Akcesoria
SanDisk Creator - nowa seria dysków i kart dla twórców
Na fali wzmożonego zainteresowania używanymi aparatami typu point & shoot, Yashica prezentuje dwa nowe niedrogie cyfrowe kompakty z serii City. Wyglądają ładnie, ale nie oczekujcie po nich jakości, nawet jeśli świadomie poszukujecie estetyki w stylu lo-fi.
Jeśli jeszcze nie zauważyliście, obecnie na topie młodzieżowych trendów jest stylistyka lat 2000, a wraz z nią moda na stare cyfrowe kompakty. Przewidywałem to już lata temu i zupełnie się temu nie dziwię - sam czasem na imprezy zabieram 20-letniego Kodaka EasyShare z 4-megapikselową matrycą CCD. Choć jest powolny, niewygodny i błyskawicznie pożera akumulatory, fotografowanie nim to zawsze dobra zabawa, a zdjęcia mają pewną miękkość i kolorystykę, którą błyskawicznie kojarzymy z epoką i której nie uświadczymy w bardziej współczesnych kompaktach.
Nikogo nie powinno specjalnie dziwić, że zauważają to także producenci aparatów i ostrożnie zaczynają kręcić się wokół tematu, który uważali już za zamknięty na zawsze (smartfony praktycznie w całości zabiły segment aparatów kompaktowych, na których niegdyś opierał się cały rynek). Przykładem tego działania może być niedawna premiera Lumixa TZ99 czy zapowiedziane właśnie aparaty Yashica City 100 i Yashica City 200.
Nowe aparaty Yashica bazują na 13-megapikselowej matrycy w rozmiarze 1/3.06” i pozwalają na wykonywanie zdjęć w zakresie ISO 100-3200 oraz rejestrację filmów 4K 60 kl./s. Obydwa modele różnią się głównie zakresem zoomu - model City 100 oferuje 3-krotny zoom, podczas gdy w modelu City 200 będzie to aż 10-krotne zbliżenie, ale rzut oka na budowę wskazuje, że obydwa modele oferować będą też zapewne inne lampy błyskowe i obudowy.
Choć aparaty obiecują autofokus z wykrywaniem obiektów, tryby scen i zestawy filtrów, a także - jak się wydaje - całkiem sensowną ergonomią z obracanym ekranem, stopka akcesoriów, złączem mikrofonym i dużym wbudowanym mikrofonem, raczej nie powinniśmy po nich oczekiwać zbyt wiele. Po pierwsze, właściwie wszystkie nowe dokonania Yashiki, to produkty typowo budżetowe. Po drugie, matryca zaczerpnięta jest rodem z najtańszych smartfonów i choć na pewno dostarczy nam kiepskich jakościowo zdjęć, to raczej nie w takim stylu, jak byśmy tego chcieli. Jeśli zaś chodzi o rejestrację wideo, poza rozmiarem matrycy wiele mówi nam cena samego aparatu - przy tak niskim pułapie raczej nie możemy liczyć na nic sensownego. Jedynym plusem wydaje się tu dość duży zakres zoomu, który wykracza poza możliwości wielu telefonów.
Podsumowując, Yashica City 100 i City 200 to zapewne początek trendu wśród producentów, który będzie miał na celu wskrzeszenie segmentu kompaktów, ale jeśli jesteście użytkownikami poszukującymi charakterystycznej estetyki lat 2000 raczej nie powinniście sobie nimi zawracać głowy. Spodziewamy się zobaczyć tu efekty rodem z najtańszych superzoomów z koncówki ostatniej dekady. Lepiej traficie zapewne, decydując się na któryś z używanych aparatów dostępnych powszechnie w serwisach aukcyjnych, gdzie poza oryginalnym systemem obrazowania będziecie mogli także cieszyć się archaiczną systematyką obsługi i całym towarzyszącym jej procesem fotografowania.
Aparaty Yashica City 100 i City 200 zadebiutować mają na przełomie lutego i marca w cenach kolejno 220 i 260 GBP (ok. 1125 zł i 1330 zł). Dokładnych polskich cen i daty dostępność na razie nie znamy.