Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
Gdy wydawało się, że w kwestii notebooków pokazano już wszystko, Asus zaprezentował model ZenBook Pro Duo z dwoma ekranami. Reklamuje go jako najlepsze rozwiązanie dla wymagających twórców, zobaczmy więc co ma do zaoferowania.
Producenci przenośnych komputerów robią co mogą, by wyróżnić się na tle konkurencji i zaprezentować coś, co zwróci uwagę użytkowników. Na przestrzeni ostatnich lat widzieliśmy już wiele śmiałych konceptów, które niestety okazywały się innowacją dla innowacji i de facto niewiele wnosiły do workflow twórców. W efekcie do wszelkich nowinek użytkownicy podchodzą z coraz większą rezerwą.
Nie mniej podejrzliwi byliśmy, gdy w nasze ręce trafił Asus ASUS ZenBook Pro Duo UX581GV. Stosunkowo duży i ciężki, a do tego z dość kontrowersyjnym układem klawiatury. Przy tym wcale nietani bo w konfiguracji, którą otrzymaliśmy (Procesor i7 2,6 GHz, 32 GB RAM, SSD 1TB), za laptopa musimy dziś zapłacić 12 tys. zł. Ponadto drugi pełnowymiarowy ekran, który ma być największym atutem tego modelu, fotografa czy filmowca niekoniecznie przekona - w końcu i tak zazwyczaj podłącza laptop pod graficzny monitor lub ich zestaw, przestrzeni roboczej ma więc w bród. Jednym słowem byliśmy sceptyczni.
Kwarantanna narodowa okazała się idealnym czasem na sprawdzenie w boju tego typu urządzenia. Gdy jedyny spacer jaki możemy sobie urządzić, to z salonu do sypialni, a stanowisko pracy przy biurku chętnie zamieniamy na to przy kuchennym stole… I trzeba przyznać, że przy bliższym poznaniu ZenBook tylko zyskuje. Z godziny na godzinę i z każdą kolejną aplikacją, dla której zawsze znajdzie się miejsce na jednym z dwóch 15-calowych ekranów. To mobilne biuro i studio graficzne w jednym. Ale po kolei!
Komputer otrzymujemy w ładnie zaprojektowanym designerskim pudełku. Asus na przestrzeni ostatnich kilku lat włożył sporo wysiłku by pozbyć się łatki producenta budżetowych laptopów, które mimo dobrych parametrów nie miały zbyt wiele do zaoferowania. No cóż, jeśli chce się sprzedawać produkty premium, trzeba również zadbać o szczegóły. Tę lekcję projektanci odrobili wzorowo.
Solidności nie można odmówić również samej obudowie ZenBooka. To kawał komputera i jak szybko się orientujemy, raczej wydajna stacja robocza do pracy przy biurku niż supersmukły notebook, który chcielibyśmy mieć zawsze przy sobie. Ta solidność przekłada się jednak na wagę. Wykonana w całości z aluminium obudowa to 2,5 kg zaawansowanych podzespołów. Lekkości nadają mu ładna metaliczna powierzchnia w kolorze nazywanym przez producenta Celestial Blue, oraz delikatne, lustrzane krawędzie. Elegancko, ale z umiarem. Tu granica jest bardzo cienka, Asusowi udało się jej nie przekroczyć.
Podnosimy klapę, i potrzebujemy chwili, by zrozumieć co tu się wydarzyło. Innowacyjny system dwóch ekranów wymusił niemałe przemeblowanie. Przede wszystkim, dodatkowy panel ScreenPad Plus zepchnął klawiaturę do dolnej krawędzi. O ile nie zamierzamy przez noc napisać całej magisterki, nie stanowi to problemu, Jeśli jednak nasza praca polega w znacznej mierze na klepaniu w klawisze, warto wyjąć z pudełka, dołączaną za darmo, oddzielną podkładkę pod nadgarstki. Zwłaszcza, że laptop jest dość wysoki, a gdy go otwieramy jeszcze się unosi - to mechanizm ErgoLift, który na dłuższą metę sprawia, że pisanie staje się dużo wygodniejsze, daje też niezbędną przestrzeń systemowi chłodzenia (jest superciche!) oraz skierowanym w dół, bardzo przyzwoitym głośnikom Harman Kardon. Skok klawiszy jest bardzo przyjemny i z „dostawką” pracuje się naprawdę baaardzo wygodnie.
