Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Młodsza Dodo na pewno byłaby w ogromnym szoku! Nawet nie tak bardzo młodsza, bo nawet rok temu nie spodziewałam się, że to wszystko się wydarzy, a już tym bardziej, że się uda bez większych problemów. Jestem z siebie dumna, ponieważ wiem, że momentami naprawdę nie było lekko, pojawiało się czasem ogromne zmęczenie, ale... udało się. A właściwie nie „udało się”, tylko „zrobiłam to”. I tak, jestem dumna!
To zazwyczaj są spontaniczne decyzje. Nie zastanawiam się za dużo nad tym gdzie jechać: wystarczy jakiś impuls, ktoś coś powie, potem pojawia się w głowie pomysł na środek transportu i z czasem na całą podróż. W tym przypadku po prostu wiedziałam, że chcę jeździć motocyklem po Afryce. Rok temu spędziłam w Tanzanii ponad cztery miesiące i bardzo mi się tam spodobało.
Istotne było też to, że moi dobrzy znajomi na miejscu mogli mi pomóc w zakupie oraz późniejszej sprzedaży motocykla - dlatego wiedziałam, że ta podróż powinna się zacząć i skończyć w Tanzanii. Dopiero potem zaczęłam rozmyślać dokąd mogę jechać, a dokąd nie powinnam, głównie przez sytuacje polityczne. Postawiłam na Kenię, Ugandę, Rwandę, Zambię i Malawi, ale niestety do Malawi nie udało mi się dostać wizy. Może za rok?
Czy odczuwają pozytywną energię, czy nerwy? Nerwy staram się zachowywać dla siebie szczególnie w podróży, bo jedyne co może mnie tam zdenerwować, to różnice kulturowe, a przecież jestem gościem. Oczywiście zdarza mi się wybuchnąć, choć coraz rzadziej, ale staram się tej złości i irytacji w żaden sposób nie okazywać. Skoro mi się nie podoba, to mogę wrócić do Polski, a nie wyżywać się na mieszkańcach, prawda?
Odpowiadając więc na pytanie – zdecydowanie bardziej mogą odczuć na swojej skórze tę pozytywną energię. I myślę, że to ona przyciąga do mnie tylu wspaniałych ludzi, bo na mojej drodze ich nie brakuje. A może po prostu ta energia się udziela i nawet największy nerwus i łobuz nagle się zmienia?
Oczywiście, że tak! Męczące dni przychodzą bardzo często, ponieważ taka podróż to zdecydowanie nie są wakacje. Słucham jednak swojego ciała i nie robię nic na siłę. Jeżeli czuję się naprawdę kiepsko, to robię sobie dzień przerwy i najczęściej nie wychodzę z hostelu. Staram się spędzić taki dzień bardzo zwyczajnie, na przykład włączyć serial na Netflixie, popracować, czy wyjść do jakiejś fajniejszej restauracji.
Plany często się nie udają, więc staram się za dużo nie planować. Robię to maksymalnie dwa dni do przodu, żeby uniknąć rozczarowań. A tęsknot jest teraz znacznie mniej, ponieważ zarówno ja jak i moja rodzina przywykliśmy do mojego trybu życia. Pierwsza dłuższa solo podróż była pod tym względem znacznie cięższa, dziś nie odczuwam już tak rozłąki.
Mimo, że nie jeżdżę już autostopem, to wciąż mnóstwo tu spontaniczności. Tak jak wspominałam planuję maksymalnie dwa dni do przodu. A mówiąc „planuję” mam na myśli, że wybieram miasto, do którego pojadę. Potem na bieżąco szukam miejsc do odwiedzenia, pytam sprzedawcę w sklepie o ciekawe punkty w okolicy, obserwuję znaki i szukam atrakcji. Noclegów nie rezerwuję, szukam wszystkiego na miejscu po staremu, pukając do drzwi guesthouse’ów. Nie znoszę sztywnych planów!
Oczywiście czytam wcześniej o regionach, o tym dokąd jechać, a jakich miejsc unikać, ale to bardziej wynika z obierania nowych kierunków, w których dochodzi do różnych nieprzyjemnych incydentów, niż od tego, że nie jeżdżę już autostopem. Taka Uganda to nie Francja i żeby nie popełnić tam żadnych znaczących błędów trzeba trochę wcześniej poczytać. Albo taka Rwanda! Tutaj historia ma ogromne znaczenie w odbieraniu tego państwa.
