Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Kiedy pięć lat temu zmieniałem system, postanowiłem zostawić sobie mój zestaw startowy - Pentaxa K100D z obiektywem 18-55 mm, nie tylko jako backup, ale z myślą, że będzie to mój zestaw do fotografii codziennej, że będę miał go zawsze ze sobą, niezależnie od tego gdzie się znajduję i co robię. Jakże się pomyliłem. Nie pamiętam kiedy ostatni raz wykonałem nim jakiekolwiek zdjęcia, a od niemal dwóch lat moim codziennym kompanem jest smartfon. Muszę przyznać, że zrobiłem nim kilka ujęć, z których jestem bardzo zadowolony. Mogłem zrobić te konkretne zdjęcia tylko dzięki temu, że zawsze mam go ze sobą. Minus? Tych zdjęć nie wydrukuję w dużym formacie, by móc zaprezentować na wystawie, czy zgłosić do konkursu.
Od ponad roku poszukuję zgrabnego zastępstwa dla nieużywanego już aparatu. Od bezlusterkowca oczekiwałem, że będzie mały i lekki, a pliki na tyle dobre, że pozwolą godnie zachować sfotografowane wspomnienia na papierze fotograficznym. Chciałem jakości, której nie będę musiał się wstydzić i obawiać przed oddaniem plików do druku. Największą niedogodność stanowił dla mnie brak optycznego wizjera i strach przed elektronicznym. Sądzę, że powodem tych obaw były kiepskie wizjery w aparatach Fujifilm 9600 i 6500, przez które (miedzy innymi) wiele lat temu wybrałem właśnie lustrzankę, a nie zaawansowaną hybrydę z super zoomem. Kolejną rzeczą była obawa o szczegółowość obrazu oraz użyteczność przy wysokich czułościach ISO.
Kiedy aparat już do mnie dotarł, część z moich oczekiwań sprawdziła się od razu. Olympus OM-D E-M10 to niezwykle dobrze wykonane, a przy tym urocze maleństwo. Co mnie zaskoczyło, to faktyczna waga aparatu i obiektywów - są lżejsze niż przypuszczałem patrząc na nie kiedyś przez szybę sklepowych witryn. Zaraz po uruchomieniu przeszedłem do personalizacji aparatu i otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia - ten brzdąc pozwala na personalizację ustawień na poziomie zaawansowanych lustrzanek. Dobrze rozwiązane jest ułożenie przycisków i pokręteł - umożliwiają pewną obsługę aparatu i fotografowanie jedną ręką. O wygodzie odchylanego ekranu już nawet nie wspominam - bardzo mi tego brakuje w aparatach, które posiadam. Ciekawostką i jednocześnie obawą był dla mnie ekran dotykowy. O ile rozumiałem jego zastosowanie w telefonach, czy konsolach do gier, ciężko było mi znaleźć usprawiedliwienie jego zastosowania w aparacie fotograficznym. Jak się później okazało nie jest on niezbędny, ale potrafi w niektórych sytuacjach pomóc, np. gdy chciałem szybko zmienić punkt ostrości (zamiast klikać w nieskończoność, wystarczył jeden dotyk). W budowie sprzętu znalazłem jedną znaczącą wadę. W zasadzie, to wada znalazła mnie - oślepiając na moment. Srebrny kolor narzędzia fotograficznego to nie najlepszy wybór.
Od pewnego czasu głównym tematem moich zdjęć jest architektura, ale nie stronię od zdjęć przyrody (w tym makro), dzięki którym zaczęła się moja przygoda z fotografią. W obu przypadkach mniejsze fizyczne rozmiary matrycy oznaczają możliwość użycia mniejszej wartości przysłony, uzyskując nadal odpowiednie pole ostrości. Mówiąc wprost - na moje oko fotografując małym Olympusem z obiektywem 12mm na przysłonie f/2.0, otrzymałem rezultat ostrości taki, jak fotografując aparatem z matrycą rozmiarów 35mm, obiektywem 24mm na przysłonie f/5,6. Oznacza to tylko tyle, że większość ujęć, zwłaszcza po zmierzchu jestem w stanie wykonać bez użycia statywu. To duża swoboda, w momencie kiedy zależy mi na większej płaszczyźnie ostrości. Przydatne jest to przy fotografowaniu budynków, jak i w makro fotografii przy znacznych zbliżeniach. Z drugiej strony, jeśli ktoś uwielbia "maślany" bokeh i płaszczyznę ostrości grubości rzęsy - będzie zawiedziony. Coś za coś.
