Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
Tak, takie zdjęcia ożywiają wszystkich wokół. To historyczne ujęcia, które poruszyły cały świat. Kiedy NASA opublikowała pierwsze zdjęcie z gromadą galaktyk, pojawiło się ono absolutnie wszędzie. Wydaje mi się, że w mediach społecznościowych ta fotografia wyparła na moment wszystkie zdjęcia śmiesznych i słodkich kotów, co trzeba przyznać jest niemałym osiągnięciem! (śmiech).
Z tego punktu widzenia to było wielkie wydarzenie, bo z punktu widzenia nauki, te przełomy dopiero nadejdą. Na tym zdjęciu mogliśmy po prostu zobaczyć coś ładnego, a nauka z tych obserwacji będzie wyciągana przez najbliższych kilka lat. Świat pewnie tak na to nie patrzy, zauważa jedynie efektowny obrazek, ale przy okazji dostaje masę informacji o tym, na co pieniądze podatników zostały wydane. I jest na pewno dzięki temu usatysfakcjonowany, bo wszyscy przekonują, że to jest ważne osiągnięcie z technologicznego punktu widzenia. A ja, jako popularyzator astronomii mogę tylko temu "przybić piątkę", bo takie zdjęcia robią po prostu dobrą robotę.
Nawet część z tych obiektów, które sfotografował Kosmiczny Teleskop Webba jest osiągalna dla nas z Ziemi, bo przecież galaktyki i mgławice planetarne wypełniają nasze niebo, łącznie z tą, którą widzieliśmy na zdjęciu. Mgławica Carina, której fragment był pokazany też jest do sfotografowania, choć nie z naszej szerokości geograficznej.
Niebo pozwala nam na fotografowanie wielu fantastycznych rzeczy, oczywiście wszystko uzależnione jest od sprzętu jakim dysponujemy. Co innego sfotografujemy aparatem wyposażonym w standardowe obiektywy o ogniskowych do 100 mm, a co innego przez dedykowane do astronomii czy astrofotografii teleskopy i chłodzone kamery, które pozwolą nam uzyskać dużo bardziej szczegółowe obrazy.
W przypadku zwykłego sprzętu fotograficznego, można zaczynać od fotografowania naszej Galaktyki. Droga Mleczna to jeden z najbardziej wdzięcznych obiektów do fotografowania, dla tych którzy dopiero zaczynają przygodę z nocnym niebem. Bo widok gwiazd jest sam w sobie fajny, ale widok gwiazd, które przecina jasna wstęga Drogi Mlecznej ze swoimi ciemnymi obszarami, to jest coś co robi duże wrażenie, i dla wielu jest takim zdjęciem, które chcą w swoim portfolio mieć.
To zabawne, jak może zmienić się perspektywa. Jeszcze kilka tygodni temu powiedziałbym, że to byłby pewnie obiektyw 50 mm ze światłem f/1.2 Sony G Master. Za dnia to fantastyczna portretówka, która pozwala robić zdjęcia z zachwycającym efektem bokeh, natomiast świetnie sprawdza się też w nocy. Wbrew pozorom to świetny obiektyw do fotografowania nieba, bo można zrobić dość ciasny kadr, jeszcze nie za wąski, ale np. w sam raz, by wypełnić go Centrum Drogi Mlecznej.
Poza tym 50-tkę z jej światłem uwielbiam przy fotografowaniu zorzy polarnej, bo - o ile będąc w Arktyce zawsze lubię liczyć na spektakularne zorze ogarniające całe niebo - to w praktyce jednak najczęściej mamy do czynienia z zorzami wiszącymi gdzieś nisko nad horyzontem. Są niezbyt duże, ale świetnie prezentują się właśnie na ciaśniejszym kadrze. Do tego 50-tka sprawdzała się idealnie.
Zmierzam do tego, że od początku wakacji mam do tymczasowych testów - choć już wiem, że chce mieć go na stałe - najnowszą wersję obiektywu 24-70 mm f/2.8 z serii Sony G Master.
