Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Szkoła podstawowa była dla mnie koszmarem. O ile z sentymentem wspominam liceum [pisałem już o nim zresztą w którymś z felietonów], o tyle podstawówkę chciałbym jak najskuteczniej wykasować ze swojej pamięci. W mojej klasie były 32 osoby. Najlepiej dla nauczycieli byłoby gdybyśmy wszyscy byli identyczni i zachowywali się tak samo. Kolejne pokolenie trafiło na takie same warunki. Jeden z moich bratanków musiał codziennie rano ustalać które literki umie, a których jeszcze nie - jego pani nie mogła się pogodzić z myślą, że któreś z dzieci umie już czytać. Bo przecież wszystkie powinny się jednocześnie uczyć tego samego.
Rok temu polską gwiazdą World Press Photo był Tomasz Lazar. Teraz ważne nagrody dostały dwie 'nasze' dziewczyny. Przeczytałem kilka wywiadów z Iloną Szwarc - tą od zdjęć młodych Amerykanek z lalkami - i myślę, że nic się u nas nie zmienia. Nie chcę się dziś jednak zajmować jej zdaniem '...American Girls wystawiałam już w różnych miastach w Stanach, we Francji, w Niemczech, w Wielkiej Brytanii, we Włoszech, w Hiszpanii, nawet w Chinach - w Polsce przeszło to niezauważone...' O tym pisałem w zeszłym roku a propos Lazara. Dziś bardziej ciekawi mnie fragment innego wywiadu, w którym można przeczytać: 'Gdy pojechałam do Stanów w ramach szkolnej wymiany, wciągnęłam się w robienie zdjęć coraz bardziej. W szkole zorganizowano dla mnie ciemnię.' No właśnie. Możemy myśleć o zgniłej zachodniej edukacji wiele rzeczy. Może młodzi Amerykanie nie wiedzą, jakie miasto jest stolicą Austrii albo nie znają dokładnej daty rozpoczęcia wojny, ale jeśli mają jakiś talent - z pewnością zostanie od dostrzeżony. I szkoła będzie się starać go rozwijać i pielęgnować zamiast wyrównywać wszystkie dzieci walcem. Ta drobna różnica sprawia, że pod wieloma względami jesteśmy daleko w tyle za [muszę to napisać] Murzynami...
W dwóch poprzednich felietonach pisałem o Becku Hansenie. Dziś również muszę o nim wspomnieć. Otóż 19 lutego w sieci pojawił się jego nowy 'teledysk'. Cover - czy raczej kompletnie nowa rewelacyjna wersja - piosenki Davida Bowie Sound and Vison. Na scenie wystąpiło ponad 160 muzyków. Kręcono to z wielu kamer i zmontowano tak, że człowiek może na własnym komputerze obejrzeć obraz obejmujący 360°. Wystarczy jedynie mieć komputer z kamerą, nowego Flasha i słuchawki na głowie. Rewelacja! Genialne!
Kto za to zapłacił? Fabryka samochodów. Tak, tak. Cały ten projekt jest częścią nowej kampanii promocyjnej Lincolna MKZ. Osoba, która wpadła na pomysł żeby połączyć nowy - faktycznie nowoczesny z wyglądu samochód - z awangardowym - choć już średniego pokolenia - muzykiem, musiała mieć głowę na karku. Sukces tej kampanii wynika z jednego: nieszablonowego podejścia do tematu. Informacja o nowym sedanie Lincolna dotarła - dzięki świetnie zrealizowanej świetnej piosence w świetnym wykonaniu - do masy osób. Dobrze zarabiających osób. Wystarczyło wyjść poza schemat.
Ostatni raz miałem styczność z osobami wydającymi pieniądze na reklamy w naszej branży motoryzacyjnej kiedy jeszcze pisałem w Pozytywie. Próbowaliśmy namówić kogoś na reklamy w naszym magazynie. Bo przecież dla fotografa samochód jest równie istotny jak aparat [a może nawet bardziej]. I co? Nic. Dowiedzieliśmy się, że strategia marketingowa polega na dawaniu reklam w pismach motoryzacyjnych. Wszystkie firmy miały taką samą strategię. Wszystkie. Trudno się więc dziwić, że od kilku lat nie mogą wyjść z dołka.
Rozwój sztuki zależy od pieniędzy. To fakt, z którym nie da się polemizować. Nie byłoby renesansu gdyby nie walka o prestiż między Florencją a Sieną. Dziś pieniądze są w reklamie. Dobrze wydane pchają sztukę do przodu. Wielu spośród największych fotografów ostatnich lat to osoby tworzące zdjęcia stricte reklamowe. Wystarczy wspomnieć Avedona... Czy pieniądze polskich reklamodawców doprowadziły do stworzenia czegoś wyjątkowego? Czy w ostatnich latach pojawił się dzięki nim jakiś fotograf, na którego warto zwrócić uwagę? Czy dzięki sponsorom udało się zrealizować projekt fotograficzny, o którym było naprawdę głośno? Odpowiedź na te pytania jest jedna. Nie. A staram się śledzić ten rynek dość uważnie.
Większości zamawianych zdjęć nie da się od siebie odróżnić. Widać w nich, niestety, wyrównującą rękę rynku. Tyle, że za każdą decyzją stoi żywy człowiek. Nikt z zamawiających nie chce przekroczyć granicy tego co aktualnie modne, popularne, zalecane. Nawet jeśli fotograf zrobi coś ciekawego - z Photoshopa wychodzą rzeczy prawie identyczne. Swoją drogą ciekawe, czy któryś z naszych tuzów od kreacji zdjęć zastanawiał się dlaczego pani Szwarc fotografuje na kolorowym negatywie wielkoformatowym aparatem 4x5 cala..?
Przez ostatni rok niewiele się u nas zmieniło. Nasza chata z kraja. Ale jeszcze chyba nie wszystko stracone. Choć nie grają pierwszych skrzypiec to są jeszcze w naszej reklamie osoby myślące niesztampowo i mające odwagę wyjść poza schemat. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że po Piotrkowie Trybunalskim jeździ autobus MZK reklamujący miejską bibliotekę publiczną