Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Aby wykonać ciekawe zdjęcia beauty, nie potrzeba wielkiego studia fotograficznego. Jakub Kaźmierczyk podpowiada, jak skutecznie zrealizować sesję w domu, z niewielkim setupem oświetleniowym.
Artykuł powstał we współpracy z marką GlareOne
Fotografia beauty z jednej strony jest bardzo wymagająca, a z drugiej - nie potrzebujemy tony sprzętu, czy ogromnego studia. Sam lubię robić tego typu zdjęcia, bo w ciągu kilku godzin nasza modelka może przejść kilka metamorfoz, zmieniając się z delikatnej Pani Wiosny w drapieżnego wampa. To też świetna okazja do nauki ustawiania światła, bo beauty zdecydowanie nie wybacza błędów - jeśli źle ustawimy lampę, od razu będzie to widoczne na zdjęciu.
To też typ fotografii, który bardzo szybko obnaży niedoskonałości wizażu i innych składowych, ale właśnie dlatego polecam robić tego typu zdjęcia wszystkim, którzy chcą operować aparatem i światłem, a nie ratować niedoświetlone zdjęcia w Lightroomie. Do naszej sesji wykorzystałem nowe lampy GlareOne VEGA 400 i akcesoria tej samej firmy. Lampa to nowość w ofercie GlareOne - sprawdźmy jak działają w praktyce!
Lampa GlareOne VEGA 400 jak na swoją moc i możliwości ma bardzo kompaktową obudowę
W tego typu sesjach musimy pracować w zespole - nie wystarczy fotograf i modelka, która zobaczyła dwa tutoriale makijażowe na YouTube. Musimy mieć wizażystkę z prawdziwego zdarzenia, fryzjerka również jest mile widziana - w naszym przypadku Daria Kwaśniewska, która zajmuje się głównie wizażem, zadbała również o fryzurę Amelii, choć w zaplanowanych zdjęciach włosy były na drugim planie. Wizaż natomiast jest niesłychanie ważny - w końcu będziemy się mu przyglądać w dużym powiększeniu. Co ważne, powinien obejmować zarówno twarz, jak i szyję i dekolt. Często widuje się zdjęcia, na których twarz jest idealna, ale mocno odstaje od reszty ciała.
Przed spotkaniem oczywiście musimy ustalić z zespołem jakie w ogóle zdjęcia chcemy robić - przygotujmy moodboard, rozmawiajmy - makijaż musi pasować do konkretnych zdjęć. Dobór modelki też nie jest bez znaczenia. Powinna wpasować się w wybrany przez nas klimat.
Jeśli chodzi o stylizację, w beauty rzadko kiedy będziemy mieć do czynienia z czymć skomplikowanym, a ja jestem zwolennikiem odkrytych ramion i dekoltu. Tu z pomocą przychodzą tzw. crop topy, czyli wąskie kawałki materiału zasłaniające biust - kosztują grosze, a będą znacznie lepszym rozwiązaniem niż biustonosze, które mogą odstawać. Dobrze jest też zwrócić uwagę modelce, żeby przed sesją nie zakładała biustonosza z ramiączkami, bo te na pewno odcisną się na długi czas na ramionach. To szczegóły, ale bardzo ułatwiają dalszą pracę.
Mamy już pomysły, Daria robi Amelii cuda na twarzy, zabieramy się więc za ustawienie sprzętu do pierwszych zdjęć. Moim głównym aparatem jest Olympus OM-D E-M1 Mark III z obiektywem 60 mm f/2.8 Macro. W tego typu fotografii nieco dłuższe ogniskowe są zdecydowanie mile widziane - nie wprowadzają zniekształceń, świetnie kompresują tła, a dzięki funkcji macro, umożliwiają także bardzo mocne zbliżenie się do wybranej części twarzy.
