Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Sony ponownie ucieka do przodu i zamiast bić się na piksele stawia na wydajność i skuteczność wspieraną sztuczną inteligencją. Nowa „R-ka” ma być bezwględnym egzekutorem świetnych zdjęć dla wymagających zawodowców.
Spekulacje na temat tego co zaoferuje piąta generacja wysokorozdzielczej „R-ki” trwały już od ponad roku, bo zgodnie z dotychczasowym kalendarzem premier aparat powinien ujrzeć światło dzienne w 2021. Najwięcej dyskusji i rzekomych kontrolowanych przecieków dotyczyło rozdzielczości matrycy – jedni mówili, że będzie to 80 Mp, inni byli przekonani że jednak 100, bo taka ma być rozdzielczość sensora Canona R1, który póki co oczywiście również pozostaje w sferze imaginacji.
Utrzymanie rozdzielczości sensora na poziomie 61 Mp być może również można było przewidzieć. Dziś, gdy wszystkie karty są już znane łatwo nam się mądrzyć, ale wystarczy przeanalizować rozwój serii by zauważyć, że rozdzielczość skacze w tzw. modelach "parzystych". W A7R II było to po raz pierwszy 42 Mp, w A7R IV rekordowe 61 Mp, kolejnego skoku należy się spodziewać zapewne w modelu A7R VI.
Modele nieparzyste są więc czymś w rodzaju wersji „S”. Wprowadzają ważne zmiany i jeszcze rozwijają możliwości poprzednika by znów, w pół kroku wyprzedzić konkurencję. W przypadku modelu Sony A7R V ma to być przede wszystkim wsparcie dodatkowego procesora SI, który sprawi, że system AF będzie jeszcze szybszy, a przez to aparat w zawodowej pracy jeszcze skuteczniejszy.
Lista nowości jest oczywiście długa a producent obiecuje m.in. rekordową wydajność stabilizacji matrycy, najlepszy na rynku tryb detekcji (już nie tylko oka i twarzy ale też analizę całej sylwetki), lepsze balansowanie bieli oraz najlepszą rozdzielczość zdjęć w natywnym zakresie ISO 100-32000. Do tego znacznie szybszy i pojemniejszy bufor i nareszcie możliwość zapisywania bezstratnie kompresowanych plików RAW w mniejszych rozdzielczościach 26 i 15 MB. Ciekawe zmiany zaszły również w trybie filmowym a także w samej ergonomii aparatu. Na kilka dni w nasze ręce wpadła finalna wersja najnowszej "piątki". To zbyt krótko by przeprowadzić pełny test ale wystarczająco długo by wyciągnąć pierwsze wnioski.
Zmian w fizycznej konstrukcji nowego korpusu jest niewiele, co nie znaczy jednak, że nie znajdziemy tu ciekawych rozwiązań. I że wszystkie nam się podobają. Ale po kolei. „Piątce” ponownie się urosło i jeszcze nieco przytyło. Solidny magnezowy korpus waży już 725 g, co względem poprzednika (665 g) nie jest jeszcze wielką różnicą, ale warto przypomnieć, że pierwszy model z linii R ważył zaledwie 465 g. Powoli zbliżamy się więc ponownie do wagi pełnoklatkowych lustrzanek.
Grip w najnowszych siódemkach jest oczywiście nieporównywalnie wygodniejszy (a w A7R V jeszcze nieco pełniejszy) ale nadal niski, przez co nawet osobom o mniejszych dłoniach i tym razem będzie uciekał mały palec. Również tylny profil jest tylko delikatnie zaznaczony a więc pod względem wygody w zasadzie nie odczujemy poprawy. Nadal uważamy, że korpusy Sony powinny być jeszcze większe.
Na wielkości aparat zyskał głównie za sprawą nowej konstrukcji stelaża ekranu, która pogodzi w końcu filmowców i fotografów. Dla tych pierwszych najwygodniejszy jest oczywiście obracany wyświetlacz umieszczony na przegubie - drudzy wolą odchylany panel, który pozostaje w osi obiektywu a całość jest dzięki temu bardziej zwarta i dyskretna.