Nowy układ elementów to również touchpad w prawym dolnym rogu. Leworęczni się nie ucieszą, gracze nawet go nie zauważą, pozostali zwyczajnie się przyzwyczają. Z pewnością zmienia sposób w jaki z niego korzystamy - można na przykład wygodnie nawigować kursorem po tekście za pomocą małego palca prawej dłoni. Oczywiście touchpad obsługuje również skróty. Technologia Precision Touchpad (PTP) rozpoznaje inteligentne gesty wykonywane przy użyciu maks. 4 palców.
Ciekawą funkcją jest też zintegrowany z gładzikiem blok numeryczny podświetlony diodami LED. Uruchamiamy go klikając w prawą górną ikonę sekcji NumberPad. Przytrzymujemy ją przez jedną sekundę, aby włączyć lub wyłączyć podświetlenie. Jego jasność można regulować, ponadto przewiduje nasze intencje i nie zakłóca zwykłej nawigacji po ekranie. Nam szczerze mówiąc się nie przydał, ale wierzymy, że dla wielu użytkowników będzie to rozwiązanie bardzo wygodne.
Aha! Jest jeszcze piórko. W zestawie otrzymujemy rysik Asus Pen, którym możemy na przykład pisać odręcznie na dotykowym ekranie ScreenPad Plus (można dezaktywować na ten czas klawisze klawiatury). Dobry do notatek, nanoszenia uwag na dokumentach, wykonywania prostych szkiców, a nawet podstawowej edycji zdjęć. Jedyną wadą jest mało popularny typ baterii (AAAA czyli najmniejszy paluszek). Nie bardzo wiadomo też gdzie piórko odłożyć, producent nie przewidział dla niego „piórniczka” w ramach obudowy.
Gwóźdź programu, czyli nie jeden a dwa ekrany o dużej rozdzielczości. Główny, 15,6-calowy NanoEdge to matryca 4K wykonana w technologii OLED HDR (3840X2160 px), której atutami są niewątpliwie głębokie, czarne jak otchłań czernie i szeroki gamut obsługiwanej przestrzeni barwnej (100% DCI-P3, 133% sRGB). Świeci bardzo równo, nie zauważymy też żadnego mrugania. Możliwość kalibracji jest ograniczona, ale w aplikacji MyAsus ręcznie dostroimy gammę, kontrast i temperaturę barwową, możemy także włączyć wyświetlanie HDR.
Panel jest błyszczący, a OLED jak wiadomo zmienia barwy wraz ze zmianą jasności, nie będziemy Was więc przekonywać, że to świetny model do obróbki zdjęć. Jeśli chcecie być pewni, że możecie wierzyć w to co widzicie na ekranie, każdy laptop musicie podpiąć pod profesjonalny monitor graficzny. Tu nie ma półśrodków. Niemniej kolory wręcz kipią i nie ma wątpliwości, że to świetne rozwiązanie do oglądania wideo dużej rozdzielczości. Reprodukcja detali i wspomniana już głębia czerni i koloru robią niesamowite wrażenie.
Dodatkowy ekran Asus ScreenPad Plus to również panel 4K (3840X1100 px), wykrywany przez system operacyjny jako dodatkowa przestrzeń. Tym razem panel jest matowy i już nie OLED, ale to właśnie dzięki temu świetnie uzupełnia się z głównym wyświetlaczem. Jest nieco „spokojniejszy” przez co nie angażuje przesadnie i nie odciąga naszej uwagi, gdy tego nie chcemy. W każdej chwili możemy go też wyłączyć jednym kliknięciem na klawiaturze (np. gdy oglądamy film). Poza tym, nie zauważamy w zasadzie żadnych różnic w odwzorowaniu barw.
Dwa ekrany świetnie sprawdzają się, jeśli w codziennej pracy musimy kontrolować kilka procesów. Zwłaszcza teraz, gdy biuro często musimy zorganizować sobie we własnej kuchni. Nareszcie starcza miejsca na wszystko. Skakanie między komunikatorem, mailem, edytorem tekstu, przeglądarką i programem graficznym, w codziennej pracy bywa frustrujące. Tu wiele okien możemy zrzucić na dół, kątem oka zerkając tylko w którym kierunku zmierza dyskusja na służbowej „grupówce”.
