Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Czy możliwe, by statyw był zarówno kompaktowy i lekki, jak i stabilny, wygodny, wytrzymały, wysoki i będący w stanie utrzymać cięższy sprzęt? Sprawdziliśmy możliwości karbonowego modelu Sirui ST-125 z głowicą kulową ST-10.
Zawsze, gdy ktoś prosi mnie o pomoc w wyborze statywu, doradzam - o ile nie jest to osoba nakierowana stricte na fotografię macro, architektury czy inną specjalistyczną dziedzinę, wymagającą konkretnego sprzętu - by wybrać model jak najbardziej uniwersalny. Nie za mały (wysokość czasem się jednak przydaje), ale też nie za duży (dobrze żeby był w stanie zmieścić się w większym plecaku), a przy okazji niezbyt ciężki (dziś gdy era kłapiących luster powoli przemija, waga w coraz mniejszym stopniu przekłada się na stabilność), ale też taki, który w razie potrzeby pozwoli w miarę wygodnie pracować także z teleobiektywem.
W teorii takich modeli nie brakuje, w praktyce jednak często okazuje się, że musimy pójść na jakiś kompromis. Co jednak, gdy poszukujemy statywu all-in-one, który z jednej strony ma być lekki jak piórko, byśmy mogli bez zadyszki chodzić z nim po górach, z drugiej na tyle stabilny i precyzyjny, by sprawdzić się nawet w bardziej wymagających, zawodowych realiach, a przy tym możemy sobie w jego przypadku pozwolić sobie na trochę większy wydatek? Taki właśnie wydał mi się Sirui ST-125 w zestawie z głowicą ST10, który z pozoru ma wszystko, czego do szczęścia może potrzebować wymagający fotograf. A przynajmniej tak sugeruje specyfikacja.
Choć statywy Sirui widywałem niejednokrotnie, zwykle były to konstrukcje w segmentu amatorskiego, które choć wydawały się dobre, to niewiele mówiły na temat tego, na co naprawdę stać Chińczyków w zakresie projektowania profesjonalnego statywu dla wymagających. Pierwsze pozytywne zaskoczenie przeżyłem już w momencie wyjęcia statywu z pudełka.
Sirui ST-125 przyjeżdża do nas w futerale, z całkiem pojemną kieszonką na akcesoria, wygodnym uchwytem ręcznym i dodatkowym dłuższym paskiem (jeśli chcielibyśmy przerzucić sobie futerał przez ramię. Co ważne, cała powierzchnia pokrowca ma padding, co zabezpiecza statyw podczas transportu czy przypadkowego uderzenia bądź upuszczenia. Zasadniczo mógłby być jedynie nieco węższy - po włożeniu statywu zostaje w nim jeszcze sporo miejsca. Oczywiście można je jakoś zagospodarować, ale w praktyce pewnie korzystniejsze by było dla nas, by całość zajmowała po prostu jak najmniej miejsca.
Również sam statyw prezentuje się się bardzo jakościowo, a świetne pierwsze wrażenie robi przede wszystkim jego wykonanie. Całość jest prosta i oszczędna w formie, bez zbędnych stylistycznych fajerwerków, ale wszystko składa się tu na bardzo praktyczny minimalistyczny design. Karbonowe nogi świetnie współgrają z matowym lakierem pozostałych elementów i głowicy kulowej, a doskonałym kontrastem są dla nich niebieskie, opalizujący elementy zacisków i systemu rozkładania nóg. Co ważne wszystkie te elementy są wykonane z metalu, co wzmacnia wrażenie solidności, a ich profile są wygodne i praktycznie wykończone.
Jednym słowem statyw wygląda naprawdę ładnie, pod względem stylistycznym będąc bardziej wyważoną, „techniczną” przeciwwagą dla sportowo wyglądających statywów Manfrotto. Co najważniejsze, za designem podąża funkcjonalność.
