Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
W World Press Photo i POYi postawiono w tym roku na czytelność – prace zgrabne i rzetelne, dalekie od niuansów, słowem, dobre ilustracje. Ale czy tylko tym powinna być dobra fotografia prasowa? Ilustracją właśnie?
Przyznam, że wyniki konkursu w pierwszej chwili mnie oszołomiły. Zanim zmierzyłam się z własnymi przemyśleniami, wysłuchałam opinii kilkudziesięciu osób spotkanych na gali - uczestników środowiska, śledzących konkursy i rynek. Przede wszystkim opinie te dotyczyły zdjęcia roku. - Budzące wiele kontrowersji – powiedział Chris Niedenthal, jeden z jurorów. - Opowiada wiele historii na raz, a jest powrotem do zwykłego życia, zwykłego bohatera, czyż nie tym powinien się zajmować fotoreporter? - mówił z kolei Maciek Jeziorek, przewodniczący jury.
fot. Joanna Mrówka
Tyle jurorzy, reszta faktycznie się podzieliła. Nie odnośnie krytyki samego obrazu - rzetelna robota, w ujęciu matematycznym: światło, kompozycja, prawda i szczerość, dobra historia – wszystko się zgadza. Podział wystąpił w opinii czy to jest akurat ”zdjęcie roku”. Joanna Mrówka fotografowała przez lata wieś Broniszów. Jej reportaż zajął pierwsze miejsce w kategorii „życie codzienne”.
fot. Joanna Mrówka
Zdjęcie roku to właśnie część większej całości, którą się czyta dobrze, może aż nazbyt czasem łopatologicznie. Dobra edycja, świetne wieloplanowe kadry, mocne punkty, kolor (!), naprawdę wszystko jak trzeba. Można dopatrzeć się inspiracji pracą Tomasza Tomaszewskiego, szerszym nurtem "National Geographic". Mi przypomina nawet klasyczny fotoesej Eugene Smith’a „Spanish Village”.
Zdjęcie roku jest najbardziej otwartym elementem całego fotoreportażu. Enigmatyczne, ale i proste zarazem, wymagające podpisu by całą historię ugryźć i przetrawić, ale i wizualnie zachęcające do przemyśleń. To nie jest ilustracja, którą się przekartkowuje szukając mięsa czy treści. Wymaga zatrzymania i popatrzenia. Są miny bohaterów, które mówią o najzwyklejszym życiu codziennym. Nie ma tu momentu, fajerwerków. Jest proza, jest przeczekany czas, który trwa i trwa. Żadnego zwrotu akcji, dłużyzna. Jest zmęczenie, choć to przecież poranek. Są mocne kontrasty - bohaterka z Disneya na bluzie i bohater domu, widać je z daleka także w kolorach. No i jest ten papieros na pościeli, tak jakoś wybijający się. Tak zwykły, że aż przeszkadzający.
fot. Joanna Mrówka
I ta historia płynie dalej, opowiadamy sobie wszystko – ten powrót, te chwile, nie taka wcale codzienność. Myśli wzbudzone, refleksja się kręci, można dociekać dalej i widzieć obraz polskiego uchodźcy zarobkowego. Portret rodziny, jakich wiele - nierzadko rozbitych przez pracę za granicą, pełen trudnych sytuacji rozłąki, rzeczy, które tak trudno sobie wyobrazić nie będąc na miejscu.
Fotografka przenosi nas do jednego z takich domów. Opowiada zwykłą historię, nienachlanie, ale szczerze, zostawiając nam pole do domysłów. Nie jest to łatwe zdjęcie, potrzebuje chwili, ale potem dociera, na koniec nie mam już wątpliwości, że warto je było opatrzyć tytułem „zdjęcia roku”.