Powiem szczerze, że jeszcze do niedawna trochę się obawiałem światła f/2.8 w fotografii nocnego nieba, bo tak przyzwycziłem się do jaśniejszych stałek. A tu się nagle okazało, że po pierwsze światło f/2.8 również daje radę - czasy ekspozycji troszkę trzeba wydłużyć albo skontrować nieco wyższym ISO, na co Alpha 7S III mi jeszcze pozwala. A po drugie, możliwość stosowania całego zakresu ogniskowych od 24 do 70 mm, cały czas z tym samym światłem f/2.8 sprawia, że do plecaka mogę zabrać tylko jeden obiektyw.
Co ciekawe w czasie mojego ostatniego wakacyjnego wyjazdu, nawet nie do plecaka, tylko do sakwy rowerowej. Swoją drogą to był mój pierwszy wyjazd na który zabrałem tylko jeden obiektyw ze sobą. Dlatego 24-70 wskakuje na mój “top of the top”, nie tylko z racji zakresu ogniskowych i światła, ale też ze względu na jakość wykonania.
To że nowa wersja jest lżejsza, że ma kilka fajnych ulepszeń, jak np. pierścień ustawiania przysłony albo fantastyczną funkcję określenia z jakim oporem mają pracować pierścienie - smooth czy tight. Okazało się, że to może się czasami przydać.
Ponieważ używam Alpha 7S III, który ma stosunkowo niedużą rozdzielczość matrycy, więc na jakość obiektywów nie zwracam specjalnej uwagi, bo ewentualne niedoskonałości optyki i tak mi nie wyjdą na zdjęciach. Ale nie mam złudzeń, że seria G Master to najwyższa półka jeśli chodzi o jakość obiektywów. Tej jakości doświadczyłem, gdy w czasie jednego z wyjazdów używałem Alpha 7 IV z większą matrycą. Natomiast jeśli chodzi o to, co dla mnie jest najważniejsze to rzeczywiście jasność. Im jaśniej tym bardziej mogę skracać ekspozycję, co jest ważne przy fotografowaniu tak dynamicznego zjawiska jakim jest zorza polarna.
Poza tym cenię sobie jeden bagnet w optyce Sony. Ostatnio brakowao mi jakiegoś szkła do małego podręcznego A6400. I tak sobie uświadomiłem: “Na Boga! Dlaczego nie mogę wykorzystać obiektywu od moich pełnoklatkowych korpusów. To przecież jest ten sam bagnet”.
A więc uniwersalność, jasność, no i waga. To sprawiło, że niedawno wymieniłem całą swoją stajnię szkieł na obiektywy Sony. Wcześniej miałem w plecaku kilka obiektywów Sigmy, która oferowała użytkownikom Sony to czego Sony jeszcze nie miało, czyli serię jasnych szerokokątnych szkieł. Natomiast gdy pojawiła się seria GM różnica w wadze robiła jednak swoje, szczególnie dla kogoś, kto dużo podróżuje, przemieszcza się bardzo często i nosi ten plecak z całym sprzętem.
To jest rzecz o której się w zasadzie nie myśli. Bo to po prostu dobrze działa. Po każdych obserwacjach, pierwszą rzeczą jaką robię to wyciągam z plecaka szkła i odstawiam je do wyschnięcia, bo one zawsze są kompletnie mokre.
To jest wilgoć wynikająca z osiadania rosy albo w Arktyce osiada mi szron, który potem w plecaku zaczyna się topić. Więc te obiektywy są po prostu mokre. Po powrocie odstawiam je, nie wycieram, po prostu odstawiam, żeby na spokojnie wyschły. I nigdy nie miałem z tym problemów, niezależnie od tego, czy ja na tym aparacie pracuję w nocy, kiedy on już jest wilgotny, czy jest wilgotny na koniec jak go pozostawiam do wyschnięcia. I nic się z tym nie dzieje. Mogę jedynie powiedzieć, że jest dobrze, bo jest dobrze. I w zasadzie o tym nie myślę.