I tak i nie. Łatwiej jest mi się zachwycać Polską i moimi rodzinnymi okolicami, bo łatwiej mi na to spojrzeć jak na egzotykę. Ale faktycznie – czasem widzę jakąś piękną plażę i wzruszam ramionami. Muszę się przyjrzeć trochę bardziej i mocniej, żeby tak naprawdę zobaczyć jej piękno. Dlatego bardzo cenię sobie ten tryb pół na pół: pół roku spędzam na przykład w Afryce, a pół w Europie. To pozwala cieszyć się każdym z tych miejsc.
Myślę, że zmiana zaszła zaraz po studiach, kiedy już nie musiałam fotografować „na zaliczenie”, a dla siebie. Wtedy po raz pierwszy odważyłam się zabrać lustrzankę w podróż. Przechodziłam Camino de Santiago, szlakiem portugalskim, 750 kilometrów pieszo. Waga bagażu była wtedy bardzo istotna, więc nie miałam ze sobą żadnych powerbanków.
Noce spędzałam śpiąc na dziko w namiocie, przez większość czasu byłam sama. Szukałam sobie więc zajęcia – telefonu nie chwytałam, bo bateria była wiecznie słaba, ale w aparacie te baterie trzymały znacznie dłużej i nie byłoby takiej tragedii, gdybym je rozładowała. Dlatego wieczorami bawiłam się tymi pokrętłami i zaczęłam odkrywać je na nowo.
To też była moja pierwsza większa podróż solo, ze statywem przy plecaku. Jakoś musiałam sobie robić zdjęcia i wymagało to większego zaangażowania i kombinowania. I kombinowałam! Bardzo szybko przeobraziło się to w ogromną pasję, prawdopodobnie tak wielką jak samo podróżowanie.
Na początku nie byłam pewna tej zmiany, bo byłam przyzwyczajona do lustrzanki, ale teraz jestem bardzo zadowolona. Używam Sony Alpha 7C. To pełna klatka, więc jakość jest znacznie lepsza, kolory są inne, intensywniejsze. Do tego aparat jest mniejszy, bardziej poręczny, co oczywiście jest dla mnie bardzo ważne. A podgląd zdjęć na ekranie pozwala mi wreszcie uniknąć wielu testowych, nieudanych ujęć.
Wygląda też dość niepozornie, więc jak ktoś się nie zna, to może nawet nie przypuszczać, że to tak dobry i w zasadzie profesjonalny sprzęt. A to sprawia, że pewniej się czuję spacerując z nim po zatłoczonych ulicach. Obrotowy ekran jest bardzo wygodny. Podoba mi się też układ przycisków i pokręteł. Jest intuicyjny więc mogę szybko reagować, gdy dzieje się coś ciekawego, a w podróży takich momentów nie brakuje. I jak na bezlusterkowca akumulator trzyma naprawdę długo. Nie zdarzyło się jeszcze, żebym została w terenie z rozładowaną baterią.
Najczęściej ze stałki Sony Zeiss FE 55 mm ze światłem f/1.8. Chyba głównie dlatego, że jest tak poręczna i jasna. Sprawdza się w wielu warunkach, nie rzuca się w oczy, ma przyjemną płytką głębie ostrości. Do tego mam zawsze ze sobą zmiennogniskowy obiektyw FE 70-300 mm ze światłem 4.5-5.6, który nie jest tak jasny, ale w warunkach w których fotografuję nie ma to aż tak dużego znaczenia. Poza tym Alpha 7C ma świetną stabilizację matrycy. Na “trzysetce” mogę już zrobić dobre ujęcia dzikich zwierząt, a wciąż nie jest to taki gigantyczny obiektyw, jak te typowe dla fotografii przyrodniczej. W podróży trzeba zawsze iść na kompromisy.
Korzystam z kilku dysków przenośnych. Miałam takie sytuacje, że przez ukradziony sprzęt straciłam wszystkie zdjęcia. Człowiek uczy się na błędach, oczywiście, dlatego teraz mam ze sobą dyski zewnętrzne. A najważniejszy noszę obok paszportu!
Nie robię portretów bez zgody ani nie publikuję portretów bez zgody. Ja mam jeszcze tak, że nie lubię pytać ludzi o zdjęcia i 99% portretów, które robię, wynika z inicjatywy modela. W Afryce Wschodniej to bardzo częste, że ktoś prosi o zdjęcie, więc czasem po prostu wychodzę na ulicę z przewieszonym aparatem i czekam na zaczepialskich. Ci ludzie najczęściej nawet nie chcą, żebym im te zdjęcia potem przesłała, to po prostu fajny sposób na zaczepkę i jakaś forma zabawy – doskonale rozumiem!
