Zacznę od rady. Zanim rozpoczniemy maraton po wystawach, warto przejrzeć program i mapkę, aby dobrze zaplanować zwiedzanie. Oglądanie wszystkich ekspozycji po kolei może zabrać nam czas i możliwość obejrzenia tych najważniejszych wystaw. Dla osób z poza Krakowa, planujących kilkudniowy pobyt, selekcja jest konieczna, bowiem wystaw prezentowanych w ramach Miesiąca Fotografii w Krakowie jest około pięćdziesiąt.
w tym roku w całym Krakowie widać było, że maj to Miesiąc Fotografii
TERAZ POLSKA
Aż się chce powiedzieć: w końcu! W Polsce możemy pochwalić się licznymi festiwalami fotografii, niestety polskie prezentacje na nich stanowią często znikomy procent. Tym razem w Krakowie to twórczość rodzimych artystów była w centrum uwagi i słusznie, bo było na co popatrzeć. Ale po kolei.
Tegoroczny festiwal w Krakowie zainagurowała wystawa fotografii
Zofii Rydet. Nic dziwnego, że organizatorzy festiwalu właśnie tę ekspozycję wybrali na otwierającą.
Zapis socjologiczny to jeden z najobszerniejszych dokumentalnych projektów jaki do tej pory powstał w Polsce. Przez dziewiętnaście lat artystka zrealizowała ponad 30 tysięcy fotografii dokumentujących mieszkańców polskiej prowincji.
festiwal zainagurowała wystawa Zofii Rydet
Na wystawie w Galerii Starmach zobaczyć można około 200 wcześniej nie pokazywanych, oryginalnych odbitek pochodzących z rodzinnego albumu artystki. To wyjątkowa okazja, aby obejrzeć cząstkę z potężnego i niezwykle cennego projektu, który do tej pory nie został zaprezentowany szerokiej publiczności. Oprócz oczywistej wartości dokumentalnej, ma on ogromną wartość artystyczną. Ktoś mógłby wytknąć jego niedoskonałości techniczne - duże ziarno, marnej jakości negatywy itd. Ale to najmniej ważne w tej pracy. Wydaje się, że aspekty techniczne bez znaczenia były również dla samej Zofii Rydet, która to całe swoje skupienie kierowała na zwykłego człowieka. To on był w centrum jej uwagi. Dzięki takiemu podejściu artystki, zdjęcia z
Zapisu socjologicznegosą szczere, proste i pozostawiając niezapomniane, emocjonalne wrażenie na widzach.
Wystawa Zofii Rydet to pierwszy punkt obowiązkowy na mapie krakowskiego festiwalu.
prezentacja prac Stefanii Gurdowej ma miejsce w jednej z przepięknych sal Synagogii Kupa
Prawdziwym skarbem okazała się wystawa
Stefanii Gurdowej - artystki dotąd nieznanej, zapomnianej, dopiero co odkrytej. Po kilkudziesięciu latach, na strychu jednej z dębickich kamienic, Dorota i Jerzy Gorzynik odnaleźli ponad tysiąc dwieście, bardzo zniszczonych szklanych płyt fotograficznych. Na wystawie w Synagodze Kupa prezentowane są odbitki wykonane właśnie z tych szklanych negatywów.
Gdy wchodziłam do pięknie ozdobionej sali, gdzie po raz pierwszy miałam zobaczyć dzieło Gurdowej, czułam lekki dreszczyk emocji. To tak, jak byśmy znaleźli się na terenie bezcennych wykopalisk. Tutaj w Krakowie mamy okazję poczuć się choć w części jak odkrywcy i poobcować z prawdziwym skarbem narodowym. Bowiem dorobek Stefanii Gurdowej to dla polskiej fotografii prawdziwy skarb - taki, jak dla Niemców monumentalny cykl Augusta Sandera.
