Branża
Zebraliśmy dla Was oferty Black Friday i Black Week w jednym artykule! Sprawdźcie najlepsze promocje od producentów i dystrybutorów
W czwartej części testu długich zoomów Nikona przedstawimy jedyny w naszym zestawieniu obiektyw średniej klasy amatorskiej, stabilizowany 70-300 mm F4.5-5.6G IF-ED. Zapraszamy do lektury.
AF-S VR Zoom-Nikkor 70-300 mm F4.5-5.6G IF-ED
W 2006 roku, po pierwszych przeciekach dotyczących wprowadzenia na rynek tego zooma, pojawiły się wątpliwości czy przypadkiem Nikon nie pójdzie drogą Canona "stabilizując" posiadany już nie najwyższej jakości obiektyw 70-300 mm "G". Obawy okazały się płonne gdy ujawnione zostały dane techniczne i zdjęcia nowego Nikkora. Objawił się on jako od nowa konstruowany obiektyw nie tylko z układem VR (i to drugiej generacji), ale też dwoma soczewkami ED, wewnętrznym ogniskowaniem, no i konkretnymi, "półprofesjonalnymi" rozmiarami. Wydawać by się nawet mogło że przy takim zakresie ogniskowych zoom ten mógłby pretendować do jasności F3.5-4.5, ale nic z tego. Ba, nawet obecny w tańszym G-Nikkorze 70-300 mm maksymalny otwór względny F4-5.6 okazał się nieosiągalny. Katalogowo mamy tu zaledwie F4.5-5.6 i niewielka pociecha że dla "70 mm" Exif deklaruje F4.4, zwłaszcza że przy 300 mm widać tam wartość F5.7.
Obiektyw jest oczywiście konstrukcją pełnoklatkową, a w towarzystwie lustrzanek z przetwornikiem formatu DX staje się odpowiednikiem małoobrazkowego zooma 105-450 mm.
Z zewnątrz VR-Nikkor 70-300 mm prezentuje się bardzo solidnie, leciutko rozszerzając się ku przodowi zakończonemu średnio długą, lekko wyprofilowaną osłona przeciwsłoneczną. Bardzo szeroki pierścień zooma, umieszczony w tylnej części wąski pierścień ustawiania ostrości, skala odległości schowana pod szybką, wokół niej złotem pisane oznaczenie obiektywu, a z boku panel sterujący autofokusem i stabilizacją - wszystko wygląda tu poważnie i porządnie.
Konstrukcja
Jak przystało na zoom ze średniej półki, jego zewnętrze to nie tylko plastik. Metalu mamy co prawda jak na lekarstwo, ale zawsze coś; z tego typu materiału wykonano przednią część pierścienia ogniskowych i bagnet mocujący do aparatu. A gumowe są nie tylko nakładki na pierścienie zooma i ostrości, ale też uszczelka zabezpieczająca połączenie obiektywu z aparatem.
Zoom dość ciemny, zakres zmiany ogniskowych raczej średni, ale soczewek mamy aż 17. To sporo, nawet jeśli dwie z nich odpowiadają za stabilizację obrazu. Dwie soczewki ze szkła o niskiej dyspersji ED (Extra-low Dispersion) powinny pozytywnie wpłynąć na poziom aberracji chromatycznej.
Zoomowanie nie jest wewnętrzne i w jego trakcie, przy wydłużaniu ogniskowej z 70 mm do 300 mm przód obiektywu wysuwa się jednoczłonowo o 5 cm. Luzy promieniowe są przy maksymalnym wysunięciu minimalne, a osiowe niewyczuwalne. Ogniskowanie mamy już jednak wewnętrzne, a odbywa się ona za pomocą ruchów grup soczewek umieszczonych bliżej przodu obiektywu. Napędem autofokusa jest ultradźwiękowy silnik SWM w wersji pierścieniowej, a więc możliwość przejęcia w dowolnym momencie ręcznej kontroli nad ustawianiem ostrości jest oczywistością. Autofokus działa sprawnie, z prędkością identyczną jak w profesjonalnym, jasnym Nikkorze 70-200 mm F2.8.
Zamontowany w tym zoomie system redukcji drgań obrazu to druga generacja VR (Vibration Reduction) Nikona. W porównaniu z pierwszą, VR II pozwala na przedłużanie czasu naświetlania dwukrotnie bardziej: maks. 16-krotnie, a nie maks. 8-krotnie w odniesieniu do zdjęć wykonywanych bez włączonej stabilizacji. Efekty działania i poziom skuteczności VR II zostaną opisane w ostatniej, podsumowującej całość części testu. Tam też znajdziemy porównanie tego systemu z pierwszą generacją VR wbudowaną w Nikkory 55-200 mm VR i 70-200 mm.
Obsługa
Bardzo duża szerokość pierścienia ogniskowych gwarantuje że palce bez problemu na niego trafią. I nie ma tu znaczenia ich długość, wielkość dłoni, sposób w jaki podpieramy nią obiektyw albo aparat. Problem pojawia się w momencie gdy chcemy pierścieniem pokręcić. Opór okazuje się bowiem spory, a gdy go już przezwyciężymy, to dalej pierścień sunie już gładko i lekko. Z tym że jeśli ogniskową chcemy tylko ciut zmienić, to niemal pewne że "przesmarujemy". Duży opór statyczny nie jest jakąś straszną wadą, pod warunkiem jednak że tarcie dynamiczne nie jest istotnie mniejsze. Taką sytuację mieliśmy w tańszym Nikkorze 70-300 mm F4-5.6G i obsługa pierścienia była bardziej tam komfortowa niż tu. Dobre jednak to, że opór dynamiczny jest niezbyt duży i równy w całym zakresie ogniskowych.
Pierścień ostrości porusza się lekko, ale z "płaskim", "plastikowym" oporem, w którym nie wyczuwamy sprzężenia z mechanizmem ogniskowania. To typowe zachowanie AF-S Nikkorów ze średniej półki; te droższe mają znacznie lepiej ułożyskowane pierścienie ostrości. W zoomie tym pomiędzy opisywany pierścień a skalę odległości wbudowano przekładnię zwalniającą, dzięki której można precyzyjniej ręcznie ustawić ostrość. Jednocześnie jednak trudniejszy jest przeskok z końca na koniec skali; wymaga on obrotu pierścienia o niemal 180°.
W tylnej części obiektywu, tuż przed bagnetem, po lewej stronie umieszczono panel sterowniczy obsługujący autofokus i system stabilizacji obrazu. Tworzą go trzy suwaki, od góry: wyłącznik autofokusa, wyłącznik układu VR, przełącznik trybów stabilizacji Normal i Active. "Normal" służy do redukcji efektów drgań rąk fotografującego, a "Active" drgań pojawiających się podczas fotografowania ze znajdujących się w ruchu pojazdów. W pierwszym trybie układ VR obiektywu wykrywa panning i wyłącza wtedy poziomą składową stabilizacji, w drugim zawsze stabilizuje wszystkie wykryte drgania.