Potem tłumaczę, że jestem blogerką, a jeśli ktoś nie rozumie za dobrze angielskiego, to mówię, że dziennikarką i pytam o publikację. Zazwyczaj dostaję słowną zgodę. Wiadomo, że nie jestem w stanie zapytać o to każdej osoby na ulicy, szczególnie, że afrykańskie miasta są bardzo tłoczne. Aparat jednak zawsze rzuca się w oczy i jeżeli widzę, że ktoś się zasłania, to chowam aparat i tyle. Nic na siłę.
Sama niejednokrotnie byłam w takiej sytuacji w Azji albo w Afryce, że ktoś robił mi zdjęcia z ukrycia i nie jest to nic przyjemnego. Jeżeli ktoś nie chce, mówi "nie", to zdjęć nie robię, nawet jeżeli jest tylko częścią większej całości. A portrety tylko za zgodą.
Przez kilka lata dostawałam wiele wiadomości prywatnych na temat zdjęć. Od obróbki aż po to, kto te zdjęcia mi robi. A jak mówiłam, że robię je sama, to pojawiały się setki pytań o to, czy mam jakiegoś pilota, aplikację, jak ustawiam ostrość i tak dalej. Potem były pytania o pozowanie, właśnie o takie zdjęcia na ulicy i robienie portretów obcym ludziom.
Prowadziłam też kiedyś warsztaty fotograficzne i wszyscy uczestnicy byli zachwyceni i mówili, że wreszcie ktoś prostym językiem wyjaśnił im o co chodzi z tymi parametrami, kolorami i głębią chociażby. Dlatego postanowiłam to spisać! Ponad 5 tysięcy osób kupiło już ebooka o fotografii, a ja regularnie dostaję od czytelników zdjęcia, które robią. Pokazują mi swoje postępy, a to ogromnie cieszy!
Na TikToku na pewno wyróżnia je jakość, zarówno obrazu jak i dźwięku. Ludzie na TikToka najczęściej nagrywają telefonem, a ja zaczęłam korzystać z tej aplikacji, gdy Sony trafił w moje ręce. Podobało mi się to jak łapie ostrość i jak łatwe jest nagrywanie. Przeniosłam najwyższą jakość właśnie na taką prostą aplikację. A to się zaczęło ludziom podobać i zawsze w komentarzach żartują, że trafili chyba na TikToka premium.
Nie tęsknię. To było i minęło. W tym momencie mnóstwo radości sprawia mi właśnie to dokumentowanie i pokazywanie świata. Uwielbiam robić zdjęcia i zawsze mnie to ekscytuje. Nie uważam, że robienie tylu zdjęć jest „puste” czy odbiera radość. Mi nie odbiera, bo to moja kolejna pasja, tak jak już wspominałam – prawdopodobnie na równi z podróżowaniem i właśnie pisaniem. Poza tym to fotografowanie i pisanie sprawia, że mam na podróże środki. Można powiedzieć, że to kolejny kompromis.
Wiele z nich! Na pewno Tanzania, bo to dla mnie jak drugi dom. Ciągnie mnie też ostatnio do Gambii. W sumie to do każdego odwiedzonego państwa chciałabym wrócić, bo zawsze jest tam coś nowego do zobaczenia i do przeżycia. Nie da się żadnego państwa doświadczyć w stu procentach, nawet takiej Polski, w której się przecież urodziłam i wychowałam.
Mniej oglądać wiadomości i się nie nakręcać. Słuchać opinii o świecie od ludzi, którzy ten świat widzieli na własne oczy, a nie słyszeli od kuzyna byłego męża sąsiadki, który też zasłyszał w wiadomościach. Zachować zdrowy rozsadek, wdech i wydech, spakować się i poznać ten świat na własnej skórze.
Więcej zdjęć oraz opowieści znajdziecie w serwisie Instagram na profilu @dodoknitter
Dominika (Dodo) Knitter należy do programu Sony Creators - grupy twórców foto i wideo, którzy nie są zawodowymi fotografami, ale tworzą wspaniałe zdjęcia.
Tylko do końca czerwca, w ramach 3 łączących się promocji poszczególne szkła z mocowaniem Sony E kupicie nawet do 4100 zł taniej. A do tego otrzymacie 3-letnią gwarancję gratis. Szczegóły w załączonym artykule.