Akcesoria
Black November w Next77 - promocje na sprzęt foto-wideo przez cały miesiąc
Już w naszej bezpośredniej relacji z targów CES/PMA 2012 podkreślaliśmy, że w segmencie fotografii premiera Fujifilm była na pewno najważniejszym wydarzeniem. Można zaryzykować stwierdzenie, że pokazany w dniu prasowym targów Fujifilm X-Pro1 w dużej mierze spełnił oczekiwania, które od wielu miesięcy napędzały plotki o bezlustrowym aparacie z wymienną optyką serii X. Co ciekawe, dla branży wcale nie było zaskoczeniem, że aparat nie ma matrycy (i systemu) Micro 4/3, a przetwornik APS-C i własny system optyki. Po prezentacji X100 z matrycą APS-C taki ruch wydał się naturalny - przypomnijmy jednak, że Fujifilm było swego czasu jednym z założycieli systemu 4/3. No ale to było dawno i japoński koncern od tego czasu praktycznie nie wykonał żadnego ruchu, który by sugerował nawet najmniejszą chęć zaangażowania się w ten alians technologiczny. Przejdźmy jednak do naszych wrażeń z pierwszego kontaktu z premierowym X-Pro1.
Oczywiście aparaty dostępne na stoisku Fujifilm nie były wersjami finalnymi i nie pozwalano na wkładanie do nich kart. Jednak nie były to atrapy i można było sprawdzić ich działanie.
Zacznijmy jednak od pierwszych wrażeń wizualnych. Na pierwszy rzut oka X-Pro1 wygląda jak połączenie X100 z X10, gdyż łączy sterowanie znane z X100 z kolorem i fakturą korpusu jak w X10. Dopiero bezpośrednie porównanie zdradza, że mamy do czynienia z większym aparatem.
Zastosowanie bagnetu do wymiennej optyki musiało nieco zwiększyć grubość korpusu. Przezornie konstruktorzy zwiększyli też nieco uchwyt (i zaoferowali nawet większy jako akcesorium), bo należy oczekiwać, że obiektywy typu zoom, będą wielkością przypominały odpowiedniki z systemów lustrzankowych. Jednak jeżeli założymy obiektyw o ogniskowej porównywalnej z 23 mm (ekw. 35 mm) X100, to nie powinniśmy czuć różnicy w rozmiarach korpusów i X-Pro1 równie dobrze leży w ręku. Z kolei X10 jest oczywiście znacznie mniejszy.
Sporym zaskoczeniem może być dla niektórych niewielka odczuwalna waga aparatu. Biorąc go do ręki spodziewamy się, że będzie cięższy. Uważamy to za zaletę, chociaż oczywiście wiemy, że wśród naszych czytelników są osoby wyznające ideę "słusznej wagi" aparatów segmentu semi-pro i pro.
Z punktu widzenia obsługi na tylnej ściance od razu rzuca się w oczy brak pokrętła wokół przycisku Menu/OK, które było krytykowane zarówno przez testerów jak i użytkowników i "wymagało przyzwyczajenia". Pierwsza nasza myśl była, że może nie należało się go tak radykalnie pozbywać, a raczej dopracować (tym bardziej, że menu się trochę rozrosło - o czym za chwilę). Tak czy inaczej pokrętło "is gone" jak powiedział przedstawiciel firmy.
Ogólnie rzecz biorąc system obsługi jest rozwinięciem tego z X100, a nie tego z X10. Nie mamy więc pokrętła PASM, ale dominujące pokrętło czasów i pierścień przysłony na obiektywie. Jeżeli więc chcemy uzyskać tryb w pełni automatyczny, musimy przekręcić oba na pozycję A. Dalej w stosunku do X100 mamy już same zmiany. Swoje miejsca zmieniły między innymi przyciski odtwarzania, makro, trybu wyświetlania w wizjerze, kosza, napędu - właściwie wszystkie najważniejsze. Użytkownik X100 raczej nie będzie się czuł jak u siebie - mimo pozornych podobieństw.
