Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Ostatnie dane rzucają nowe światło na układ sił na rynku fotograficznym i pokazują, kto tak naprawdę liczy się w obecnych czasach.
Jeszcze do niedawna rynek fotograficzny dominowali dwaj giganci branży - Canon i Nikon. Od kiedy jednak na horyzoncie zaczęły pojawiać się bezlusterkowce, a fotografowie coraz bardziej doceniać ich zalety, na ring wkroczyło Sony, które szybko stało się liderem segmentu. Segmentu, który - co potwierdzają także oficjalne dane - właśnie staje się tym dominującym.
Przez lata zarówno Canonowi, jak i Nikonowi zarzucano opieszałość we wdrażaniu zaawansowanych systemów bezlusterkowych i choć obydwie firmy dość sprawnie wprowadziły w końcu swoją odpowiedź na produkty Sony, szczegółowe dane pokazują, że z różnym impetem, co może zaważyć na popularności tych systemów w najbliższych latach.
Jak donosi serwis Sankeibiz, według badania japońskiej firmy Techno System Research, produkcja aparatów bezlusterkowych w 2020 wyniosła około 3,26 mln sztuk. Co ciekawe, większość z tej liczby podzielona jest poprzez firmy Sony i Canon, które wyprodukowały kolejno 1,15 i 1,05 mln sztuk bezlusterkowców. Z kolei w przypadku Nikona było to raptem 250 tys. sztuk. Biorąc pod uwagę, że pozostałe 810 tys. sztuk dzieli się poprzez firmy Olympus, Fujifilm, Panasonic, Sigma i Leica, można szacować, że ze swoim wynikiem Nikon plasuje się w drugiej lidze.
Za ten stan rzeczy odpowiada z pewnością restrukturyzacja, którą przechodzi Nikon, ale także późna reakcja na zmiany rynkowe. Podczas gdy Canon już dawno zapowiedział, że w najbliższych latach będzie skupiać się wyłącznie na rozwoju nowego typu aparatów (a prawdopodobnie realizuję tę strategię już od debiutu systemu RF), Nikon większe inwestycje w produkcję systemów bez lustra realizuje dopiero teraz.
Jednocześnie przyjrzenie się danym dotyczących produkcji lustrzanek uwidacznia na ile mniejszymi możliwościami dysponuje Nikon w zderzeniu ze swoim głównym konkurentem. Oprócz imponującej produkcji bezlusterkowców, w ostatnim roku Canon i tak produkował niemal trzy razy więcej lustrzanek od swojego głównego konkurenta (1,71 mln sztuk względem 650 tys. sztuk). Pokazuje to też dobrze jak dynamicznie większa firma jest w stanie reagować na rynkowe zmiany, co z pewnością w perspektywie czasu pomoże też Canonowi w dominacji segmentu bezlusterkowców. Skoro jest w stanie powolnie wygaszać produkcję lustrzanek, zwiększając jednocześnie produkcję bezlusterkowców, japoński gigant wygra na tym dwa razy.
Co ciekawe, w obliczu łącznej liczny 2,39 mln lustrzanek wyprodukowanych w 2020 roku, Pentaxowi z tej liczby przypada raptem 30 tys. sztuk. Taka ciekawostka, jeśli bylibyście ciekawi aktualnej pozycji producenta.
Wszystko to, w obliczu ogólnie słabej sytuacji na rynku uwidacznia z jakimi problemami muszą obecnie mierzyć się mniejsi producenci, a także dlaczego w przypadku wielu systemów rozwój jest ostatnimi czasy dosyć powolny. Sprzedaż na poziomie 200 tys. sztuk aparatów rocznie (czy też 30 tys. jak w przypadku Pentaxa) zwyczajnie nie stwarza warunków do szybkiej inwestycji w rozwój, jeśli producent nie wpompuje w to środków pochodzących z innych odnóg prowadzonego przez siebie biznesu, lub też nie zamortyzuje nimi strat.
Świetnym przykładem jest tu prężnie działające w segmencie fotografii Fujifilm, które jednak główne korzyści czerpie z produkcji kosmetyków, drukarek i Instaxa, traktując stanowiący ułamek swojej działalności dział aparatów jako formę prestiżu i nawiązania do dziedzictwa korporacji (a pewnie także i zabawy).
Czy Nikonowi uda się wyjść z tego impasu? Szybkie odrzucenie balastu w formie lustrzanek z pewnością pozwoli zwiększyć konkurencyjność w segmencie bezlusterkowców, ale czy w obliczu tych liczb nie jest na to za późno?
Raptem wczoraj pisaliśmy o tym, że producent planuje wyprostować swoją sytuację do końca 2022 roku, wszystko więc rozegra się na naszych oczach na przestrzeni nadchodzących kilkunastu miesięcy. Z pewnością sporą uwagę do producenta przyciągnie premiera zapowiedzianego już profesjonalnego modelu Z9. Trzymamy kciuki, by tak się stało, gdyż zbyt mały tłok na szczycie rynku, w połączeniu z malejącym popytem prawdopodobnie spowoduje duopol i powrót do strategii technologicznego „ciurkania”, którą najwięksi producenci kierowali się przez wiele lat w ostatniej dekadzie i którą zmieniła dopiero rosnąca konkurencja ze strony Sony.
Źródło: sankeibiz.jp.