaszcza w przypadku Lytro, które owszem ma rozdzielczość podawana przez producenta wynoszącą 40-megaray'ów. W praktyce jest to jednak 4-megapiksele…
Pomimo swojej innowacyjności Lytro Illum, to jednak raczej ciekawostka, niż poważny produkt. Z racji skomplikowanej obsługi na pewno nie jest przeznaczony dla fotoamatorów, którzy oczekują od aparatu prostoty obsługi i niewielkich rozmiarów - to właśnie dlatego smartfony wyparły tanie kompakty. Nie jest przeznaczony dla zaawansowanych i profesjonalnych fotografów, ponieważ oni po prostu wykonają kilka zdjęć, z różnie ulokowaną głębią ostrości, w czasie, w który zajęłoby im optymalne ustawienie Lytro. Mamy, więc do czynienia z gadżetem - ciekawym, ale jednak tylko gadżetem.