3,2-calowy ekran LCD (2,09 Mp) może się więc i obracać i odchylać, co jest rozwiązaniem bardzo uniwersalnym, ale ma też oczywiście swoje konsekwencje. Cierpi głównie estetyka, bo konstrukcja nie jest już przesadnie zgrabna - oprawa nie licuje się z korpusem (za co zawsze chwaliliśmy Sony), więc by obsługa była nie mniej wygodna niż w A7R IV, niektóre przyciski i joistick trzeba było uwydatnić.
Sam ekran sprawuje się świetnie - jest duży, klarowny, precyzyjny i nie przekłamuje faktycznej jasności sceny. Pracuje się z nim bardzo przyjemnie. Jest również dotykowy przy czym funkcjonalność ta jest nadal ograniczona – podobnie jak w A7S III, z którego zapożyczono układ zakładek. Dzielone na trzy (Kategoria główna / podkategoria / wybór opcji) początkowo wydaje się dość zawiłe (do skonfigurowania mamy aż 47 pozycji!), ale szybko się z nim oswajamy.
Wielką zaletą nowej "R-ki" jest też wielki wizjer, który również zaimplementowano z modelu A7S III. Prawie 9,5 milionów punktów (Quad XGA), powiększenie 0,9x i punkt oczny 25 mm sprawia, że aż chce się w niego zaglądać - to zdecydowanie jeden z najlepszych (również dla okularników!) wizjerów na rynku. Lepiej wypada chyba tylko panel z A1, który pozbawiony jest blackoutu i oferuje dwukrotnie większą częstotliwość odświeżania 240 kl./s.
Na górnym panelu pojawiła się nowa dźwignia trybu foto/wideo z ciekawie rozwiązaną blokadą na frontowej ścianie. Z kolei pokrętło ekspozycji straciło oznaczenia co jest zapewne krokiem w stronę większej uniwersalności, ale w praktyce wcale nie ułatwia pracy. Biorąc do ręki aparat nie wiemy jaka jest wartość kompensacji – musimy spojrzeć na ekran lub zajrzeć w wizjer. W przypadku A7R IV takiego problemu nie ma.
Sceptycznie podchodzimy też do nowej funkcji zamykania migawki gdy aparat jest wyłączony, co ma chronić sensor przed kurzem podczas wymiany obiektywu. Rozwiązanie to wydaje się sprytne, ale również wiąże się z pewnym ryzykiem. Migawka, choć efektownie zamyka się niczym pancerna śluza, również jest elementem wrażliwym (nawet długa ekspozycja na słońce może odkształcić lamelki), a jej wymiana z pewnością okazałaby się droższa niż okresowe czyszczenie sensora, które i tak warto wykonywać. A więc ostrożnie.
Sama migawka pracuje stosunkowo cicho a jej wytrzymałość obliczono aż na 500 tys. cykli, co jest wynikiem naprawdę imponującym (a i tak zapewne oszacowanym bardzo bezpiecznie - bezlusterkowce z wyższej półki bez problemu wykręcają dziś wyniki przekraczające milion wyzwoleń).
Aha! Aparat, podobnie jak A1, obsługuje teraz również nośniki typu CFExpress typu A, ale karty pamięci SDXC II nadal wkłada się tyłem. Od dawna jest to tematem żartów, producent musi mieć chyba poważny powód konstrukcyjny by utrzymywać ten stan rzeczy.
Choć seria R to przede wszystkim rozdzielczość, już od modelu A7R III widzimy znaczną poprawę również na polu wydajności. Chodzi zapewne o to, by poszerzyć grono odbiorców - zawodowych fotografów, których potrzeby są w końcu bardzo różne. Z systemowymi ograniczeniami oczywiście, by nie były zbyt konkurencyjne względem droższego Sony A1.
