Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
Będąc zawodowym fotografem przy wszelkich wyjazdach staję przed wyborem ile sprzętu zabrać ze sobą. Z jednej strony czym więcej, tym więcej możliwości. Z drugiej zaś więcej obciążenia i mniejsza mobilność. Jadąc na zlecenie nie ma kompromisów, ale co jeżeli wybieramy się na wakacje, chcemy zdjęcia dobrej jakości, a nie chcemy nosić tony sprzętu?
Rozwiązaniem może być mały aparat, przykład którego opiszę w tym artykule. Fujifilm XQ1 jest naprawdę mały. Przy wymiarach 10 cm x 5,8 cm x 3,3 cm i wadze lekko ponad 200 gramów nie ma problemu z noszeniem go np. w kieszeni spodni. Oprócz wygody otrzymujemy jeszcze możliwość fotografowania tam, gdzie duża lustrzanka by to uniemożliwiła. Korpus jest wykonany bardzo solidnie i w większej części jest metalowy. Szczególnie dobrze prezentuje się wersja czarna z karbowaną powierzchnią. Wersja srebrna, którą testowałem jest gładka, mimo to dobrze trzyma się w dłoni. Jedynym minusem, jeżeli chodzi o budowę, jest lekko ruszający się monitor LCD. Miałem okazję używać tylko jednego aparatu, być może ta przypadłość nie występuje w innych egzemplarzach.
Co do samego użytkowania jest naprawdę dobrze. Aparat włącza się dosłownie w sekundę, co jest świetnym wynikiem, pamiętając o tym, że obiektyw musi wyjechać z korpusu i ustawić się w gotowości do robienia zdjęć. Wielki plus dla tej konstrukcji należy się za rozwiązanie sterowania. Większość znanych mi kompaktów miała zawsze domyślny tryb auto oraz grupę trybów tematycznych. Opcje manualne były schowane gdzieś głęboko w menu, a zmiany ustawień wymagały często karkołomnych kombinacji przycisków i pokręteł. W XQ1 postawiono na kreatywne fotografowanie. Mamy więc na górze pokrętło przełączające nas między trybami M, P ,S, A, SP, SR, Filtry, Adv oraz Auto. Jako fan trybu manualnego nie wahałem się by go uruchomić i zaraz po tym nastąpiło kolejne pozytywne zaskoczenie! Z lewej strony wyświetlacza mamy do dyspozycji dużą, czytelną drabinkę. Na dole wskazania czasu naświetlania oraz przysłony. Dodam jeszcze, że wyświetlacz jest czytelny nawet w pełnym słońcu. Obracanie tylnym kółkiem nastaw powoduje zmianę czasu naświetlania, a po jednym kliknięciu w górną część kółka zmieniamy kręcąc wartości przysłony. Prosto i sprawnie. Z menu na korpus wyprowadzono również włączanie podglądu zdjęć oraz filmowania, a także zmiany ustawień lampy błyskowej, włączanie trybu macro, o którym później, oraz samowyzwalacza. Samowyzwalacz niestety ma tylko opcje 2s i 10s. Czasami może być za mało by dobiec w kard o czasie ;)
Ciekawym rozwiązaniem jest przycisk E-Fn, po wciśnięciu którego sprawnie zmienimy czułość, balans bieli czy punkt autofokusa. Wartym poświęcenia uwagi jest również pierścień dookoła obiektywu, którym domyślnie możemy zmieniać ogniskową. Osobiście przyznam, że mi i tak sprawniej zmieniało się ogniskową przełącznikiem przy spuście migawki, tak jak jest to w większości kompaktów. Za małymi rozmiarami aparatu podąża jeszcze jedna ciekawostka dająca nam dużą dyskrecję, ważną np. w fotografii ulicznej, mianowicie tryb cichy wyłączający dźwięk migawki, lampę błyskową, asystenta AF oraz głośnik.
Autofokus działa sprawnie, ale nawet w dobrym świetle potrafi "walczyć", zwłaszcza gdy nakierujemy go na mało kontrastowy obiekt. Wydaje się być również bardziej celny przy ustawianiu ostrości z bliskiej odległości. Do dyspozycji mamy rozpiętość ogniskowych o ekwiwalencie 25-100 mm, co jest genialnym zakresem zwłaszcza, że dobrze pamiętam czasy gdy znalezienie kompakta z obiektywem szerszym niż 35mm było wyzwaniem. Jest wystarczająco szeroko by wykonać dobrze rozłożony krajobraz, czy też zmieścić w kadrze grupę ludzi. Najszersza ogniskowa daje użytkownikowi bardzo dobre światło f/1,8 co jest kolejnym niekwestionowanym plusem. Warto jednak nadmienić fakt, że f/1,8 dostępna jest tylko dla najszerszej ogniskowej i wraz z jej zwężaniem szybko rośnie do wartości f/4,9.
