Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Sama koncepcja aparatów "bezkorpusowych" jest już znana czytelnikom fotopolis.pl od roku, kiedy to koncern Sony zaprezentował - również przy okazji targów IFA w Berlinie - pierwsze modele w tej kategorii QX10 i QX100. Wczoraj mieliśmy okazję zobaczyć następców, a więc QX30 z 30-krotnym zoomem i QX1 z wymienną optyką. Szczególnie ten ostatni wzbudził spore zainteresowanie.
Koncepcja i design nowych QX-ów pozostały w zasadzie niezmienione, co można zobaczyć w galeriach poniżej. Aparat możemy podłączyć specjalnym uchwytem do smartfona, albo - co wydaje nam się bardziej sensowne - trzymać w ręku. Akumulator, miejsce na kartę MicroSD, lampa błyskowa i potrzebne złącza znajdują się w samym urządzeniu, natomiast smartfon pełni rolę ekranu i interfejsu użytkownika. Oczywiście na korpusie mamy również spust i sterowanie zoomem (QX30).
Zacznijmy jednak od QX30. To w prostej linii następca QX10 (chociaż należy zaznaczyć, że QX10 jeszcze pozostaje w ofercie producenta). Gdy używaliśmy go dosłownie przez chwilę na stoisku Sony, w oczy rzucił nam się przede wszystkim znacznie przyspieszony czas reakcji. Być może jest to zasługa najnowszego smartfona Sony Xperia Z3, ale faktem jest, że zarówno odświeżanie obrazu, jak i praca zoomu jest już bardzo przyzwoita - choć jeszcze cały czas przegrywa konkurencję z klasycznymi kompaktami.
Również proces pierwszego parowania przez łącze NFC i potem ponownego łączenia bezprzewodowego przebiegł bardzo szybko i sprawnie. Mamy nadzieję, że nowe QX-y działają tak dobrze nie tylko z Xperią Z3, ale także z innymi smarfonami, bo łączenie było bolączką poprzednich modeli.
Z kolei QX1 staje przed zupełnie innym wyzwaniem. Będzie musiał współpracować z całą gamą obiektywów z mocowaniem E, a także z przejściówkami na przykład do lustrzanek Alfa. Na pierwszy rzut oka zarówno AF, jak i zoomowanie w obiektywach z elektrycznym zoomem (jak np. Sony 16-50 mm) działa nieco mniej sprawnie niż w modelu QX30. Natomiast pomiar ostrości potrafił się nieco przyciąć. Generalnie jednak możliwość "podpięcia" dużej matrycy APS-C i dobrego obiektywu do smartfona jest bardzo kusząca. Ten zestaw to najlepsza możliwa jakość jaką jesteśmy w stanie uzyskać fotografując smartfonem.
Powstaje jednak pytanie dla kogo QX1 powstał. Na pewno dla osób, które już posiadają optykę z bagnetem E lub A. Raczej mało prawdopodobne, żeby ktoś specjalnie inwestował w obiektywy tylko dla QX1. No chyba, że ma bardzo specjalistyczne potrzeby.
Wraz z nowymi QX-ami ukazała się nowa wersja oprogramowania PlayMemories służącego obsłudze bezkorpusowców. Nowe oprogramowanie powinno odpowiedzieć na większość krytycznych postulatów, które pojawiły się po prezentacji pierwszych QX-ów. Przede wszystkim otrzymaliśmy możliwość wyboru wszystkich podstawowych parametrów ekspozycji jak przysłona, czas, czułość, a także możliwość zapisu plików RAW. Wszystko to zostało obudowane dosyć sympatycznym, oszczędnym w formie interfejsem, który nam się skojarzył z rozwiązaniami Samsunga, tylko okrojonym z ozdobników. Zastanawialiśmy się, czy ta prostota nie poszła miejscami za daleko, gdyż niektóre elementy sterowania mogą być słabo widoczne.
Korzystając z ekranu smartfona możemy także wskazywać pole pomiaru autofokusa, a także wyzwalać migawkę dotknięciem. Jeżeli do QX1 mamy podłączony obiektyw z elektrycznym zoomem, to również możemy nim sterować z ekranu smartfona.
Podsumowując, Sony konsekwentnie rozwija swoją linię "bezkorpusowców". Po roku już widać, że nie jest to produkt, który zdobędzie masowego klienta szturmem. Raczej jest to produkt niszowy. Gdybym osobiście miał zestaw obiektywów do bezlusterkowców Sony, to na pewno QX1 znalazłby się na liście moich zakupów, jako ciekawe uzupełnienie systemu. Natomiast QX30, mimo że znacznie usprawniony względem poprzednika, jest produktem, do którego Sony musi przekonać fotografujących. Mamy nadzieję, że wkrótce pomożemy Wam w tym wyborze pełnym testem tych urządzeń