Ale prace Stefanii Gurdowej to coś więcej niż tylko etnograficzna dokumentacja. Patrząc na portrety ułożone w pary (niestety nie wiemy, czy to zabieg wynikający z oszczędności materiału czy świadoma kreacja artystki) odkrywamy dziwną grę rozgrywającą się pomiędzy sportretowanymi osobami. Na jednej płycie oglądamy pary opozycyjne takie jak: kobieta-mężczyzna, młody-stary, dziewczynka-chłopiec, ale również dwie dziewczynki, dwie kobiety, czy dwóch mężczyzn. Na jakiej zasadzie powstały portrety? Czy na zasadzie przeciwieństw czy podobieństw? Co łączy osoby będące obok siebie na zdjęciu? Wiele pytań przychodzi do głowy patrząc na fotografie, niestety większość z nich pozostanie bez odpowiedzi.
fotografie Stefanii Gurdowej to narodowy skarb
Ciekawa jest również gra pomiędzy osobami sfotografowanymi a oglądającymi. To bardzo niepokojąca gra, bowiem oglądając wystawę można odnieść wrażenie bycia obserwowanym przez kilkadziesiąt nieznanych osób. Wrażenie jest również spotęgowane przez ich podobieństwo do siebie nawzajem. Patrzą na wprost, z surowym wyrazem twarzy, zamrożeni w ruchu, wszyscy odświętnie ubrani. Nawet, gdy ktoś z nich się uśmiecha, wygląda to groteskowo i bardziej złowrogo niż przyjacielsko.
Historia odkrycia fotografii Stefianii Gurdowej jest niezwykła, jak jej zdjęcia. W momencie odnalezienia zbioru świat utrwalony na kliszach został odhibernowany, a osoby widniejące na zdjęciach zostały wskrzeszone na nowo.
tuż przed otwarciem
"Ciało jest wiecznie modne" - potwierdzeniem tej tezy z pewnością jest wystawa
Wenus Polska kuratorowana przez Adama Mazura. Prawdziwe tłumy nadciągnęły w sobotni wieczór pod dawną Kuchnię Brata Alberta, aby porozkoszować się nagim ciałem. Ale prace zgromadzone na wystawie nie tylko ukazują piękno kobiecego ciała, a właściwie robią to w nielicznych wypadach.
tłum oczekujący na otwarcie wystawy "Wenus Polska" sparaliżował komunikację na placu
Wcale to nie znaczy, że wystawa rozczarowywała brakiem atrakcji. Wprost przeciwnie. Zaprezentowane zostały projekty, w których artyści stawiają pytania dotyczące definicji piękna, tożsamości płciowej, przemijania czy moralności. Adam Mazur zdecydował się pokazać bardzo szerokie oblicze "współczesnego aktu" od fotografii reklamowej i mody, poprzez fotoreportaż, fotomontaż, video czy zdjęcia wykonane telefonem komórkowym. Taki rozrzut pozwala tylko na dogłębniejsze uchwycenie tematu oraz na wskazanie jego wielowątkowości.
piękna "Mangalla" Gomulickiego została zaprezentowana w miejscu dawnego ołtarza
Oczywiście nie wszystkie projekty zachwycały (w przeciwieństwie np. do: "Mangalli" Maurycego Gomulickiego, "Domów publicznych" Anny Bedyńskiej czy filmu "Ciało" Aleksandry Buczkowskiej), niektóre po prostu rozczarowywały swoją nikłą odkrywczością. Trzeba jednak pamiętać, że wystawa jest subiektywną wizją kuratora z którą można się zgodzić lub nie. Na pewno Adamowi Mazurowi należą się gratulację, że pomimo atrakcji związanych z samą nagością i atrakcyjnym tematem potrafił przygotować wystawę mówiącą o rzeczach ważnych i wcale nie koniecznie nagich.
Trzeci punkt obowiązkowy na mapie festiwalu.
Prawdą jest, że wystaw na krakowskim festiwalu jest dużo, ale na szczęście większość z nich została zlokalizowana albo w okolicach Rynku albo Kazimierza. Jest jednak jedna wystawa, którą żeby obejrzeć, trzeba pojechać do Nowej Huty. Ale na pewno nie będzie to wyprawa na marne. Po pierwsze dojechać na nią możemy zabytkowym czerwonym autobusem typu "ogórek", po drugie na miejscu czeka na nas potężna dawka fotografii współczesnych czołowych polskich fotografów.
wystawa "Aktualizacja. Przegląd nowej polskiej fotografii" robi wrażenie
Wystawa
Aktualizacja. Przegląd nowej polskiej fotografii, bo o niej mowa, prezentowana jest w dawnym kinie "Światowid" znajdującym się na jednym z osiedli Nowej Huty. Ekspozycja od początku robi doskonałe wrażenie. Na środku sali ustawiony jest trójkątny kubik, na którego trzech ścianach odbywają się projekcje poszczególnych artystów podzielone według rodzaju: portrety, dokument, działania plastyczne i inne. Pokaz uzupełnia "muzyka tła" doskonale wprowadzająca w nastrój kontemplacyjny.