To jest tak jak z ubezpieczeniem. Zapłacimy za to trochę więcej, ale potem już nie myślimy o tym, nie martwimy się co się stanie jeśli… Nie biegamy co chwilę do tych obiektywów i nie zastanawiamy się, czy są one już zbyt mokre, że wilgoć przedostanie się do wewnątrz i elektronika ulegnie uszkodzeniu. Po prostu mamy spokojną głowę. I to jest superważne.
Zdecydowanie obiektyw. Z tym problemem często stykam się podczas moich fotowypraw, kiedy do Arktyki zabieram ze sobą grupę na polowanie na zorze polarne. I bardzo częstym przypadkiem jest to, że przed wyjazdem niektórzy postanawiają - bo to przecież wyjątkowa okazja - zainwestować w lepszy aparat. I przyjeżdżają z tym nowym aparatem, ale mają zamocowany kitowy obiektyw klasy 18-55 ze słabym światłem, którym mimo fajnej puszki są stanie niewiele zrobić. Więc mają po prostu ciemne, kiepskiej jakości zdjęcia. I potem słyszę: “o Karol, a jak Ty zrobiłeś, że Tobie wyszły takie fajne zdjęcia?”. Prawdę mówiąc musiałem zrobić niewiele. Bo niewiele muszę robić kiedy mam założony obiektyw ze światłem f/1.4, czy nawet f/1.2.
W przypadku fotografowania nocnego nieba jasne szkło jest szczególnie ważne. Z kilku powodów. Po pierwsze im więcej w ciemności światła złapiemy tym lepiej, a po drugie zdjęcia nocnego nieba nie lubią długiej ekspozycji, dlatego, że Ziemia ma tak przykrą przypadłość, że cały czas obraca się wokół własnej osi. W związku z czym, gdy zbyt długo będziemy naświetlali nieruchomym aparatem niebo, uzyskamy zamiast punktowych gwiazd gwiazdy rozciągnięte, tzw. ślady gwiazd. To trochę jak fotografowanie w nocy przejeżdżającego samochodu - jego światła też się tak rozmazują.
Więc jeśli chcemy uchwycić naturalny wygląd nieba z punktowymi gwiazdami musimy stosować krótsze czasy migawki, uzależnione od ogniskowej a temu sprzyja właśnie używanie jasnej optyki. Ten problem można niwelować głowicami paralaktycznymi, ale w przypadku wielu aspektów fotografii, takiej krajobrazowej, czy sytuacyjnej jak zorze polarne, takich głowic po prostu się nie używa.
Dobrze więc jest mieć jasną optykę tym bardziej, że ona rekompensuje nam też nieco gorsze aparaty, starsze, z niższej półki, może niepełne klatki. A więc aparat to jest rzecz drugorzędna, w pierwszej kolejności zainwestujmy w dobrą optykę. Inaczej: jeśli mamy pewną pulę pieniędzy do wydania, lepiej zainwestujmy w lepszy obiektyw do słabszego aparatu, niż w lepszy aparat do słabszego obiektywu.
Moje ulubione trio to: Sony FE 50 mm f/1.2 GM, FE 20 mm f1.8 G i FE 14 mm f/1.8 GM. I to jest zakres ogniskowych, które lubię najbardziej i jednocześnie chyba najbardziej uniwersalny do astrofotografii krajobrazowej.
Model 14 mm pozwala nam wykonywać naprawdę szerokie ujęcia, z jasną wstęga Drogi Mlecznej przechodzącą przez cały kadr, czy np. łapać spadające gwiazdy. Z kolei 20 mm na pełnej klatce daje mi poczucie najbardziej zbliżonego pola widzenia do tego jak my widzimy. No a 50 mm pozwala mi wyciąć szczegóły, zbliżyć się do konkretnego tematu, lepiej skomponować elementy nieba przy horyzoncie z pagórkiem, czy domem, które nie są wtedy już tak małe jak przy ujęciach szerokokątnych.