Zaprojektowano nowy przycisk Q, który zastąpił RAW i ma bardziej uniwersalną funkcję. Nadal na górnej ściance nadal mamy natomiast znany i lubiany definiowalny przycisk Fn, który standardowo zmienia ISO, ale możemy mu przypisać inną funkcję. Naszym zdaniem poprawiony został przełącznik trybu pracy AF na przedniej ściance korpusu, który teraz przypomina ten z X10 i nie będzie się przypadkowo przełączał np. przy wyciąganiu aparatu z kieszeni czy torby.
Pewne zaskoczenie nas spotkało, kiedy zajrzeliśmy do menu. Z lewej strony pojawiło się stado zakładek odpowiadających poszczególnym stronom menu. Trochę to dziwne, bo i tak możemy poruszać się po prostu przewijając pozycje menu w dół lub w górę w ramach jednego koloru (typu) zakładki. Może w zamyśle konstruktorów miało to ułatwiać dostęp do poszczególnych funkcji "na skróty" wobec braku pokrętła na tylnej ściance.
Oczywiście bardzo byliśmy ciekawi czy i jak Fujifilm poprawiło działanie wizjera hybrydowego, który debiutował rok temu z X100. Pierwsze wrażenia są bardzo pozytywne i choć za wcześnie jeszcze na jednoznaczne oceny, to na pewno jest to krok do przodu i raczej będzie to preferowany przez większość użytkowników tryb pracy wizjera.
Drugim elementem, który bardzo nas interesował to praca systemu AF. Sprawdziliśmy go na dosyć nierówno oświetlonym stoisku (z oświetleniem typu spot) i w tak krótkim "teście" działał dosyć sprawnie, choć nie zaskakiwał szybkością. Tak czy inaczej z ostateczną oceną wstrzymujemy się do pełnego testu aparatu.
Tylny ekran LCD jest dosyć poprawny - raczej plasuje się w klasie średniej. Seria X przyzwyczaiła nas do intuicyjnego przełączania informacji na ekranie za pomocą przycisku Disp/Back i nie inaczej jest tutaj.
Zupełną nowością w X-Pro1 jest oczywiście bagnet wymiennej optyki. W przedprodukcyjnym egzemplarzu, który mieliśmy w rękach zakładanie i zdejmowanie obiektywu odbywało się z dosyć silnym oporem, ale trudno ocenić czy tak ma być, czy zostanie to jeszcze dopracowane. Mamy nadzieję, że tak, bo obiektyw 35 mm, który zdejmowaliśmy nie miał dobrego uchwytu i przy przekręcaniu obracały się najpierw pierścienie, a dopiero gdy osiągnęły opór obracał się cały obiektyw. Trochę to nieeleganckie i raczej nie wpływa dobrze na trwałość pierścieni ostrości i przysłony.
Nie możemy się natomiast doczekać, kiedy będziemy mogli przetestować szkła Fujinon nowego systemu. Koncern Fujifilm słynie z wysokiej jakości optyki i bogatego know-how. W japońskich fabrykach produkowane są i częściowo projektowane na przykład obiektywy Hasselblad systemu H, a także szereg wysokiej klasy optyki do filmu i telewizji. Szkoda jedynie, że w dniu premiery nie zobaczyliśmy żadnego zooma. Bardzo nas ciekawi czy japońskim inżynierom uda się zaprojektować odpowiednio małe konstrukcje.
Na tym można podsumować nasze kilka minut spędzone z Fujifilm X-Pro1. Czekamy na finalny egzemplarz do testów, żeby potwierdzić lub obalić nasze pierwsze wrażenia, które na razie są bardzo pozytywne.
Jeżeli X-Pro1 odniesie podobny sukces rynkowy jak X100 czy X10, to można zaryzykować twierdzenie, że firma znalazła przepis aparat foto dla entuzjasty. Tu jednak sporą barierą może okazać się cena. X-Pro1 wchodzi już segment, na którym będzie konkurował ze sprawdzonymi i poważanymi konstrukcjami lustrzankowymi osadzonymi w znacznie bogatszych i rozwiniętych systemach. Bezwzględnie musi wykazać swoją przewagę przynajmniej na niektórych polach