Nowa „piątka” z jednej strony zmienia więc zasady gry, wykorzystując w procesie ustawiania ostrości sztuczną inteligencję, z drugiej jednak zachowuje bezpieczny dystans do topowej „jedynki”, który nadal jako jedyny korpus w rodzinie może się pochwalić trybem seryjnym RAW 30 kl./s, ma też najwięcej, bo aż 759 pól ostrości. A7R V to odpowiednio 10 kl./s i 693 pola AF.
Porównań do A1 w najbliższych dniach zapewne zobaczymy bardzo wiele, bo patrząc na specyfikację nowe A7R V faktycznie wydaje się czymś w rodzaju „A1 Light”. Tymczasem prezentujemy nasze pierwsze wnioski w zakresie szybkości i wydajności.
Operacyjnie aparat jest jak burza, działa bardzo sprawnie i responsywnie. Jak już wspominaliśmy producent wprowadził możliwość zapisywania zdjęć również jako mniejsze skompresowane RAW-y. Zapewne jedną aktualizacją softu mógłby wprowadzić taką możliwość również w A7R IV, ale coś nam mówi, że tak się nie stanie. A przynajmniej nie od razu.
Wracając jednak do rozmiaru plików. Duży 60-milionowy RAW bez kompresji waży ok. 120 MB. Skompresowany bezstratnie już tylko 70 MB. Mniejszy, 26-milionowy plik RAW(M) waży ok. 45 MB a RAW (S) średnio 33 MB. Na tle konkurencji pliki nadal ważą dużo (C-RAW z Canona R5 to ok. 30 MB w pełnym rozmiarze), ale zawsze to krok w dobrym kierunku.
Pojemniejszy ma być też bufor a czas zapisu na karcie krótszy. Producent mówi o możliwości rejestracji nawet 530 nieskompresowanych RAW-ów w serii, nie precyzuje jednak na jakim nośniku oraz czy mowa tu o pełnej prędkości trybu seryjnego, czy po prostu możliwości ciągłej pracy.
Nasze wyniki, dla pełnej prędkości 10 kl./s, z kartą Sony G SDXC II U3 (zapis do 299 MB/s), wyglądają następująco:
Dużo skuteczniejsza ma być też 5-osiowa stabilizacja sensora, której wydajność ma sięgać nawet 8 EV. Poza tym pojawia się nowy tryb Active Mode, który kompensuje drżenie obrazu dokuczliwe podczas pracy z długimi ogniskowymi. Tutaj przede wszystkim ma pozwolić na rejestrację płynnych ujęć wideo teleobiektywem.
Nie mieliśmy jeszcze okazji przekonać się jak wygląda praca z długim tele, natomiast trzeba przyznać, że stabilizacja działa naprawdę znakomicie. Przeglądając wykonane zdjęcia nie natrafiliśmy na ani jedno poruszone, choć wiele z nich wykonaliśmy po zmroku z czasami sięgającymi 1/3 s. Wygląda na to, że dla ogniskowej 50 mm zupełnie bezpieczne i w pełni użyteczna jest jeszcze 1/10 sekundy. Jesteśmy bardzo ciekawi jak ten system wypadnie w pomiarach studyjnych.
To co jednak najważniejsze, to udoskonalony system AF wspierany po raz pierwszy dodatkowym procesorem SI. Zdaniem Sony jest to kierunek rozwoju fotografii - naszym zdaniem, ten kierunek już dawno wyznaczyły smartfony a branża foto jest tu sporo spóźniona. Ale do rzeczy.
Głębokie uczenie oparte o sieci neuronowe i możliwość przetwarzania ogromnych ilości danych mają wpływać na znacznie skuteczniejsze rozpoznawanie i śledzenie obiektów. Aparat widzi już nie tylko twarz i oczy, ale też nos i uszy, szyję, ramiona, łokcie, nadgarstki, biodra, kolana i kostki. Analizuje więc całą sylwetkę i postawę fotografowanej osoby, by „nauczyć się” przewidywać jej ruchy i skuteczniej utrzymywać w płaszczyźnie ostrości.
