Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
czy "łatwiej" rzeczywiście znaczy "lepiej"?
NOS, New Old Stock, nowe stare rzeczy. To termin, który jest ostatnio dość popularny wśród audiofilów. Po całym świecie szukają nieużywanych starych lamp Mullarda czy Siemensa, aby wsadzić je do współczesnych, dziś produkowanych, wzmacniaczy. Po co? Uważa się bowiem, że stare lampy brzmią lepiej od nowych. Taki sam argument słychać z ust miłośników starych celulozowych głośników. Tak jakby postęp jaki dokonał się w ostatnich latach wcale nie był postępem. Dla niektórych brzmi to jak voodoo, ale koncepcji sięgania do przeszłości hołdują nawet poważne osoby. Firma AMR pakuje do swojego topowego odtwarzacza, kosztującego prawie 40 tysięcy złotych, przetwornik TDA1541A Philipsa. Przetwornik, który powstał ponad dwadzieścia lat temu. W erze prehistorii cyfrowego odtwarzania muzyki...
Obserwowałem niedawno jak spycharko-koparka [swoją drogą, jakie to piękne, futurystyczne wręcz, słowo] "Białoruś" niszczyła piękną starą fontannę w Krynicy. Jej pracy z rzewnym wyrazem twarzy przyglądał się robotnik oparty o łopatę. Na moje pytanie o to czy starej fontanny już nie będzie powiedział z szerokim uśmiechem "Nie bedzie. Bedzie nowa" [pisownia zgodna z oryginałem :-]. Wtedy właśnie dotarło do mnie, że ludzie na świecie dzielą się na dwie grupy: takich co wolą stare i takich, którzy z nadzieją patrzą w przyszłość. Jedni chcą zachować świat w stanie niezmienionym, korzystając z wynalazków stworzonych przez swoich pradziadków, dziadków i, w ostateczności, ojców. Drudzy najchętniej oddaliby się we władanie własnym wnukom, burząc wszystko co powstało dawniej niż wczoraj.
Osią tego podziału jest słowo "postęp". Dla jednych to religia: świat powinien stale się rozwijać; powinniśmy stale dążyć do ulepszania wszystkiego wkoło. Dla drugich "postęp" jest synonimem upadku i zniszczenia.
Mój stosunek do postępu jest raczej ambiwalentny. Oczywiście, cenię sobie ciepłą wodę płynącą z kranu i elektryczny piekarnik. Ale jeśli chodzi o fotografię to wcale nie jestem przekonany, że warto było zmieniać klasyczną fotografię srebrową na cyfrę. Ba! Nie jestem nawet przekonany czy w erze srebra warto było konstruować aparaty wyposażone w automatykę ekspozycji. Nie wiem z jakiego powodu konstruktorzy aparatów zaczęli kłaść nacisk na łatwość obsługi. Wiem jednak, że to wcale nie ułatwia tworzenia lepszych zdjęć. Idea była być może słuszna. Skoro nie masz problemów stricte technicznych możesz skupić się na treści zdjęcia. Tyle tylko, że jak każda słuszna idea i ta uległa degeneracji: skoro nie masz problemów technicznych robisz tysiące poprawnie naświetlonych i ostrych zdjęć o niczym ważnym. I nigdy nie dowiesz się jak wykorzystać nieostrość/głębię ostrości/czas migawki/szum do opowiedzenia czegoś istotnego o swoim świecie. Poprawność techniczna nie jest przecież jedynym kryterium oceny zdjęć.
W poprzednim akapicie wyszedł ze mnie belfer. Cóż począć. W końcu od prawie dwudziestu lat uczę robić zdjęcia. Kiedy jednak słyszę pytania o przewagę jednej nowej cyfrówki nad drugą opadają mi ręce. Nasza wiara w możliwości sprzętu poszła chyba za daleko. Nikt już nie myśli o fotografii jako takiej.
Ja, na przykład, z całego tworzenia fotografii najbardziej lubię ten moment kiedy patrzę na matówkę i wyobrażam sobie jak będzie wyglądało zdjęcie. Kiedy zastanawiam się nad wyborem czasu migawki, kiedy oceniam głębię ostrości. To dla mnie kwintesencja fotografii - chwila przed naciśnięciem migawki. Lubię czekać na wywołanie filmu. Lubię czekać na zrobienie pierwszej próbnej odbitki albo stykówki. Wcale nie śpieszy mi się z otrzymaniem gotowego obrazu. Może ma to coś wspólnego z faktem, że "wyobrażone" zdjęcia w 99% są lepsze od tego co widzę czarno na białym na gotowej odbitce. Zanim się na sobie zawiodę, przez jakiś czas mogę czuć się mistrzem fotografii. Rozczarowania są dla mnie jednak bodźcem do dalszej pracy. Szukam nowych zdjęć i wyobrażam sobie nowe odbitki wcale nie marząc o natychmiastowym podglądzie na monitorze. Z punktu widzenia mojej fotografii "łatwiej" to wcale nie znaczy "lepiej". Technika cyfrowa odziera zdjęcia z aury, na której mnie - osobiście - najbardziej zależy.
W tych poglądach nie jestem chyba odosobniony. Fotografia również ma swoje NOS-y. Wystarczy pomyśleć o sukcesie Niemożliwego Projektu". Grupa zapaleńców uratowała fabrykę natychmiastowych materiałów do aparatów Polaroid. Teraz zaś myślą o rozpoczęciu produkcji całkiem nowego aparatu. Urok "staroświeckich" polaroidów zwyciężył nad bezdusznością księgowych, w znacznej mierze odpowiedzialnych za tak zwany postęp. Niedługo ma szanse ruszyć produkcja papieru fotograficznego na starych maszynach dawnej fabryki Forte. Mnie wpadł w ręce aparat Olympus OM-1n, który nie zrobił ani jednej (ani jednej!) rolki filmu. Z dala od pierwszych stron portali poświęconych cyfrowej toczy się normalne życie...
Dlaczego stare techniki i technologie fotograficzne są dziś ważne? wymowy fotografii [tak jak każdego innego dzieła sztuki] nie da się bowiem oddzielić od sposobu jej stworzenia. Gwiazdą tegorocznego miesiąca fotografii w Krakowie jest Sally Mann. Wiele jej zdjęć to już ikony współczesności. Nawet jeśli dziś sporo drukuje, czy byłaby w tym samym miejscu gdyby nie robiła mokrego kolodionu, przetłoków bromolejowych czy platynotypii? Wątpię.
Warto więc zastanowić się czasem czy rzeczywiście musimy fotografować nowym aparatem, czy musimy natychmiast widzieć rezultat pracy, czy ostateczną formą zdjęcia ma być okno otwarte na monitorze. Najwięcej racji mają chyba panowie z Impossible Project pisząc na swojej stronie "The future is analogue". No bo dlaczego w Media Markcie pojawiły się ostatnio stoiska z płytami winylowymi