Ekran zaprojektowano jednak również z myślą o kreatywnych twórcach. Obsługując programy do edycji zdjęć czy wideo bez zastanowienia, intuicyjnie przerzucimy tam panele narzędziowe i biblioteki multimediów. Takie rozwiązanie przypadnie też zapewne do gustu programistom, którzy „wklepując” kod będą mogli na bierząco podglądać na głównym ekranie efekty swojej pracy.
Co ważne, system ani razu nie „zgłupiał”, nie zauważyliśmy żadnych problemów z oprogramowaniem wynikających z korzystania z dwóch wyświetlaczy.
Wreszcie drugi ekran to nie tylko kilkanaście dodatkowych cali obszaru roboczego. Quick key, aplikacja handwriting, przydatne i szybkie opcje sterowania, takie jak App Switcher (przełącznik aplikacji), ViewMax oraz Task Swap (zamiana zadań) - Asus przygotował całą gamę rozwiązań, które mają ułatwić pracę każdego multitaskera. Dotykowa obsługa jest przy tym bardzo naturalna i intuicyjna - szybko wchodzi w nawyk i po powrocie do klasycznego laptopa, odczuwamy pewien niedosyt. Jak to mówią, do dobrego człowiek łatwo się przyzwyczaja…
W maksymalnej konfiguracji otrzymujemy prawdziwą bestię: ośmiordzeniowy procesor Intel Core i9 z taktowaniem 5 GHz, do 32GB pamięci DDR4 i aż 1TB dysk z szybkim dostępem SSD. Testowana przez nas wersja i7 wspierana przez 32 GB RAM wydaje nam się jednak opcją najrozsądniejszą, zwłaszcza biorąc pod uwagę stosunek możliwości do ceny.
Wydajność to bardzo mocna strona tego komputera. Masowy eksport ogromnych RAW-ów z Lightrooma trwa tyle co pstryknięcie palców, system jest też bardzo stabilny. W ciągu dwóch tygodni pracy, mimo wielu procesów w tle, nigdy się nie dusił. Nie sprawdziły się też nasze obawy odnośnie chłodzenia. Ciepło odprowadzane jest skutecznie i niemal bezgłośnie nawet przy najwyższych obrotach procesora. Całość zasila litowo-polimerowy akumulator z 8 ogniwami (71 Wh), który w pełni naładowany pozwoli na spokojną pracę przez ok. 2,5-3 godziny w zależności od stylu pracy. To nie 12 godzin jak w przypadku ultrasmukłych notebooków, ale trudno porównywać ten multimedialny kombajn do konstrukcji o wydajności zaawansowanego smartfona.
Jest nieźle, a na tle konkurencji nawet rewelacyjnie. Co nie znaczy, że nie mogłoby być lepiej. Najważniejsza informacja to obecność złącza Thunderbolt 3 USB-C, które jest dwa razy szybsze od standardu Thunderbolt 2 i osiem razy szybsze niż USB 3.1 Gen 1. ((maks. 40 Gb/s i DisplayPort). Oprócz tego otrzymujemy 2 wejścia USB 3.1 Gen 2 Type-A (maks. 10 Gb/s), jedno standardowe gniazdo HDMI 2.0, gniazdo audio jack (combo) i wejście zasilania. A gdzie czytnik kart SD? No właśnie…
Komputer wyposażono też w najnowszą kartę Intel typu Wi-Fi 6 pracująca w standardzie Gig+ (802.11ax). Działa znakomicie, a obieg dokumentów (masy ciężkich produkcyjnych plików podczas zdalnego składu magazynu Digital Camera) był płynny jak nigdy.
Co tu dużo mówić, po dwóch tygodniach z tym ciekawym urządzeniem, każdy inny laptop wydaje się po prostu nudny. Praca z ZenBook Pro Duo jest nie tylko przyjemna, ale przede wszystkim szybka i bardzo wygodna. Z pewnością nie odkryliśmy jeszcze wszystkich zastosowań dodatkowego ekranu ale możliwości wydają się nieograniczone.
Asus ZenBook Pro Duo nie jest może laptopem specjalnie mobilnym, ale wcale nie ma pretensji, by być za taki uważanym. To topowy przedstawiciel kategorii DRC (Desktop Replecement laptops) i tu w zasadzie nie ma sobie równych. Sprawdzi się wszędzie tam, gdzie musimy zorganizować sobie wielozadaniowe stanowisko pracy na minimalnej przestrzeni. Imponuje wydajnością i stabilnością, a w miarę poznawania jego możliwości, cena przeraża coraz mniej.