Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Sigma prezentuje kolejną generację obiektywu, który przed 9 laty zapoczątkował serię Art. Czy zaprojektowana z myślą o bezlusterkowcach Sigma A 35 mm f/1.4 DG DN okaże się poważną konkurencją dla pokazanego niedawno modelu Sony 35 mm f/1.4 GM? Obiektywowi mieliśmy okazję przyjrzeć się jeszcze przed premierą.
Choć Sigma A 35 mm f/1.4 DG DN nie jest pierwszą konstrukcją z serii Art, którą firma postanowiła w pełni przeprojektować na potrzeby systemów bezlusterkowych (na jesieni pojawił się m.in. model 85 mm f/1.4 DG DN Art), może okazać się najbardziej istotną. Po pierwsze dlatego, że to właśnie modelem 35 mm f/1.4 DG HSM w 2012 roku Sigma zadebiutowała z linią ART, a po drugie dlatego, że jest to konstrukcja dość popularna, chętnie wykorzystywana i stanowiąca przyjemny balans pomiędzy „budżetowymi” obiektywami 35 mm ze światłem f/1.8, f/2 czy f/2.8, a profesjonalnymi, ciężkimi pozycjami ze światłem f/1.2.
Dodatkowo do niedawna w systemie E nie było konstrukcji, która te możliwości potrafiłaby zamknąć w stosunkowo kompaktowej formie. Mieliśmy albo ogromny obiektyw Sony Zeiss 35 mm f/1.4 ZA, albo równie dużą „adaptowaną” Sigmę 35 mm f/1.4 DG HSM. Stworzenie modelu zaprojektowanego specjalnie na potrzeby współczesnych aparatów bezlusterkowych mogło więc okazać się strzałęm w dziesiątkę, jednak niespodziewanie w polu widzenia pojawił się mocny konkurent w postaci modelu Sony FE 35 mm f/1.4 GM, który choć ma swoje wady (jak np. duża aberracja chromatyczna) to bije rekordy pod takimi względami jak ostrość czy gabaryty.
I tu pojawia się pytanie najważniejsze. Czy kosztujący niemal połowę mniej (3890 zł) obiektyw Sigma A 35 mm f/1.4 DG DN jest w stanie dorównać natywnej konstrukcji, czy być może po latach optycznego triumfu producent zostanie zepchnięty na pozycję słabszej alternatywy?
Obiektywem mieliśmy okazję robić zdjęcia jeszcze przed premierą i choć był to jeszcze model przedprodukcyjny, którego nie mogliśmy poddać pełnej procedurze testowej w naszym studiu, dzielimy się z wami naszymi pierwszymi wnioskami, opartymi o pracę ze szkłem w praktyce. O szczegółach technicznych nowej konstrukcji możecie zaś przeczytać w poniższym artykule.
Zacznijmy może od konstrukcji i gabarytów. Choć nowa Sigma A 35 mm f/1.4 DG DN jest widocznie bardziej kompaktowa (75,5 × 109,5 mm) i lżejsza od swojej „adaptowanej” poprzedniczki pod postacią obiektywu Sigma A 35 mm f/1.4 DG HSM w wersji do Sony E, to okazuje się minimalnie większa od oryginalnej lustrzankowej wersji z 2012 roku. Naturalnie jest też więc nieco większa od konkurencyjnego modelu Sony FE 35 mm f/1.4 GM, choć trzeba przyznać że nowe szkło Sigmy nienajgorzej konkuruje wagą (630 g względem 524 g w modelu Sony).
Jeżeli więc chodzi o samą konstrukcje, trudno mówić to o jakiejś rewolucji, choć to także dlatego, że pod tym względem jesteśmy ostatnio rozpieszczani przez Sony. Mimo wszystko nowa Sigma zachowuje przyzwoite rozmiary i wagę, stanowiąc całkiem wygodną parę dla pełnoklatkowych korpusów w systemie Sony E. Po kilkugodzinnym spacerze z aparatem w ręku nie czułem dyskomfortu, czego zasługą jest także to, że obiektyw jest dobrze wyważony i przy mocnym chwycie w razie potrzeby będziemy nim w stanie sprawnie fotografować nawet jedną ręką.
Trzeba też przyznać, że Sigma A 35 mm f/1.4 DG DN stoi na wysokim poziomie jeśli chodzi o jakość wykonania i ergonomię. Konstrukcja jest zwarta, przyjemna w dotyku i wydaje się wytrzymała, a do tego oferuje wszystko to, czym kusi natywna pozycja z linii G Master. Mamy więc fizyczny pierścień przysłony z możliwością przełączenia na tryb bezstopniowy, przycisk funkcyjny, a do tego duży, stawiający przyjemny opór pierścień ostrości z liniowym przełożeniem obrotu na ruch soczewek, dzięki czemu szkło ma szansę być z powodzeniem wykorzystywane także w przypadku bardziej wymagających produkcji wideo. Mamy też oczywiście uszczelnienia, a przednia soczewka została pokryta powłokami ułatwiającymi utrzymanie szkła w czystości.
Ważnym punktem nowej generacji obiektywu jest też nowy silnik krokowy, który w ramach wewnętrznego systemu ostrzenia w celu ustawienia ostrości porusza tylko jedną soczewką. Dzięki temu szkło jest naprawdę szybkie, ciche i umożliwia skuteczną współpracę z wyjątkowo skutecznymi systemami AF aparatów Sony. W praktyce obiektyw miewa czasem problemy ze skutecznym wychwyceniem oka na przysłonie f/1.4, ale to raczej problem systemu AF aparatu niż szybkości szkła. Gdy fotografowany obiekt znajdzie się już w polu ostrości silnik AF bez większego problemu nadąża za systemem śledzenia.
