Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
To ponad 14-krotny zoom do aparatów pełnoklatkowych - obiektyw do wszystkiego. Jest przy tym dość lekki i poręczny. Na fotowyprawie na Sycylię z firmą Nikon sprawdziliśmy co potrafi.
Do niedawna tak szerokie zakresy ogniskowych były oferowane w obiektywach do lustrzanek z matrycami APS-C. W tym segmencie prym wiódł Tamron, którego “najdłuższym” modelem był 18-400 mm f/3.5-6.3 Di II VC HLD, czyli odpowiednik pełnoklatkowego 27-600 mm. W segmencie pełnoklatkowym aż takiego wyścigu nie było, choć praktycznie każdy z ówczesnych producentów optyki miał w swojej ofercie mniej lub bardziej udany model 28-300 mm.
Dziś rynek skupia się na aparatach pełnoklatkowych - poręcznych i dostępnych dla każdego. Rośnie zatem zapotrzebowanie na wszechstronne, uniwersalne zoomy, po które nadal chętnie sięgają osoby podróżujące i te, które wolą jeden obiektyw do wszystkiego.
Tu znów nie zawodzi Tamron i oferuje z bagnetem Sony E modele 28-300 mm f/4-7.1 Di III VC VXD (4300 zł) oraz jaśniejszy 28-200 mm f/2.8-5.6 Di III RXD (2900 zł). Z modelem RF 24-240 mm f/4-6.3 IS USM (4000 zł) Canon idzie bardziej w szeroki kąt, natomiast testowany tu Nikon Z 28-400 mm f/4-8 VR (6500 zł) to obecnie rekordzista w zakresie tele. Nie jest może najjaśniejszy, ale za to stosunkowo lekki i poręczny. Niestety nie najtańszy. Przekonajmy się na co go stać!
Przy tak szerokim zakresie pełnoklatkowego zoomu, Nikkor Z 28-400 mm jest naprawdę kompaktowy i lekki. Daleko mu do dłuższego o 4 cm i ponad 2-krotnie cięższego Canona EF 28-300 mm f/3.5-5.6L IS USM sprzed 20-lat, za to wygląda jak mały spacerzoom klasy 18-300 mm do korpusów APS-C. Przy wymiarach 85 x 142 mm i wadze 725 g jest tylko około 2 cm dłuższy od Tamrona 28-300 czy Canona RF 24-240 mm, ale mieści się w tej samej kategorii wagowej.
Zawdzięcza to niewątpliwie lekkim, ale wytrzymałym kompozytom, z których wykonany jest w całości tubus. Cała konstrukcja jest przy tym bardzo starannie wykonana i sztywna, nawet przy 400 mm. To ważne, bo przy maksymalnym zoomie tubus wysuwa się, zwiększając praktycznie dwukrotnie długość obiektywu. Czy ten mechanizm przetrwa dłuższą eksploatację? To już pokaże czas. Na pewno projektanci Nikona wzięli pod uwagę stabilność i wytrzymałość użytych materiałów.
W pozycji złożonej, na 28 mm, tubus można zablokować przed samoczynnym wysunięciem, choć mechanizm zoomowania ma na tyle duży opór, że o blokadzie raczej nie musimy specjalnie pamiętać.
Pierścień zoomu działa płynnie i wystarczy 90-stopniowy ruch, aby przejść z minimalnej do maksymalnej wartości ogniskowej. Pokryty jest sztywną gumą o podłużnych rowkach. Dzięki temu całkiem dobrze trzyma się palców, ale nie zaszkodziłaby głębsza i bardziej miękka faktura, żeby poprawić chwyt, gdy dłoń lekko się spoci. Co istotne, przy zoomowaniu przednia soczewka nie obraca się, więc można bez problemu stosować filtry polaryzacyjne lub połówkowe.
Na koniec trzeba też podkreślić, że Nikkor Z 28-400 mm f/4-8 VR to konstrukcja uszczelniona, także przy bagnecie. Oczywiście tą zaletę należy wykorzystywać z rozwagą, ale nie musimy stresować się piaskiem, wilgocią, czy nawet kroplami wody.
Zakres od 28 mm do 400 mm jest bardzo wszechstronny. Dzięki niemu jeden ruch nadgarstka wystarczy, by wykonać szerokie ujęcie krajobrazu i po chwili ekstremalne zbliżenie. Najlepiej obrazują to poniższe przykłady.
Trzeba jedynie pogodzić się z mało zachęcającą jasnością tego obiektywu - ale to cena poręczności przy takim zakresie ogniskowych. Jasność f/4 przy 28 mm spada do f/4.5 przy 35 mm. Przy 50 mm jest już f/5.6, przy 105 mm - f/6.3, a w zakresie od 200 mm do 400 mm - f/8.
Przy takich parametrach obiektywu obawiać można się szybkości autofokusa. Jednak bez obaw. Nikkor Z 28-400 mm f/4-8 VR zarówno z Nikonem Z6 III, jak i Z8 radził sobie wręcz doskonale. Zoom ostrzył bardzo szybko i skutecznie nawet przy słabym świetle. Doskonale współpracował też z detekcją oka czy zwierząt.
