Wojtek Wieteska: "Fotografia jest żywiołem"

Projektem „Paradise 101” Wojtek Wieteska podsumowuje cykl inspirowany rzeczywistością Japonii z przełomu wieków - filozofią zen oraz wschodnią kulturą wizualnych narracji. W rozmowie z kuratorką Anią Diduch opowiada o wolności pracy z cyfrową fotografią oraz potrzebie kontaktu z materialnym podłożem, jakim jest papier fotograficzny.

Autor: Redakcja Fotopolis

4 Luty 2021
Artykuł na: 23-28 minut

Otworzyłeś właśnie największą wystawę fotograficzną w swojej karierze. Jaki sens ma organizowanie ekspozycji w czasach pandemii?

Większy niż dotychczas! Wiele wydarzeń kulturalnych przeniosło się do Internetu, ale wystawy wciąż nie da się obejrzeć, a przede wszystkim przeżyć w sieci, trzeba na niej być, widzieć i odczuć te formaty, fizycznie wejść z nimi w interakcję. W czasach pandemii nie pójdę do kina ani teatru, bo nie chcę siedzieć i być zamkniętym w jednym miejscu. A na tej wystawie – szczególnie w przestrzeni Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha, gdzie dysponujemy powierzchnią ponad 500 m2 – można być w bezpiecznych odległościach i przeżyć spotkanie ze sztuką oraz z samym sobą.

W projekcie Paradise 101 opowiadasz o Japonii, o styku filmu z fotografią, o ewolucji cyfrowej fotografii. Nie powinieneś być raczej na ulicach? Fotografować to, co dzieje się w naszej rzeczywistości tu i teraz? Protesty antyaborcyjne, ludzi w maseczkach.

Akurat ludzi w maseczkach fotografowałem zanim, to było modne… (śmiech). W Japonii od początku oglądanie ludzi w maseczkach było dla mnie fascynujące, bo było jak przedłużenie tradycji masek z teatru Nō. W związku z tym cały czas miałem wrażenie, że rozgrywa się przede mną gigantyczny spektakl. Że uczestniczę w sztuce, w której jestem jedną z postaci. Jednocześnie trudno nie odbierać tych masek czy czarnych, błyszczących przyłbic, jak ochrony przed światem zewnętrznym. Szczególnie w takiej skali miasta jak Tokio, gdzie jest tyle ludzi na metr kwadratowy i strefa prywatna jest zakłócona.

 

fot. Wojtek Wieteska

Ja niektóre sceny tego spektaklu widziałem metaforycznie jako alienację i kamuflaż jednostki. Dlatego wizualnie, pojawienie się pandemii, lockdownu i masek w Polsce, i w ogóle na świecie, było jak zrealizowanie tego wariantu apokaliptycznego, który niewyraźnie snuł mi się po głowie jako potencjał, jako fantazja i osobista nadinterpretacja. To był na szczęście tylko jeden z kilku wątków. W zeszłym roku, kiedy wspólnie pojechaliśmy do Japonii, na pierwszym planie były pozostałe, czyli na przykład fascynacja organizacją przestrzeni i pojęciem pustki „ma”.

Można powiedzieć, że rzeczywistość w fotografii Cię nie interesuje.

Nigdy nie byłem reporterem chociaż lubię czerpać z tego gatunku, podobnie jak z kilku innych, i mieszać je ze sobą. Czystość jednego jest mi odległa. Lubię narrację i nadrealność. Lubię zmieniać konteksty i przestawiać znaczenia. Wyłuskuję te składniki z rzeczywistości bo świat wokół mnie, ten realny, wydaje mi się wciąż tak bujny i nieprzewidywalnie zaskakujący, że kreowanie fotografii w studio jest dla mnie tak nudne, jak bieg po bieżni w klimatyzowanej siłowni. „Paradise 101” to fikcja, która służy do tego, żeby dać wytchnienie od tego co dzieje się dookoła nas. Chodzi o to, żeby zobaczyć inną rzeczywistość. Albo ułożyć sobie opowieść o świecie, który być może się już skończył i wykreować sobie nowy.