W praktyce działa to wręcz niesamowicie. Aparat momentalnie rozpoznaje sylwetkę i zaczyna ją śledzić. Wykrywa głowę, nawet jeśli fotografowana osoba jest odwrócona zupełnie tyłem i nawet pod ostre światło. Może na chwilę opuścić kadr, ale gdy tylko wróci w pole widzenia detekcja już tam będzie. Nie zmyli go ani nakrycie głowy ani ciemne okulary. Dla fortografa oznacza to ogromny komfort podczas pracy portretowej a niemniej przydatne okaże się zapewne również podczas filmowania.
Oczywiście system nie jest bezbłędny i w bardzo wymagających sytuacjach potrafi się pogubić. Seria poniżej dobrze to obrazuje. Rowerzysta śledzony jest skutecznie choć szybko się zbliża się w kierunku aparatu, co jest zawsze trudne dla systemów AF. Trajektorię przecina kobieta a detekcja początkowo ją ignoruje, ale po chwili przeskakuje jednak na bliższy obiekt zainteresowania.
System można jednak precyzyjnie kalibrować i - choć wydaje się to wbrew logice - by zapewnić sobie wiekszą skuteczność śledzenia należy wybrać najniższą czułość śledzenia AF. Taką radę usłyszeliśmy od trenerów Sony Polska i faktycznie - system nie jest wówczas tak podatny na zakłócenia, trzymając się pewnie obiektu, na którym zablokowaliśmy ostrość.
W przypadku śledzenia w jednej płaszczyźnie system gubi się czasem w bardzo „gęstych” planach, gdy wokół dużo się dzieje, ale trzeba pamiętać, że nie jest to aparat do fotografowania sportu i dynamicznych wydarzeń. W kontrolowanych warunkach produkcji komercyjnych będzie zapewne niezawodny. Ciekawi jesteśmy też bezpośrednich porównań z Sony A1.
Oczywiście aparat wykrywa nie tylko człowieka. A7R IV rozpoznaje również insekty, ptaki i zwięrzęta a wybór zawężamy jeszcze dodatkowo do oka czy tułowia naszego modela. Dłuższy spacer nad Wisłą i możemy potwierdzić, że to faktycznie się sprawdza. Niewielkie ptaki skutecznie śledzi nawet w sytuacjach niskiego kontrastu. Na tę chwilę wydajniejszy wydaje się nam tylko system OM-1, który dostrzegał zamaskowane ptaki w gąszczu traw jeszcze zanim my je zobaczyliśmy. System bezbłędnie rozpoznaje także samochody i samoloty, najgorzej radzi sobie z pociągami. Jeśli nie widzimy dobrze czoła lokomotywy z dużym prawdopodobieństwem detekcja nie zareaguje.
Nawet niewielkie obiekty w scenach o słabym kontraście system AF wykrywa i prowadzi z dużą dokładnością
Wszystko to nie byłoby możliwe, gdyby nie wystarczająco szybki układ z jeszcze rozwiniętą detekcją fazy i 693 punktów pomiaru, które w A7R V pokrywają już 79% kadru (86% w pionie i 93% w poziomie). W trybie APS-C, który przy tak dużej rozdzielczości jest w pełni używalny, pokrycie kadru to już ponad 90%. Producent deklaruje czułość w słabym świetle do -4 EV, co nie jest rynkowym rekordem ale i tak poprawia wynik względem poprzednika o całą działkę. W połączeniu z nowym zoomem 70-200 mm f/2,8 GM jest wręcz absurdalnie szybki, ale nawet z dużym i ciężkim Sony 50 mm f/1,2 GM pracujemy zaskakująco efektywnie.
Łyżką dziegciu do tej beczki miodu niech będzie wciąż mało użyteczna migawka elektroniczna. Choć producent chwali się niesamowitą wydajnością procesora rolling shutter nadal jest wyraźny, fotografowanie ruchu jest w zasadzie wykluczone. Przyczyną jest najpewniej zbyt wolny odczyt danych z sensora - na tę chwilę użyteczną migawkę elektroniczną oferuje tylko A1 wyposażony w znacznie szybszy sensor warstwowy.