Do lampy VEGA 400 warto dokupić dedykowany wyzwalacz Flash RC. Robiąc zdjęcia zza kulis, wykorzystywałem mojego Olympusa PEN-F
Z powodzeniem możemy wybrać też obiektyw typu 12-100 mm f/4 czy 24-105 mm f/4 i podobne. Ja zdecydowałem się na 60 mm f/ 2.8 Macro z uwagi na jego niewielkie wymiary i świetną jakość, choć w przypadku tej sesji, spokojnie mogłem użyć wspomnianego 12-100 mm f/4. Sam aparat w tego typu zdjęciach nie ma aż tak dużego znaczenia - i tak pracujemy na niskim ISO, a modelka nie rusza się zbyt szybko, więc fajerwerki w postaci zaawansowanych uszczelnień, dużej szybkostrzelności czy najszybszego układu AF na rynku nie są niezbędne. Obiektyw będzie znacznie ważniejszy, choć myślę, że mając nawet jakiegoś taniego ultrazooma typu 14-150 mm czy 28-300 mm, też damy radę - w końcu i tak pracujemy na domkniętej przysłonie.
Dobrze jest wykorzystać funkcję teteheringu, czyli podłączyć aparat do komputera i na bieżąco oglądać efekty na większym ekranie. Tu znowu wracamy do pracy zespołowej. Podczas naszej sesji, Daria sprawdzała czy wszystko jest w porządku z makijażem i włosami, a ja mogłem sprawdzić czy na pewno światło i kadr są takie, jak zaplanowałem. W moim przypadku komputer był podłączony do dużego telewizora, ale to tylko dlatego, że telewizor po prostu tam wisi. Do tetheringu najczęściej wykorzystuję Capture One - jest najszybszy i najlepiej pokazuje kolory.
Tak wyglądało całe nasze niewielkie studio. Przestrzeń to kilkanaście metrów kwadratowych, ale absolutnie nie potrzeba większej do tego typu zdjęć
W fotografii beauty to jednak światło będzie grać pierwsze skrzypce i tak jest w tym przypadku. Sesję zrobiłem przy użyciu maksymalnie trzech lamp GlareOne VEGA 400, czyli najnowszych głowic producenta. Po testach lamp LED600D i LED1500 z chęcią przyjrzałem się błyskowemu modelowi VEGA 400. To lampa kosztująca 699 zł i objęta 3-letnią gwarancją producenta - tyle tytułem wstępu.
Co znajdziemy w środku? Przede wszystkim moc 400 Ws, która spokojnie wystarczy do większości prac. Do tego światło pilotujące LED o mocy 15W, czyli odpowiednik około 100-watowego halogena. To zdecydowanie krok w dobrą stronę - przede wszystkim modyfikatory praktycznie w ogóle się nie grzeją, a lampy pobierają mniej prądu. Regulacja w zakresie 6 stopni - czyli od pełnej do 1/32 mocy. W tej półce cenowej do standard, ale jeśli w niektórych sytuacjach lampy byłyby zbyt mocne, zamiast regulacji można użyć filtra szarego, np. ND8, który w dużym uproszczeniu zwiększy nam regulację do 1/128 mocy.
Światło pilotujące LED to świetne rozwiązanie - nie nagrzewa akcesoriów i jest bardziej energooszczędne
Do tego wyposażone są w najbardziej popularne mocowanie bowens, dzięki czemu skorzystamy z szerokiej gamy akcesoriów. Nie zabrakło także aktywnego chłodzenia - jest niezwykle ważne, szczególnie przy dłuższych i szybkich sesjach. Niejednokrotnie przegrzewałem lampy z niższej półki, ale w przypadku GlareOne VEGA 400 nie miało to miejsca. Na uwagę zasługuje jeszcze szybkość ładowania - jedynie 0,9 sekundy do pełnej mocy! Mamy również odbiornik systemu GlareOne Flash RC, którego nadajnik kosztuje zaledwie 129 zł.
Panel sterowania jest niesamowicie czytelny i prosty w obsłudze
Czego jednak nie uświadczymy w VEGA 400? Musimy pamiętać, że to lampa za mniej niż 700 zł, więc nie ma w niej fajerwerków w postaci systemów TTL, HSS czy trybu krótkiego czasu błysku. Biorąc jednak pod uwagę stosunek jakości do ceny, otrzymujemy naprawdę świetny i dopracowany produkt, który podczas klasycznych zdjęć sprawdzi się nie gorzej niż konkurenci z wyższej półki. Wszystko zależy od potrzeb fotografa - w naszej sesji VEGA 400 pracowały aż miło!