XQ1 posiada również wspomniany wcześniej tryb makro. Możliwość ostrzenia od 3 cm daje nam naprawdę spore powiększenie, co z pewnością spodoba się fanom fotografowania owadów i kwiatów.
Kolejną funkcją doskonałą na wyjazdy jest możliwość tworzenia panoram 360 stopni prosto z aparatu. Sprawdziłem, działa to znakomicie i jeżeli nic się w kadrze nie poruszy i jest on dobrze naświetlony mamy szansę złożyć panoramę bez błędnych nałożeń.
Dla fotografa w podróży bardzo ważna jest oszczędność miejsca. Bardzo dobrym rozwiązaniem jest zrezygnowanie z ładowarki na rzecz bezpośredniego ładowania aparatu dedykowanym kablem pełniącym również funkcję połączenia usb. Niestety, sama bateria ma niewielką żywotność i zdecydowanie nie wystarcza na deklarowane 220 zdjęć, zwłaszcza gdy wielokrotnie włączamy i wyłączamy aparat. Minusem jest również graficzne zaprezentowanie stanu rozładowania baterii. Mamy tylko opcje: w pełni naładowana, częściowo rozładowana oraz rozładowana. Zapalenie się tej ostatniej jest równoznaczne z pożegnaniem się z fotografowaniem, aż do ponownego ładowania, co było wyjątkowo uciążliwe na Filipinach, gdzie często nie było prądu. Zabierając XQ1 na wyprawę trzeba pamiętać o zabraniu minimum 3 akumulatorów, by nie mieć niemiłej niespodzianki.
Producent reklamuje aparat między innymi zastosowaniem znanej np. z modelu X20 matrycy X-TRANS, rezygnacją z filtra dolnoprzepustowego oraz minimalizacją dyfrakcji i aberracji chromatycznej w plikach JPEG. Mogłoby się wydawać, że dzięki takim zabiegom otrzymamy obraz podobny jakością do tego z lustrzanki cyfrowej. Jest rzeczywiście dobrze, jest ostro, ale nie ma "żylety". Rozpiętość tonalna jak na kompakt jest duża. Na ustawieniach standardowych pliki JPEG wydają się być jednak blade. Kolory są słabo nasycone, a kontrasty bardzo powściągliwe. Z pomocą przychodzą filtry. Przyznam, że nigdy nie byłem fanem gotowych rozwiązań, ale symulacja filmu Vivid dodaje zdjęciom dużo życia. Mamy też do dyspozycji 4 tryby czarno białe - zwykły oraz 3 filtry kolorowe co daje naprawdę przyzwoite możliwości stworzenia BW prosto z aparatu.
Warto napisać również o czułościach. Producent chwali się ISO 12800, nie wspominając, że tak naprawdę jest ona jedynie podbiciem programowym czułości 3200 i jest dostępna tylko dla plików JPEG. Próbowałem użyć jej nocą, efekt przypominał raczej nieudolne malarstwo impresjonistyczne niż zdjęcie.
Dla zakresu 100-3200 szum jako taki nie jest problem, widać za to dość agresywne odszumianie plików wraz ze wzrostem ISO, a co za tym idzie spadek kontrastu i coraz mniej detalu.
Na koniec muszę wspomnieć o funkcji, która okazała się bardzo przydatna, a jest nią transfer zdjęć przez WiFi na telefon. Wystarczyło ściągnąć darmową aplikację by móc pobierać zrobione zdjęcia na smartfona, a później na bieżąco publikować je w internecie. Jest to idealne rozwiązanie dla prowadzących blogi lub dla tych, którzy lubią dzielić się zdjęciami ze znajomymi na platformie Facebook.
Podsumowując Fuji XQ1 jako aparat dla podróżnika jest bardzo dobrym rozwiązaniem jeżeli pamięta się o jego minusach. Jest przede wszystkim solidnie wykonany i bardzo mały, posiada jasny i szeroki obiektyw oraz łatwą, intuicyjną obsługę. Jest bezgłośny, dyskretny oraz bardzo szybki jak na kompakt. Wciśnięcie spustu migawki owocuje natychmiastowym wykonaniem zdjęcia, nie da się odczuć żadnego opóźnienia. Aparat nagrywa też filmy w Full HD przy 30 i 60 klatkach na sekundę oraz dźwięku stereo.
Co do wspomnianych minusów XQ1 bardzo szybko się rozładowuje, dlatego wskazane jest posiadanie 2-3 baterii na ewentualne wymiany. Na wysokich czułościach spadek jakości zdjęć jest duży, a standardowo ustawione pliki JPEG są dość blade. Autofokus mimo połączenia detekcji faz i kontrastu ma tendencje do szukania i czasem nie trafia tam gdzie chcemy. Wspomnę także o tym, że jak na razie Capture One Pro 7 nie obsługuje plików RAW z XQ1.
Fujifilm XQ1 mógłby zagościć w mojej torbie ze sprzętem na stałe, ale raczej jako dodatek niż zastępnik lustrzanki cyfrowej, nawet podczas wakacji