Kreowanie fotografii w studio jest dla mnie tak nudne, jak bieg po bieżni w klimatyzowanej siłowni

Opowiadam historie o relacji obrazów, które poszerzają naszą wyobraźnię i stanowią refleksje na temat tego, jak nas stymuluje plastycznie współczesny styk pojedynczych fotografii i ujęć filmowych: ich wzajemne oddziaływania. Gdy oglądamy reportaż, to emocje wywołują fakty: pobity człowiek lub manifestujący tłum. Tymczasem to, jak oddziałuje na nas forma obrazu cyfrowego jest w istocie bardziej zasadnicza dla naszego życia tu i teraz, bo właśnie z niej wynika wszystko. Warto znać instrukcję obsługi przekazu, który jest naszym widzeniem.

fot. Wojtek Wieteska

Plastyczna psychologia obrazu jest częścią biznesu np. w Internecie. Social media są programowane przez ludzi z wykształceniem psychologicznym. Ważnym elementem przekazu jest tam przecież obraz.

Tylko nie są to artyści, to nie ich domena. Dlatego uwrażliwianie na jego strukturę i formę plastyczną jest tak istotne. Myślę też o tym tak - to zabrzmi trochę górnolotnie. Są lekarze, którzy leczą ludzi z chorób fizycznych. Ja zajmuję się wyobraźnią, czyli częścią mentalną, kawałkiem duszy albo psychiki, jak wolisz. Proponuję receptę na oderwanie się od codzienności i poszukanie w sobie samym miejsca, gdzie można w sposób zdrowy znaleźć związki chemiczne czyli uczucia i emocje, które mogą nam pomóc żyć w coraz większej ilości wzajemnie nakładających się i przenikających warstw wizualnych, w zmultiplikowanym krajobrazie bodźców i doznań.

Zobacz także:
Paradise 101 - największa wystawa Wojtka Wieteski od 2 lutego w Krakowie!

Projektem Paradise 101 Wojtek Wieteska podsumowuje cykl fotografii i obrazów filmowych inspirowanych rzeczywistością Japonii przełomu XX i XXI wieku, kulturą zen oraz wschodnią kulturą wizualnych narracji. Wernisaż planowany jeszcze na listopad odbędzie się 2 lutego w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha. [Czytaj więcej]

To jest rola sztuki w życiu codziennym i artysty w świecie, który nas obecnie otacza. Ja tak rozumiem swoje zadanie i pracę we współczesnej konstrukcji społecznej. Jedni działają w praktyce politycznej, religijnej, w jodze, w medytacji, w służbie zdrowia. Ja jestem w praktyce sztuki. Wiem, że nie jest to jednoosobowa sekta.

fot. Wojtek Wieteska

Zdjęcia, które pokazujesz w Muzeum Manggha obejmują okres 29 lat. Czym się różni w takim razie pierwsze zdjęcie z Japonii z 1991 od tego z 2019? I czy myślenie kategoriami pierwsze-ostatnie, ma w ogóle znaczenie?

Tak ma znaczenie, ponieważ to pierwsze zdjęcie wydaje mi się takie „malutkie”, a ostatnie naprawdę ogromne. Malutkie, bo jest to jedna klatka negatywu czarno-białego 24 x 46 mm, a najnowsze ma rozmiar 8256 x 6192 pikseli, czyli razem 51 121 152 pikseli. Negatyw pochodzi z lat 90 - końca XX wieku, a plik cyfrowy z drugiego dziesięciolecia XXI wieku. W tym projekcie jesteśmy w dwóch różnych galaktykach naraz, ale ta odległość, podróż - ta zmiana dokonała się w ciągu naszego życia, czy to nie rewelacyjne? Bardzo mnie inspiruje takie przyspieszenie. Żyjemy w fascynującej rzeczywistości dzięki rewolucji cyfrowej obrazów.

Bez niej nie moglibyśmy zobaczyć w zeszłym roku pierwszego zdjęcia czarnej dziury.