Chciałem, żeby moja sesja była zróżnicowana. Kiedyś, robiąc sesje beauty, skupiałem się na jednym makijażu i jednym ustawieniu światła. To powodowało spory niedosyt, bo tak naprawdę trudno zrobić więcej niż 5-6 kadrów z takiego ustawienia. Zdecydowanie lepiej więc zaplanować trochę dłuższy dzień i bawić się stylami. Właśnie z takiego założenia wyszedłem w nasz dzień zdjęciowy.
Na pierwszy ogień wybraliśmy wiosenny klimat. Delikatny makijaż, kwiaty, miękkie światło - to nie może się nie udać. Kiedy Daria robiła makijaż, ja zabrałem się za ustawienie świateł. Z góry, na uchwycie GlareOne Kenku umieściłem jedną VEGĘ 400 z ośmiokątnym softboxem o średnicy 120 cm. Zawsze softbox umieszczam nieco przed modelką - to daje delikatniejszy efekt i nie ma "efektu hotspota" na grzywce i czubku głowy.
Od spodu, opierając ją o statyw, ustawiłem srebrną blendę o wymiarach 60 x 90 cm. To klasyczne ustawienie typu clamshell. Blenda ładnie rozbiła cienie i wygenerowała blik w oku. Takie światło jest jednak dość płaskie. Żeby dodać więcej życia, użyłem kolejnych dwóch lamp VEGA 400, tym razem na statywach GlareOne Alki 200, ze stripami 30 x 120 cm i gridami. Uwielbiam kontrować z tego typu modyfikatorami - dają ukierunkowane, ale nadal miękkie światło. Dzięki temu nie muszę się martwić o ostre cienie rzucane na twarz przez włosy, czy wypalenia na policzku. Całość uzupełniło różowe tło za Amelią. Jeśli chodzi o ustawienia aparatu i lamp, to pracowałem na 1/250 s, f/8 i ISO200, natomiast światło główne było ustawione na 1/8 mocy, a kontry na 1/16 - ot, cała magia.
Po delikatnych zdjęciach, chciałem uzyskać zdecydowanie inny klimat. Jakić czas temu, przemierzając czeluści wrocławskiej Costy, trafiliśmy na maskę zająca/królika. Jak zwykle, znalazła miejsce w naszej garderobie z dopiskiem „Weźmy, może kiedyś się użyje do sesji”, ale jej czas przyszedł wyjątkowo szybko.
Daria zmieniła makijaż na zdecydowanie ostrzejszy i ciemniejszy. Oczy pomalowała burgundowym tuszem, a usta nabrały koloru czerwonego wina. Do tego wspomniana maska i gotowe! No prawie... bo trzeba ustawić jeszcze światło. Przy takim klimacie, użycie takiego samego ustawienia lamp nie miałoby żadnego sensu. To tak, jakby założyć sukienkę boho na heavymetalowy koncert - to po prostu ze sobą nie gra.
Miejsce softboxa zajął srebrny, 56-centymetrowy beauty dish z gridem. Ta czasza daje plastyczne ale mocno kontrastowe światło, które grid mocno ukierunkował. Od spodu cały czas używałem srebrnej blendy, która lekko wypełniała cienie i dodawała blik w oku. Spodobało mi się także ciekawe odbicie disha w masce - grid dodał nieregularnej faktury - mi się podoba, choć to oczywiście kwestia gustu. Pozbycie się go to tak naprawdę kilka minut pracy z filtrami polaryzacyjnymi, ale tak jak wspomniałem - dla mnie wygląda to ciekawie.
