Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
AF-S VR Zoom-Nikkor 70-200 mm F2.8G IF-ED
Zakres ogniskowych 70-200 mm to ogólnie przyjęty standard dla jasnych długich zoomów. W niepełnoklatkowych lustrzankach o współczynniku kadrowania 1,5 staje się on odpowiednikiem małoobrazkowego 105-300 mm, co w połączeniu ze światłem F2.8 wygląda jeszcze bardziej kusząco. Długa nazwa tego obiektywu mówi sporo o jego budowie, cechach i zastosowaniu. Przypadkowo nawiązuje też ona do wyjątkowo dużej długości zooma. 215 mm to więcej niż u konkurentów, a niewielka średnica daje wrażenie jamnikowatości całej konstrukcji. Dobrze że chociaż masa pozostała na sensownym poziomie. Jest ona co prawda zauważalnie wyższa niż w przypadku analogicznych zoomów Sigmy i Tamrona, ale już od Canona 70-200 mm F2.8 IS ten VR-Nikkor jest o 10 dag lżejszy. Ten pokazany w 2002 roku zoom prezentuje się niewątpliwie okazale dzięki złotej tabliczce z nazwą, panelowi sterowniczemu, dodatkowym przyciskom na obudowie, długiej, nieco kanciastej osłonie przeciwsłonecznej i w ogóle nie narzucającemu się wzornictwu. Gorzej rzecz się ma z mniej popularną jasnoszarą wersją, która już tak zgrabnie nie wygląda. Produkowany swego czasu w szarej wersji jeden z Nikkorów 80-200 mm F2.8 prezentował się znacznie lepiej. Choć to oczywiście rzecz gustu....
Konstrukcja
Z zewnątrz napotykamy wyjątkowo dużo metalu. Jedynym plastikowym fragmentem obudowy jest jej przednia część z okienkiem skali odległości. Ba, nawet pierścień ustawiania ostrości jest metalowy, choć oczywiście pokryty gumą. Z przodu obiektywu znajdziemy trzy, niesymetrycznie rozłożone na jego obwodzie przyciski do blokowania ostrości. Z kolei bliżej tyłu, tak by trafiał na niego kciuk, umieszczono panel sterowania z czterema suwakami:
Tuż za panelem umieszczono pierścień mocowania statywu. Pierścienia nie można zdjąć z obiektywu, co ma swoje plusy i minusy. Plusem jest dobrze wykorzystana możliwość prawidłowego ułożyskowania pierścienia, dzięki czemu po odblokowaniu obraca się on płynnie i bez luzów. Minus to oczywiście konieczność noszenia tych kilku dekagramów także wtedy gdy obiektywu nie planujemy używać na statywie. Od pierścienia można jednak odłączyć samą stopkę, co nieco nas odciąży. Za pierścieniem statywowym obiektyw zwęża się aż do średnicy bagnetu mocującego, co wyraźnie odchudza go optycznie. Na samym końcu napotykamy gumową uszczelkę zabezpieczającą połączenie z aparatem przed przepuszczaniem pyłu i kropel wody. Zresztą tego typu zabezpieczenia umieszczono również przy pierścieniach ostrości i ogniskowych. Pierścienia przysłon brak, gdyż zoom ten należy do serii "G"; nota bene był pierwszym profesjonalnym Nikkorem bez pierścienia przysłon. Niemożliwe jest więc jego użycie z lustrzankami z ręcznym ustawianiem ostrości oraz kilkoma pierwszymi AF, a w przypadku kolejnych kilku możemy korzystać wyłącznie z automatyki zaprogramowanej i automatyki przysłony. A warto wspomnieć, że w opisywanym zoomie przysłona ma aż 9 listków, co przy niewielkim przymknięciu zapewnia że kształt jej otworu jest bardzo zbliżony do koła.
Wróćmy jeszcze na przód obiektywu gdzie znajduje się drugi bagnet, służący do mocowania osłony przeciwsłonecznej. Zaskok bagnetu jest odblokowywany przyciskiem o nieco zbyt małej sile potrzebnej do jego wciśnięcia. Może to powodować nieumyślne obrócenie osłony lub wręcz jej spadnięcie. Sama osłona nie jest zbyt długa, a przy tym dość mocno wycięta w kształt kielicha kwiatu. Jej wnętrze jest zmatowione, choć niezbyt mocno. Mocowany z przodu obiektywu filtr ma średnicę 77 mm - to standard w klasie długich, jasnych zoomów.
We wnętrzu zooma umieszczono sporo, bo 21 soczewek, w tym aż 5 wykonanych ze szkła o niskiej dyspersji. Ten Nikkor niewątpliwie zasługuje na oznaczenie ED! Jak przystało na nowoczesną i profesjonalną konstrukcję, mamy tu zarówno układ wewnętrznego ogniskowania, jak i wewnętrznego zoomowania. Ich zaprojektowanie z pewnością przysporzyło sporo pracy konstruktorom, ale dzięki niej wszystkie ruchome człony optyczne poruszają się wewnątrz obudowy. Pierwszą zaletą z tego wynikającą jest brak wysuwających się tubusów wymagających precyzyjnego prowadzenia i wytrzymałego, szczelnego połączenia z obudową. Drugą zaletą są stałe rozmiary obiektywu, co oznacza że nie zasysa on do wnętrza (swego i aparatu) pyłu.