Niektórzy mogą mieć za złe sposób zaprezentowania prac. Z drugiej strony projekcja wydaje się być jedyną słuszną formą przy tak dużej ilości artystów (ponad osiemdziesięciu) oraz fotografii. Oczywiście jestem zdania, że czarno-białe prace np. Bogdana Konopki dużo lepiej prezentują się na barycie niż ekranie, ale zdaję sobie sprawę, że trudno byłoby znaleźć taką przestrzeń, aby w jednym miejscu móc pokazać tak wiele. A na pewno właśnie w ilości jest siła, bowiem na wystawie możemy praktycznie zobaczyć prace wszystkich liczących się współcześnie artystów: i tych w fotografii komercyjnej, i znanych wyłącznie z obiegu wystawowego. Takiej wystawy dawno nie było i dobrze by było, aby "Aktualizacja" nie stała się jednorazowym pokazem, ale cyklicznym wydarzeniem odbywającym się raz na kilka lat.
Chris Niedenthal pozujący przy swojej słynnej pracy "Czas Apokalipsy" z 1981 roku
To, że wystawa
Marzyciele i światkowie. Fotografia polska XX wieku jest dużym wydarzeniem, można było zorientować się po gościach na wernisażu. Na otwarcie przybyli najwięksi polscy artyści jak: Józef Robakowski, Chris Niedenthal, Grzegorz Przyborek i oczywiście Wojciech Prażmowski (w roli kuratora), ale nie zabrakło również przedstawicieli innych krajów jak np. z Czech w osobie: Vladimira Birgusa.
Wiele osób zastanawiało się, jaki charakter będzie miała wystawa, bowiem powodzenie ekspozycji w dużej mierze zależy od osoby kuratora, od jego subiektywnego wyboru. W rolę kuratora wystawy, prezentującej dokonania sztuki polskiej na przestrzeni ostatniego stulecia wcielił się po raz pierwszy Wojciech Prażmowski - znany i ceniony na świecie fotografik. Pan Wojciech Prażmowski jako kurator spisał się znakomicie. Na wystawie można zobaczyć prace największych polskich artystów minionego wieku pochodzące z najważniejszych polskich kolekcji publicznych i prywatnych oraz depozytów autorskich. Pana Prażmowskiego należy przede wszystkim pochwalić za wybór. To sztuka dobrać prace z tak długiego okresu w taki sposób, by ukazywały ewolucję najważniejszych nurtów, stylów i postaw jakie zachodziły w Polsce XX wieku.
kolaże Zofii Rydet z cyklu "Suita Śląska"
Miłośnicy fotografii mogą mieć już dosyć takich przeglądowych wystaw, trochę ich było i przeważnie prace prezentowane na nich się powtarzały. Ale nie tym razem. Oczywiście autorów znamy, ale na wystawie nie są pokazywane ich sztandarowe fotografie, te które znajdziemy w każdym opracowaniu historii fotografii. To doskonałe wyjście, aby pokazać czołowych artystów, poprzez mniej znane projekty: np. Natalia LL "Śnienie" (tryptyk), Zofia Rydet "Suita Śląska", Zygmunt Rytka "Fiat 126p." i wiele innych. Takim sposobem wystawa nie straciła nic ze świeżości, nie stała się kolejną zbitką tych samych fotografii. Dzięki tej ekspozycji można odkryć na nowo polską fotografię, a to duża zasługa przede wszystkim kuratora.
Tak dużo miejsca poświęcamy polskim prezentacjom, nie ze względu nasz patriotyzm i poczucie obowiązku, ale przede wszystkim dlatego, że żadnej z nich nie powinno się pominąć. Są zbyt ważne i zbyt dobre.
O MŁODOŚCI
W tegorocznym programie głównym festiwalu można zobaczyć projekty szczególnie odnoszące się do pojęcia "młodość".
projekt Andrzeja Kramarza "Zatrzymani"
Duży udział wśród prezentowanych projektów stanowią te oparte na materiałach archiwalnych. Jednym z nich jest wystawa
Zatrzymani kuratorowana przez Andrzeja Kramarza. Autor projektu dotarł do kilkuset akt zatrzymanych nastolatków podczas poznańskich zamieszek w 1956 roku. Młodzi ludzie zatrzymywani byli często pod absurdalnymi zarzutami jak np. zbieranie łusek karabinowych, towarzystwo osoby posiadającej broń, czy posiadanie butelek z benzyną. Aż trudno nie mieć wrażenia, że większość została zatrzymana na podstawie wymyślonych zarzutów.