Dodatkowo użyłem dwóch pianek modelarskich 50 x 70 cm na statywach po obu stronach Amelii, które jeszcze bardziej zwiększyły kontrast i zarysowały sylwetkę. Miałem jednak zagwozdkę z doświetleniem tła, więc zrobiłem dwie wersje. Pierwsze zdjęcia powstały przy użyciu tylko jednej lampy, o której wspomniałem wcześniej. Tło wyszło niemal czarne, mimo tego, że było dość blisko Amelii, a maska dość słabo się od niego odznacza. Nie chciałem dodawać kontry, bo to z kolei zaburzyłoby cały klimat. Spróbowałem zatem dodać drugą VEGĘ 400 na tło - na nią założyłem standardową czaszę z 30-stopniowym gridem. To mój ulubiony sposób podświetlania tła, bo generuje ładny, równy gradient za modelką. Na minimalnej mocy, rozświetlenie było nieco zbyt mocne, ale od czego jest reszta parametrów?
Na tym zdjęciu użyłem 1/250 s, f/8, ISO200. Lampa na tło pracowała na minimum mocy, ale tło było nadal zbyt jasne. (Zdjęcie bez retuszu)
Na tym zdjęciu, domknąłem przysłonę o 1EV, czyli parametry wyglądały następująco - 1/250s, f/11, ISO200. Lampa na tło nadal pracowała na minimum mocy, co poskutkowało ciemniejszym tłem, a moc światła głównego zwiększyłem o 1EV. (Zdjęcie bez retuszu)
Zdjęcia bez światła na tło, zrobiłem na 1/250 s, f/8 i ISO200 i lampą pracującą na 1/8 mocy. W tym przypadku doświetlenie tła (na 1/32 mocy) było zbyt mocne. Wybrałem więc 1/250 s, f/11 i ISO200, przy czym główne światło pracowało na 1/4 mocy, a lampa na tło nadal na 1/32, więc różnica między głównym światłem, a światłem na tło, zwiększyła się o 1EV, co dało dokładnie taki efekt, jak chciałem. Zdjęcia gotowe!
Uwielbiam zdjęcia, na których skóra się świeci, a nienawidzę płaskich zdjęć, gdzie puder gra pierwsze skrzypce. Tu jednak postanowiłem, że na koniec sesji użyjemy wody i zrobimy mokre zdjęcia. Daria nieco osłabiła makijaż zmywając ciemny kolor z ust, z kolei ja zmieniłem oświetlenie.
Zmiana była kosmetyczna, bo jedyne, co zrobiłem, to pozbyłem się lampy z tyłu, a także ściągnąłem plaster miodu z beauty disha. To zmieniło charakter światła na bardziej ogólny, dzięki czemu tło nie jest już tak ciemne, jak w poprzednim przypadku. Wypełnienie od spodu zostało, podobnie jak czarne zastawki. Tu zdecydowałem się na ustawienie 1/250 s, f/10, ISO200 i moc światła na 1/16 (+0.3 EV). Kiedy światło było już ustawione, Daria zaczęła spryskiwać wodą włosy Amelii, z kolei na ciało użyła złotawej mgiełki, która prócz mokrego efektu dodała nieco koloru. To były najszybsze zdjęcia z całej sesji, bo woda szybko spływa, a makijaż zaczyna wyglądać źle. Wydaje mi się jednak, że zdjęcia wyszły naprawdę nieźle!
To był naprawdę ciekawy dzień. Spotkanie rano, kawa, burza mózgów, ustalenia i działanie. Do tego moje pierwsze kroki z lampami GlareOne VEGA 400 i wyzwalaczem Flash RC. Postanowiłem, że nie będę sprawdzał tego sprzętu wcześniej, tylko od razu „w boju”. Okazało się, że w tego typu sesjach taki zestaw sprawdza się świetnie. Jest banalnie prosty w obsłudze, a podzielenie lamp na grupy zajęło mi 2 minuty, bez zaglądania w instrukcję obsługi.
Do tego samo działanie głowic jest na naprawdę wysokim poziomie. Lampy trzymają kolor i moc, nie miałem też problemów z pustymi strzałami - wszystko działało tak, jak trzeba. Do tego nowe akcesoria takie jak Stork, Alki czy Kenku sprawiają, że w obrębie jednego producenta jesteśmy w stanie zbudować naprawdę dobry zestaw studyjny, nie uszczuplając mocno naszego portfela. Dobra robota GlareOne!
Więcej informacji o lampach GlareOne znajdziecie na: glareone.pl | Youtube | Facebook | Instagram