Co cieszy chyba najbardziej, statyw Sirui ST-125 oferuje naprawdę dużą swobodę pracy, którą zapewniają 5-sekcyjne nogi, maksymalna wysokość robocza 1500 mm (w praktyce, po zamocowaniu aparatu na głowicy otrzymujemy ok. 1600 mm), udźwig do 12 kg, możliwość rozłożenia na płasko, opcja odwrócenia kolumny centralnej czy 2 dodatkowe gwinty o różnych średnicach, pozwalające na doczepienie uchwytów z akcesoriami. Mamy też wysuwane kolce, hak do podczepienia dociążenia, oraz mini poziomicę, która umożliwi nam równe ustawienie statywu tak, by nie był pochylony w żadną stronę.
Świetnie prezentuje się także sama głowica. Mamy skalę do panoramowania, bardzo wygodny, duży zacisk kuli wraz z dodatkową blokadą oraz opcję panoramowania samym elementem mocowania stopki (Arca-Swiss). Początkowo może się to wydawać nie potrzebne, ale wystarczy jedna sytuacja fotografowania w pionie, aby tę funkcjonalność pokochać. Aby odpowiednie wypoziomować aparat i wyrównać perspektywę wystarczy jedynie zwolnić blokadę tej osi, a nie ręczne ustawiać wszystko za pomocą kuli. To zdecydowanie rozwiązanie, które oszczędza sporo czasu i problemów. Mocowanie stopki oferuje też dwie poziomice, które ułatwiają wypoziomowanie aparatu.
Nie można też zapominać, że statyw, przy swoich możliwościach jest naprawdę lekki. Sam trójnóg waży raptem 1,2 kg, a w parzę z głowicą będzie to ok. 1,5 kg. Otrzymujemy więc zestaw, który jako całość waży mniej niż większość statywów bez głowicy. Z pewnością docenimy to zarówno podczas dłuższych wędrówek, jak i codziennej pracy.
Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, z pewnością wskazałbym na mechanizm rozkładania nóżek typu Twist Lock (odkręcany). Wiem, że wiele osób ceni sobie komfort i szybkość tego rozwiązania i choć elementy zaciskowe są bardzo wygodne (do rozłożenia nogi wystarczy 1/2 obrotu), a do tego oferują uszczelki i pokryte są gwarantującą pewny chwyt gumą, to w perspektywie czasu ten mechanizm zawsze okazuje się mniej trwały niż standardowe zaciski.
Przede wszystkim dlatego, że są to elementy plastikowe, których gwint po latach skręcania i odkręcania nieco na pewno się wyrobi, a prędzej czy później do środka i tak dostanie się piasek i brud, które będą powodować stopniowe ścieranie się materiału. Oczywiście możemy je czyścić, ale kilkukrotnie już miałem do czynienia ze statywami tego typu, w których po latach były problemy z zaciskiem lub rozłożeniem nóg. Do tego w przypadku takiego mechanizmu wystarczy nie dokręcić dostatecznie któregoś gwintu, by ten samoczynnie rozkręcił się przy przenoszeniu, co może zaowocowań zgubieniem nóżki (zazwyczaj tej najmniejszej, którą dokręca się najsłabiej w przypadku zaciskania wszystkich sekcji jednym ruchem ręki).
W przypadku większości standardowych zacisków żaden z tych problemów nie występuje, a w razie wyrobienia wystarczy tylko dokręcić mocniej śrubkę. Z pewnością jednak zaciski typu Twist są mniejsze i o nic się nie zaczepiają, a także trudniej je uszkodzić przez przypadkowe uderzenie. Także coś za coś i trudno rozpatrywać tego typu rozwiązanie w kategoriach oczywistych minusów.
Statyw Sirui ST-125 zdecydowanie należy do najwygodniejszych trójnogów, z jakich miałem okazję korzystać, w czym ogromną zasługę ma fantastycznie zaprojektowana głowica kulowa, która pod względem kultury pracy i funkcjonalności przebija ponad dwukrotnie droższe głowice kulowe Manfrotto.