Kolejny projekt, który powstał na bazie zbiorów archiwalnych i warty jest obejrzenia to cykl
Real Foto Mikołaja Długosza. Niestety wszyscy, którzy chcą obejrzeć wystawę muszą uzbroić się w cierpliwość i wykazać dużą wyrozumiałością w stosunku do Pani Kasjerki w Bunkrze Sztuki, która zdaje się nie zauważyła, że czasy PRL-u mamy już dawno za sobą. To przykre i smutne, zwłaszcza w miejscu, gdzie kultura powinna być na pierwszym miejscu. Ale tyle o Pani Kasjerce.
Projekt Mikołaja Długosza to ciekawy dokument naszej rzeczywistości. Wykorzystując zdjęcia zamieszczone przy aukcjach internetowych, autor dał nam możliwość zajrzenia do prywatnych przestrzeni i prywatnego świata internautów. Co więcej, stworzył doskonały portret naszego konsumpcyjnego społeczeństwa. Śmieszny, ale w głębi przerażający.
Niedaleko Bunkra Sztuki, w Galerii Camelot prezentowany jest cykl
Taliban autorstwa fotografa prestiżowej Agencji Magnum -
Thomasa Dworzaka. Fotografie składające się na projekt również nie zostały wykonane przez autora. Thomas Dworzak podczas jednej ze swoich podróży do Kandaharu znalazł te zdjęcia w opuszczonych studiach fotograficznych. Znalezione fotografie są naprawdę niezwykłe i daleko odbiegają od tych wykonywanych w "zachodnich" studiach foto. Osoby sportretowane zostały wyretuszowane, podkolorowane tak by, wyglądały jak najlepiej. Upozowani i umalowani mężczyźni na zdjęciach wyglądają jak bogowie, doskonale i zjawiskowo. Na innych znalezionych fotografiach możemy zobaczyć scenki grupowe, gdzie na tle tandetnych tapet, wśród plastikowych kwiatów mężczyźni pozują z bronią w rękach. Szkoda tylko, że wystawa została zaprezentowana w formie multimedialnej, a nie tradycyjnej w postaci odbitek. Pokazy slajdów należą do trudniejszych form ekspozycji i jestem zdania, że powinno się je wykorzystywać tylko w uzasadnionych wypadkach.
Z Camelotu można wybrać się do Galerii Pauza, gdzie na II piętrze eksponowany jest projekt francuskiego artysty,
Mohameda Bouroissa. Sceną dla cyklu
Peryferie są francuskie przedmieścia przypominające getta uboższych rodzin czy grup społecznych. Na pierwszy rzut oka zdjęcia wyglądają jak doskonałe ujęcia dokumentalne. Każda z fotografowanych scen charakteryzuje napięcie i moment tuż przed jakimś zdarzeniem. Można pomyśleć, że Bouroissa to sprawny fotoreporter, tymczasem okazuje się, że bohaterowie zdjęć odgrywają role wyznaczone przez artystę. To on, jak najlepszy reżyser rozrysowuje role, wybiera scenerię, a następie zgodnie ze swoim scenariuszem rejestruje.
PROGRAM OFF
Rzadko zwraca się większą uwagę na Program off. Od tego roku nasz stosunek powinien się zmienić, bowiem po raz pierwszy prace do prezentacji w tym bloku zostały wybrane przez specjalnie powołaną Radę Programową nie związaną z festiwalem, składającą się z zaproszonych osób. Jury miało za zadanie wybrać takie projekty, aby jakością mogły dorównać wystawom z Programu Głównego. Trzeba przyznać, że ambitny plan, ale właśnie tędy droga.
Oglądając wystawę
Wenus Polska trzeba odwiedzić dwie, znajdujące się tuż obok ekspozycje z Programu off. Pierwsza to wystawa w klubie Baraka, Przemka Krzakiewicza.