W tym roku będę jednak eksperymentował i mam zamiar we wrześniu na pierwszy wyjazd zorzowy w tym sezonie zabrać jedynie FE 24–70 mm f/2.8 GM II. Chcę sprawdzić czy jestem w stanie podróżować z jednym szkłem. Pewnie trochę będzie mi brakowało światła przy filmowaniu zorzy, bo to już jest sport ekstremalny, ale do fotografii jasność f/2.8 powinna mi w zupełności wystarczyć.
Do misji specjalnych od paru miesięcy mam też teleobiektyw FE 70-200 mm f/2.8 GM. Jego wykorzystuję już do bardzo specyficznych rzeczy a mianowicie podczas moich transmisji na żywo ślędzę nim satelity. Jeśli przybliżymy obraz takiego obiektu, można czasami zobaczyć ciekawe efekty. Gdy na przykład z Florydy startują rakiety Falcon 9 i przy odpowiedniej trajektorii są one 20 minut po starcie widoczne z Polski, czasem można zobaczyć jeszcze gazy wyrzucane przez silniki korekcyjne.
Pamiętam też transmisję sprzed kilku miesięcy, wtedy dzięki temu teleobiektywowi udało się zobaczyć “chmurkę” pomiędzy Międzynarodową Stacją Kosmiczną a kapsułą Dragon, która się od niej odłączała. To były oczywiście gazy wylotowe, którymi Dragon odpychał się od stacji. Ale to wyglądało absolutnie czadowo. Gołym okiem czy szerokim kątem byśmy tego oczywiście nie zobaczyli.
Naturalnie. Aczkolwiek trzeba mieć na uwadze ruch ziemi. Jeśli teleobiektyw ustawimy na nieruchomym statywie będzie się on obracał razem z Ziemią. To sprawia, że im dłuższa ogniskowa, tym łatwiej o zarejestrowanie śladów gwiazd na zdjęciu, co jest wynikiem obracania się Ziemi. Dlatego w przypadku obiektywu ekspozycje należało by skracać do kilku sekund, a to może być za mało, by prawidłowo naświetlić zdjęcie. Przy dłuższych ogniskowych musielibyśmy stosować głowice paralaktyczne, które by ten ruch ziemi niwelowały.
Takim obiektywem na nieruchomym statywie z powodzeniem możemy jednak fotografować obiekty jasne. I tu doskonale sprawdza się Ksieżyc, który podczas zachodu lub wschodu, znajdując się nisko nad horyzontem, fantastycznie komponuje się z krajobrazem.
Natomiast jeśli teleobiektyw zamontujemy na głowicy paralaktycznej z prowadzeniem, to w jego zasięgu mamy takie obiekty jak Wielka Galaktyka w Andromedzie (M31) albo Mgławica w Orionie.
Naturalnie, wszystko zależy od tego co chcemy fotografować. Ja zawsze powtarzam, że pod latarnią wcale nie jest najciemniej. Więc jeśli chcemy fotografować nocne niebo musimy uciec jak najdalej od miejskich świateł, reflektorów samochodowych, świateł ulicznych. Trzeba pojechać po prostu tam, gdzie niebo widać.
Niestety dziś nawet na prowincji bywa trudno. Ostatnio przekonałem się o tym na własnej skórze, przejrzając przez pewną małą wieś, w której znajdowała się szklarnia, świecąca chyba jaśniej niż Warszawa. Dlatego nie zawsze z dala od miasta jest ciemno.
Bez wątpienia Bieszczady pozostają w naszym kraju niekwestionowanym liderem jeśli chodzi o ciemność nieba, i to nie tylko nad naszymi głowami, ale co ważne przy horyzoncie. Bo niebo jest ciemne nie tam gdzie można zobaczyć drogę mleczną nad głową, ale tam, gdzie jest ona widoczna dobrze po sam horyzont. I takim miejscem są Bieszczady.