Pewne problemy zauważyłem właściwie wyłącznie w przypadku ciasnych portretów, wykonywanych blisko minimalnej odległości ostrzenia (30 cm) przy szeroko otwartej przysłonie. W trybie pojedynczym natomiast przeostrzenie przez cały zakres trwa ok. 0,25 s, oscylując na poziomie systemowego limitu aparatów Sony. Nie jest to więc w żadnym wypadku obiektyw, który można by uznać wolnym, choć skuteczność systemu AF bliżej sprawdzimy dopiero podczas pełnego testu szkła.
W przypadku samej konstrukcji na pewno nie można powiedzieć, żeby nowa Sigma wypadała widocznie gorzej od natywnego konkurenta. Jest co prawda nieco większa, ale oferuje zbliżoną kulturę pracy i bardzo solidne wykonanie. Pod względem stosunki ceny do jakości jest to wiec bezsprzeczny faworyt.
A jak jest pod względem optyki? Sigma A 35 mm f/1.4 DG DN potrafi być piekielnie ostra w przypadku ostrzenia na większe odległości i domknięcia przysłony, choć już w zbliżeniu (minimalna odległość ostrzenie 30 cm) na szeroko otwartej przysłonie wypada nieco gorzej. Nadal są to jednak świetne rezultaty.
Samo jednak rozmycie, dzięki 11-listkowej przysłonie ma bardzo miękki charakter i oferuje przyjemną reprodukcję punktów świetlnych nawet przy mocniejszym domknięciu. Niektórzy mogą jednak rozmycie oferowany przez nową Sigmę uznać za nieco „zbyt kliniczne”.
Obiektyw całkiem dobrze radzi sobie z dystorsją, którą w razie potrzeby możemy świetnie skorygować za pomocą profilu korekcji w aparacie (lub na etapie edycji).
Dystorsja po systemowej korekcji
Dobrze wypada także praca pod światło. W przypadku ostrego, kontrastowego oświetlenia zauważymy charakterystyczne dla Sigmy fioletowawe rozbłyski, ale jakiekolwiek bardziej widoczne flary uzyskać jest raczej trudno. W dodatku szkło w takich warunkach zachowuje przyzwoitą kontrastowość.
Obiektyw całkiem nieźle wypada także pod względem aberracji chromatycznej, którym to punktem może wygrywać z przeciętnie wypadającym pod tym kątem modelem FE 35 mm f/1.4 GM. Aberracja na szeroko otwartej przysłonie jest oczywiście widoczna, ale w większości przypadków nie będziemy mieli do czynienia z rozlewającymi się na dużą powierzchnie kadru fioletowymi czy zielonymi plamami, które będą mocno widoczne w przypadku oglądania zdjęć w rozmiarach ekranowych.
Piętą achillesową nowego szkła okazuje się natomiast mocna winieta, która obecna jest nawet przy f/4-5.6 (choć powyżej f/2.8 staje się już mało widoczna). I nie chodzi nawet o to, że winieta występuje - niektórzy lubią ten efekt „domknięcia” kadru na szeroko otwartej przysłonie - ale raczej o fakt, że praca w zakresie f/1.4-f/1.8, gdzie winieta jest najmocniej zauważalna, stwarza pewne problemy dla systemu pomiaru światła. A przynajmniej tak było w przypadku modelu A7R IV, na którym mieliśmy okazję sprawdzać obiektyw.
W zależności od panujących warunków, konieczność wprowadzania ręcznych korekt na f/1.4 rozciągała się na zakres do -1 do +1 EV, a dodatkowo frustrowało to, że przy ustawieniu korekcji na 0 trudno jest wykonać zdjęcia z szeroko otwartą przysłoną, na którym jasne obiekty w centrum kadru nie wychodziłyby przepalone. Jest to więc zdecydowanie obiektyw, z którym pracy trzeba się nauczyć i poznać jego humory.
Póki nie będziemy mieli okazji przetestować obiektywu w naszym studiu, powstrzymamy się od definitywnej oceny nowego szkła. Tym bardziej, że obiektyw, który otrzymaliśmy był jeszcze wersją przedprodukcyjną. Pierwsze chwile spędzone z modelem Sigma A 35 mm f/1.4 DG DN wskazują jednak, że jest to szkło konkurencyjne względem natywnego modelu Sony FE 35 mm f/1.4 GM, nawet jeśli jest od niego nieco większe i cięższe.
Obiektyw Sigmy jest naprawdę ostry, precyzyjnie wykonany i dobrze radzi sobie z większością wad optycznych, takich jak dystorsja czy aberracja chromatyczna. W dodatku sprawnie współpracuje z systemem AF aparatu i pozwala na skuteczne śledzenie obiektów.
Pewnym minusem nowej konstrukcji okazuje się jednak mocna i nieco utrudniająca pracę winieta. Biorąc jednak pod uwagę dwukrotnie niższą cenę obiektywu (3890 zł), jest to kompromis, który da się zaakceptować. Należy jedynie wyrobić sobie nawyk uważnego kontrolowania ekspozycji w przypadku pracy na szeroko otwartej przysłonie.
Obiektyw trafi do sprzedaży 18 maja 2021 roku.
Poniżej prezentujemy galerię zdjęć przykładowych wykonanych obiektywem Sigma A 35 mm f/1.4 DG DN z korpusem Sony A7R IV, na standardowych ustawieniach obrazu, z wyłączonym systemem korekcji wad optycznych (chyba, że wyszczególniono inaczej).