W technologii analogowej nigdy nie byłoby to możliwe. A wracając na Ziemię, czyli do mojego archiwum - tematycznie japońskie zdjęcia czarno-białe i kolorowe nie różnią się. Ta wystawa to pokazuje. Dlatego w pierwszej sali jest 500 fotografii z lat 90. XX wieku i początku lat 2000. Traktuję je jako szkice do kadrów i ujęć z 2019 roku. To tak jakbym pokazywał wystawę 500 rysunków, a ostateczne obrazy są piętro wyżej.

fot. Wojtek Wieteska

Czyli chcesz powiedzieć, że przez 30 lat nic się w Tobie nie zmieniło?

Henri Matisse powiedział, że w człowieku jego temat jest jak zalążek mgławicy, która rozwija się w tobie przez całe życie, bo zmieniają się i poszerzają konteksty oraz wydłuża się twoje widzenie.

Jakie są to wobec tego motywy.

Przy pierwszej wystawie japońskiego tematu, notabene również w Muzeum Manggha w Krakowie, mówiłem że interesuje mnie człowiek w przestrzeni i przestrzeń wokół człowieka, a precyzyjniej jednostka vs. zbiór społeczeństwa ultratechnologicznego, która utrzymuje sens osobisty dzięki tradycji i kulturze. Dziś Japonia z science-fiction końca XX wieku skręciła w boczną indywidualną ścieżkę.

Papier w książce prowokuje nas do przewracania stron, tutaj papier fotograficzny zachęca do stania się czynnym odbiorcą ekspozycji

W Galerii 1 na parterze pokazuję czarno-białe fotografie komponowane w paskach, po pięć na jednym. Łącznie jest ich sto. Jeden z takich pasków przedstawia w planie ogólnym Japończyka w stroju baseballisty amerykańskiego - ćwiczy rzut piłką. Sytuacja dzieje się w alejce głównego cmentarza Aoyama w Tokio. Te 5 zdjęć jest jak 5 kadrów z sekwencji Eadwearda Muybridge’a, ale to co mnie interesowało, to nie analiza faz ruchu, ale to jak rysunek postaci komponuje się z tradycyjnymi nagrobkami japońskimi. Jednocześnie jest to opowieść o imporcie i miksowaniu kultur, i jak się to wszystko zlewa w jeden współczesny kształt.

fot. Wojtek Wieteska

Dla porównania, w 2019 roku fotografuję człowieka w pomarańczowym kombinezonie, który wygląda jak pracownik bazy kosmicznej lub laboratorium. Tymczasem jest stróżem placu budowy na przedmieściach Kioto. I dzięki cyfrowej technologii i narzędziom, w tym przypadku średnioformatowej matrycy aparatu Fujifilm GFX 50R, mogę tak zinterpretować to zdjęcie, że z reporterskiego ujęcia – stróż budowy uchwycony w zastanej sytuacji – zmienia się w to, co podpowiada mi moja wyobraźnia i skojarzenia.

Wysoka jakość obrazu z tej matrycy i duża rozpiętość zakresu tonalnego pozwalają mi przeeksponować rzeczywistość zastaną i zredukować ilość informacji, detali, szczegółów, aż do czystej bieli. Te parametry zmieniają całkowicie sposób mojej dotychczasowej techniki pracy. W ten sposób opowiadam historię mojego widzenia, którą nakładam na to, co zastałem.

I jeszcze na dodatek powiększasz to do formatu 360 x 130 cm i pokazujesz jako pionowy, panoramiczny wydruk wiszący w przestrzeni „na golasa”.

Tak, na tej wystawie nie będzie w ogóle zdjęć w ramach! W przypadku fotografii, o której rozmawiamy – mężczyzny w pomarańczowym kombinezonie - 90% powierzchni obrazu to czysta biel samego podłoża światłoczułego Fuji Flex Crystal Archive. Czysta materia! Taka syntetyczna cieniutka, ultra błyszcząca - niczym blacha.

fot. Wojtek Wieteska

To co to jest ten „Paradise 101” w takim razie?