Co ciekawe, świetnie bawiłem się podczas tych wakacji nad naszym morzem, mimo że latem nie ma tam w zasadzie nocy. Gwiazd widać zaledwie garstkę, ale Tworzy się niezwykły klimat do robienia zdjęć, szczególnie tzw. obłoków srebrzystych, czy nawet zwykłych chmur. Akurat trafiłem na okres deszczowy na Półwyspie Helskim i nawet w nocy, gdzieś w oddali było widać wielkie komórki burzowe. Gdy przechodziły na tle jasnego północnego nieba, wyglądało to naprawdę majestatycznie. A jeśli dodać do tego możliwość fotografowania zorzy polarnej z polskiego wybrzeża, co też czasami się zdarza, to już w ogóle kierunek północny okazuje się wcale nie taki zły.
Mazury, kolejny popularny kierunek wakacyjny, to także fajne miejsce do obserwacji nocnego nieba. W lecie też tam jest jaśniej niż na południu Polski, ale to nie przeszkadza by, nocną fotografię krajobrazową tam uskuteczniać.
Oczywiście warto takich ciemniejszych miejsc poszukać w swojej okolicy. Może za dnia znaleźć jakieś ciekawe tematy, by potem sfotografować je w nocy na tle rozgwieżdżonego nieba.
Można też zmierzyć się z mapami ciemnego nieba w Internecie, ale pamiętając o tym by szukać miejsc nie takich, że nad głową jest ciemne niebo, ale takich, gdzie z naszego miejsca obserwacji, w danym kierunku, w którym będziemy fotografować, było ciemno.
Ma, aczkolwiek tu mamy pewien paradoks, bo czas kiedy byśmy najchętniej spędzali na zewnątrz, bo noce są ciepłe, krótkie, niezobowiązujące, pokrywa się właśnie z czasem białych nocy, które nie oferują nam zbyt rozgwieżdżonego nieba.
Szczególnie w północnej części. Na południu ta sytuacja jest krótkotrwała i tylko w okolicach przesilenia letniego, ze dwa tygodnie przed i po. W centralnej Polsce kończą się w okolicach 20-25 lipca, a na północy z początkiem sierpnia. A więc tych cieplejszych nocy z ciemnym niebem jeszcze nam nie zabraknie, więc będzie można je wykorzystać.
Za kilka dni zacznie się prawdziwa furora jeśli chodzi o spadające gwiazdy, wszyscy będą o tym pisali, przypominali, że zbliża się maksimum Perseidów. Że będzie znowu masa spadających gwiazd, ale niestety w tym roku maksimum Perseidów wypada dokładnie w pełnię Księżyca. Będzie więc bardzo jasno, a to stanowi dużą przeszkodę żeby meteory sfotografować, a nawet zobaczyć. Te najjaśniejsze oczywiście zobaczymy, ale może być ich na tyle mało, że nie zrobi to na nas większego wrażenia.
W drugiej połowie wakacji naszą uwagę powinna zwrócić natomiast Droga Mleczna, bo to jest chyba jeden z najłatwiejszych czasów w roku do jej obserwowania. Nie najlepszy, bo najlepszy jest raczej wiosną, kiedy jest widoczna przed świtem. Wtedy z każdą sekundą jest coraz wyżej i możemy ją łapać aż do momentu kiedy jej bieg zostaje ucięty przez nastanie świtu astronomicznego. Po wakacjach sytuacja się odwraca i Droga Mleczna jest widoczna od razu po zmierzchu, ale z każdą sekundą jej centrum jest coraz niżej. Pocieszające jest to, że nie musimy na nią długo czekać.
Więc jeśli znajdziemy miejsce, z którego widać ciemne niebo w kierunku południowym, to wtedy będziemy mogli cieszyć się tą piękną wstęga naszej Galaktyki.
Coraz lepiej widoczne są też planety. Na sensownej wysokości pojawiają się już tak w okolicach północy, ale z każdym kolejnym tygodniem będą widoczne coraz wcześniej. Mowa tu o Jowiszu i Saturnie, które będą widoczne w tym roku na tle bardziej jesiennych gwiazdozbiorów, co jest taką miłą odmianą po paru latach ich przechodzenia na tle konstelacji letnich. To powodowało, że nocą były ekstremalnie nisko nad horyzontem. Teraz będą na wysokościach umiarkowanych, a to już zapowiedź tego, że za parę lat będziemy cieszyć się ich widokiem zimą wysoko nad naszymi głowami.