"Modny projekt" Przemka Krzakiewicza
Autor postanowił rozebrać na części pierwsze swoich bohaterów i pokazać ich przez pryzmat ubrań. To niesamowite jak wiele jesteśmy w stanie powiedzieć o ludziach tylko na podstawie tego, co noszą na sobie. Choć zdjęcia przypominające reklamowe packshoty, tak naprawdę to swoiste portrety naszego pokolenia: globalnego, pędzącego za modą i nowinkami. O wartości cyklu świadczy nie tylko fajny pomysł i dobra realizacja, ale również system sygnowania zastosowany przez Krzakiewicza, który podszedł do swoich prac bardzo profesjonalnie numerując je na metce (takiej jak w ubraniu) 1/5.
fotografie Tomka Liboski można obejrzeć w mrocznej Alchemii
Dwa kroki dalej, w Alchemii prezentowane są fotografie Tomka Liboski z cyklu
Targowisko. Autor w prosty sposób opowiedział o ludziach handlujących na targu. Wszystkie osoby pozują w podobny sposób: na tle ściany, trzymając w ręku swój towar i patrząc prosto w obiektyw. Niby nic wielkiego, nic oryginalnego, ale zdjęcia Liboski mają w sobie wielki urok, prostotę i szczerość, które urzekają i pozostają w pamięci.
Oczywiście wystaw prezentowanych w Programie off jest znacznie więcej. Jeżeli koś będzie miał czas, z pewnością powinien zobaczyć jeszcze cykl o mrocznych historiach Magdaleny Kmiecik w Pauzie czy projekt Heleny van Duijne
Rok Świni pokazywany w Galerii Austriackiego Konsulatu Generalnego.
PODSUMOWUJĄC...
Miesiąc Fotografii w Krakowie to prawdziwe wydarzenie dla osób kochających fotografię i nie można go przeoczyć. W Krakowie warto być choćby na dwa dni i zobaczyć polskie wystawy w ramach bloku gościnnego (obowiązkowo). Organizatorów należy pochwalić nie tylko za jakość prezentowanych wystaw, ale również za wybór miejsc i ich oprawę.
Oczywiście nie wszystko było tak cudowne i doskonałe. Największym rozczarowaniem tegorocznego festiwalu jest wystawa projektu młodego artysty - JR. Zawód może wynikać ze zbyt dużych oczekiwań publiczności spowodowanych sporą reklamą organizatorów. Również po przeczytaniu materiałów prasowych (w których podano dotąd zrealizowane projekty przez artystę) zapowiadało się interesująco. Tymczasem, projekt, który JR przygotował specjalnie dla Miesiąca Fotografii w Krakowie, nie zachwycił. Trudno nawet wypowiedzieć się o nim szerzej, ponieważ (z powodów technicznych) nie można było go w całości obejrzeć - wisiał za nisko, zasłonięty w części przez stoliki i ludzi przy nich siedzących. Poniżej zamieszczamy podglądowe zdjęcie, bowiem łatwo projekt JR przeoczyć.
projekt JR łatwo przegapić
Z kolei doskonałym pomysłem było powołanie Rady Programowej Programu off, czego efekty możemy oglądać w postaci dobrych wystaw. Zabrakło mi jednak dalszego poprowadzenia projektów. Jak się powiedziało "a" trzeba powiedzieć "b". Jury dokonało wyboru, ale nie we wszystkich wypadkach zostało dopilnowane, aby ekspozycje prezentowały się dobrze (i w tym niestety wystawy "off" nie dorównują głównym). Fotografie ogromnie tracą, gdy prezentowane są w nieodpowiedniej oprawie, w przypadkowym oświetleniu jak wystawa Marka Szczepańskiego
Psy w klubie Piękny Pies. Fajne, czarno-białe zdjęcia, ale dlaczego przyczepione do ściany za pomocą zszywek, a wieczorem oświetlone żółtym światłem? Ale dość narzekania, przecież nigdy nie jest doskonale, chociaż oczywiście warto do tego dążyć. Organizatorzy włożyli ogromny wysiłek, aby zaprezentować tak wiele dobrych wystaw na znakomitym poziomie. Aby się o tym przekonać, trzeba wybrać się osobiście do Krakowa, bowiem fotografię powinno oglądać się tylko na żywo.
Polecamy, bo warto.
Zapraszamy do obejrzenia relacji wideo z Festiwalu:
Podziękowania dla organizatorów za pięknie wydany, bogaty w teksty katalog. Niemniej jednak wielka szkoda, że każda z wystaw prezentowanych w polskim bloku nie otrzymała oddzielnej publikacji, na którą z pewnością zasłużyła.