Przede wszystkim otrzymujemy doskonałą kulturę pracy zacisku głowicy, oferującego duży wygodny chwyt i blokadę, którą z jednej strony można wykorzystać do dodatkowego zabezpieczenia pozycji w jakiej znajduje się kula, a z drugiej wykorzystać do regulacji płynności jej ruchu (blokada określa punkt poza który nie będziemy w stanie rozluźnić zacisku).
Przyjemny zaskoczeniem jest również wyjątkowo gładki ruch kuli w prowadnicy (przy maksymalnym rozluźnieniu zacisku), a także fakt, że wszystkie zaciski są metalowe. Każdy z nich oferuje też dobrze wyprofilowany uchwyt, który pozwala łatwo zwolnić zaciski nawet po bardzo mocnym dokręceniu. Pewnym wyjątkiem może czasem okazać się wspomniana wyżej blokada zacisku kuli, ale na okoliczności gdybyśmy nie mogli sobie poradzić samymi palcami otrzymujemy wejście na klucz imbusowy (dodawany w zestawie).
Bardzo dobrze spisuje się także możliwość panoramowania, a przebłyskiem geniuszu konstruktorów jest także wspomniana już wcześniej opcja panoramowania samą płytką, która przyda się w przypadku fotografowania w pionie. Co ważne w przypadku kontroli osi Pan i Tilt głowica nie lata zupełnie luźno, ale stawia płynny, delikatny opór, który pozwoli precyzyjnie wypoziomować perspektywę. W efekcie otrzymujemy głowicę kulową, która precyzją pracy dorównuje głowicom 3W (trójkierunkowym). Nadal nie będzie to może taka precyzja jak w przypadku głowic z przekładniami zębatymi, ale statywu Sirui ST-125 z głowicą ST-10 spokojnie będziemy w stanie używać także np. w fotografii wnętrz czy architektury, nie frustrując się koniecznością ręcznego ustawiania dwóch (a czasem i trzech) osi za pomocą samej kuli.
Wreszcie na uwagę zasługuje też sama stopka. Pierwszy plus otrzymuje za wygodny, odchylany uchwyt pozwalający mocno dokręcić śrubę bez pieniążka czy śrubokrętu. Drugi za śrubki, zabezpieczające przed wysunięciem się płytki podczas pracy w pionie (w razie potrzeby możemy je wykręcić). Natomiast trzeci i największy plus plus należy się producentowi za zamontowanie wysuwanych wypustek Anti Twist, które zapobiegną mimowolnemu obniżaniu się i odkręcaniu cięższego sprzętu ze śruby podczas pracy w pionie. To małe szczegóły, które mają ogromny wpływ na pracę.
Sam element statywu również okazuje się bardzo wygodny i praktyczny, a na szczególną pochwałę zasłuchuje mechanizm rozchylania nóg. W wielu statywach bazuje on na wciskanych bądź odginanych blokadach, które wymagają użycia siły. Tutaj jednym lekkim ruchem odciągamy blokadę do góry, odginamy nogę do maksymalnie otwartej pozycji, a następnie zniżamy, pozwalając blokadzie samoczynnie opaść na kolejne „piętra”, odpowiadające kolejnym stopniom rozchylenia nóg. Rozwiązanie genialne w swojej prostocie.
Wygodnie prezentuje się także mechanizm obracania kolumny centralnej (ale to akurat standard), a także mechanizm wysuwania nóg. Jak już wspomniałem do długowieczności tego rozwiązania można mieć zastrzeżenia, ale jego wykonanie w przypadku statywu Sirui ST-125 stoi na bardzo wysokim poziomie. Zaciski chodzą bardzo gładko i wystarczy wykonać jedynie 1/2 obrotu, by zwolnić kolejną sekcję nogi. Jak przystało na zaciski typu Twist, wszystkie 4 rozkładane sekcje nóg możemy zwolnić, lub zablokować jednym ruchem ręki.