Ale już teraz te dwie planety prezentują się całkiem nieźle. Jowisza, który jest obecnie najjaśniejszym obiektem na niebie po Słońcu i Księżycu, można wypatrywać koło północy nad wschodnim horyzontem jako bardzo jasną gwiazdę. Saturn jest nieco słabszy, widoczny bardziej nad południowo wschodnim horyzontem.
Po części wakacyjnie. Wybieram się w Bieszczady, by zmierzyć się z Drogę Mleczną. Miałem pecha w tym roku, bo albo pogoda, albo czas nie pozwalały mi zrobić jej dobrego zdjęcia. I marzy mi się, aby w tym roku zrobić jej taką solidną panoramę w dużej rozdzielczości. Być może użyję właśnie nowego obiektywu 70-200 wykorzystując ogniskową około 150 mm. To będzie sporym wyzwaniem, bo takich zdjęć do mozaiki potrzeba bardzo dużo, a wcale nie ma na to zbyt wiele czasu.
Na urlop uciekam na południe Europy, co będzie miało swoje plusy, bo tam Droga Mleczna jest nieco wyżej. Więc zapewne wezmę ze sobą głowicę paralaktyczną i zanim Księżyc urośnie, jeszcze z nią powalczę.
A potem przyjdzie wrzesień i już w pierwszych dniach zaczynam sezon zorzowy. Lecę na pierwszą wyprawę na Islandię. Tym sposobem rozpocznę serię chyba 12 wyjazdów zaplanowanych na tę zimę.
Biorąc pod uwagę największą aktywność słoneczną od kiedy ja obserwuję zorze, czuję że będzie się sporo działo. Więc jeśli ktoś ma możliwość wybrania się na obserwacje zorzy, najbliższe 2-3 lata będą takim czasem, gdzie aktywność słoneczna będzie rosła i zobaczenie jej na północy będziemy mieć raczej zagwarantowane.
Pasjonat i fotograf nocnego nieba, popularyzator astronomii, dziennikarz naukowy, prezenter telewizyjny. Twórca największego w Polsce astronomicznego fanpage „Z głową w gwiazdach” na Facebooku. Przemierza cały świat w pogoni za za mieniami Słońca, a dwa miesiące w roku spędza za kołem podbiegunowym polując na zorze polarne. Jednocześnie uwielbia leżeć na tarasie u siebie w domu, wypatrując sypiących z nieba meteorów. Z zarażania swoją astronomiczną pasją innych uczynił sposób na życie. Zorganizował jedne z największych na świecie wspólnych obserwacji nocnego nieba (na 12 tys. osób) oraz wiele innych imprez popularnonaukowych. Częsty gość programów telewizyjnych i radiowych. Współpracownik Gazety Wyborczej. Prowadził programy popularnonaukowe na antenie Discovery Science i TVN Turbo. Nauczyciel astronomii w szkole podstawowej Eureka. W latach 2008-2016 związany z Centrum Nauki Kopernik. Obecnie odkrywa przed innymi sekrety Arktyki, podczas wypraw na obserwacje zorzy polarnej. Laureat nagrody Popularyzator Nauki 2015 przyznawanej przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Polską Agencję Prasową.
Do 31 lipca trwa atrakcyjna promocja na obiektywy Sony - "Wymień stare na nowe". To doskonała okazja do aktualizacji swojej szklarni, by robić zdjęcia jeszcze lepsze. Można też otrzymać trzyletnią gwarancję na obiektywy G Master, skorzystać z dużych rabatów przy zakupie Sony Alpha 7 IV z dowolnym obiektywem lub odebrać kartę podarunkową kupując Sony Alpha 7 III. Więcej informacji znajdziesz w artykule "Wakacyjne promocje Sony - w lipcu kumulacja ofert".
Lista sklepów biorących udział w promocji: