Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Sztuczna inteligencja tworząca fotorealistyczne postacie czy wirtualni modele pracujący zgarniający bardzo realne zlecenia to za mało? Hour One prognozuje za w ciągu 7 lat większość materiałów będzie realizowana syntetycznie i proponuje digitalizację twojej osoby
Gdy analizuję obecny rynek technologii, rozrywki i internetu, mam nieodparte poczucie, że jesteśmy w przededniu ogromnych, trudno wyobrażalnych zmian, które z jednej strony zrewolucjonizują nasz sposób interakcji z treścią, a z drugiej zmuszą nas do rozprawienia się z istotnymi dylematami odnośnie naszej natury i egzystencji.
Dziś tematem numer jeden jest oczywiście „sztuczna inteligencja”. I choć do prawdziwej inteligencji układom opartym o Deep Learning jeszcze daleko, z miesiąca na miesiąc coraz mocniej zaznaczają one swoją pozycję w najróżniejszych sferach naszego życia. Algorytmy AI zaprzęgane są już dziś do najrozmaitszych zastosowań - od bankowości, poprzez marketing, giełdę, logistykę, bezpieczeństwo i systemy monitorowania aż po bliską nam wszystkim edycję obrazu. Potrafią nas też coraz lepiej oszukiwać, czego przykładem są popularne ostatnimi czasy deepfake’i czy systemy pozwalające na tworzenie fotorealistycznych obrazów czy postaci za pomocą prostego wejściowego zbioru informacji, jakim może być opis czy szybki szkic.
Ignorancją byłoby więc upieranie się, że podobne rozwiązania nie zdominują w niedalekiej przyszłości także rynku rozrywki. A że rozrywka oscyluje dziś głównie wokół treści wideo i gier, wizjonerzy już dziś mają pomysł, jak spieniężyć pojawiające się na horyzoncie trendy i pokazują rozwiązanie, które rysuje być może nieco przerażający obraz nadchodzących lat, ale też przerażająco praktyczne.
Twórcy izraelskiej firmy HourOne.ai prognozują, że w ciągu 5-7 lat około 90% treści w internecie będzie tworzonych „syntetycznie” i proponuje usługę, dzięki której nie spóźnicie się na odjeżdżający influencerski pociąg. Chodzi mianowicie o stworzenie własnego, cyfrowego avatara, który mógłby występować zamiast nas we wszelkiego rodzaju materiałach, gdzie potrzebny jest ludzki „host”. Całość zakłada zeskanowanie naszej osoby, oraz pobranie próbek głosu i mimiki.
Po co to wszystko? Żeby zaoszczędzić czas, który w dzisiejszym świecie zaczyna być na wagę złota. Własny avatar oznacza brak konieczności tworzenia studia czy scenografii, ćwiczenia przed kamerą, powtarzania ujęć. Ba, niepotrzebna nam będzie nawet kamera, gdyż wideo z naszym avatarem wypowiadającym przesłaną treść będzie można wygenerować w chmurze i umieszczać w różnego rodzaju wirtualnych sceneriach. Sam system zaadaptuje też materiał na inne języki, co przynajmniej w założeniu mogłoby pozwolić nam pokonać lokalne bariery takich platform jak Youtube.
Firma oferuje także „stockowe” avatary, które mogą posłużyć do wygodnego tworzenia treści na potrzeby e-learningu, e-commerce, wirtualnej rekrutacji czy różnego rodzaju prezentacji. Cały proces możecie prześledzić na powyższych filmikach youtuberki Taryn Southern, która została zatrudniona do promocji nowego rozwiązania.
Czy rzeczywiście tak będzie wyglądać przyszłość treści w internecie? Oczywiście jak na razie to tylko „gadająca głowa”, a doskonała większość materiału potrzebuje jeszcze kontekstu, którego, (póki co) nie wytworzymy cyfrowo. Biorąc jednak pod uwagę wygodę rozwiązania, trudno spodziewać się, by podobne usługi nie znalazły praktycznego zastosowania. Zwłaszcza w przypadku twórców pracujących w pojedynkę, którzy zyskają więcej czasu, by zająć się innymi aspektami produkcji. Do tego firma współpracuje m.in. z Intelem, NVidią i MIT, toteż pole do przyszłych popisów wydaje się całkiem spore.
Pozostaje pytanie o to czy będziemy godzić się na bycie oszukiwanym? Wydaje mi się, że gdy technologia będzie odpowiednio zaawansowana, dla wielu ludzi przestanie mieć jakiekolwiek znaczenie czy oglądają prawdziwą osobę czy obraz wygenerowany w całości cyfrowo. Jako argument za tym stanem rzeczywistości, proponuję ten materiał o przyszłości kinematografii, w którym światowej sławy filmowcy przewidują iż w ciągu 10-20 lat większość produkcji będzie realizowana w całości „wirtualnie”.
A teraz wróćcie na ziemię i weźcie aparat do ręki, by nie zapomnieć, że fotografię i film pokochaliśmy przede wszystkim za możliwość zapisywania rzeczywistości.