To jest raj cyfrowy, świat digitalny, który sobie stworzyliśmy, i w którym ja tworzę obrazy ruchome i statyczne. A 101 ponieważ to są podstawowe nuty zapisu cyfrowego: 1 i 0.

Czyli kiedy w 2004 sięgałeś po pierwszy aparat cyfrowy, nie żałowałeś, że rezygnujesz z kliszy?

Nie, tylko czułem się jak Ryan Gosling, który gra Neila Armstronga w filmie „Pierwszy Człowiek”: czyli siedzę w puszce od sardynek i lecę na Księżyc. Dziś już na szczęście mogę z dosyć dużą precyzją zaplanować cel, do którego chcę dolecieć i wcale nie muszę go w tym planowaniu widzieć. Zobaczyć mogę dopiero po lądowaniu: gdy otwieram pliki po powrocie do Warszawy widzę więcej niż to, co widziałem w chwili uruchomienia migawki. Mogłem na przykład policzyć ptaki siedzące na skale, podczas błyskawicznie wykonanego zdjęcia z okna pędzącego Shinkansenu. Wtedy nie wiedziałem nawet, że są tam jakieś ptaki.

Fujinon GF 120 mm f/4 Macro to mój ulubiony obiektyw, bo mogę przejść płynnie od detalu do totalu

Czyli rozdzielczość i ilość wynikających z niej szczegółów, w połączeniu z optyką Fujifilm dostosowaną do korpusu GFX, dają możliwość wejścia w detal obrazu. Dopiero na wydruku w formacie 130 x 360 cm, z bliska mogłem przyjrzeć się kto, co robi na tej plaży. Zresztą na wystawie będzie można osobiście to podejrzeć. Podobnie jak na innych zdjęciach robionych tym samym obiektywem GF 120 mm f/4 Macro. To mój ulubiony obiektyw bo mogę przejść płynnie od detalu do totalu. No i ma doskonałą stabilizację.

fot. Wojtek Wieteska

Skoro praca z pikselami jest taka świetna, to po co unieruchamiać je statycznym podłożem? Komu potrzebny jest papier w cyfrowym raju?

Bo w raju, tak jak w rzeczywistości, dalej trzeba chodzić, czuć, dotykać, słyszeć, czyli przeżywać świat wszystkimi zmysłami. A nie siedzieć w pozycji myśliciela Rodina nad swoim smartfonem (śmiech). Zaufaj mi, spędziłem w raju cyfrowym wiele godzin!

Wiem, to zupełna odwrotność tego, co działo się w Japonii. Cały dzień przemieszczania się, chodzenia, przystawania, kucania. Żałuję, że nie zrobiłam swojego projektu o tej fotograficznej choreografii.

Choreografia zaczyna się na poziomie obsługi aparatu GFX50 R. Szybko daje się personalizować jego funkcje, a ergonomia staje się atutem mobilności. Dlatego przestrzenna ekspozycja zdjęć w galerii na parterze ma z jednej strony odtwarzać moją metodę pracy - chodzenie po Japonii, szukanie motywów, obserwowanie rzeczywistości. Z drugiej prowokuję widza do samodzielnego eksplorowania mojego archiwum, więc de facto mojej mentalnej pamięci fotograficznej. Propozycja trasy jest podzielona na dwie przestrzenie: pionowe paski, czyli las, oraz poziome paski, czyli fale, morze. Razem tworzą symboliczny krajobraz. W ten sposób fotografia staje się żywiołem. Jak fala w słynnym drzeworycie Hokusai’a.

fot. Wojtek Wieteska

I widz może zadecydować, czy chce być wobec tej instalacji jak niewzruszona góra Fuji w tle obrazu Hokusai’a, czy być w centrum sytuacji jak postaci w łódeczce na pierwszym planie.

Tak, jak papier w książce prowokuje nas do przewracania stron i bycia w kontakcie z historią, tutaj papier fotograficzny zachęca do stania się czynnym odbiorcą ekspozycji. To widz odkrywa zdjęcia i tworzy własne skojarzenia pomiędzy nimi. Dlatego w tej przestrzeni wygaszamy światło i dajemy odwiedzającym LED-owe latarki. Nie ma „przewodnika do odczytania” wystawy, kieruje nami trochę przypadek, ale przede wszystkim nasza intencja i intuicja. Możemy obejrzeć wszystkie fotografie, albo tylko kilka. To co sami oświetlimy - to odkryjemy.