Wykonana w technologii BSI, pełnoklatkowa matryca CMOS Exmor R o efektywnej rozdzielczości 61 Mp, to z dużym prawdopodobieństwem ten sam przetwornik co w modelu Mark IV, ale sposób przetwarzania obrazu z pewnością jest już inny. Producent mówi o poprawionych jeszcze osiągach w trzech obszarach.
Po pierwsze „piątka” ma oferować najlepszą rozdzielczość obrazu w rodzinie oraz jeszcze poprawioną szczegółowość w warunkach słabego oświetlenia. Szybkie testy pokazują faktycznie nieco lepszą widoczność niuansów i ogólnie gładszy obraz, ale granicą użyteczności w profesjonalnych zastosowaniach w obu przypadkach nadal pozostaje ISO 12800.
Porównanie wycinków 100% z całego kadru 61 MP
Po drugie nowe algorytmy mają też poprawiać pomiar światła i lepiej obchodzić się z reprodukcją tonów skóry a po trzecie lepiej balansować biel – zwłaszcza w obszarach zacienionych. W praktyce nie zawsze wychodzi to tak dobrze jak na prezentacji. Pomiar na pewno lepiej chroni jasne partie obrazu, co przy ogólnej dużej dynamice sensora skutkuje ładnie zbalansowanymi ujęciami. Natomiast tryb WB Auto w A7R V zdaje się czasem zbyt mocno dążyć do wzorcowej bieli. Chyba wolimy cieplejsze barwy sensora A7R IV.
Aparat rozwinął się również pod względem filmowym oferując maksymalnie 8K 24/25p i obraz 4K z oversamplingiem z 6,2K bez łączenia pikseli w grupy. Umożliwia użycie wydajnego kodeka MPEG-H HEVC/H.265, nagrywanie w formacie All-intra, 10-bitowe próbkowanie koloru 4:2:2. Aparat pozwala też kompensować zmiany kąta widzenia podczas ustawiania ostrości i rejestrować metadane do wykorzystania w późniejszej edycji. Na testy trybu wideo póki co nie starczyło czasu, ale postaramy się zaktualizować tę część jeszcze przed pełnym testem.
Przyzwyczailiśmy się, że prawdziwe rewolucje w cyfrowej fotografii to wielkie liczby – przesuwane wciąż granice czułości, szybkości i rozdzielczości. Patrząc na suchą specyfikację Sony A7R V wielu zapewne wzruszy więc ramionami. Ale Pierwsze testy przekonują nas, że jest to faktycznie technologia niezwykle skuteczna bo A7R V to bezwzględny egzekutor. Fotografowanie z tym aparatem staje się tak łatwe, że aż nudne. A może przeciwnie? Może jeszcze bardziej ekscytujące? Sami nie możemy się zdecydować.
Aparat niewątpliwie jest jeszcze lepszy i to w zasadzie na każdej płaszczyźnie. Świetny 9-milionowy wizjer, ekran odchylany we wszystkie strony, rewelacyjna stabilizacja i wydajność systemu AF, która przybliża go do topowej "jedynki" - wielu fotografom zapewne wystarczy to by rozważyć przesiadkę na nowy model.
Wszystkie zdjęcia wykonaliśmy z wyłączoną redukcją szumu i z włączoną automatyką korekcji optycznej. Korzystaliśmy z obiektywów Sony FE 50 mm f/1,2 GM, Sony FE 70-200 mm f/2,8 GM II, Sony Zeiss FE 24-70 mm f/4 oraz Sony FE 35 mm f/1,8. Dołączamy również pliki RAW, które nie są jeszcze rozpoznawane przez wywoływarki, ale jak zawsze jest to zapewne kwestią dni.
1/125s, f/1,2, ISO 10000