Małe poślizgi występują jedynie przy przeostrzaniu z bliskiego na daleki plan lub odwrotnie. Ale w takich sytuacjach trudno oczekiwać błyskawicznej skuteczności, nawet w zoomach wyższej klasy. Tym bardziej, że Z 28-400 mm ostrzy już z odległości 20 cm. To przekłada się na maksymalne powiększenie 0,35x i pozwala rejestrować ujęcia semi-makro.
Nikkor Z 28-400 mm f/4-8 VR ma jeszcze jedną dużą zaletę: bardzo wydajną stabilizację. Doceniamy ją szczególnie przy korzystaniu z maksymalnego zakresu tele. Dzięki niej podczas kadrowania z ręki mamy stabilny obraz, a w słabszym świetle możemy stosować dłuższe czasy ekspozycji. Jej skuteczność w praktyce to nawet 6 EV - testując, przy ⅙ s udało się wykonać nawet 30% ostrych zdjęć, a przy ⅓ s ujęcia były tylko lekko poruszone.
Podchodząc do tak wszechstronnego obiektywu, nie można oczekiwać od niego wysokiej jakości obrazu. W takiej konstrukcji trzeba zawsze iść na kompromisy, więc spójrzmy co Nikonowi udało się osiągnąć.
Jeśli w aparacie mamy zawsze włączone opcje kompensowania wad optycznych, nic szczególnego nie rzuci nam się w oczy. Ale gdy sami kontrolujemy je w edycji, zauważymy, że RAW-y wyglądają zbyt dobrze. Okazuje się, że w przypadku tego obiektywu Nikon stosuje automatyczną redukcję dystorsji (także w RAW) i nie można jej wyłączyć w menu aparatu. Trudno więc ocenić jak duże w rzeczywistości jest zniekształcenie geometryczne obrazu. Można tylko przypuszczać, że skoro Nikon nie chce się tym chwalić, zapewne duże.
Czy to powód do zmartwień? W gruncie rzeczy nie, bo zapewne i tak mniejszą, czy większą dystorsję należałoby skorygować. Bardziej chodzi o zasadę, że RAW powinien być nietykalny. Niestety takie sytuacje w branży widzimy coraz częściej i jak widać Nikon robi to samo.
W teorii redukcje aberracji chromatycznej i winietowania można już wyłączyć, ale w praktyce to niczego nie zmieni - RAW-y nadal nie różnią od JPEG-ów. W dodatku poziom tych wad jest podejrzanie niski jak na ten rodzaj obiektywu. Aberracja chromatyczna na zdjęciach jest praktycznie zerowa w całym zakresie ogniskowych, a winietowanie, poza szerokim kątem i tele przy otwartych przesłonach, minimalne. Co ciekawe, profile w Lightroomie czy nikowskim NX Studio nie likwidują w tym obiektywie winietowania do zera.
Wygląda więc na to, że dla Z 28-400 mm f/4-8 VR producent stosuje programowe poprawianie wad optycznych na całego. A co z rozdzielczością?
W całym zakresie zoomu szczegółowość jest naprawdę wysoka w centrum kadru. Spada nieco na 400 mm, ale nadal pozostaje na zaskakująco dobrym poziomie. Jedyne zastrzeżenia można mieć do brzegów kadru. O ile na szerokim kącie nie jest tak źle, o tyle w zakresie maksymalnego tele peryferia kadru są bardzo miękkie. Oczywiście mowa o szczegółach oglądanych 1:1. Zdjęcia wyświetlane w całości na monitorze Full HD, czy nawet 4K wyglądają naprawdę bardzo dobrze.
Na koniec o pracy pod światło. Gdy fotografujemy pod słońce zastosowane w obiektywie powłoki dają bardzo naturalny i kontrastowy obraz. Jeśli jednak umieścimy ostre światło w kadrze, mogą pojawić się wyraźne, choć nie specjalnie duże flary.
Pełnoklatkowy Nikkor Z 28-400 mm f/4-8 VR oferuje potężny zakres ogniskowych, który pozwala na fotografowanie zróżnicowanych tematów bez konieczności wymiany obiektywu. I to jest jego główna zaleta, bo w jednej chwili pozwala wykonać szerokie ujęcie krajobrazowe, ciasny portret, zdjęcie dzikiej przyrody lub sportowe, a nawet zbliżenie makro. Jest przy tym naprawdę poręczny i wygodny w użyciu, dzięki między innymi wydajnej stabilizacji obrazu.
Jak na obiektyw o takich parametrach, oferuje też bardzo rozsądną jakość zdjęć. Ile w tym zasługi ma sama optyka, a ile programowa edycja obrazu - nie wiemy. Ale czy to aż tak istotne, jeśli wynikowa jakość zdjęć jest dobra? Potencjalnych użytkowników tego obiektywu raczej nie będzie to obchodzić. Oni docenią jego zalety, bo Nikkor Z 28-400 mm f/4-8 VR w kreatywnych rękach to naprawdę wszechstronne narzędzie. Niestety drogie.
Wszystkie poniższe zdjęcia zostały wykonane aparatem Nikon Z6 II przy standardowych ustawieniach i z włączonymi redukcjami wad optycznych.