Mnie, jako artystę, najbardziej interesuje teraz cienka granica między obrazem statycznym a ruchomym

„Paradise 101” opowiada o przejściu z rejestrowania obrazów analogowo na negatywie, do zapisu cyfrowego i plików na kartach pamięci. Dlaczego wobec tego dla pokazania prac z lat 90. nie wybrałeś ciemni i powiększalnika?

Dzisiaj druk cyfrowy jest tak zaawansowany technologicznie, że o finalnej jakości fotografii decyduje rodzaj podłoża, struktura powierzchni papieru, czy skala odwzorowania czerni. Dlatego paski w parterowej sali są drukowane na profesjonalnym papierze fotograficznym Fujifilm Maxima Cristal Archive. To papier światłoczuły, który powstał z myślą o ekspozycji w galeriach i muzeach. 90% czarno-białych fotografii widzę po raz pierwszy w tej postaci. Skoro uprawiam taki publiczny ekshibicjonizm pokazując całe sekwencje motywów, to chcę im nadać szlachetny wymiar. Klasa tego papieru pasuje do tej intencji. Uzasadnia gest artystyczny, daje mu rację bytu. Bez wydrukowania dawnych zdjęć nie miałbym dystansu do swojej pracy i przestrzeni na nowe widzenie. Taki detoks wizualny.

fot. Wojtek Wieteska

Czyli papier jest remedium.

Jesteśmy tym, na co patrzymy. Dlatego przychodzi taki moment, że trzeba - po surfingu w morzu pikseli - wskoczyć w swoją fizyczność i zobaczyć pracę, swoje fotografie na zewnątrz, poza oknem monitora. Papier - podłoże materialne - służy do tego żeby podzielić się swoją twórczością z innymi. Tym bardziej przy takim zamyśle inscenizacyjnym prezentowany jest bez ram. To dużo bardziej zmysłowe: paski są jak partytura, na którą naniesione są nuty. Dla mnie podłoże nie było bez znaczenia dla przebiegu pracy podczas wyjazdu w 2019. Z pierwszą rolką Fujifilm Flex pracowałem w 2017 roku przy projekcie Travelling. Dwa lata później wiedziałem, że będziemy drukować formaty 360 x 130 cm na tym materiale.

fot. Wojtek Wieteska

Czy to mnie sprowokowało do szukania takich a nie innych motywów? Po części tak, bo nigdy nie sfotografowałbym fragmentów błyszczącej karoserii super nowoczesnego samochodu i nie traktowałbym go jako formy abstrakcyjnej, gdybym nie miał przekonania, że jakość i wartość samego podłoża może sprawić, że banalny motyw i kształt nie do opowiedzenia słowami, może być światem samym w sobie, zamkniętym plastycznie, który budzi po prostu emocje.

Co łączy japońskiego dandysa i foliową torebkę?

Mnie, jako artystę, najbardziej interesuje teraz cienka granica między obrazem statycznym a ruchomym. Dlatego w Krakowie pokazuję też prace w postaci krótkich form filmowych i proponuję udźwiękowienie całej ekspozycji. To także znak czasów, w których ten projekt powstaje.

Z jednej strony krytykujemy sytuację, że jesteśmy przebodźcowani obrazami w internecie, w przestrzeni miejskiej, a z drugiej tworzymy kolejne warstwy fotograficznego spektaklu, czyli kreujemy sytuację angażowania wszystkich zmysłów.