Jednym z tylnych członów optyki tego zooma jest zespół soczewek odpowiedzialny za redukcję rozmazań obrazu VR (Vibration Reduction). Jest to pierwsza wersja tego systemu, nieco mniej skuteczna od nowszej VR II. Jednak i tak VR ma zapewniać możliwość maksymalnie 8-krotnego przedłużania ekspozycji ponad obowiązujące standardy. Jak to jest w praktyce, pokażą wyniki testu zaprezentowane w podsumowaniu cyklu artykułów o długich Nikkorach. Układ VR ma dwa tryby działania: Normal i Active. Pierwszy służy do fotografowania z ręki, a w trybie tym system potrafi rozpoznać panning i wyłączyć poziomą składową redukcji. Drugi tryb ma sposób działania dopasowany do drgań występujących przy fotografowaniu z samochodu, łodzi, czy helikoptera. Mają one bowiem inną charakterystykę niż te wynikające z niestabilności rąk fotografa. W trybie tym nie działa automatyczne wykrywanie panningu. Nikon w przypadku tego zooma nie zaleca włączania VR przy fotografowaniu ze statywu. System redukcji potrafi tu bowiem "zwariować" wyczuwając całkowity bezruch jako sytuację nienormalną. Zdarzyć się może że zaczyna on przeciwstawiać się nieistniejącym drganiom, co oczywiście skutkuje poruszonymi zdjęciami. Niektóre Nikkory VR potrafią wykryć pod sobą statyw i dezaktywować system redukcji rozmazań, lecz opisywany zoom do tej grupy nie należy.
Napędem autofokusa jest ultradźwiękowy, pierścieniowy silnik SWM (Silent Wave Motor). Zapewnia on ciche i szybkie, choć wcale nie rewelacyjnie szybkie ogniskowanie. Minimalna odległość fotografowania to 1,5 m, co nie jest wartością małą, gdyż niektórzy konkurenci schodzą tu poniżej 1 m. Stąd i maksymalna skala odwzorowania wynosi zaledwie 0,16 (1:6,3).
Obsługa
Niewątpliwy minus to konieczność taszczenia ze sobą niemal półtorakilogramowej, długiej rury - choć akurat na to kupujący Nikkora 70-200 mm F2.8 są przygotowani. Drugim minusem - przyznam że subiektywnym - jest zbyt mała średnica obiektywu w tylnej jego części, co wymusza dla ułożenia palców na pierścieniu ogniskowych nieco zbyt duże podniesienie lewej ręki. Nie każdemu musi to oczywiście wadzić. Jeśli jednak przeszkadza, to proponuję opierać obiektyw na dłoni nie obudową, a stopką mocowania statywowego. W moim przypadku, a używam tego zooma z różnymi aparatami od kilku lat, takie rozwiązanie dobrze się sprawdza. By wreszcie skończyć pisać o niedogodnościach, wspomnę jeszcze o utrudnionej obsłudze panelu sterowniczego. Niby ma on nieduży występ oddzielający górną, autofokusową część od dolnej odpowiedzialnej za sterowanie stabilizacją, ale mimo niego bez kontroli wzrokowej łatwo pomylić klawisze.
Opisane minusy ergonomii obiektywu są na tyle nieznaczne, że ich wynalezienie można by określić jako szukanie dziury w całym. Jednak Nikkor 70-200 mm F2.8 to przecież optyka klasy Pro i mamy prawo wymagać by w każdej dziedzinie był jak najbardziej zbliżony do ideału.
A tak właśnie wygląda obsługa pierścienia zooma. Opór świetnie dobrany: znikomy gdy próbujemy leciutko skorygować ogniskową, nieco rosnący przy szybkim obrocie, ale nigdy nie za duży. Przy tym wspaniała, "tłusta" płynność ruchu - widać że w konstrukcji mechanizmu zoomowania użyto sporo metalu i wysokiej klasy smarów. Tak cudownie komfortowa obsługa jest też skutkiem obecności systemu wewnętrznego zoomowania. Bez niego byłaby trudna do osiągnięcia.
Do wygody obsługi pierścienia ustawiania ostrości właściwie nie można mieć zastrzeżeń, ale gdy obok mamy wspaniale działający pierścień zooma, to łatwo zauważyć nawet drobne odstępstwa od ideału w wygodzie ręcznego ostrzenia. Opór pierścienia jest oczywiście bardzo równy i niezbyt duży, ale nieco bardziej "szorstki" niż ten znany z pierścienia zooma. Przy próbach drobnej zmiany ostrości zauważa się też że tarcie statyczne (czyli to, które trzeba pokonać dla poruszenia pierścienia z miejsca) mogłoby być nieco mniejsze. Te drobiazgi w żaden jednak sposób nie upoważniają do ocenienia komfortu ręcznego ustawiania ostrości niżej niż "bardzo dobry". Pierścień ostrości połączony jest ze skalą odległości bez użycia przekładni zwalniającej. Pomiędzy oboma elementami znajduje się jednak sprzęgło powodujące że pierścień nie obraca się gdy działa autofokus, a jednocześnie pozwala fotografującemu w dowolnym momencie przejąć inicjatywę. Nikon stosuje tu priorytet ręcznego ustawiania ostrości. Oznacza to że autofokus nie zacznie pracy jeśli w momencie jego aktywacji kręcimy pierścieniem oraz wyłącza się gdy zaczynamy korygować jego działanie. Dotyczy to również trybu Continuous (C).