Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
W ostatnich dniach duże poruszenie społeczności fotografów wywołała nowa strategia wyceny zdjęć przez jednego z gigantów branży microstocków. Czy dla tego rynku istnieje jeszcze ratunek?
Banki zdjęć to specyficzny rynek, który przez lat mocno się zmienił. Wielu pamięta jeszcze zapewne złote czasy, gdy wrzucając kilkanaście zdjęć miesięcznie można było wypracować w ten sposób pokaźny dodatek do pensji. Dziś na serwisach mikrostockowych zarabiają w zasadzie najwytrwalsi, którym przez lata udało się zbudować pokaźną bibliotekę zdjęć.
Jednym z powodów takiej sytuacji jest najzwyczajniej w świecie zalew nowych fotografii, w których gąszczu giną zdjęcia wrzucane na stocki przez mniej aktywnych użytkowników. Niestety drugim, być może bardziej istotnym czynnikiem jest polityka pieniężna tego typu serwisów. Burzę w środowisku fotografów wywołała niedawna zmiana strategi wyceniania zdjęć przez serwis Shutterstock.
W ramach nowej polityki, podobnie jak wcześniej procent przychodu od sprzedaży rośnie wraz z ilością sprzedanych zdjęć, jednak w nieco inny sposób. Podczas gdy wcześniej zależało to od całości wypracowanego kapitału, wraz z nową formułą liczniki sprzedaży będą zerowane wraz z początkiem każdego nowego roku kalendarzowego. Oprócz tego, statystyki dla sprzedaży zdjęć i filmów zostały rozdzielone, co utrudnia wyrobienie limitów osobom, które udostępniały zróżnicowany materiał.
W praktyce oznacza to, że przy najniższym współczynniku sprzedaży (do 100 zdjęć) za jedno zdjęcie zarobimy często raptem 10 centów. Ten stan rzeczy uderza oczywiście najbardziej w fotografów stawiających swoje pierwsze kroki na rynku microstocków, ale będzie przeszkodą nawet dla bardziej zaangażowanych twórców. Aby bowiem uzyskać maksymalny możliwy procent od sprzedaży (40%) w każdym roku kalendarzowym trzeba będzie najpierw sprzedać aż 25 tys. zdjęć.
W rezultacie, w przypadku wielu osób, które traktowały bank jako dodatkowe źródło zarobków, przychody z tego rodzaju działalności spadną nawet kilkukrotnie. Biorąc pod uwagę fakt, że wiele z nich z tego względu zapewne porzuci microstocki na dobre, cała sytuacja jeszcze bardziej umocni pozycje wieloletnich partnerów, którzy ze sprzedaży stockowej uczynili sposób na życie.
Oburzeni całą sprawą fotografowie stworzyli nawet specjalną petycję, mającą na celu zmianę decyzji zarządu Shutterstocka. Do tej pory podpisało ją prawie 9 tys. osób, ale szczerze mówiąc nie wygląda na to, by coś w tej kwestii zmieniło się na lepsze. W odpowiedzi na żale twórców, Shutterstock wydał lakoniczne i mało zaangażowane oświadczenie na facebooku.
Rozumiemy waszą frustrację i dziękujemy za odzew. Nasz zespół stale śledzi napływ komentarzy i stara się odpowiadać wszystkim, którzy mają pytania. Doceniamy waszą cierpliwość w tym działaniu… Wasz głos jest dla nas ważny i staramy się was słuchać - dzielcie się dalej konstruktywnymi sugestiami. Ciągle pracujemy nad tym, by zwiększać zadowolenie ze współpracy z naszym serwisem… - czytamy w poście na facebookowym profilu Shutterstock.
Wobec tego zachodzi pytanie czy wchodzenie w rynek microstocków w obecnej sytuacji w ogóle ma sens. Prawdę mówiąc, w przypadku Shutterstocka prawdopodobnie miną lata zanim zbudujemy bibliotekę, która miesięcznie będzie wypracowywać sprzedaż na satysfakcjonującym poziomie. A co z innymi bankami zdjęć? Niestety i tu jest podobnie. Największy konkurent, Adobe Stock (wcześniej Fotolia) również oferuje śmieszne kwoty za licencję pojedynczej fotografii, choć tutaj akurat szansą na zwiększenie sprzedaży jest integracja z Photoshopem, która umożliwia grafikom i projektantom kupowanie materiału bezpośrednio z poziomu interfejsu programu graficznego.
Być może więc ratunek dla branży leży nieco bardziej niszowych platformach? Ostatnio, ze względu na panującą sytuację na rynku, serwis Dreamstime zdecydował się na 10-procentowe podniesienie stawek dla fotografów za każde sprzedane zdjęcie, co spotkało się z ciepłym przyjęciem wśród fotografów i zapowiedziami porzucenia Shutterstocka na rzecz tej właśnie platformy.
Problemem w tym wszystkim jest jednak popularność serwisów. Podczas gdy Shutterstock odwiedzany jest miesięcznie średnio przez 70 mln użytkowników, większość pozostałych banków może pochwalić się wynikiem niemal 3-krotnie gorszym, co nawet przy mniejszej liczbie zasobów będzie przekładać się na mniejsze potencjał zarobku. Do tego wszystkiego dochodzi rosnąca popularność darmowych stocków typu Unsplash czy Pexels, które z roku na rok oferują coraz większą kolekcję, coraz lepszych zdjęć.
Czy wiec na stockach powinniśmy już postawić krzyżyk. Pewnie nie, ale warto pamiętać, że to już nie rok 2005 i godne zarabianie na serwisach mikrostockowych będzie wymagało wyjątkowo dużo poświęcenia i wytrwałości.
A wy, jak zapatrujecie się na całą sytuację?