Jest różnica między przypadkowym chaosem bodźców a reżyserską intencją. Zawsze intrygowało mnie dlaczego fotografia musi być niema i zamknięta w ramach pod szkłem. Dlatego ją rozebraliśmy i daliśmy jej głos. Z takim zamysłem pojechaliśmy do Japonii. Nagrywaliśmy wywiady z różnymi osobami przy okazji abdykacji japońskiego cesarza i rejestrowaliśmy dźwięki, na które szczególnie reagowaliśmy, bo były inne lub powtarzalne lub intrygujące jak dźwięk jednowagonikowej kolejki podmiejskiej w Kioto, która jeździła na linii o sześciu przystankach i budziła nas codziennie o piątej rano. Dziś, ścieżka dźwiękowa wystawy składa się m.in. z tych fragmentów i funkcjonuje jako autonomiczna kompozycja.

fot. Wojtek Wieteska

A co intryguje cię w zbliżaniu się różnych dziedzin sztuki? Ja czuję, że przez dostępność narzędzi mam więcej pokus. Mogę pracować z obrazem, filmem, zrobić podcast, slideshow, rzeźbę dźwiękową. Może lepiej skupić się na jednym?

Znakiem czasu jest to, że każdy może fotografować, filmować, nagrywać, pisać czy rzeźbić. To, że tworzymy w przestrzeni digitalnej stwarza nowe możliwości w takim sensie, że możemy z tych cząstek cyfrowych komponować pełne formy. Piksele to takie współczesne klocki: mogą być obrazem, dźwiękiem, słowem albo obiektem. Są bardzo dynamiczne dlatego je lubię, bo myśli w nich szybko płyną. Dziś to z nich układam swoje utwory.

Dziękuję za rozmowę

Wojtek Wieteska - sylwetka fotografa

Rocznik 64., pochodzi z Warszawy. Fotografuje i pisze o fotografii, choć uważa, że „fotografie są szybsze od słów”. Autor wystaw i książek, uniwersytecki wykładowca z 20-letnim doświadcze-niem. Studiował na Wydziale Operatorskim i Realizacji TV w PWSFTviT w Łodzi, a także historię sztuki na Uniwersytecie Warszawskim i Uniwersytecie Sorbona IV w Paryżu. W roku 2015 obronił doktorat z dziedziny sztuk wizualnych, specjalizacja: fotografia. Jego cykle były wystawiane w miejscach takich, jak: Centrum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha (Kraków), Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski (Warszawa), Yours Gallery (Warszawa), Galeria Atlas Sztuki (Łódź), Muzeum Powstania Warszawskiego, Leica 6x7 Gallery Warszawa.

Wystawę Paradise 101 można oglądać od 2 lutego 2020 roku w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha, przy ul. Marii Konopnickiej 26 w Krakowie. Mecenasem wystawy jest Fujifilm Polska.

Skopiuj link
Komentarze
Więcej w kategorii: Wywiady
Łukasz Skwiot: „Coś takiego jak nietrafione zdjęcie już nie występuje”
Łukasz Skwiot: „Coś takiego jak nietrafione zdjęcie już nie występuje”
Od lat relacjonuje z linii bocznych najważniejsze wydarzenia futbolu. Nam opowiada o realiach pracy stadionowej i o tym, jak jego pracę zmienił najnowszy flagowy korpus Canon EOS R1,...
31
Tania Franco Klein: kultura to dziś jedyna forma oporu
Tania Franco Klein: kultura to dziś jedyna forma oporu
Mimo młodego wieku, jej prace znajdują się w stałych kolekcjach MoMA w Nowym Jorku oraz The Getty Center w Los Angeles. Meksykańska artystka pochyla się nad skutkami nadmiernej stymulacji...
12
Nicolas Demeersman: "Zaakceptuj, że czasem będziesz pieprzonym turystą"
Nicolas Demeersman: "Zaakceptuj, że czasem będziesz pieprzonym turystą"
Nicolas Demeersman za pomocą jednego prostego gestu kwestionuje nasze postrzeganie turystyki i relacji z lokalnymi społecznościami. Jego twórczość polega na przedstawianiu paradoksów. Fotograf...
17
Powiązane artykuły
Wczytaj więcej (1)
zamknij
Partner:
Zagłosuj
Na najlepsze produkty i wydarzenia roku 2024
nie teraz
nie pokazuj tego więcej
Głosuj