Aparat sprawdziłem w niemal wszystkich warunkach, w jakich zwykle wykonuję zdjęcia - architektura, przyroda, ba - nawet na portrety komunijne się załapał. Moja największa obawa, czyli wizjer elektroniczny, okazała się największą zaletą tego aparatu. Nigdy w sytuacjach, w których jest spora różnica między jasnymi i zacienionymi partiami kadru, nie ufałem, że lustrzanka dobrze dobierze ustawienia (fotografuję dla wygody w trybie priorytetu przysłony). Zwykle blokowałem w tym celu ekspozycję i sprawdzałem na kolejnych ujęciach na tak zwanego farta. Tutaj nie muszę odrywać wzroku od wizjera (mogąc nawet włączyć histogram), by być pewnym jak aparat interpretuje rzeczywistość. W efekcie nie potrzebuję już sprawdzać czy zdjęcie wyszło tak jak chciałem, bo wiem, że dopilnowałem wszystkiego by takie było. Dużym zaskoczeniem po zgraniu zdjęć na komputer, była dla mnie ilość szczegółów i ostrość - teraz już wiem, dlaczego te obiektywy nie należą do najtańszych na rynku. Może i są malutkie, może i wykonane z plastiku czy cieniutkiego metalu, ale to jak potrafią odzwierciedlić rzeczywistość jest imponujące. Nie inaczej jest z matrycą. Zdjęcia wykonane nawet na ISO 6400 są jak najbardziej użyteczne. Nadal zachowują wiele szczegółów, nie psują zanadto kolorów, a szum jest przyjemny dla oka - nie ma w nim kolorowej mozaiki, mimo że odszumianie systemowe było wyłączone. Dość wygodnym rozwiązaniem okazał się moduł łączności bezprzewodowej. Do tej pory, kiedy chciałem się szybko pochwalić znajomym ciekawym kadrem, który zrobiłem, musiałem wykonać zdjęcie ekranu aparatu. Wiem, że to w tych czasach nic nadzwyczajnego, ale sam fakt pełnej automatyzacji łączności między urządzeniami i bezproblemowego działania zasługuje na pochwałę. Zresztą dotyczy to każdej funkcji w tym aparacie - działają jak trzeba i nie uprzykrzają życia, pozwalając skupić się na fotografowania.
Aparat ma swoje wady i zalety. Dla mnie najistotniejsze zalety to: faktycznie celny i szybki autofocus, rozmiary i waga, małe pliki RAW (+/- 14 mb), świetny kit, wspomaganie manualnego ostrzenia (pomocna funkcja przy makro fotografii), stabilizacja matrycy (co mnie zdziwiło - działa także podczas podglądu po naciśnięciu spustu migawki do połowy), możliwość personalizacji przycisków i pokręteł, podkładka pod kciuk (prawdopodobnie najlepsza z jaką miałem do czynienia).
Wady: akumulator (na całodniową foto wycieczkę przydadzą się dwa), wspomaganie manualnego ostrzenia (podgląd znacząco zwalnia, jakby procesor nie nadążał z przetwarzaniem informacji), srebrny kolor obiektywów/body (dobrze, że można kupić w kolorze czarnym), grip z przodu (mógłby być nieco grubszy), konieczność odświeżania podglądu edytowanego pliku (zmiany w ustawieniach powinny być realizowane w czasie rzeczywistym).
Porównywać "dziadka" Pentaxa do nowego Olympusa nie ma sensu, ze względów technologicznych. Wiadomo, że w tym temacie przegra w przedbiegach. Dlatego wolałbym porównać samo użytkowanie obu aparatów w walce: mały kontra duży. Jak już wcześniej wspomniałem, Pentax długo leżakował. Jego wygodny uchwyt przestał mieć znaczenie, kiedy zaczynało boleć ramię od wielogodzinnych spacerów; przestał mieć znaczenie, kiedy na wypady rowerowe trzeba było zaopatrzyć się specjalnie w plecak. Olympus to inna bajka. Nie wyciągnąłem go z torby ani razu, bo po co, skoro go nawet nie czuję? Na rower wystarczyła "nerka", która zmieściła aparat i dwa obiektywy. Po kilku godzinach wiszenia na szyi czy noszenia w ręce nie bolał mnie ani nadgarstek, ani nie czułem bólu karku. Wracałem do domu, zgrywałem zdjęcia, mogłem poddać pliki odpowiedniej obróbce, przygotować do druku nie płacząc (jak w przypadku telefonu), że będę mógł co najwyżej zrobić sobie odbitkę rozmiarów pocztówki – czy jak w przypadku lustrzanki, że jej ze sobą nie wziąłem. I to jest właśnie najistotniejsza różnica. W przypadku lustrzanki zastanawiam się czy chce mi się w ogóle ją ze sobą zabierać. Olka po prostu miałem przy sobie.
Może dziwnie to zabrzmi, ale przez przypadek znalazłem coś, czego od dłuższego czasu dla siebie szukałem. I szczerze mówiąc żałuję, że wcześniej nie zainteresowałem się tym systemem. Czy byłbym w stanie całkowicie zamienić lustrzankę na bezlusterkowca? Zdecydowanie nie. Brak obiektywów typu tilt-shift w ofercie wyklucza dla mnie taką możliwość. Ale jako dyskretny kompan codzienności, złoty środek jakości i rozmiarów - jak najbardziej. Dlatego właśnie, mimo wielu wspaniałych wspomnień, jestem gotów wymienić mojego ukochanego Pentaxa na czarnego E-M10.
Tekst i zdjęcia: Paweł Barket