Dobrze spisuje się także mechanizm wysuwania kolców. Same kolce są dość zaokrąglone, nie są zagięte ani też nie należą do najdłuższych, przez co może nie będą idealne w każdej sytuacji, ale do podstawowego ustabilizowania statywu w średnio grząskim terenie powinny w zupełności wystarczyć. Pewnym minusem dla niektórych może być to, że nie otrzymujemy możliwości wymiany stopek na inne, ale prawdę mówiąc te spisują się bardzo dobrze w każdym warunkach, więc raczej i tak nie będzie ku temu potrzeby.
Co najważniejsze, mimo lekkiej konstrukcji, statyw jest bardzo sztywny i nie ma problemów ze stabilizowaniem także cięższego sprzętu i starszego sprzętu. Choć dzisiaj doskonała większość osób fotografuje bezlusterkowcami, które nie generują zbyt dużo wstrząsów, to statyw na maksymalnie wysuniętych nogach i kolumnie centralnej przetestowałem także na starym Canonie EOS 5D Mark II, który nie należy ani do najlżejszych ani najbardziej subtelnych jeśli chodzi o pracę lustra. W parze z obiektywem 24-70 mm nie otrzymałem żadnych widocznych poruszeń, bez konieczności jakiegokolwiek dociążania statywu. Można więc śmiało stwierdzić, że jest to obiektyw w pełni wykorzystujący swoje możliwości.
Czy statyw Sirui ma jakieś konkretne minusy? Jedyna rzecz, której komukolwiek może brakować do pełni szczęścia, to możliwość pochylenia kolumny centralnej. Jeśli zaś chodzi o same kwestie konstrukcyjne to szkoda, że nie otrzymujemy możliwości łatwego, szybkiego wypięcia lub odkręcenia górnego elementu kolumny centralnej, aby móc ustawić aparat naprawdę blisko ziemi podczas rozstawienia statyw na płasko (można to zrobić, ale konieczny jest mały klucz imbusowy, którego nie ma w zestawie).
Jest jeszcze kwestia gumowego odbijaka, który zapobiegać ma uderzeniom w przypadku nagłego zwolnienia blokady kolumny centralnej. Niby wystaje nieco poza profil metalowego elementu wewnątrz, ale wypustka na górze statywu sprawia, że w awaryjnej sytuacji metal i tak wali o metal. I to właściwie jedyne dwa elementy, które można by poprawić.
Sirui ST-125 to zdecydowanie jest z najbardziej uniwersalnych statywów z jakimi kiedykolwiek mieliśmy do czynienia. Jest nie tylko bardzo lekki i naprawdę stabilny (także przy maksymalnie wysuniętych nogach i kolumnie centralnej), ale oferuje też bardzo dobrze przemyślaną, wygodną konstrukcję, dużą funkcjonalność, swobodę pracy i maksymalną wysokość roboczą (ok. 1600 mm z zamocowaną głowicą), która zaspokoi nasze potrzeby w doskonałej większości sytuacji.
Producentowi należą się także ogromne brawa za wyjątkowo dopracowaną i komfortową w obsłudze głowicę kulową i doskonale zaprojektowaną stopkę wraz z zabezpieczeniem przed przypadkowym wysunięciem i pinami stabilizującymi aparat. Sama głowica, dzięki osobnej kontroli osi Pan i Tilt podczas pracy okazuje się równie precyzyjna, co głowica trójkierunkowa, a warto też wspomnieć, że wszystkie zaciski (także te w nogach statywu) chodzą bardzo gładko i z przyjemnym oporem. Świetnie też prezentuje się mechanizm rozchylania nóg.
Statyw Sirui to konstrukcja, w której trudno dopatrzeć się większych wad, ale ma to też swoją cenę. Komplet z głowicą kulową ST-10 to koszt rzędu 1700 zł, co dla wielu będzie ceną zaporową. Gwarantujemy jednak, że będą to jedne z najlepiej wydanych pieniędzy na akcesoria fotograficzne.
Jedyne czego statywowi brakuje, to możliwość pochylenia kolumny centralnej oraz opcja szybkiego, wygodnego zamocowania samej głowicy bez kolumny do pracy ze statywem rozstawionym na płasko. Biorąc pod uwagę całość konstrukcji, są to jednak niewielkie kompromisy.