Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Jest duży, ciężki i drogi, ale jasny i solidny. Najnowsza “pięćdziesiątka” do systemu Nikon Z zaskakuje pod wieloma względami. Sprawdźcie czym zaskoczyła nas, a przeglądając zdjęcia przykładowe, oceńcie sami jej możliwości.
Systemy bezlusterkowe miały odciążyć nasze fotograficzne torby i plecaki, ale patrząc na większość nowych obiektywów jest wręcz odwrotnie. Przykładem tego jest zaprezentowany we wrześniu Nikon Nikkor Z 50 mm f/1.2 S. Owszem, to bardzo jasne szkło, ale jego lustrzankowy odpowiednik Canon EF 50 mm f/1.2L USM z 2006 roku jest dwa razy lżejszy i dwa razy mniejszy. Czy aby osiągnąć najwyższą współcześnie jakość optyczną “pięćdziesiątki” trzeba konstruować aż takiego kolosa, który na dodatek kosztuje blisko 11 000 zł?
Na to pytanie spróbujemy szczegółowo odpowiedzieć w pełnym teście obiektywu Nikkor Z 50 mm f/1.2 S. Poniżej natomiast znajdziecie nasze pierwsze wnioski i zdjęcia przykładowe, które pozwoliły nam już wyrobić sobie pewne zdanie na temat najnowszego obiektywu systemu Nikon Z.
Stylistyka i wykonanie tego obiektywu odpowiadają najnowszym profesjonalnym konstrukcjom Nikona. Nikkor Z 50 mm f/1.2 S jest solidny i wytrzymały, a do tego uszczelniony przed kurzem i wilgocią. Ma też wbudowany monochromatyczny ekran, na którym poprzez kolejne naciskanie przycisku DISP może być wyświetlana skala przysłon, odległości ostrzenia i głębia ostrości.
Szeroki, pokryty gumą pierścień odpowiada za ręczne ostrzenie, a wąski przy bagnecie jest pierścieniem funkcyjnym. Jest też gumowy, karbowany pierścień z przodu, ale on nie obraca się, jest tylko ozdobą. Na obiektywie znajdziemy też przycisk funkcyjny L-Fn i wyłącznik autofokusa.
Nikon Nikkor Z 50 mm f/1.2 S ma 17 soczewek ustawionych aż w 15 grupach. To znaczy, że niemal cały układ składa się z pojedynczych elementów i najwyraźniej z tego powodu obiektyw jest taki długi - ma aż 15 cm długości. Jego odpowiednik w systemie Canon, model RF 50 mm f/1.2L USM ma niecałe 11 cm. Układ optyczny Canona ma jednak dwie soczewki mniej, a do tego wszystkie ustawione są w 9 grupach. Między innymi dlatego, dzięki posklejanym w grupy elementom jest bardziej kompaktowy.
Schemat budowy obiektywu Nikon Nikkor Z 50 mm f/1.2 S. Na niebiesko oznaczono soczewki asferyczne, na żółto elementy ED
Oba mają za to podobną szerokość, choć Nikkor obsługuje większe 82-milimetrowe filtry. Jest też o 140 g cięższy.
W Nikkorze znajduje się 9-listkowa przysłona (10-listkowa w Canonie), która po przymknięciu ma dawać przyjemne nieostrości i kołowe rozmycie punktowych źródeł światła. W praktyce wielokąty ujawniają się od f/1.4 i wraz z przymykaniem przysłony stają się coraz bardziej “kanciaste”.
Za automatyczne ustawianie ostrości odpowiadają dwa silniki krokowe STM, osobno sterujące dwoma grupami soczewek. Pracują cicho, słychać tylko lekkie bzyczenie, równie ciche jak przymykana przysłona. Minimalna odległość ostrzenia wynosi 45 cm.
Dokładne testy jeszcze to zweryfikują, ale odnieśliśmy wrażenie, że przy fotografowaniu z bliska autofokus ostrzy wolniej i czasami się zawiesza. Przy odległościach powyżej 1-2 m tego problemu nie doświadczyliśmy. Może przydałby się przełącznik zakresu działania AF, taki jak w obiektywach makro? To mogłoby zoptymalizować pracę autofokusa przy konkretnych zadaniach.
Ostrość w centrum przy w pełni otwartej przysłonie jest bez zarzutu. Z pewnością nie bije rekordów, ale przy tak jasnym otworze względnym jest zaskakująco wysoka. Wyraźny spadek szczegółowości obserwujemy natomiast na brzegach i w rogach kadru. Trzeba przymknąć przysłonę do około f/2.8, aby ostrość w miarę wyrównała się w całym kadrze.
Doskonale za to korygowana jest aberracja chromatyczna. W całym zakresie przysłon obraz jest praktycznie wolny od przebarwień na krawędziach, zarówno w centrum jak i na brzegu kadru.
Równie pochlebnie możemy wypowiadać się o dystorsji - zniekształcenie obrazu raczej nie występuje. Gdy fotografujemy z użyciem szeroko otwartej przysłony odczuwamy za to obecność winietowania. Oczywiście maksymalne pociemnienie obrazu występuje przy f/1.2. Jest wtedy wyraźnie widoczne, szczególnie w narożnikach. Znika po przymknięciu do f/2. Choć ma swój klimat, jego duży poziom trochę nas zaskoczył, biorąc pod uwagę gabaryty obiektywu.
Obiektyw świetnie radzi sobie za to pod ostre światło. Raz czy dwa udało na się złapać okrągłego blika, ale łatwo nie było. W praktyce, przy założonej osłonie o odblaski trudno, a jednocześnie fotografując pod światło możemy liczyć na naprawdę czysty, przyjemnie kontrastowy obraz.
Ze względu na duże gabaryty i wagę, nie jest to obiektyw, z którym będzie nam się wygodnie i dyskretnie fotografować na co dzień. Oczywiście dla większości profesjonalistów będzie to miało zapewne drugorzędne znaczenie, ale mimo wszystko po współczesnych konstrukcjach oczekiwalibyśmy jednak nieco większej kompaktowości.
Zdjęcia z tego obiektywu wyglądają jednak wspaniale. Są wolne od aberracji i dystorsji oraz ostre w centrum przy f/1.2. Już wiemy jednak, że Nikkor Z 50 mm f/1.2 S nie jest ideałem pod względem optycznym. Nasze zastrzeżenia budzi ostrość na brzegu i winietowanie przy szeroko otwartych przysłonach. Zastanawia nas również nieco gorsza skuteczność autofokusa przy krótkich odległościach do tematu. Do dokładnej oceny potrzebujemy jednak bezwzględnych pomiarów. Wtedy dopiero będziemy pewni możliwości tego szkła.
Wszystkie prezentowane tutaj zdjęcia przykładowe wykonane zostały aparatem Nikon Z7 II przy standardowych ustawieniach, ale wyłączonych opcjach redukcji wad optycznych.